sobota, 22 września 2012

Sixteenth Dream



Malik odwiózł mnie do domu. Czułam dziwną pustkę. Moje myśli krążyły wokół niezwykłego wierzchowca. Siedziałam z laptopem i przeglądałam Internet. Nie wiem jakim cudem świat nie dowiedział się jeszcze o tym, że jestem z Zaynem.. Chociaż prawdę mówiąc nie powiedział mi tego tak prosto w twarz. Ale wiem, że mnie kocha. Usłyszałam trzask drzwi.
- Wróciiiłaaam!
- A Ty byłaś na wycieczce dookoła świata czy jak? – rzuciłam się na przyjaciółkę. Stęskniłam się za nią cholernie. Przez cały wieczór zdawałyśmy sobie relacji z kilku dni. Dowiedziałam się również, że coś jest na rzeczy między Martą a Niallerem. Moje serce dosłownie promienieje.. o niczym tak nie marzę, jak o szczęściu mojej przyjaciółki.
- Zakochana paaaara Sophiee i Zaaaaayn! – rzuciłam w przyjaciółkę poduszką. Tak rozpętałyśmy naszą trzecią, puchową wojnę światową.
- Kocham Cię! – powiedziałam i przytuliłam Retka.
- Teeeż Cię kocham… Tylko teraz muszę się Tobą dzielić z Zaynem.. – burknęła. Zaniosłam się śmiechem i uderzyłam ją w ramię.
- Jutro trzeba do pracy słońce. Idziemy spać?
- No.. niestety. A Ty jedziesz do stajni?
- Tak. Potem zostanę jeszcze i zajmę się Moonshinem.
- Myślisz, że uda Ci się coś zdziałać?
- Myślę, że tak.

O godzinie 8 szykowałam już śniadanie, umyta i ubrana. Marta w tym czasie modliła się nad szafą. Punkt dziewiąta byłyśmy w Nandosie. Szef cieszył się, że w końcu mnie zastał w pracy. Ucięłam sobie z nim dłuższą pogawędkę, poczym wzięłam się do roboty, Właśnie obsługiwałam kolejny stolik, jak zwykle z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co panu podać? – mina mi zrzedła, jednak po chwili przykleiłam sobie na twarz sztuczny uśmiech.
- Witam panią. Najchętniej to prosiłbym panią – Francisco wstał i przytulił mnie do siebie, na koniec cmokając w kąt ust.
- Niestety, nie mamy takiej oferty w naszym menu. Co chcesz? – uśmiechnęłam się.
- Ze względu na to, że nie odbierasz moich telefonów, postanowiłem nawiedzić Cię w pracy.
-Ah, fajnie. Słuchaj, muszę obsłużyć kolejny stolik, więc… pa – i odwróciłam się szybko z zamiarem podejścia do następnego klienta, jednak model stanowczo przytrzymał mnie za rękę.
- Unikasz mnie.
- Wcale nie… - powiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
- Nie oszukuj mnie.. Widzę przecież – rzucił gniewnie.
- Po prostu ostatnio jestem bardzo zabiegana.. mam mnóstwo pracy i ogólnie tak jakoś…
- To nawet nie możesz odezwać się do przyjaciela?
- Wybacz mi… - westchnął głośno i ponownie mnie od siebie przytulił.
- Po pracy Cię porywam.
- No nie wiem, bo..
- To nie było pytanie, to było stwierdzenie.
- Ale ja mam drugą pracę.
- Gdzie?
- W stajni.
- Sprzątasz końskie gówna? – spytał z niedowierzaniem.
- Nie. Ujeżdżam młode konie dla Twojej informacji, a teraz muszę już iść – zgromiłam go wzrokiem.
- Przepraszam, nie powinienem… Głupi jestem.
- Tak, jesteś – chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem, na co ja prychnęłam śmiechem.
- A mogę z Tobą tam pojechać?
- Jak chcesz… Ale nic ciekawego nie będę tam robiła..
- Wszystko, co jest związane z Tobą jest ciekawe – uśmiechnął się zalotnie, co kompletnie zignorowałam. Chłopak widząc moją reakcję szybko zmienił temat.
- To wiesz, ja chyba poproszę zestaw śniadaniowy.
- Dobrze. – powiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni, gdzie natknęłam się na Martę. Spojrzała na mnie pytająco, poczym gestem wskazała, żebym poszła za nią.
- Co jest grane? – opowiedziałam jej sytuację, która się przed chwilą wydarzyła. Przygryzła wargę i zaczęła gorączkowo myśleć.
- Dobra, zostań tu, ja go obsłużę.
- Dziękuję, jesteś kochana.
- A co do tego, że pojedzie z Tobą do stajni… spróbuj trzymać go na dystans.
- Postaram się.
- Wiesz, że nie dam Cię skrzywdzić? – uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem. Za to Cię kocham.
Po pracy poszłam do przebieralni i zmieniłam ciuchy na jeździeckie. Wyszłam z zatłoczonego lokalu, gdzie momentalnie poczułam zimny powiew wiatru. Tak jak się spodziewałam, ujrzałam Franciego machającego w moją stronę. Całą drogę do ośrodka gadał, ja jedynie w niektórych momentach mu przytakiwałam. Kiedy wjechaliśmy na żwirowy plac, doszła mnie charakterystyczna woń. Wysiadłam z pojazdu i razem z Francim ruszyłam w kierunku stajni. Pomachał do mnie ten sam chłopak, który wczoraj trzymał kasztankę. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Cześć Sophie. Szef prosił, żebyś wsiadła dzisiaj na dwa konie. Na Ballerinę i Loveliness. Ness to taka siwa klacz skokowa. Prosił, żebyś zrobiła jej pożądny trening skokowy. Kasztanka jest już osiodłana, jak z nią skończysz, daj znać Tommiemu, żeby przygotował siwkę. To taki blondyn, co chwilę będzie krążył koło ujeżdżalni. – posłał mi ciepły uśmiech. Weszłam do boksu, gdzie rzeczywiście stała osiodłana Ballerina. Zdjęłam jej kantar z głowy i wyprowadziłam na zewnątrz. Francisco cały czas podążał za mną narzekając, że nie powiedziałam mu o tym, że jeżdżę konno. Będąc na ujeżdżalni wsiadłam na kobyłę. Jeśli chodzi o jej reakcję na wędziło, było już odrobinę lepiej. Najważniejsze jest to, żeby przestała kojarzyć je sobie z czymś złym. Dzisiaj bez większego problemu ją pozbierałam. Pracowałyśmy przede wszystkim nad odpowiednim ustawieniem w kłusie. Po około godzinie zakończyłam trening. Wcześniej dałam znać Tommemu, żeby zaczął siodłać siwą klacz. Odprowadziłam kasztankę do boksu, gdzie zajął się nią blondyn. Zanim wsiadłam na kolejnego konia, wzięłam sobie krótką przerwę, podczas której wysłuchiwałam pochwał ze strony Franciego. Lubię spędzać czas w jego towarzystwie, jednak to nie zmienia faktu, że czuję się mało komfortowo wiedząc, że ślini się na mój widok. Upiłam łyk wody i postanowiłam wsiąść na klacz. Znajdowałam się tym razem na olbrzymim, zadbanym parkurze. Większość przeszkód miała wysoko poustawiane poprzeczki, nie licząc tych służących do rozgrzania. Jazda na tej klaczy była samą przyjemnością. Nie dość, że była świetnie ujeżdżona i niezwykle posłuszna, na dodatek miała rewelacyjny charakter. Trening skokowy przebiegł bardzo dobrze, obydwie zmęczone udałyśmy się do stajni, gdzie zajęłam się klaczą.
- Chcesz mi pomóc? – spytałam z ciepłym uśmiechem.
- Wybacz… nie lubię koni. – uśmiechnął się blado. Szkoda. Pomyślałam. Po wyczyszczeniu klaczy wpuściłam ją do boksu i odniosłam sprzęt na miejsce.
- To.. Idziemy już? – spytał z nadzieją w głosie.
- Wiesz, Franci.. Nie będę Cię dłużej zatrzymywać. Mam tu jeszcze jedną sprawę do załatwienia, która trochę potrwa. Jedź do domu – chłopak chciał już zaprzeczać, jednak położyłam palec na jego ustach.
- Nalegam. Muszę pobyć trochę sama. Dziękuję Ci, że ze mną przyjechałeś.
- To ja Ci dziękuję, że mi pozwoliłaś. Nawet nie wiesz, jak się cieszę – powiedział po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł ze stajni – Niedługo zadzwonię kochanie! – krzyknął.
- Ja Ci dam kochanie! – mruknęłam, ale chłopak już tego nie usłyszał. Słońce zbliżało się ku zachodowi, Na ośrodku stały już tylko dwa samochodu. Westchnęłam głośno i udałam się do siodlarni. Wyciągnęłam z niej skórzany kantar i lonżę, poczym udałam się w głąb stajni. Po drodze zauważyłam taczkę z marchewkami. Wzięłam kilka i wpakowałam sobie do tylnej kieszeni.
- No to zaczynamy – szepnęłam prawie niesłyszalnie. Odsunęłam ciężkie, metalowe drzwi i ujrzałam za nimi leżącego Shine’a. Ogier momentalnie zerwał się na nogi i wycofał w głąb boksu.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Chcę Ci tylko pomóc. Tak jak przyjaciel przyjacielowi. Musisz mi zaufać, Moonshine – spojrzałam na konia przyjaźnie. Prychnął, poczym kłapnął na mnie zębami. Powoli weszłam do boksu i usiadłam na sianie.
- Wiesz co, nie wiem tak naprawdę, co jest przyczyną twojego zachowania.. Ale powiem Ci, że jeszcze niedawno myślałam, że cały świat jest zły i wszystkie istoty chodzące po nim chcą mnie zniszczyć. Jednak w momencie, kiedy poznałam prawdziwych przyjaciół i miłość mojego życia, zła klątwa prysła. Mój świat nabrał barw, a serce zalała fala miłości i szczęścia. Trzeba tylko otworzyć się na innych i dać losowi robić swoje. – koń cały czas przyglądał mi się nieufnie. Nie wiem jak długo prowadziłam dziwny monolog ze sobą kierując go przy okazji do Moonshine’a. Coś mną kierowało, nie wiedziałam dokładnie co. Miałam jedynie przeczucie, że dobrze robię będąc tutaj razem z tym tajemniczym, karym ogierem…


***
Proszę proszę... Dzisiaj mnie vena naszła i to porządna! Korzystam z niej na maksa! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ. Nie trzeba wpisywać żadnych kodów, więc jest to proste dodać komentarz :) Ślicznie proooszęęę *.*

3 komentarze: