środa, 18 września 2013

Czy to już koniec?

Emm, od długiego i to bardzo długiego czasu mnie tu nie było.
Powiem tak. Nie czekajcie na rozdziały. Może jeszcze kiedyś wróci mi chęć pisania, może znajdę odpowiednią motywację. 

Chciałam Wam wszystkim podziękować za te wszystkie wspólne miesiące. I przepraszam, że tak to się skończyło. Jednak teraz macie szansę ułożyć sobie dalszą część historii sami.  

Z tego co słyszałam, Zayn ma narzeczoną - Perrie. Lipka trochę co nie? Chyba nie ma już miejsca na Sophie, coż za zbieg okoliczności.... :/ 

A powodem jest to, że straciłam osobę,  która była moim życiowym motywatorem jak i również do pisania tego opowiadania. Osoba, na którą mogłam zawsze liczyć i którą kochałam całym przyjacielskim sercem. 
Marta, nieważne jaką drogą teraz pójdziesz, wiec, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym..
I nigdy o Tobie nie zapomnę. 

Powiem tak. KOCHAM WAS, nigdy nie zapomnę moich cudownych czytelniczek. Chociaż nie byłam Directioners, cieszę się, że poznałam takie cudowne dziewczyny jak Wy! :**** 


Love, Sophie. ♥


czwartek, 16 maja 2013

Fifty-sixth dream

Music: Rihanna- Stay

Zastanawiałam się nad sensem odnalezienia chłopaków.. Może powinniśmy pozwolić im żyć tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? A jeżeli oni tak na prawdę nie pamiętają nic z drugiej rzeczywistości, jedynie byli wytworem naszej wyobraźni? Ale wtedy skąd byłoby wiadome, że mieli wypadek? Eltor nas przecież o tym uświadomił, co jak wiemy okazało się prawdą... Ale skoro nie pytają, nie szukają.. Może przesadzam, może powinnam dać im więcej czasu.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - spytała poddenerwowana Marta.
- Przepraszam... zamyśliłam się.
- Będziesz tak leżeć na tej podłodze, czy może pomóc Ci wstać? - zachichotała. Faktycznie. Już od kilku minut leżałam w bezruchu na lodowatej posadzce. Podniosłam się na rękach z zamiarem wstania, jednak moja niezagipsowana noga odmówiła posłuszeństwa.
- Co jest... - miałam złe przeczucia. Dotarło do mnie, że nie mam czucia w dolnej partii ciała.
- Hmm? - spytała beztrosko Marta.
- Ja.. ja nie mogę wstać.. - powiedziałam z przerażeniem.
- Bo ciota z Ciebie i tyle. - odpowiedziała.
- Nie, to nie są żarty! - spojrzała na mnie po chwili z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Jak to? Nie rozumiem.. - odłożyła laptopa i zeszła z łóżka, po czym podeszła do mnie. Ukucnęła tuż przy mnie i spojrzała na mnie wyczekująco. - No i co, czujesz coś? - powiedziała. Dopiero teraz zauważyłam, że jej ręka spoczywa na mojej nodze. Moje serce stanęło, nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.Zanim się zorientowałam, stało nade mną kilku lekarzy, którzy dokładnie oglądali moje nogi. Po chwili jeden z nich westchnął głęboko i spojrzał znacząco na pozostałych. Zdezorientowanie i szok jaki mnie ogarnął, nie dawał mi myśleć racjonalnie.
- To niedowład nóg.. - powiedział cicho.


- Jak to takie rzeczy mogą mieć miejsce?! Czy pan słyszy sam siebie?! Moja córka nie czuje własnych nóg! - wieźli mnie właśnie na dodatkowe badania. Tuż obok doktora szła moja wnerwiona matka, która wcale nie pomagała mi swoją gadaniną.
- Jak pan to sobie wyobraża?! Ona zaraz ma maturę, musi iść na studia, musi stanąć na tych cholernych nogach!
- Czy pani sobie zdaje...
- Nie interesuje mnie to, jak pan to zrobi. Ona ma chodzić! - krzyknęła, skręcając w drugą stronę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Lekarz również był zaskoczony całą tą sytuacją, jednak nie dał tego po sobie poznać.
- Słuchaj, Majka.- wciąż miałam problem z przywyknięciem do mojego prawdziwego imienia.. - Teraz muszę poddać cię narkoze, nie gniewaj się. - kiwnęłam lekko głową, a po chwili poczułam lekkie ukłucie na skórze. Na początku całkowicie nic nie odczuwałam, jednak potem moje powieki stały się niezwykle ciężkie... i zasnęłam.

- Sophie? Sophie, słyszysz mnie?! - dziwny głos rozchodził się w mojej głowie.
- Em... chyba tak. - moje słowa odbiły się echem. - Eltor?
- Tak, to ja. Słuchaj, jeżeli chcesz stanąć na nogi, nie wolno ci słuchać lekarzy,
- O czym ty mówisz? - spytałam zdziwiona.
- O tym, że ich diagnostyka będzie błędna. Zabronią Ci się ruszać, co doprowadzi do całkowitego zaniku mięśni. Musisz bardzo dużo ćwiczyć, żeby je odbudować. Wiem, kto Ci pomoże w rehabilitacji....
- Kto taki? - spytałam z zaciekawieniem.
- Albert Johnes.
- Skąd mam wiedzieć, że...
- Zaufaj mi. - jego słowa brzmiały niezwykle szczerze
- Jak mam go znaleźć? - odpowiedziała mi cisza. - Eltor?! ELTOR!

- Spokojnie, spokojnie. Już po wszystkim. - zamazany obraz doktora powoli stawał się wyraźny. Moje serce wciąż biło nienaturalnie szybko.
- I..c..co takiego mi dolega? - spytałam.
- To jest bardzo skomplikowane schorzenie... Twoje mięśnie zastygły.
- Czyli, że muszę je rozruszać? - spytałam.
- Wręcz przeciwnie! Nie wolno Ci się ruszać, dopóki same się nie zregenerują.
- Ale przecież..
- Nie ma żadnego "ale". Nie wolno Ci się narażać. Musimy czekać. - Eltor miał rację.... On naprawdę miał rację... Zamilkłam. Już więcej nie odzywałam się do lekarza. Czekałam na moment, aż zawiozą mnie do pokoju, gdzie będę mogła przemyśleć parę kwestii.. Jednak najpierw opowiedziałam wszystko przyjaciółce.
- Trzeba go znaleźć. - powiedziała po chwili. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
- Jak masz zamiar go znaleźć? Przecież może być wszędzie! - przyjaciółka zaśmiała się lekko.
- Skarbie, słyszałaś o czymś takim, jak " Google"? - wywróciłam oczami. - Prześpij się, ja w tym czasie znajdę coś na temat naszego tajemniczego Alberta. Lekko uspokojona jej słowami, opadłam na poduszkę przymykając powieki. 


***Widok zapierał dech w piersiach. Przed nami rozciągała się piękna panorama Londynu, a nad nami wisiał olbrzymi księżyc. Tak romantycznej sceny jeszcze nigdy nie widziałam.. Stałam przodem do Mulata. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, obydwoje zahipnotyzowani.
- Wiesz, jakie jest jedno z moich marzeń? - kiwnęłam przecząco głową.
- Pocałunek na dachu w świetle księżyca..
- Zayn.. ja - objął moją twarz dłońmi  i wpił się w moje usta. Był to najbardziej rozkoszny pocałunek, jakiego w życiu doznałam. Nie potrafiłam się od niego oderwać. Nasze języki tworzyły nieziemski duet, a wargi dotykały się z wielką zachłannością. Moje serce podobnie jak czas stanęło... istniał dla mnie tylko on. Ten pocałunek dał mi wiele do zrozumienia. . Nie wiem ile tak staliśmy.. po długim czasie gotowa byłam spojrzeć mu prosto w oczy.
- Kocham Cię Sophie, teraz jestem tego pewien - jedną ręką trzymał mnie za podbródek, a drugą głaskał po plecach. - Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie...
- Kocham Cię Zayn ... ***

-Wstawaj, mam newsy! - przetarłam powieki, ciągle mając przed oczami ten sen.. Tuż nade mną wisiała Marta. - Dowiedziałam się trochę na temat tego.. doktorka. No więc tak.. - powiedziała, przy okazji zabierając z mojej szafki batonika. - Kiedyś był jednym z najlepszych rehabilitantów w Los Angeles, do czasu, kiedy nie spieprzył roboty przy pewnym piłkarzu. Wtedy został odepchnięty w kąt. - westchnęłam zrezygnowana.  - Ale ale, nie rób takiej minki. Dalej sobie mieszka, żyje i na dodatek wciąż jest tym, kim jest. Rozumiesz? Czyli, że jeżeli uda nam się zdobyć jego numer, co już zrobiłam, można do niego zadzwonić i... umówić cię! - powiedziała z widoczną euforią szczęścia, którą niestety bardzo szybko zgasiłam.
- Po pierwsze moja droga, on mieszka w Stanach. Po drugie, skąd wiesz, że się zgodzi, skoro już tego nie robi? Po trzecie, jak ty do cholery chcesz to załatwić? 
- Nie martw się, moja w tym głowa. Jak na razie, musisz nauczyć się latać na swoim nowym Nimbus'ie 2000, - tutaj wskazała na elektryczny wózek inwalidzki - przefrunąć bez większych turbulencji przez maturę, a następnie mi zaufać. - powiedziała z satysfakcją.
- Kiedy jest właściwie matura? - spytałam.
- Z tego co wiem, to za tydzień. - O cholera... - Nie martw się, zdasz czy nie zdasz, to bez różnicy. - spojrzałam na nią z miną w stylu : Are u fuckin' kiddin' me?" Na co się odczepiła.
- Dlatego radzę Ci pakować klamotki, pojutrze wychodzisz.
- Został nam jeszcze jeden fakt. Co z pewnym magicznym zespołem, o nazwie Łan Dajrekszon? - uniosłam jedną brew w górę, patrząc na Martę wyczekująco.
- Śmieszne to trochę, ponieważ w internecie zrobiło się jakoś dziwnie cicho na ich temat. Nie pokazują się publicznie, a wszystkie koncerty zostały odwołane aż do przyszłego roku. - zmarszczyłam czoło.
- Coś się musi za tym kryć...
- Zadzwoń do Harry'ego - wystawiła język.
- Widzę, że żarcik ci się wyostrzył - odpyskowałam.
- No, racja. W końcu dawno nie dokarmiałaś mnie swoimi sucharami! - osz Ty.
- Dobra, nieważne. Gdzie są moi rodzice? - spytałam, wyraźnie zainteresowana.
- Podpisują jakieś dokumenty a co?
- A nic, tak się pytam.. - tak na prawdę nie chciałam poruszać tego tematu.. Za nim popełniłam "samobójstwo", zadzwoniłam do taty.. Tyle czasu się do niego nie odzywałam... Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co on by czuł, gdyby to się wydarzyło naprawdę... 

*  Trzy tygodnie później* 

Wreszcie koniec matur. Szczerze mówiąc, nie poszło mi tak źle, jak się spodziewałam. Wręcz przeciwnie, mam nadzieję, że wyniki będą równie dobre jak w moich wyobrażeniach. Tymczasem wiele się wydarzyło... Powrót do domu, Rozmowy z rodzicami, rehabilitacje, które nie dawały żadnych rezultatów. Tak jak pięć lat temu sobie obiecałyśmy, tak właśnie mamy zamiar zrobić. Wyjechać. Jednak nasze plany uległy lekkiej zmianie, gdyż naszym celem nie jesz Londyn, Tylko Los Angeles, oddalone o kolejne 8 tysięcy kilometrów... Nic ciekawego praktycznie rzecz biorąc nie wydarzyło się w  ciągu ostatnich tygodni od przebudzenia. A teraz? Teraz to się zmieni, nasza historia ruszy na nowo. Stoimy właśnie na lotnisku w Berlinie, skąd za dokładnie... 20 minut mamy lot do Stanów. Pożegnań z rodziną nie było końca. Napomknę tylko, że udało nam się załatwić tymczasowe mieszkanie w Los Angeles. Mianowicie będziemy mieszkać u pewnej starszej pani, która potrzebuje opieki, dzięki czemu również będziemy zarabiać.
W końcu udało nam się wsiąść. Na moje nieszczęście, zrobił się wielki szum wokół mojej osoby. Wszystko przez ten głupi wózek i bezwładne nogi.... Powiem wam, że to niezwykle dziwne uczucie. Dopiero teraz doceniam, jak to cudownie jest móc wyjść z psem na spacer, iść pobiegać do lasu, gonić uciekający autobus, czy najnormalniej w świecie wstać z łóżka lewą nogą. Często to, co mamy, doceniamy dopiero wtedy, kiedy to stracimy...
- Weź tabletkę nasenną, zmuli nas na sześć godzin. - przytaknęłam, biorąc od przyjaciółki pigułkę. Po chwili moje powieki stały się ciężkie. Opierając głowę o siedzenie, odpłynęłam w śnie.


- Majka, get up! - syknęła mi do ucha ta menda. Niechętnie uchyliłam oczy, mierzwiąc dłonią włosy. Jak się okazało, podchodziliśmy do lądowania. Po niecałych 20 minutach, samolot styknął się podłożem, a my bezpiecznie wylądowaliśmy. 
Z lotniska miał nas odebrać syn pani Charlote, którą to miałyśmy się opiekować. Trochę nam zajęło, zanim znalazłyśmy tabliczkę z naszymi nazwiskami. Powitał nas niewysoki mężczyzna przy kości, o ciemnobrązowych włosach, w niektórych miejscach lekko siwych. Miał ponad pięćdziesiąt lat. Przywitał nas ciepło i zaprowadził do samolotu.
Nie chcę nic mówić, ale właśnie spełniło się jedno z moich licznych marzeń. Przyleciałam do USA. Nie bez powodu ludzie mówią, że to miejsce zapiera dech w piersiach. Trudno było oderwać wzrok od krajobrazu, niezwykłych budowli, kolorowych ulic.. Wszystko było przesiąknięte czymś, czego nie zaznałam nigdy przedtem. Nim się zorientowałam, samochód zatrzymał się przed szeregowcem, tuż w centrum miasta. Marta razem z Panem Charlote pomogła mi uporać się z wózkiem, a następnie każda z nas zabrała swój bagaż.
Lekko skrępowane, weszłyśmy do obcego mieszkania. Szłyśmy krok w krok za mężczyzną, który zaprowadził nas do pokoju, który na moje szczęście znajdował się na parterze. Zapewne wziął sobie wcześniej pod uwagę moją przypadłość. Syn naszej podopiecznej kiwnął zachęcająco ręką, abyśmy się rozgościły. Tak też zrobiłyśmy. Po około godzinie, wszystkie rzeczy były rozpakowane. Miałam olbrzymią ochotę na kąpiel, dlatego Marta nalała mi wody do wanny, gdzie po pewnym czasie pomogła mi się dostać. Ciepła woda kajała moje zmęczone ciało, działając na mnie odprężająco.
Potem postanowiłyśmy zapoznać się z panią Charlote. Weszłyśmy do salonu, gdzie siedziała odwrócona do nas tyłem starsza pani. Po chwili obok niej zjawił się jej syn.
- Mamo, to są Twoje nowe przyjaciółki. Będą się Tobą opiekować. - powiedział, głaszcząc ją po ramieniu. Kobieta odwróciła twarz w naszą stronę, ukazując liczne ślady starości na twarzy, duże, szare oczy i delikatny uśmiech.
- Witam, Pani Nathaly. Cieszymy się niezmiernie, że możemy panią poznać - powiedziała Marta, próbując wymówić to z amerykańskim akcentem. Wtedy kobieta podniosła dłonie, kreśląc znaki w powietrzu.
- Twierdzi, że jej również bardzo miło.. - powiedział lekko zmieszany syn.


             

****
Może na początek... Hej? 
Dobra, nieważne. Jestem do dupy, zawiodłam Was zajebiście..
Problem w tym, że miałam wielką nadzieję, że po testach odpuszczą. A tu co? G*wno.
Kładę się spać o 2, robiąc jakieś zasrane projekty, prace, kując na sprawdziany itd. 
Mam już serdecznie dość, a taki harmonogram przewidziany mam co najmniej na następne 3 tygodnie. Ten rozdział zaczęłam pisać... 2 maja, a skończyłam dzisiaj. 
Właśnie tak to mniej-więcej u mnie teraz wygląda. 
Houston, mamy problem. Nie mogę powiedzieć, kiedy pojawi się najbliższy rozdział. 
Po prostu nie jestem w stanie. Piszę to i tak, żeby nie dać dupy na całej linii...
Do momentu wystawienia ocen, będzie krucho z rozdziałami. A może nie? 
Nie mam pojęcia, to zależy od tego, ile ci porąbani nauczyciele mi dowalą.. 
A teraz nie mogę mieć wyjebane, bo chcę się dostać do jakiegoś dobrego LO. 

Oh.. przepraszam, że Was tak zanudziłam. Już pewnie i tak nikt nie czyta tego opowiadania. Takie dziwne złudzenie.

No nic. Trzymajcie się i do następnego <3

Sophie




niedziela, 24 marca 2013

WAŻNE INFO

Przykro mi, ale jestem zmuszona zawiesić bloga na okres kilku tygodni. Powodem tego przekleństwa są chujowe egzaminy, które zbliżają się wielkimi krokami.. Także tego, z nowymi rozdziałami startuję od MAJA. Spoko, ten miesiąc minie w mgnieniu oka. :) Proszę Was, uzbroicie się dla mnie w cierpliwość, ponieważ całe to opowiadanie jest dla mnie very important. <3
Mam nadzieję, że razem przetrwamy tę rozłąkę i moje czytelniczki zostaną przy mnie aż do końca My Double Reality!


PO TESTACH WRACAM ZE ZDWOJONĄ SIŁĄ!!! Yeeaaa
xoxoxoxoxoxo

Sophie...




poniedziałek, 18 marca 2013

Takie tam :)

Dziewczyny, przepraszam, że tak rzadko dodaję rozdziały. Problem w tym, że zbliżają mi się egzaminy końcowe. Odczekajcie jeszcze miesiąc, a rozdziały będą się pojawiać częściej, obiecuję!
Teraz piszę jedynie w wolnych chwilach, ale uwierzcie mi, nie jest to proste :c

Mówię to, ponieważ nie chcę Was stracić! Motywujecie mnie do działania i wnosicie uśmiech na moją twarz. 

Dajcie mi jeszcze odrobinę czasu na pozbieranie się. 
Postaram się napisać coś w ciągu tego tygodnia...

Sophie :*

czwartek, 14 marca 2013

Fifty-fifth dream

Music: A.L. - Push

- Fuuu. - uchyliłam oczy, widząc dookoła obskurne, miętowe ściany. Podniosłam się gwałtownie na łokciach, a po chwili aparatura zaczęła wyć jak pies mohera.
- Nie.. nie.. nie.. - cholera, tylko nie to. Boże święty. Przetarłam kciukiem zaspane powieki, rozglądając się uważnie. Okna były odsłonięte, przez co pomieszczenia wdzierało się ostre słońce. Na stoliku obok łóżka stała butelka wody, kilka paczek żelek, wielka tabliczka czekolady i kwiaty. Moja brew powędrowała ku górze, kiedy zobaczyłam nadgryziony batonik leżący na blacie.

Nagle usłyszałam huk otwieranych drzwi. Stanęła w nich drobna pielęgniarka o brązowych loczkach.
- Boże przenajświętszy! - jej oczy niebezpiecznie się rozszerzyły.
- Wystarczy.. - tu miałam chwilę zawahania. Jak ja właściwie się nazywałam? - Emm... Majka? -  odpowiedziałam skrzekliwym, zachrypniętym głosem. Po paru sekundach oprzytomniała i podeszła do łóżka. Zaczęła majsterkować przy jakimś urządzeniu, a następnie przyłożyła ręce do policzków i spojrzała na mnie jak na jakiś rzadki okaz blond małpy.
- Nie mogę uwierzyć, w końcu się obudziłaś! Minęły 3 miesiące! - powiedziała podekscytowana, przerażając mnie przy okazji.
- Eee, no też mi miło. - powiedziałam nieco speszona. Przez chwilę patrzyła na mnie z bananem na twarzy.
- No to ja idę powiadomić wszystkich! - i tyle ją widziałam. Westchnęłam głośno i opadłam z powrotem na poduszkę. Dopiero teraz się z orientowałam, że moja prawa noga wisi pod sufitem, zapewne złamana. Zaklęłam pod nosem, próbując wydostać ją z tego dziwnego "hamaka". 

- Jezus Maria! - kolejny krzyk, a po chwili do sali wbiegli moi zdyszani rodzice.
- Wystarczyłoby: cześć córko. - powiedziałam nieco znudzonym głosem. Trochę mnie wkurzała ta cała histeria i wybuchy orgazmów na mój widok. Wiem, że jestem sexi, no ale bez przesady..
- Przestań się tak odzywać! - no, oczywiście moja kochana mamusia musiała wtrącić swoje cztery litery.. Spojrzałam na nią z politowaniem. 

- Jak się czujesz skarbie? - spytał na luzie tata. Za to go najbardziej kochałam. Nie wyolbrzymiał, nie robił scen, był po szczery i taki prawdziwy..
- Bywało lepiej.. - westchnęłam. Wszystko się niezwykle pokomplikowało. Miałam wrażenie, jakbym wpadła w sen a nie dopiero co z niego wyszła... Tęsknię za tamtym życiem.. Rodzice rozmawiali, jednak nie miałam siły ich słuchać. Moja tęsknota była tak wielka, że zajmowała każdą moją myśl.
- ...Zaraz tu będzie - dodał tata z uśmiechem. Niezbyt skojarzyłam o co chodzi, dopiero po chwili zobaczyłam, jak rodzice opuszczają salę. Bez słowa wróciłam do poprzedniej czynności, czyli próby odczepienia gipsu. Nie była to zbyt wygodna pozycja.
- VAS HAPPENIN'?!?!!?! - nie zdążyłam nawet zareagować, gdyż po chwili całym swoim tłustym dupskiem, leżała na mnie przyjaciółka.
- Boże, dupku, zejdź! - jęknęłam głośno, czując niemiłosierny ból w nodze. Chyba Marcie udało się odwalić całą robotę za mnie, no może pomijając fakt, że nie tylko same pasy zostały odczepione, co złamany na pół stojak do podtrzymywania, ale również to, że leżałam z twarzą przyciśniętą do podłogi. - Kedysz czebe żabyje... - wysyczałam.
- Tak, ja też się za tobą stęskniłam! - powiedziała, zanosząc się śmiechem. Zalała mnie fala ciepła. Chwyciłam ją w objęcia i przytuliłam mocno do siebie. Czułam na szyi stróżki jej zimnych łez, które moczyły mi koszulę.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.. - szepnęłam w jej włosy.
- Majka, powiedz mi, że tobie też..

- Tak, mi też się to śniło. - spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a jednocześnie jej twarz przybrała spokojniejszy wyraz. - I wydaje mi się, że niezła przygoda przed nami...
- Tiaa, niezła. - powiedziała ze zgorszeniem, na co prychnęłam cicho.
- Nie martw się, odzyskamy ich... Zayn mi obiecał.. - wyszeptałam.
- Horan mi też, przysiągł nawet na całe jedzenie świata - zaśmiała się pod nosem. - Tylko nie mam pojęcia, jak my to zrobimy. - westchnęła. 

- Coś się wymyśli, nie zamartwiaj się kotek. - próbowałam podnieść ją na duchu, a przy okazji odrobinę siebie.
- Któryś z nich Cię followuje? - spytała. 

- Prawdopodobnie już nie. - westchnęłam.
- A pamiętasz swoją nazwę na Twitterze? Tę, którą miałyśmy w double reality? - usilnie zaczęłam myśleć, jednak za nic nie mogłam sobie przypomnieć.
- Czy to znaczy, że Eltor kontroluje nasze myśli? - spytała z przerażeniem.
- Już nie.. - przerwałam na moment. - Ale mógł to zrobić w momencie naszego wybudzenia.
- A to skurwiel. - skomentowała, na co mimowolnie się zaśmiałam. - Przeglądałam neta, wszystko huczy na temat wybudzenia chłopaków, jest głośniej niż po wyborze papieża. - zbulwersowała się.
- A o nas coś? - spytałam, ta jedynie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.

- Nic nie mówią o tym, że poszukują dwóch cudownych, niezastąpionych, jedynych w swoim rodzaju dziewczyn, którym mają zamiar powierzyć resztę swojego życia? - spytałam z nadzieją, jednak ta tylko kiwnęła przecząco głową.
- Dobra, koniec tego dobrego. - powiedziała twardo. - Czas wziąć sprawy w swoje ręce! - jej poważny ton nieźle mnie przeraził, szczególnie, że wybiegła z sali wracając po chwili z granatowym laptopem.
Zaczęła pisać szybko na klawiaturze, wlepiając skupiony wzrok w ekran monitora. Po chwili, znudzona nachyliłam się w jej kierunku.
- Co Ty robisz?! - spytałam z niedowierzaniem.
- No a widzisz inny sposób? - no nie do wiary.. Marta właśnie wysyłała do każdego z chłopaków tweety o treści " Follow me please! ♥ " 

- I don't want to live on this planet anymore. - wychrypiałam, opadając na poduszkę. 
Po pewnym czasie znudziła ją ta czynność i runęła na łóżko przytulając się do mnie.
- Marta... Ty naprawdę.. naprawdę chciałaś się zabić dlatego, że myślałaś, że odeszłam? - spytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Bez Ciebie ten świat nie byłby już taki sam. Cała moja nadzieja odeszła wtedy razem z Tobą, czułam, jakby moja serce zastygło. Zdałam sobie sprawę, że jesteś przyjaciółką, z którą będę chciała przeżyć życie.. Że jesteś jedyna i niepowtarzalna, że drugiej takiej nigdzie nie znajdę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że życie bez Ciebie nie ma już żadnego sensu. - przetarła dłoniom łzy spływające po moich policzkach - Nie bałam się śmierci. Wiedziałam, że zaraz znów Ciebie zobaczę i więcej nie opuszczę - powiedziała czule. - i że jak tylko będziesz obok, to skopię Ci ten tłusty zad za to, że jesteś ciotą, która nie patrzy, czy samochód przypadkiem nie nadjeżdża. - obie wybuchłyśmy donośnym śmiechem. 




***
Przepraszam, że taki krótki..
Nie miałam zbytnio veny, a jednocześnie chciałam coś dodać na życzenie mojej przyjaciółki ♥
Kocham Cię Marta.

środa, 6 marca 2013

Fifty-fourth Dream


Music: Kelly Clarkson - Because of you

Oślepiający blask przedarł się przez moje oczy. Delikatnie uchyliłam powieki, mrużąc je przy tym. Zalała mnie fala bieli, nicości. Podparłam się na łokciach, rozglądając dookoła. Leżałam na miękkim mchu o niezwykłym zapachu, dookoła była natomiast jasna, mglista przestrzeń. Podniosłam się powoli całkiem zdezorientowana. Wyciągnęłam przed siebie dłoń. Moja skóra, niezwykle przejrzysta, błyszczała drobinkami diamentów. Odziana byłam jedynie w białą, zwiewną szatę.
- Czyli to tak wygląda przedsionek nieba... - mruknęłam pod nosem, przeczesując ręką długie, blond włosy. Przed oczami cały czas miałam mój ostatni skok. Skok, który zaprowadził mnie tutaj. Najpiękniejsze jest to, że uderzając o taflę lodowatej wody, straciłam jakiekolwiek czucie. Stałam się wtedy... niczym nicość, która powoli opadła na dno Tamizy. Potem zamknęłam oczy i.. znalazłam się tutaj.
W pewnym sensie... czułam się niezwykle lekko. Żadnego smutku, żadnego bólu.. Choć wspomnienia pozostały wyraźne.
Lekka niczym piórko ruszyłam przed siebie. Zdawało mi się, że idę wieczność, a widok wciąż ten sam. W końcu lekko podirytowana zaklęłam pod nosem.
- Ej, Bóg, Archanioł, czy goblin ze skrzydełkami. Nie mogłeś zamontować tu jakiś kierunkowskazów?
- Ostatnio przywołałaś mnie delikatniej. - doszedł mnie oburzony, melodyjny głos mężczyzny.
- Co? - wypaliłam. Usłyszałam głośne westchnięcie, a po chwili przede mną zmaterializował się wysoki mężczyzna, o śniadej cerze.. całkiem przystojny. Miałam jednak przeczucie, że gdzieś go już kiedyś widziałam...
- Widzę, że szykuje się długa rozmowa... - powiedział po chwili. - Usiądź. - machnął ręką, a po chwili runęłam na miękki, biały fotel. Patrzyłam na niego wyczekująco, ten jedynie uśmiechał się tajemniczo. - Czy nie miałaś kiedyś problemu z odróżnieniem rzeczywistości od fikcji? - jego słowa zastanowiły mnie.. miałam kiedyś dziwne przeczucie, tak jakby... I wtedy wszystko wróciło.
- To nie był sen. - powiedziałam, jakby sama do siebie. - To na prawdę się wydarzyło. Ty jesteś Eltor, mój mentor - spojrzałam na niego z przerażeniem, na jego twarzy natomiast pojawił się zagadkowy uśmieszek.
- Niestety tak. - wszystko zaczęło układać się w logiczną całość..
- Nic nie rozumiem.. Przecież potem obudziłam się, i prowadziłam normalne życie! - powiedziałam pewniej. - Wszystko toczyło się...
- Niewyobrażalnie szybko, prawda? - spytał tajemniczo.
- Ale to niemożliwe!
- To wszystko dzięki Twojej niezwykle rozwiniętej wyobraźni, Sophie. Po wypadku organizm wprowadził Cię w stan śpiączki, w celu zregenerowania . Jednak nikt nie przypuszczał, że utkniesz w podwójnej rzeczywistości...
- O czym Ty mówisz? - spytałam z niedowierzaniem.
- Naukowcy nie potrafią udowodnić, czy zjawisko, które wydarzyło się w waszym wypadku naprawdę istnieje. Zjawisko połączenia umysłów.
- Może tak trochę jaśniej? - spytałam podirytowana.
- Widzisz skarbie, tak naprawdę człowiek.. wie o świecie bardzo niewiele. Podobnie jak sam o sobie. Możliwości ludzkiego mózgu.. są nieokreślone. Jesteście jednak zbyt młodą rasą, żeby to udowodnić.
Między Tobą, Twoją przyjaciółką a chłopcami doszło do zjawiska złączenia podświadomości. Każdy z Was wpadł w śpiączkę w tym samym, co do mikrosekundy momencie. W czasoprzestrzeni wasze umysły znalazły się na jednej drodze, przez co doszło do scalenia.
- Jak to wpadliśmy wszyscy w śpiączkę?! To nierealne! - mentor westchnął głośno, przeciągając się głęboko.
" Patrzyła na telefon komórkowy, wyczekując nadchodzącego połączenia. Po chwili na ekranie wyświetlił się napis " Mama Sophie". Wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Jakie ma pani wieści?! - to był zdenerwowany głos Marthy. Zawsze go rozpoznam. Ze słuchawki doszedł głośny szloch. - Proszę pani! Co się dzieje?!
- Sophie... Ona.. ona... - nagle połączenie zostało przerwane. Oczy przyjaciółki zniżyły się do podłogi, upadła na kolana. Zaczęła niewyobrażalnie głośno szlochać, krzyczeć i uderzać o panele. Po chwili zerwała się na nogi i pobiegła w kierunku szafki nocnej. Wyjęła z niej paczkę z tabletkami nasennymi, które po chwili połknęła.
- Przyjaciółki na zawsze, Sophie. - po pewnym czasie obraz zniknął "

- NIE! - krzyknęłam głośno. - To pomyłka, ja nie umarłam! - zaczęłam szlochać. Eltor spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. 
- Zobacz, co mogą uczynić drobne niedopowiedzenia... Twoja mam nie zdążyła jej powiedzieć, że przeszłaś śmierć kliniczną.
- W którym momencie? - spytałam.
- To było dokładnie tutaj, ostatnim razem.. - Twój organizm się zatrzymał, miałaś szansę wyboru. Albo się obudzić, albo popaść w śpiączkę.
- Czyli.. wtedy nie uciekałam przed śmiercią..
- Nie. Uciekałaś przed rzeczywistością, Sophie.
- Potem znalazłam ten magiczny most, chciałam przeżyć coś cudownego.
- Dokładnie tak.
- Poczekaj, nie rozumiem jeszcze kilku kwestii. Jak to się stało, że byli z nami One Direction?
" Zayn trzymał kierownicę, podśpiewując pod nosem "Live while we're young". Wraz z nim jego przyjaciele. Wyczułam, że wszyscy byli po sporej dawce alkoholu. Po chwili chłopak zaczął wyprzedzać. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, gwałtowny skręt, dachowanie aż do rowu. Ciemność "
- Boże święty.. To.. - kolejna fala łez zalała moje policzki.
- To, co Wam się przydarzyło, było ogromną tragedią, nie da się ukryć. Ale nie wszystko stracone. Musiałem Was uśmiercić w podświadomości, żebyście w końcu się obudzili.
- Skąd to wiesz? Skąd wiesz, jakie co za wypadki im się przydarzyły?
- Ty to wiesz z ich wspomnień - wolałam to przemilczeć.
- Eltor... ja go kocham, nie chcę go stracić.. - nastała chwila ciszy.
- Jest szansa. - spojrzałam na niego z nadzieją. - Każdy z Was będzie dokładnie pamiętać cały sen i wszystkie momenty. To od Was zależy, czy odnajdziecie się w rzeczywistości. Jeżeli się postaracie, wszystko jest możliwe. A jak to zrobicie, tego nie wiem. - czyli jest jednak nadzieja.. nadzieja, że wszystko będzie tak jak dawniej.. Że odzyskam przyjaciół, odzyskam Zayn'a..
- Poczekaj.. czyli, że cała reszta już się wybudziła? - spytałam.
- Prawie cała. - powiedział tajemniczo. - Mam tutaj pewnego buntownika, który nie chce wyjść.
Zza mgły zaczęła wyłaniać się sylwetka mężczyzny, który do złudzenia przypominał... 

- Zayn.. - szepnęłam. Dostrzegłam jego perłowy uśmiech, włosy, rozwiane na wszystkie strony, brązowe, kipiące szczęściem oczy. To był mój Zayn..
- Sophie.. - mruknął, biorąc mnie w swoje ramiona, w których poczułam się tak jak dawniej. Trwałam w jego ciepłym uścisku, nie mając już nigdy zamiaru go puszczać. - Odnajdę Cię skarbie, obiecuję. Chociażbym miał Cię szukać całe życie, zrobię wszystko, żeby Ciebie odzyskać.. Wszystko.
- Teraz jesteście już w realnych umysłach, nieograniczeni prawami podwójnej rzeczywistości. Jednak nie wolno Wam powiedzieć na swój temat więcej, niż się dowiedzieliście podczas snu.
- Zaraz.. Dlatego nie mogłam wypowiedzieć mojego nazwiska!
- Dlatego nigdy nie potrafiłem określić, gdzie mieszkają moi rodzice! 

- Dlaczego nam to robisz, Eltorze?! 
- Kiedyś mi za to podziękujecie. Wasze serca odnajdą się bez tych informacji. To będzie największy dowód miłości, jaki możecie sobie dać.

Nie zważając na obecność mentora, wpiłam się z największym uczuciem w usta ukochanego. Ten pocałunek był przepełniony tęsknotą, nadzieją, pragnieniem i marzeniem, które ma nas ponownie złączyć. Włożyłam w niego wszystko, ponownie jak Zayn. W głębi serca wiedziałam, że mnie odnajdzie..

- Niestety czas na Was. Obydwoje musicie się wybudzić.
- Zayn, błagam.. - chłopak wziął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Zaufaj mi. Już niedługo znów będę Cię miał w moich ramionach. I już nigdy, ale to przenigdy Cię z nich nie wypuszczę.
Przed nami mchowa podłoga pękła, ukazując idealnie wycięty okrąg z ogromną wiązką światła w środku.
- Eltorze, czy to się dzieje na prawdę, czy tylko w naszych głowach?
- A jeśli Waszych głowach, czy to nie oznacza, że.. na prawdę? - posłałam mu blady uśmiech.
- Dziękuję Ci za wszystko.


Zayn chwycił moją dłoń. Stanęliśmy na krawędzi świetlistej przepaści.
- Razem? - spytał, muskając wargami moje ucho.
- Razem. - szepnęłam. 







***
Drogie czytelniczki.
Czekałam na ten moment bardzo, ale to bardzo długo. Chciałam zdradzić całą tajemnicę i wprowadzić ich w świat rzeczywisty.. Zajęło mi to ponad 50 rozdziałów, ale myślę, że warto było czekać. 

Powiem, że popłakałam się. Chociaż ciężko mi jest się wzruszyć, to na wspomnienia tego, jak powstawały te rozdziały, w jakich uczuciach, w jakich sytuacjach... jestem szczęśliwa. 
Szczęśliwa, że się udało. 

Teraz zaczynamy drugą część opowiadania, moje drogie panie. 
Trzymajmy kciuki za bohaterów <3 

Czekam na opinie. 

Sophie



poniedziałek, 4 marca 2013

Fifty-third Dream

Music: włącz

- Cześć skarbie - podeszłam do mulata, składając na jego ustach czuły pocałunek, budząc go tym samym. Uśmiechnął się lekko i przejechał dłoniom po moich włosach.
- Wciąż mnie całujesz? Takie obleśnego, nieprzyjemnego.. - skarciłam go wzrokiem.
- Przestań Zayn takie głupoty opowiadać. Kocham Cię, i nie przeszkadza mi to jak wyglądasz.
- Każda inna dziewczyna rzuciłaby mnie w tym momencie.. W końcu już nie jestem tym bogiem sexu, cudownym Zayn'em Malik'iem.- westchnęłam głośno.
- Dla mnie wciąż nim jesteś - powiedziałam, muskając jego wargi. Jego spojrzenie było smutne i zamyślone, wiedziałam, że chce coś powiedzieć.
- Kocham Cię Sophie. I nigdy nie przestanę. - przytuliłam go mocno do siebie, czując się niezwykle szczęśliwa w jego ramionach... Już tak niewiele pozostało. - Proszę Cię.. jak odejdę - załkałam cicho na te słowa - chcę, żebyś znów zaznała szczęścia. Chcę, żebyś znalazła mężczyznę godnego siebie, żebyście obydwoje byli szczęśliwi.. i kochali się ponad wszystko... Będę Twoim aniołem stróżem.. Będę nad Tobą czuwał przez cały czas. Nie będziesz sama...
- Zayn.. - chłopak wytarł kciukiem łzy spływające po moich policzkach. - Błagam... - przytulił mnie do siebie, nie mając zamiaru puścić.
- A jeśli chodzi o One Direction... Moim życzeniem jest, aby chłopcy nadal śpiewali.. Żeby wciąż mieli tłumy fanek, czekających na ich koncert. Żeby wciąż spełniali swoje największe marzenie.
- Zayn, nie oczekuj tego.. To nie jest możliwe.. Zespół bez Ciebie nie będzie istniał. Wy jesteście jednością. Jednym, wspólnym kierunkiem. 

- Ja nie chcę, żeby oni cierpieli.
- Zayn.. - westchnęłam- Zdajesz sobie sprawę, co ma niedługo nadejść? Niedługo to Ty masz nas zostawić. Samych, w niewyobrażalnym bólu i tęsknocie. Zostawić mnie, zostawić mnie samą.. - ostatnie słowa wywarły olbrzymie emocje, nie potrafiłam pohamować fali łez, zalewających moje serce.
- Kochanie.. Czekałem na Ciebie całe moje życie.. Całe życie czekałem na tak idealną dziewczynę, która sprawi, że wszystko inne przestanie istnieć. Obiecuję się, że będę na Ciebie czekał.. Zawsze będę czekał. Moja niedoszła miłości.. - chłopak przymknął oczy i pogrążył się we śnie. Jego słowa krążyły mi w myślach.. Co miał na myśli przez tę niedoszłą miłość? Czy to ma znaczyć, że tak naprawdę nie potrafił nazwać uczucia, którym mnie darzył, nazwać miłością? Głupota! To na pewno nie to miało znaczyć.. W takim razie co chciał przez to powiedzieć? 


Wsiadłam do mojej białej alfy. Niebo przysłoniły liczne, deszczowe chmury, a ostry wiatr powodował dreszcze na skórze. Włączyłam silnik i wyjechałam z parkingu. W radiu leciała piosenka jakiegoś rockowego zespołu, w miarę przyjemnego dla ucha. Kierowałam się w stronę domu chłopców, jednak po kilku minutach utknęłam w niewyobrażalnym korku. Zaklęłam pod nosem i wystukiwałam rytm perkusji. W końcu samochody zaczęły się powoli posuwać, a moim oczom ukazał się okropny widok. Mnóstwo policjantów, kilka karetek, wozy strażackiej stojące tuż obok przewrócone tira, pod który wjechał jakiś nieszczęsny van. Przeżegnałam się zdruzgotana w intencji ofiar. Samochód przede mną ruszył, jednak w ostatnim momencie coś przykuło moją uwagę. Tablica rejestracyjna, niesiona przez chudego policjanta. Na niej wygrawerowane tak dobrze znane mi numery i znak Forever Young...

* Oczami narratora*
Dziewczyna wybiegła z samochodu, nie zamykając za sobą drzwi. Ruszyła w kierunku rozniesionego na miazgę czarnego vana, który należał do zespołu One Direction. Jeden z policjantów chwycił ją mocno za ramiona, chcąc uspokoić Sophie. Ta jednak po tym, kiedy dowiedziała się prawdy, upadła na twarz i zaczęła krzyczeć z bólu. Jej zrozpaczony głos przeszywał każdą komórkę ciała. Jej poharatane ręce panicznie chwytały kawałki metalu, tak jakby chciała je wszystkie poskładać i cofnąć czas. Jednak to się nie zdarzyło. Prawda była taka, że piątka jej najbliższych przyjaciół leżała teraz przykryta pod czarną folią. Wszystkie karetki milczały, zapach tragedii rozprzestrzeniał się po ludzkich duszach. Cierpienie, z jakim nie miała siły zmagać się drobna blondynka, przygniotło ją swoją bezwzględnością. Zdała sobie sprawę, że została sama. Sama, na tym jakże okrutnym świecie. Straciła przyjaciół, których śmiało mogła nazwać członkami rodziny. Wszyscy tworzyli niezniszczalny team, który miał pozostać po kres ich życia... Straciła wszystko, co miało dla niej sens. Byli jedną duszą w siedmiu ciałach.. Kiedy zabraknie choć jednego, drugie przestaje istnieć.
Nie miała jeszcze wtedy świadomości, że telefon natarczywie dzwoniący w jej kieszeni, zwiastuje śmierć jej ukochanego. 


* Oczami Sophie *
Nie przyjdziesz do mnie
dziś.. jutro.. nigdy..
odszedłeś...
Posypały się gwiazdy, na pół pękło słońce, rozkrzyczało się niebo błyskawicami, świt rozpłakał się deszczem, zegar stanął, ucichł szloch.
A miłość zgubiła się pomiędzy kartkami pamiętników wśród okruchów wspólnych chwil.

Mam tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Cisza. Pustka. Jestem jedynie człowiekiem, to zbyt dużo jak dla mnie. Nie potrafię już dłużej... Bez Was.. Moje serce do Was ciągnie, ani na chwilę nie przestaje. Zostało do końca już tak niewiele.. Już tak niewiele, aby oczyścić sumienie...
Dwa bilety, kilka godzin lotu. I znów stawiam stopy na ojczystej ziemi. Kroczę ulicami, patrząc oczami dziecka.. Widzę to, za czym tak tęskniłam. Domek obrośnięty bluszczem, wielkie, dębowe drzwi, które po chwili stanęły przede mną otworem. Nasz wspólny płacz, ciepłe ramiona taty, a tuż po chwili uścisk mamy. Fala spokoju zalała me serce. Szczera rozmowa, która pomogła wyjaśnić wszystko. A z mojej duszy spadł kamień.
- Kocham Cię, tato. Kocham Cię, mamo.

 Już tak niewiele do szczęścia zostało. 

Stoję opatulona czarnym płaszczem. Krople deszczu spływają po moich włosach. Słowa ludzi, kondolencje.. Tak puste, tak niewyobrażalnie beztroskie. Płacz najbliższych, niewyobrażalny smutek. Sześć hebanowych trumien, które za chwilę ułożą s w głębokich dołach. Które na zawsze zostaną pod ziemią.
Ostatni dotyk. Ostatnie muśnięcie bladych policzków ustami. Ostatnie spojrzenie, ostatnia chwila. Już niedługo..

Te Twoje zawsze pięknie wyglądające, ciemne włosy. Długie i błyszczące. Porcelanowa cera i różanymi ustami. Byłaś moją najpiękniejszą przyjaciółką, która zabrała ze sobą moją duszę. Moim wiecznym światłem nadziei, dając jasność na drodze zwątpień. Byłaś przy mnie zawsze, kiedy Ciebie potrzebowałam. Byłaś dla mnie jak siostra.

Ty o niezwykłych loczkach i uroczych dołeczkach w policzku, które zniknęły razem z Twoim odejściem. Zielone oczy, teraz przykryte płachtą sinych powiek, kiedy świeciły żywymi iskierkami. Byłeś cudownym przyjacielem, Haroldzie.

Człowieku, który potrafi rozbawić każdego do łez. Byłeś osobą, z którą nigdy nie można był się nudzić. Ale oprócz tego byłeś wspaniałym słuchaczem, który potrafił doradzić mi w ciężkich chwilach. Za to Ci dziękuję, Lou.

Wesoły Blondynku, po uszy zakochany w mojej przyjaciółce. Jestem pewna, że tam, w zaświatach, trzymasz ją za rękę i nie puszczasz ani na moment. Byłeś cudownym przyjacielem, przykładem wiernej miłości. Skradłeś serce mojej siostry, dzięki czemu odnalazła sens istnienia.

Liam. Przyjacielu, który był ze mną w tych najtrudniejszych momentach. Tęsknota za Tobą jest wielka. Twoje rady, Twoje dyskusje i filozofie.. Twój pokrzepiający uścisk, który potrafił podnieść mnie na duchu.. Brakuje mi Ciebie.

A Ty, który jesteś największym złodziejem, jakiego w życiu widziałam. W końcu to przez Ciebie chodzę teraz pozbawiona serca, które zabrałeś razem ze sobą. Jest tam, bije dla Ciebie, udowadniając, że to Ty jesteś tym jedynym. Na zawsze moim, Zayn'em. 



Nad pewnymi kwestiami nie trzeba się długo zastanawiać. To się po prostu wie.
Tak jest również z pewnymi decyzjami, które podejmujemy w swoim życiu. Choć ostateczne, to najbardziej słuszne.
Byłam pewna swojej decyzji. Stojąc na rampie Tower Bridge, czułam, że nadszedł już koniec. I zdałam sobie sprawę, że moje życie było naprawdę piękne i godne wspomnienia.
Teraz jedyne, czego potrzebuję, to znaleźć się tam, gdzie moje miejsce.
Nie każ mi czekać - długo tak...
Aż się pojawisz przy mnie znów...
Bo tak mi bardzo - Ciebie - brak...
Brak Twego ciepła... Twoich - słów.
Nie każ mi czekać - chwili - dłużej...
Na powrót Twój - tak upragniony...
Na łódce marzeń mych - niedużej...
Wypływam z każdym snem - stęskniona.
I wypatrując Cię - z oddali...
Na oceanie namiętności... 


- Czas pójść w jednym kierunku za głosem serca..
Wiecznie młoda.



***
♥ Dziewczyny moje ukochane. 

NIE USUWAJCIE JESZCZE Z ZAKŁADKI MYDOUBLEREALITY.BLOGSPOT.COM...

MUSI POJAWIĆ SIĘ 20 KOMENTARZY

wtorek, 26 lutego 2013

Fifty-secound Dream

 Music: A.L. - Slipped Away

Boże, dlaczego mnie tak karzesz?! Czym ja zawiniłam, co takiego zrobiłam? Dlaczego mnie ranisz... Dlaczego chcesz mi go zabrać? Przecież ja go kocham.. Całym moim malutkim, bijącym serduszkiem.. Jest czymś, co wypełniło pustkę po przykrych przeżyciach z dzieciństwa... Moją perspektywą na drodze miłości i szczęścia, która bez niego nie istnieje...
Nasze plany o wspólnej rodzinie, o dzieciach, które będziemy wspólnie wychowywać... O pięknym domku na wsi z widokiem na wielkie pola i lasy.. Chcesz nam to wszystko zabrać? Chcesz odebrać szczęście, w które i tak cały czas rzucałeś piorunami i wystawiałeś na horrendalne próby? Tyle ciosów nam zadałeś, a wszystkim stawiliśmy czoła, dlaczego taka jest Twoja wola? Przenajświętszy Boże, nie odbieraj mi go.. Nie odbieraj mi Zayn'a.
Życie. To jedna wielka niewiadoma. Jedna wielka oś przedziwnych momentów i niezapomnianych chwil. Droga wyłożona kolczastym drutem i rozgrzanym węglem, ścieżka niepewności, nadziei i marzeń. Jedna wielka niewiadoma, mająca swoje dobre i złe strony. Podobno nieszczęście zrówna się z ilością szczęścia. Podobno dobre przezwycięży złe. Podobno miłość wygrywa z niemożliwym.
To jednak nie jest prawdą. Prawdą jest to, że na każdym kroku człowiek jest wystawiany na bolesne próby, obelgi, zwątpienia, nienawiść, krytykę, krzywdę. To jest prawdziwe życie. Szary, złudny świat, szukający najmniejszej dziury w tarczy nadziei, aby móc się przedrzeć i doszczętnie zniszczyć to, co najlepszego pozostało. By odebrać ostatnią iskierkę nadziei, ostatni oddech, ostatnie spojrzenie.
Teraz patrząc na zapłakane twarze przyjaciół, zdaję sobie sprawę, że nie mieliśmy szans z tym wygrać. Nie potrafiliśmy stawić czoła losowi, chociaż tak bardzo tego pragnęliśmy. I chociaż wieczna miłość w obiecanej przyszłości, która w jednym momencie się rozpadła... zostało nam jedno. Wspomnienia. Wspomnienia najpiękniejsze, które zapadły głęboko w skrzynię świadomości, zamknięte na cztery spusty, niemożliwe do skradzenia. Wspomnienia obarczone prawdziwymi zdarzeniami, bez odrobiny uronień. Czyste fakty, wręcz nieprawdopodobne. Komu by nie opowiedzieć, nikt by nie uwierzył. A chociaż dla nas tak bardzo codzienne. Ból sprawia świadomość tego, że nie doceniało się tych krótkich, jakże pięknych chwil. Nie doceniało się ich wyrazu, ich uczucia i czystej miłości płynącej prosto z serca. Nie doceniało się krótkich spojrzeń, nieśmiałych uśmiechów, pocałunków niesionych euforią pożądania czy chociażby uczciwych objęć. Te krótkie momenty, krótkie zdarzenia, przebijające się przez mgłę tworzą, historię naszego życia, którą uświadamiamy sobie dopiero pod koniec. Dopiero w momencie, kiedy wiadome jest, że już się nie powtórzą. Dopiero wtedy człowiek tęskni za tym, co było. A złość spowodowana tak odległym od rzeczywistości obrazem sprawia, że popada się w rozpaczliwą paranoję. Kiedy patrząc na zmizerniałą twarz chłopaka, któremu zdecydowałam się kilka miesięcy temu powierzyć całe moje życie, za którym byłam gotowa wskoczyć w ogień, który znaczył dla mnie więcej, niż wszystko.. To rozbija mnie na kawałki, tak drobne, że aż niemożliwe do zebrania. I choć nie wiem jak bardzo będę sobie obiecywała, że będę silna aż do samego końca, to za każdym razem, patrząc w jego oczy, które już dawno się poddały, nie potrafię. A świadomość, że już niedługo jego policzek tak przyjemnie ciepły, zamieni w lodowaty siniec.. 


***

Minęło 10 dni. Zdarzają mi się urywki w pamięci, przewidzenia. Nie wiem, co się dzieje. Budzę się w śnie, wychodząc ze snu. Po chwili widzę ciemną postać odwróconą do mnie przodem. Jedynie oczy zdradzają jego tożsamość. Ciemne, niczym gorzka czekolada przeszywają mnie na wskroś. To spojrzenie przepełnione bólem, skruchą.
Spojrzenie, które mówi: "Żegnaj".
- Sophie, Sophie obudź się. - niewyraźny szum dobiegł moich uszu. - Cii, to tylko zły sen. - ujrzałam twarz przyjaciółki, która z zatroskaną miną, pod którą krył się niesłychany ból patrzyła na mnie uspokajająco.
- Nie, Martha. To nie jest sen. To brutalna rzeczywistość. - odpowiedziała mi jedynie ciszą. 



Jak co dzień pojechaliśmy do Zayn'a. Jak co dzień wychodziłam z sali, żeby móc skulić nogi w kącie i rozpłakać się na dobre. Nie chciałam przed nim tego okazywać, wiedziałam jak cierpi. Z dnia na dzień mizerniał i przybierał bledszy odcień. Włosy wypadały mu pęczkami, a brwi i rzęsy robiły się coraz bardziej skąpe. Zaczerwienione oczy i spierzchnięte usta w lekkim grymasie. Zmienił się nie do poznania w ciągu zaledwie kilku dni. Jego skóra stawała się przezroczysta, ukazując grube żyły. Większość czasu przesypiał. Rozmowy z nim trwały maksymalnie dwadzieścia minut, a i tak siedziałam z nim do późnego popołudnia. Nie chciałam go zostawić. Nie chciałam, żeby przechodził przez to sam. Żeby jego ostatnie spojrzenie napotkało na swojej drodze pustkę, zamiast osobę bliską jego sercu. Jego chłodne dłonie trzymały mnie w słabym uścisku. Nie czuć było od niego ani papierosów, ani zapachu perfum. Jego skóra przesiąknięta była zapachem leków i szpitala.
Zamglone, przymknięte oczy, skupione w jednym miejscu. Nieruchome ciało od pasa w dół. Nie miał siły nawet wstawać. Wszystko sprawiało mu olbrzymi ból. Momentami odmawiał jedzenia.
Moje serce wykrwawiało się z sekundy na sekundę, nie dawałam rady karmić go łyżeczką, widząc, że już nie ma siły przełykać. Dzielnie walczyłam ze łzami, które kumulowały się pod moimi powiekami.
Ciche szepty Zayn'a, podtrzymywały mnie na duchu. 

Cały świat już wiedział. Tłumy fanów z transparentami zbierały się pod szpitalem, tworzono akcje mające na celu niesienie wsparcia Zayn'owi. Płaczące dziewczyny, robiące szum w internecie, przygnębieni reporterzy, załamani bliscy, tłumy nucące piosenki zespołu, pogrążone w smutku, jednak w żadnym stopniu nieporównywalnym do mojego.
- Kochanie... - wyszeptał chłopak. Spojrzałam na niego czule, gładząc delikatną dłoń. - Pamiętasz, jak mówiłem, że będę Cię zawsze kochał? - spytał.
- Tak Zayn, pamiętam. - powiedziałam, tłumiąc łzy. Chłopak wziął świszczący oddech. - Obiecaj mi, że nigdy o tym nie zapomnisz. - podniósł wzrok i utkwił zamglone, blado brązowe spojrzenie w moich oczach.
- Obiecuję.. - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Zayn posłał mi zmęczony uśmiech i przymknął powieki. Doszedł mnie jego miarowy, płytki oddech. - Dobranoc skarbie. - cmoknęłam delikatnie jego czoło, kładąc głowę przy jego torsie.

Szłam ulicą pogrążona w bolesnych myślach. Nie chciałam wracać do domu, gdzie musiałabym zmierzyć się ze spojrzeniami jego rodziny, przyjaciół.. Chciałam być sama. Choć to tak okrutne. Skierowałam się na Tower Bridge. Ruch na moście był niewielki. Wspięłam się na balustradę, ostrożnie stawiając trampki na metalowej rampie. Spojrzałam przed siebie, błądząc wzrokiem za nurtem Tamizy. Zimny wiatr okalał moją skórę, rozwiewając włosy. To takie proste, zakończyć wszystkie cierpienia. Wystarczy jeden krok w przód, a wszystko mija. Cała rozpacz, cały smutek... Ulatnia się. Tak niewiele trzeba... Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi tego zrobić. Chociażby nie wiem co, nie mogę zostawić moich przyjaciół samych. Chociaż Zayn zabierze ze sobą połowę mojej duszy i nic już nie będzie takie samo... Musimy pomóc sobie nawzajem wyjść z tego i na nowo stanąć na nogach. Chociaż to brzmi tak nieprawdopodobnie, a jednak...
- Ej, złaź stamtąd! Nie rób tego! - doszedł mnie głos mężczyzny. Odwróciłam się powoli i zeskoczyłam z balustrady.
- Spokojnie, - przetarłam łzy rękawem bluzy - Tylko rozmyślałam. - Facet z niedowierzaniem kiwnął głową i wsiadł z powrotem do samochodu.
Wróciłam do domu, gdzie jak się spodziewałam zastałam umarłą atmosferę.
- Martwiliśmy się. - usłyszałam głos przyjaciółki, która po chwili rzuciła mi się w ramiona. - Nic mi nie jest. - powiedziałam beznamiętnie, kierując się w stronę pokoju Malik'a.
Przejechałam palcem po albumie, który przeglądałam każdej nocy. Były w nich chronologicznie ułożone wszystkie zdjęcia z naszego wspólnego życia. Zdjęcia z kina, z koncertu, a nawet zdjęcie, kiedy leżałam na środku jezdni w kałuży rozbitych jajek, śmiejąc się w najlepsze. Nasze wspólne wakacje, trasa koncertowa, wypady na imprezy, spacery, sposoby spędzanie wolnego czasu.. Wszystko uwiecznione na fotografiach. Jedyne, co pozostanie na zawsze. Wspomnienia.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Fanki obstawiły nasz dom, twitter huczy, w każdych wiadomościach Zayn na pierwszym miejscu.. Twoi rodzice dzwonili. - ta ostatnia informacja bardzo mi nie zdziwiła.
Nie chciałam z nimi rozmawiać... już od kilku miesięcy.
- Zadzwoń do nich, proszę. - powiedziała, siadając po turecku na moim łóżku. Chwyciłam niepewnie telefon do rąk i wykręciłam numer do taty. Po paru sygnałach odebrał. Zapadła niezręczna cisza. Wzięłam głęboki oddech i odezwałam się pierwsza.
- Cześć tato.
- Sophie? - jego głos był tak niedowierzający, że aż znów zachciało mi się płakać. Jak mogłam go tak zaniedbać?! Mojego największego przyjaciela, człowieka, który dał mi życie, robił dla mnie wszystko, żebym była szczęśliwa...
- Wybacz mi, tato. - rozpłakałam się, upadając na kolana. - Wybacz mi. Wybacz mi, że tak Ciebie potraktowałam. Jestem okropną córką. Tak Ci się odpłaciłam za wszystko, Boże.. Tato wybacz mi. Kocham Cię nad życie i nie chcę Ciebie stracić, błagam...
- Ciii, córeczko. Sophie, każdy z nas popełnia błędy. Jeden trochę większe, drugi trochę mniejsze. Najważniejsze jest, żeby w pewnym momencie zrozumieć, co się źle robiło i spróbować to naprawić, tak jak Ty teraz, dzwoniąc do mnie. Jesteś moją jedyną córką, kocham Cię nad życie. Tęsknię za Tobą każdego dnia, myślę o Tobie cały czas.. Nie mogłem ścierpieć, że tak łatwo o mnie zapomniałaś..
- Nigdy tato, przenigdy.. - dławiłam się łzami, ledwo wypowiadając słowa.
- Wybaczam Ci skarbie. Wybaczam Ci, bo ja też popełniałem błędy, za które Ty musiałaś słono płacić. Dziękuję, że dałaś mi tę lekcję. Dzięki temu dotarło do mnie, co robiłem nie tak.
- Kocham Cię tato.
- Kocham Cię skarbie - jego głos załamał się. - Jest mi potwornie przykro po tym, czego się dowiedziałem.. Ty i Zayn jesteście dla siebie stworzeni. - z mojego gardła wydobył się jęk rozpaczy. - Wiedziałem o większości rzeczy, a to dlatego, że rozmawiałem z Twoją przyjaciółką. Opowiadała mi co i jak i za każdym razem powtarzała, że nadejdzie ten moment, kiedy w końcu zadzwonisz. I miała rację. 

- Jak to? - Zdziwiłam się. - Byłeś.. byłeś przez ten cały czas w kontakcie z Marthą? - spojrzałam z niedowierzaniem na przyjaciółkę, ta kiwnęła lekko głową.
- Tak skarbie, cały czas. - nastała cisza w słuchawce. - Kochanie,pamiętaj, że miłość nigdy, ale to przenigdy nie umiera. Jesteś jeszcze młoda.. Zayn na pewno nie chciałby, żebyś do końca była sama. - Nie chciałam tego słuchać.
- Tato przestań, błagam. - powiedziałam smutno. - Moje serce należy tylko do niego.. I on zabierze je ze sobą.. - przełknęłam ślinę - do nieba.
Po kilku minutach rozłączyłam się, czując dziwną ulgę na sercu. Spojrzałam na przyjaciółkę, po czym usiadłam obok niej na łóżku. Spojrzała mi prosto w oczy, chwytając mnie za ręce.
- Pamiętasz, jak byłyśmy w mniejsze i wydurniałyśmy się na deptaku latając za chodzącą maskotką? Albo jak pojechałyśmy końmi do lasu, a potem uciekałyśmy przed krowami? Albo jak wyplułaś Colę nosem, lub stoczyłyśmy bitwę na kości od kurczaka w kinie? - uśmiechnęłam się lekko na te wspomnienia. - Będę z Tobą, od zawsze, na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj. Razem będziemy kiedyś babciami łażącymi o kulach i narzekającymi na ból pleców, a przy tym będziemy wspominać chwile z życia. Stare, spróchniałe, o sztucznych szczękach.
Nie opuszczę Cię nigdy. Bóg dał mi Ciebie kilka lat temu po to, żebym już nigdy nie była sama. Dlatego nigdy Cię nie zostawię. Kocham Cię - po tych słowach przytuliła mnie mocno. - A tutaj. - przyłożyła rękę do mojego serca. - Tutaj będzie on. Zawsze przy Tobie. Będzie nad Tobą cały czas czuwał, doglądał, i darzył miłością zza światów.
Pozostanie na zawsze Twój. 




***
Wstawiłam jednak dzisiaj, ot tak ♥
Wow. Dawno nic nie pisałam, przepraszam.
Ważna informacja. Chociażby nie wiem co laski, nie przestawajcie odwiedzać bloga, ok? Jak zakończę, to wtedy napiszę oficjalną przemowę z podziękowaniem, ale to spokojnie.
Bądźcie ze mną Directioners, dla Was to wszystko robię :*


Sophie


Nowy chepter już jutro.

czwartek, 7 lutego 2013

Fifty-secound Dream part 2

Music: Enigma

*Oczami Sophie*
Z pomocą Liam'a uporałam się z torbami, które położyliśmy w tymczasowym pokoju Zayn'a. Na szpitalne łóżko zarzuciłam ciepły kocyk i ulubioną poduszkę mojego chłopaka. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy wyłożyłam na metalowe półki, a kosmetyki zaniosłam do łazienki.
Zayn był właśnie przygotowywany do operacji. 

Nikt prócz jego bliskich i menadżera o niej nie wiedział, nie chcieliśmy robić wielkiego szumu. Dopiero wtedy, kiedy będzie po wszystkim, sprawa wyjdzie na jaw. Jak na razie nie potrzebujemy tutaj tłumów dzikich fanek i wstrętnych dziennikarzy.
- Sophie, mamy 5 minut. - powiedział ściszonym głosem Liam, na co westchnęłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam razem z przyjacielem w kierunku schodów. Oprócz Malik'a były operowane 3 inne osoby, jednak w ich przypadku nie chodziło o tak poważny zabieg. Posłusznie weszłam za Payn'em do sali, w której znajdowała się reszta przyjaciół. Podeszłam do łóżka, na którym leżał w dość opłakanym stanie mój chłopak. Miał na głowie czepek, odgrodzone inne partie ciała i sporo kabelków. Chwycił mnie za rękę, na co zadrżałam lekko. W środku serce mi się krajało, ledwo powstrzymywałam łzy.
- Wyglądasz jak ciota. - chłopak zaśmiał się słabo, przez co zalała mnie fala ciepła. Każda cząsteczka mojego ciała próbowała powstrzymać go na duchu.
- Kocham Cię, skarbie. - powiedział, ściskając mocniej moją dłoń.
- Ja Ciebie też.. - udało mi się powstrzymać drżenie w głosie. - To jak, widzimy się cali i zdrowi za parę godzin, co nie? - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Kiwnął głową i przyciągnął mnie za kark.
- Za parę godzin. - mruknął, a następnie delikatnie musnął moje usta wargami. Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe tęczówki, które po chwili przykryła kurtyna czarnych jak heban rzęs. Drobna łza, która wydobyła się z mojego oka, kapnęła prosto na jego malinowe usta, ułożone w delikatnym uśmiechu. Puściłam jego dłoń i odsunęłam się od łóżka. Martha objęła mnie ramieniem, a następnie opuściliśmy salę, do której po chwili weszło pięciu lekarzy.
Jedna z pielęgniarek zaprowadziła nas do poczekalni, gdzie wszyscy rozwalili się na dużych, beżowych kanapach.
Podkuliłam nogi pod głowę i kołysałam się to w przód, to w tył. Rozmowy przyjaciół jakby omijały mnie szerokim łukiem. Tępo wpatrywałam się w czystą posadzkę, sięgając do kieszeni po mały różaniec. Dawno nie rozmawiałam z Bogiem, jednak miałam ogromną nadzieję, że okaże tym razem względem mnie wiele empatii. Myślami byłam przy pierwszym spotkaniu z Zayn'em, pierwszej randce, pierwszym pocałunku, pierwszym wspólnym spacerze jako para, pierwszym wyznaniu miłości. Te wszystkie chwile wydarzyły się w zaskakująco szybkim tempie. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a ich już nie było. Niestety... wszystko co dobre się kończy. Jest ciężko. Cholernie ciężko. Ale myśl, że za kilkanaście lat będziemy opowiadać naszym dzieciom historię miłości, która nigdy nie zginęła, dodawała mi wiele otuchy. Przeleciałam wzrokiem po twarzach przyjaciół. Przyjaciół, którzy byli ze mną zawsze, kiedy ich potrzebowałam. Przyjaciół, za których byłam gotowa oddać życie. Przyjaciół, przy których się zestarzeję i którzy nawet po śmierci będą mnie bawić swoimi debilnymi pomysłami. Zaśmiałam się pod nosem. Wszystkie te magiczne chwile na zawsze pozostaną w mojej pamięci. W każdych trudniejszych chwilach, będę mogła przypomnieć sobie, jakie cudowne momenty przeżyłam i jakich cudownych ludzi spotkałam na swojej drodze.
- Kocham Was. - moje słowa rozniosły się po pokoju. Rozmowy ucichły, a zdziwione spojrzenia powędrowały w moją stronę.
- Też Was wszystkich kocham. - powiedziała Martha.
- I ja.
- Ja też.
- Kocham Was moje brzydale.
- Kocham Was całym moim marchewkowym serduchem. - zaśmialiśmy się, a następnie Tommo zapoczątkował wielkiego przytulańca. Czułam się.. taka szczęśliwa mając ich. Mając takich przyjaciół.
Po krótkiej rozmowie wróciłam na swoje miejsce, gdzie ułożyłam głowę na poduszce. Nadmiar wrażeń i stres sprawił, że moje powieki stały się niezwykle ciężkie... I odpłynęłam.
*
- Coś długo to trwa. - doszedł mnie cichy pomruk Marthy.
- Masz rację.. Operacja powinna się skończyć godzinę temu. - doszedł mnie niski, męski głos, kompletnie nie pasujący do głosów moich przyjaciół. Uchyliłam lekko powieki, wciąż nasłuchując. obok Liam'a siedzieli rodzice Zayn'a, państwo Malik. Podniosłam się lekko na łokciach, czując zimny dreszcz, który przeszył moje ciało.
- Witaj Sophie. - ciepły, troskliwy głos opatulił moje uszy. Uśmiechnęłam się lekko do Patrici, a następnie na chwiejnych nogach skierowałam się w jej stronę. Przytuliłam ją i jej męża, wciskając tyłek między Niall'a a Harrego.
- Coś nie tak? - spytałam z ostrą chrypą w głosie.
- Proszę państwa, chciałbym z państwem porozmawiać. - doszedł nas niski, neutralny głos należący do lekarza. Spojrzałam na jego kamienny wyraz twarzy, który nie wróżył nic dobrego. Lekarz, co mnie bardzo zdziwiło, usiadł na kanapie na wprost nas i przetarł palcami zatoki. Nastała cisza, która wręcz bombardowała nasze serca.
- Operacja nie powiodła się. - zamarłam. - Ten nowotwór złośliwy był w zbyt zaawansowanym stanie, niż sądziliśmy. Rozprzestrzenił się na mózg, rdzeń kręgowy, oraz na płuca. Stan pacjenta w zaskakująco szybkim tempie się pogarsza... bardzo mi przykro. 

Nie miałam siły na łzy, byłam nicością. Z mojego ciała odpłynęły wszelkie emocje, mózg nie przyjmował prawdy. Wszystko wokół szumiało, jedyne wyraźny dialog, który zmiażdżył ciężarem swoich słów moje serce, odbył się między tatą Zayn'a a doktorem.
- Ile czasu?
- Nie potrafię powiedzieć.. to dzieje się zbyt szybko..
- Ile czasu? - powtórzył łamiącym się głosem pan Malik.
- Maksymalnie dwa tygodnie.




***
Dziewczyny, nigdy nie wolno tracić wiary :*
Dziękuję, że dałyście mi motywację, a co do cheptera... Nie martwcie się, nie zostawię tak tego <3 

Soophieee