środa, 29 sierpnia 2012

Ninth Dream

Music: Nicki Minaj - Starships

Podniosłam lekko powieki. Znajdowałam się w jakiś nieznanym mi miejscu, po chwili jednak zaczęło do mnie docierać. Wczoraj była impreza u Francisco, a ja właśnie leżę sobie w jego łóżku tuląc się do jego torsu. Wyskoczyłam z pod kołdry jak oparzona i wylądowałam na podłodze. Materac zaczął się niebezpiecznie uginać, wturlałam się pod stelaż, gdzie przykryły mnie warstwy kurzu. Usłyszałam głośne ziewnięcie modela. Przyciśnięta do ściany dopiero po chwili zorientowałam się, że przez cały czas nie oddychałam. Ujrzałam jego umięśnione łydki, które po chwili zniknęły za drzwiami do łazienki. Wykorzystałam okazję i wyczołgałam się z pod łóżka. Pędem ruszyłam w kierunku schodów. Parter wyglądał jak po bitwie pod Grunwaldem - wszędzie ciała i niezły bałagan. Podbiegłam do szafki kuchennej, w której dzięki bogu była moja torebka. W środku telefon i kilka sms'ów. Marta była już w domu. Postanowiłam pomóc Franciemu w sprzątaniu. Po chwili w kuchni pojawił się mój młody bóg. Uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie od tyłu. Znowu.
- Witam ślicznotkę. Jak się spało?
- Koszmarnie niewygodnie.. - powiedziałam.
- Ojoj, to niedobrze. Pamiętasz coś z wczoraj? - obrócił mnie przodem do siebie.
- Niezbyt. Film mi się całkowicie urwał, nie wiem, ile wypiłam. - oczywiście, że wiem. Pamiętam wszystko bardzo dokładnie. To, jak Franci mnie pocałował, to, że spał ze mną w jednym łóżku i to, że do mnie zarywał. Problem w tym, że traktuję go jak przyjaciela, i na więcej się nie zapowiada.
- No, wypiłaś troszkę - uśmiechnął się szelmowsko, ale jednocześnie przez jego twarz przebiegł cień smutku- Dobra, czas wyprosić towarzystwo.
- Pomogę Ci.
- Nie ma takiej potrzeby, zaraz przyjedzie ekipa sprzątająca, więc lepiej dla nich, jak wstaną od razu - uśmiechnął się cieplutko.
- W takim razie dziękuję Ci za imprezę i do zobaczenia.
- Nie zostaniesz?
- Wybacz. o 12 muszę być w Nandosie, a przed tym powinnam się trochę ogarnąć.
- Wyglądasz przepięknie.
- Eh.. Franci.. proszę. Lecę. Jesteśmy w kontakcie, trzymaj się - i na pożegnanie cmoknęłam go w policzek.
Wróciłam taksówką do domu, gdzie zastałam ledwo żywą Martę.
- Ooł... Czyżby kacyk?
- Nawet nie wiesz, jaki. Matt mnie odwiózł do domu.
- No to ty raczej nie idziesz dzisiaj do pracy.
- Muszę! Nie chcę, żeby  mnie wylali..
- W takim razie idę do łazienki, a ty spróbuj się ogarnąć.
Umyłam się i ubrałam, po czym ogarnięta wróciłam do kuchni. Marta stała już "gotowa". Zamknęłam mieszkanie i otworzyłam bramę garażową. Nie mogłam znaleźć kluczyków, lekko poddenerwowana wysypałam zawartość torebki na drewnianą skrzynię. Marta pomagała mi odnaleźć zgubę, kiedy nagle runęła na ziemię. Spojrzałam na nią z przerażeniem, patrząc, jak drżącą ręką wyciąga z jakiejś białej koperty dwa bilety.. na koncert One Direction. Zamarłam. Oprócz nich, znajdował się tam list. Chwyciłam go i przeczytałam na głos.

Jesteście niezwykłymi dziewczynami, na wczorajszej imprezie się o tym przekonaliśmy. Niestety przez pewne osoby ( patrz: Niall ) musieliśmy się zmyć.  Zapraszamy Was na nasz koncert. Radzę Wam się na nim pojawić, bo nie chcecie poznać nas od tej złej strony :D
                                                                                                                                                                    Czekamy,  
Zayn, Niall, Louis, Harry, Liam.
                                                                                                            


Spojrzałam na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Rzuciła się na mnie jak małpa na banana. Zaczęłyśmy drzeć się jak opętane. Koncert ma się odbyć pojutrze. Radość rozpierała nas od środka. Praktycznie przez cały dzień w pracy opowiadałam Marcie o wczorajszej imprezie, o Zaynie i Francim. Była zmartwiona sprawą Franciego, a na wieść o mulacie wylała jakiemuś mężczyźnie colę na plecy. Wróciłyśmy padnięte do domu. Na dziś zaplanowałyśmy opierdaling i łoczing. Obejrzałyśmy 3 filmy, po czym każda poszła się kąpać. Zerknęłam na mój telefon, na którym były 3 nieprzeczytane od rana sms'y. 2 od rodziny, a jeden od nieznanego numeru: " Przepraszam najmocniej, że grzebałem w Twojej torebce. Po prostu bałem się, że możemy więcej się nie zobaczyć. Przy okazji wziąłem też Twój numer telefonu. Nie mogę się doczekać koncertu wiedząc, że Cię na nim zobaczę.  Zayn". Przeczytałam tego sms'a dobre 30 razy. Chyba na głowę upadłam. To, co się dzieje, jest po prostu NIEREALNE. Jak to możliwe, że poznałam Francisco Lachowskiego? Że mieszkam w Londynie? Że byłam na mega bibie z One Direction? Że dostałam bilet na ich koncert? Że napisał do mnie sms'a sam Zayn Malik? Upadłam na głowę. Nie odpisałam nic, poszłam prosto do łóżka, gdzie po wielu godzinach wreszcie udało mi się zasnąć.
- Zosiek, wstawaj debilu! - ktoś szturchał mnie w ramię. Podniosłam się ospale i poszłam do łazienki. Leniwie ubrałam ciuchy i rozczesałam dokładnie bujne włosy. Przed wyjściem wrzuciłyśmy coś na ząb i pojechałyśmy do Nandosa. Dzisiaj był wyjątkowo duży ruch, a my cały czas byłyśmy myślami na koncercie. Po pracy czym prędzej ruszyłyśmy do centrum handlowego, gdzie każda poszła w swoją stronę. W końcu zdecydowałam się na delikatny zestaw. Trochę zajęło mi znalezienie Marty, która wymachiwała na wszystkie strony swoją zdobyczą. Wróciłyśmy do domu, wszystko odbyło się bardzo szybko. Nie wiem nawet kiedy nastąpił nowy dzień i kiedy skończyłyśmy pracę. Zbliżała się godzina koncertu. Wyglądałyśmy jak wyciągnięte z bajki. Każda z nas świetnie prezentowała się w swoim ubraniu, na dodatek włosy i delikatny makijaż dodawały mnóstwa uroku. Dosłownie skakałyśmy na siedzeniach w taksówce, drżąc z podekscytowania. Naszym oczom ukazała się olbrzymia arena wypchana po brzegi rozwrzeszczanymi fankami. Trochę speszone wysiadłyśmy z pojazdu i poszłyśmy w kierunku bocznych drzwi. Tam stał ochroniarz, miał co najmniej ze 2 metry wysokości. Zlustrował nas wzrokiem i dziesięć razy sprawdził nasze wejściówki, po czym skinieniem głowy wpuścił nas do środka. Weszłyśmy po schodach, które prowadziły na vip'owskie miejsca. Chłopcy już o to zadbali, żeby było nam wygodnie. W końcu na scenie rozbłysły światła i wleciało na nią pięć małp. Przywitali się ze wszystkimi, chociaż ciężko było cokolwiek zrozumieć przez niewyobrażalny pisk fanek, po czym zaczęli od swojej debiutanckiej piosenki "WMYB". Potem śpiewali wszystkie utwory z płyty "Up All Night". Byłyśmy oczarowane ich głosami. Na scenie lądowały pluszaki, staniki, ubrania. Ktoś sobie striptiz dla ubogich urządzał.  Niestety wszystko co piękne, kiedyś się kończy. Chłopcy ukłonili się i zbiegli ze sceny. Powoli zaczęłyśmy się zbierać za kulisy. Była tam ogromna kolejka, a my oczywiście stałyśmy na jej szarym końcu. Nagle wpadła na nas jakaś laska, przewracając przy tym Martę.
- Co Ty idiotko wyrabiasz?! Nie widzisz, że idę?! - Zaczęła drzeć się nieznajoma. Psycholka.
- Przestań się rzucać - Marta zlustrowała ją wzrokiem.
- Spierdalaj stąd mendo!

- Nie mów tyle, bo ci się zęby spocą!
- Masz gębę jak tłuczek do ziemniaków!
- Jakbym miała taką dupę, jak twoja twarz, to by mnie kibel wyśmiał!
- Twoi starzy musieli mieć niezłe pole, żeby wyhodować takiego buraka!
- Taak? Ciebie to chyba biją kablem od pilota! - Marta stała już cała czerwona, zaledwie kilka centymetrów od rudej divy.
- Ej, dziewczyny... wrzućcie na luz.. - powiedziałam niepewnie.
- Powtórz, bo się nierówno oplułaś - powiedziała do mnie psycholka. Tego było za wiele, starałam się być miła, ale to babsko przegięło.
- Jak cię kopnę, to wylądujesz w przyszłym tygodniu - wysyczałam przez zęby. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wszyscy się na nas gapią.
- Kuźwa, dziewczyno! Podniecasz się tym jak kura miesiączką, a ty sama na nas wpadłaś! - wtrąciła się na powrót Marta
- Idź kup pastę na allegro, może te zęby myte domestosem trochę odrobaczysz...- rzuciłam.
-  Jesteś głupsza, niż ustawa przwiduje! - wrzasnął rudzielec.

- Aa.. tego chciałaś? Żeby wszyscy się na ciebie patrzyli? No to gratuluję, zabłysłaś jak chrząstka w salcesonie !- byłam z siebie dumna. Jednak nie trwało to długo, bo po chwili zorientowałyśmy się, że stoi za nami dwóch goryli. Przerażone odwróciłyśmy się w ich stronę, oni spojrzeli na nas znaczącą, chwycili nas za ramiona i wyprowadzili z sali...



***
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać.. dopiero wróciłam z nad morza :c
Marta, Ty pleśniaku! ♥
Sophie

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Eighth Dream

Music: The Wanted - Chasing The Sun

Wsiadłam pędem do samochodu. Obok siedziała Marta, na której twarzy malował się szok i zdezorientowanie. Spojrzała na mnie z wyrzutem. Westchnęłam głośno i wyłączyłam silnik. W końcu trzeba jej powiedzieć.
- Wtedy, w kinie... ta piątka, która weszła... To byli oni - spojrzałam na nią niepewnie. Wytrzeszczyła oczy... a potem zaczęła się śmiać. Nie zdziwiłabym się, gdyby usłyszeli ją na biegunie. Po chwili opanowała się i spojrzała na mnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! Dlaczego nie powiedziałaś, że poznałaś One Direction? Ba! Że ja praktycznie też ich poznałam! Boże! Zosiek! Nasze marzenie się spełniło! - rzuciła się na mnie, a  w bok wrzynała mi się skrzynia biegów. Szczerze, spodziewałam się innej reakcji. Wyrzutów, wiecznego focha.. ale cóż, na szczęście było inaczej, niż myślałam. Moment, na który tak długo czekałyśmy.. nadszedł. Poznałyśmy ich, zobaczyłyśmy, porozmawiałyśmy. To niesamowite, a jednocześnie takie naturalne. Wróciłyśmy do domu, przyszykować się na imprezę. Wcześniej kupiłyśmy sukienki, które wydawały się być naprawdę piękne. Ubrałam się, po czym delikatnie ułożyłam włosy. Marta miała na sobie śliczną sukienkę i delikatny makijaż. Zwarte i gotowe czekałyśmy na taksówkę. po około 15 minutach raczyła przyjechać. Podałyśmy adres i całe podekscytowane ruszyłyśmy w kierunku domu Francisco. Taksówka wjechała na teren prywatny, gdzie naszym oczom ukazał się ogromny, nowoczesny dom. Lekko zdębiałe, jak niby nic ruszyłyśmy w kierunku bramy. Z domofonu dobiegł nieznany mi głos.
- Witam, proszę podać nazwisko. - Marta zaczęła mówić, a w tym momencie w mojej głowie pojawił się szum i intensywny ból. Syknęłam głośno, a przyjaciółka spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, dlatego chwyciłam ją za rękę i podeszłyśmy do drzwi. Nie zdążyłam nawet zapukać, a już ujrzałam przed sobą twarz mojego młodego boga. Francisco wyglądał dziś jeszcze ładniej. Sprzedałam Marcie kuksańca w bok, bo stała zagapiona w Chad'a. Przytuliłam się do chłopaków i weszłam do środka. Było tam mnóstwo przestrzeni, niezwykle nowoczesny i bogaty wystrój. Wszystko było już przyszykowane, alkohol, przekąski, muzyka. Marta poszła do kuchni rozpakować nasze zakupy, ja w tym czasie oglądałam zdjęcia na kominku. Na większości z nich był ( jak się domyślam ) mały Franci. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Na jednym z nich siedział w piaskownicy, na drugim na barana u taty. Był wyjątkowo słodki. Nagle ktoś objął mnie w pasie i położył głowę na ramieniu. Doszła mnie woń pięknych, męskich perfum.
- Nie ma to jak moje zdjęcia - wymruczał Francisco. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Słodki byłeś - powiedziałam cicho.
- A teraz nie jestem? - poczułam jego ciepły oddech na szyi. Zaśmiałam się cicho. Była to wyjątkowo dziwna sytuacja, nie wiedziałam, jak się zachować... Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi...
- Zooosieeek!!!! Pomocy, pali mi się Tacos! - byłam jej wdzięczna jak nigdy wcześniej. Delikatnie wyplątałam się z objęć bruneta i ruszyłam w kierunku kuchni. Chwyciłam za patelnię, zmniejszyłam ogień i odpowiednio obracałam tortillę.
- Jak ty to robisz? Ja bym tego nie odratowała.. - zamyśliła się siora. Zaśmiałam się wdzięcznie i spojrzałam na nią.
- Wiesz, to trzeba być mną - i uniosłam dumnie głowę, na co reszta zaczęła się śmiać.
- Ej, stary. Wiesz, że dziewczyny spotkały dzisiaj one de? - po czym opowiedział Franciemu całą naszą dzisiejszą historię. Francisco spojrzał znacząco na Chada, przez ich twarze przebiegł chochlikowy uśmiech. Coś mi tu nie pasowało..
- No nieźle, ale z was agentki - spojrzał na mnie Franci, tym swoim uwodzicielskim spojrzeniem. Zarumieniłam się lekko i wróciłam do przygotowywania potraw. Około ósmej zaczęli się schodzić ludzie. Imprezka zaczęła się rozkręcać, do gry dołączył alkohol. Później było już tyle osób, że nie zdołałabym naliczyć. Z resztą byłam już po paru kieliszkach, na szczęście mam wyjątkowo mocną głowę.
Music: Katy Perry - Wide Awake
Nagle podszedł do mniej śliczny mulat, o niezwykle pięknych, brązowych oczach i ciemnych włosach. Uśmiechnął się do mnie, ukazując rządek pięknych zębów. Wyciągnął rękę, prosząc mnie w ten sposób do tańca. Bez namysłu zgodziłam się. Tańczyłam wtulona w nieznanego mi mężczyznę, wokół nas tłumy ludzi i głośna muzyka. Czułam się wyjątkowo błogo, alkohol robił swoje. Nagle nieznajomy pociągnął mnie za rękę w kierunku tarasu. Usiedliśmy na ławce, przed nami rozciągał się piękny ogród, a w oddali jezioro. Napajałam się tym widokiem, a cisza, która była między nami była wręcz kojąca. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Te oczy.. te włosy.. to niezwykłe spojrzenie.
- Kim ty jesteś?
- Na pewno nie zrobię ci krzywdy, miło jest mi tak pomilczeć i zapomnieć o smutku.
- Z dnia na dzień jestem coraz mniej smutna, monotonia mojego życia powoli zaczyna znikać, ale marzenia nie spełniły się jeszcze..
- Widzisz, natomiast moje marzenia się spełniły, ale po pewnym czasie przeszły w monotonnie.
- Sophie.
- Zayn.
Więcej mi nie trzeba było. Już wiedziałam, dlaczego ta twarz jest mi tak dobrze znana.
- Teraz jestem już pewna - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- A nie byłaś? - spytał zdziwiony.
- Szerze? Nie.
- Miło mi to słyszeć - patrzył na mnie intensywnie - Masz śliczne oczy - spłonęłam rumieńcem, na co chłopak cicho się zaśmiał.
- Oczy jak oczy..
- Ktoś tu nie wierzy w siebie. Ja osobiście nigdy nie widziałem taki intensywnych, morskich oczu... Można w nich zatonąć.- Odwróciłam głowę, na co Zayn chwycił mój podbródek zwracając w swoją stronę. Siedzieliśmy tak patrząc sobie głęboko w oczy, gdy nagle na taras wyleciał jakiś spity blondyn.
- No ssiooema gołoombeczkjii...
- Niall do cholery! Dla ciebie impreza skończona.
- Ale stary, tu są takie laski, normalnie... odjjjazdowe! - Zayn wstał i wziął pod ramię przyjaciela. Spojrzał na mnie znacząco, i bezgłośnie powiedział "dobranoc", a następnie wyszedł. Siedziałam nadal w jednej pozycji, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło... W głowie wciąż miałam jego przymrużone, brązowe oczy, będące tak blisko mojej twarzy... Po chwili ktoś chwycił mnie w pasie i wziął na ręce.
- Francisco, postaw mnie, jestem trzeźwa! - po chwili posłusznie mnie odstawił i zlustrował wzrokiem.
- No dzięki - fuknęłam. Na co on się uśmiechnął i cmoknął mnie w policzek.
- Jesteś słodziutka - chwycił mnie za rękę i weszliśmy do środka, gdzie nadal trwała huczna impreza.

Ktoś wpadł na pomysł karaoke. Wszyscy śpiewali, niektóre dźwięki uszkadzały moje bębenki, ale chodziło o dobrą zabawę. Alkohol lał się litrami, a ja wciąż dostawałam dolewkę. Nagle ktoś wciągnął mnie na scenę. Spojrzałam ze zdziwieniem na wszystkich dookoła. Nagle rozległ się podkład do piosenki " The Wanted - Glad You Came". Znałam ją doskonale. Nagle doznałam jakiegoś przypływu odwagi i bez zastanowienia zaczęłam śpiewać. Po kolejnych zwrotkach coraz bardziej wczuwałam się w rolę. Byłam zadowolona, że mogę dzielić się moim szczęściem z innymi. Na koniec pięknie wyciągnęłam. Rozległy się wielkie brawa, po czym znalazłam się w czyiś ramionach, oczywiście Franciego.
- Oto moja przesłodka Sophie! - wszyscy zaczęli klaskać jeszcze głośniej. Po pewnym czasie powieki zaczęły mi się zamykać i zmęczenie dawało się we znaki. Spojrzałam na Francisco, ten ze zrozumieniem pokiwał głową i zaczął mnie nieść po schodach na górę. Wylądowałam na jego łóżku, przykrył mnie kołdrą i cmoknął w usta.. Jednak tego teoretycznie już nie pamiętam...
 




***
Kocham Was :*
Sophie

sobota, 4 sierpnia 2012

Seventh Dream

Music: Little talk - Of Monsters and Man
Zdawało mi się, że siedzi na mnie gruby kangur. Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. Była to Marta, która w dziwaczny sposób skakała po moim kręgosłupie. Zepchnęłam ją jednym zwinnym ruchem, a następnie zerknęłam na telefon. Dzisiaj nasz pierwszy dzień w pracy. Już po chwili byłam umyta i ubrana. Na śniadanie zjadłyśmy musli. Około ósmej odpaliłam samochód i ruszyłyśmy w kierunku Nandos'a. Pracodawca miło nas przywitał. Pierwszy dzień polegał przede wszystkim na zapoznaniu się pracownikami, sprzętami i nauce kelnerstwa. Szło nam wyjątkowo dobrze, a klienci byli zadowoleni. Około 15 opuściłyśmy restaurację i poszłyśmy na deptak, gdzie można było podziwiać sztuczne ognie. Kupiłyśmy sobie gofry i szczęśliwe dreptałyśmy wzdłuż alejek. Dostałam sms'a od Francesco: " I jaaak tam? Nudno powiadasz? No to proponuję jutro wieczorem małą imprezkę u mnie, przyda Wam się trochę rozrywki.. Chad też będzie ;) Odpowiedz natychmiast!!! xoxoxooo". Marta zerkała na ekran mojego telefonu, a na jej twarzy malował się wielki banan. Oczywiste było, że chcemy iść na party do chłopców! Odpisałam szybko Franciemu, byliśmy umówieni na siódmą. Rozchichotane łaziłyśmy między fontannami, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że kieszeń moich szortów jest pusta. Spojrzałam z przerażeniem na Martę.
- Czego nie masz?
- Portfela...
- Głupia cipa. - już po chwili biegłyśmy z powrotem, rozglądając się na wszystkie strony. Kiedy traciłam już nadzieję, zagapiona w asfalt staranowałam jakiegoś mężczyznę.
- Jejku, najmocniej pana przepraszam, jestem troszkę spanikowana..
- Spokojnie, nic się nie stało. Szuka pani czegoś?
- Tak.. Tak.. Zgubiłam portfel, miałam tam karty kredytowe, dokumenty i inne ważne rzeczy - spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
- Jak wyglądał ten porfel?
- Błękitny z wąsem na środku. - Nagle wyciągnął z kieszeni spodni moją zgubę. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, po czym rzuciłam mu się na szyję - Nawet nie wiem, jak panu dziękować... Uratował mnie pan. - Po chwili opamiętałam się i spojrzałam na zamyśloną twarz mężczyzny.
- Myślę, że jest coś, co może pani dla mnie zrobić. Pozwoliłem sobie otworzyć pani portfel, i rzuciło mi się w oczy pewne zdjęcie... mianowicie to, jak skacze pani na koniu. - nie wiedziałam, do czego zmierza - zaimponowała mi pani, bo przeszkoda wyglądała co najmniej na 150 cm i była pokonana na oklep, na rzemyku, co jest niezwykle trudne, czasem nawet niewykonalne. Mam własną stadninę koni sportowych, które wymagają ciągłego, intensywnego treningu. Niestety do niektórych koni trzeba mieć... odpowiednie podejście. Widzę, że potrafi pani jeździć naturalnie. Zastanawiam się.. czy nie chciałaby by pani podjąć pracy w mojej stadninie, jako moja osobista zaklinaczka? - spojrzałam na niego pytająco. To jakieś żarty? Ukryta kamera?.
- Pan żartuje?
- W stu procentach mówię poważnie - nie mogłam uwierzyć. Czy właśnie dostałam propozycję trenowania angielskich koni sportowych, czy to tylko sen?
- Nie jestem pewna, czy się nadaję... Ale z wielką chęcią spróbuję. - powiedziałam po chwili namysłu. Przecież nie mam nic do stracenia, prawda? To dla mnie niezwykła szansa. Konie były kiedyś całym moim życiem, dopóki nie dano mi do zrozumienia, że pasja nie jest najważniejsza. Tęsknię za tym ogromnie, a wspomnienia wywołują ból. Mężczyzna dał mi swoją wizytówkę i uścisnął dłoń.
- Mam nadzieję, że jak najszybciej się pani u nas zjawi - uśmiechnął się szeroko, po czym skinął głową i poszedł w swoją stronę. Nie mogłam przestać wpatrywać się w papierek, na którym tłustym drugie było wygrawerowane " Amerenum Village Stable". Wzięłam Martę za rękę i wolnym krokiem ruszyłyśmy w kierunku samochodu. Podróż do domu minęła nam jak zwykle na wesoło, chociażby dlatego, że za każdym razem, kiedy zatrzymywałam się na czerwonym, Marta wystawiała głowę przez okno i ucinała sobie dziwaczne pogawędki z kierowcami. Po powrocie do domu, wzięłyśmy się za sprzątanie. Marta myła podłogi i odkurzała mieszkanie, ja myłam okna i sprzątałam w kuchni. Późnym wieczorem zrobiłyśmy sobie kolację, podałam spaghetti. Ja dorwałam się do książki, a przyjaciółka rypnęła na kanapę wraz z laptopem. Czytałam książkę "Secret Genezis". Nie powiem, była momentami okrutna, a te rytualne mordy, albo smażenie jelit ofiary na patelni, podczas, kiedy ona jeszcze żyła, nie były zbyt urocze.
- Zosiek, choć na chwilę... - Marta miała wyraz twarzy, jakby zobaczyła ducha. Podeszłam do niej odgryzając kawałek jabłka. Oczy wyszły mi z orbit. Za pięć dni ma się odbyć koncert One Direction i to tu: w Londynie!
- O boże.. - zdołałam wyszeptać. Spojrzała na mnie smutną miną, po czym przełączyła kartę. Było tam wielkimi literami na czerwono " Wszystkie bilety na koncert One Direction zostały wyprzedane!". Nie wiem czemu, łezka zakręciła mi się w oku. Wiedziałam doskonale, że więcej ich nie zobaczę. Nagle sobie przypomniałam. Nic nie mówiłam Marcie o tym, kto był z nami w kinie... Przyjaciółka w tym momencie głośno ziewnęła i oznajmiła, że pora iść spać. Zgodziłam się, w duszy powtarzając sobie, że wszystko jej jutro opowiem.


Rano obudził mnie paskudny budzik. Niechętnie wstałam i wykonałam wszystkie rutynowe, poranne zajęcia. Dzisiaj trochę dłużej ślęczałam przed szafą. Zazwyczaj nie mam problemu z wyborem ubrania, jednak tym razem było inaczej. Po jakiś 5 minutach zdołałam wynaleźć fajny zestaw. Marta była już gotowa i podobnie jak ja po śniadaniu, dlatego zamknęłyśmy mieszkanie i wyszłyśmy na dwór. Dzisiaj było pochmurnie, ale raczej deszcz nie spadnie. A szkoda. Kocham deszcz, czuję, jakby to był magiczny strumień, oczyszczający i wyciszający, który pomaga uwolnić wszystkie emocje i myśli. W Nandosie miałyśmy już paru znajomych. Była tam wyjątkowo miła Amy, skromna i pogodna dziewczyna. Te kilka godzin minęło nam szybko. Nie mogłyśmy doczekać się imprezy u Francia. Postanowiłyśmy nie przyjść z pustymi rękoma, dlatego od razu po pracy podskoczyłyśmy do sklepu. Nakupowałyśmy chipsów, ciastek, żelek, innych Londyńskich specjałów, składniki na Tacos, trochę napojów i piwa. obładowane wyszłyśmy ze sklepu, oczywiście ja niosłam najwięcej, bo Marta dostała podobno "przerażającego bólu pleców". Kierowałyśmy się w stronę parkingu, na którym czekała Alfa. Siatki wrzynały mi się w ręce, czułam, jak foliówki zaczynają puszczać. Czym prędzej weszłam na jezdnie, nie patrząc nawet na nadjeżdżające samochody. Marta szła przede mną, byłam już w połowie pasów, gdy tu nagle "szlast!". Nie wiem, kto zajmuje się produkcją toreb, ale na stówę odwala tę robotę byle jak. Już po chwili znajdowałam się tyłkiem w kałuży tymbarków, rozbitych jajek, sosu do Tacos. Zdezorientowana przechwyciłam wzrokiem Martę, która ledwo trzymała się znaku drogowego, rycząc ze śmiechu jak wół. Zobaczyłam, że obok mnie stoi niecierpliwie czarny bus. Poderwałam się z ziemi i zaczęłam zbierać ostatki tego, co nam zostało. Marta leżała na ziemi dusząc się ze śmiechu. No oczywiście, nie ma to jak liczyć na wsparcie przyjaciółki. Machnęłam przepraszająco w stronę kierowcy, prosząc przy tym, żeby dał mi jeszcze chwilę. Zobaczyłam przed sobą butelkę i ruszyłam biegiem w jej stronę. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie marchewka, która niespodziewanie wyrosła mi pod nogami. Przewróciłam się, mocno uderzając głową o asfalt. Miałam mroczki przed oczami, czułam się jak na karuzeli z marchewkowych krążków. Poczułam, jak ktoś delikatnie podnosi mnie do góry. Nie mogłam ustać na nogach, bezwładnie oparłam się o ramię jakiegoś chłopaka o brązowych loczkach i zielonych oczach. O samego Harrego Styles'a...
Nie miałam zielonego pojęcia, co robić. Postarałam się jak tylko mogłam złapać równowagę i spojrzałam chłopakowi w oczy. Był naprawdę przystojny, na żywo wyglądał jak zwykły nastolatek, a nie jak przesłodzony chłopczyk z photoshop'a. Uśmiechnął się szeroko i awaryjnie chwycił pod rękę.
- Radzę patrzeć pod nogi na przyszłość.. - nagle z jego twarzy zszedł uśmiech i pojawiło się wielkie zaskoczenie. - Ja Cię już chyba.. - Zmieszana zrobiłam dwa kroki w tył, odrywając się przy tym od niego. Gdyby nie słup, znów przeżyłabym bliskie spotkanie z ziemią. Kierowcy wymijali nas trąbiąc przy tym niemiłosiernie. Po chwili z samochodu wyszła reszta młodych bogów. Kiedy mnie zobaczyli, wybuchli dzikim śmiechem. Spojrzałam na siebie. Fakt. Wyglądałam jak przystawka na imprezę. Cała w sosie, czekoladzie, jogurcie, fecie i innych pierdutach..? Marta lała jeszcze głośniej. Westchnęłam tylko i mimowolnie przyłączyłam się do tych dżunglowców. Czwórka dżentelmenów podniosła moje rzeczy z ziemi, wrzucając przy okazji resztki zakupów do torby.
- Czekać! Stop! Ej.. czy Ty przypadkiem nie jesteś moją wybawczynią? - spojrzał na mnie podejrzliwie Liam. Wyszczerzyłam się i kiwnęłam twierdząco głową. Chłopak to odwzajemnił, a po chwili pędził już w moją stronę. Zrobiłam unik, wtedy biedaczek zarył cielskiem w słup, który po chwili stał lekko wykrzywiony. Szatyn leżał na ziemi i udawał, że płacze, a my w tym czasie tarzaliśmy się ze śmiechu. Po chwili usłyszeliśmy wycie. Obok nas zatrzymał się duży radiowóz, z którego wysiadł pulchny policjant. Wstaliśmy grzecznie, ledwo powstrzymując się od chichotów.
- Powiadomiono mnie..że - i wtedy zmierzył nas wszystkich wzrokiem - jest tu małe zamieszanie. Proszę natychmiast usunąć się ze środka jezdni, albo... będzie źle - spojrzał spod tych swoich tłustych powiek. - WON MI STĄD, JUŻ! - wzięłam pod rękę zdezorientowaną Martę i posłałam chłopcom najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Odwróciłam się na pięcie i szybkich krokiem ruszyłyśmy w kierunku samochodu.







***
Siódmyy!!! Przepraszam, właśnie przed.. niecałą godziną wróciłam do domu, a jutro jadę na kolejny turnus.. :c Spróbuję coś wykombinować, żebym mogła pisać na obozie :)))
Kocham, 

Sophie ♥