środa, 26 grudnia 2012

Sosssaaaad :C

Hej piękne :*
Ehm.. nie zabijajcie mnie tylko.
Wyjeżdzam na 4 dni, wracam 31 grudnia, dlatego nie dodam w tym czasie żadnego rozdziału.

Jednym słowem na nowy chepter możecie liczyć dopiero w przyszłym roku :)
ALE ALE.
Mam też dobre wieści, mianowicie:
podczas tego wyjazdu będę osobiście razem z Martuchą pisać rozdziały, więc spoko loko, w 2013 prędko się pojawią ^^

Jejku, wybaczcie :*
Cieszę się wgl, że ktoś czyta tego bloga.. Takie ścierwo :D

Love ya! ♥

niedziela, 23 grudnia 2012

Forty-fifth Dream

Music: 1D - Over Again

*Oczami Zayn'a*

Skoczyłem razem z Louis'em do recepcji, żeby zamówić pobudkę. Louis przedstawiał mi różne pomysły dotyczące niespodzianki dla Sophie. Chciałem, żeby to było coś niezwykle wyjątkowego.. Żeby da chwila utkwiła jej w pamięci do końca.
- Nie mam siły na jutro... najchętniej to bym to wszystko walnął i spał do 12. - powiedział przyjaciel z lekkim grymasem.
- Nie marudź... Zobacz, jak inni harują. My tylko musimy występować, szczerzyć się do fanek, składać autografy i bawić się w najlepsze.
- Masz rację.. Ale człowiek jest z natury leniwy. - zaśmiałem się cicho. - Zayn, chodź do nas, bo jeszcze przypadkiem obudzisz Phie. - machnąłem ochoczo głową. Stanęliśmy pod drzwiami, Louis wyciągał już kartę. Usłyszałem głos Marthy i Harrego.
- Poczekaj.. - gestem ręki zasugerowałem Louis'owi, żeby się nie ruszał. - Martha z Harrym?
- Chyba chwila zwierzeń - szepnął. Zatkałem mu buzię dłoniom. Przyłożyłem ucho do drzwi, podobnie postąpił marchewkoholik. 

" Harry.. Ja.. ja nie wiem co powiedzieć... Ale przecież... Chyba nie rozbijesz jej związku z Zayn'em? - nastała cisza. - Harry, nie możesz! Rozumiem, że ona Ci się podoba, ale ona kocha Zayn'a i są razem szczęśliwi! nie widzisz tego?!
- Jakoś nie. - burknął Harold. Zamurowało mnie. Zszokowało.. Przeraziło.. i wkurwiło.
- To nie jego wina, są takie okoliczności, a nie inne! Przypomnij sobie, jacy byli przed wypadkiem!
- Kiedy?! Kiedy on ją zostawił?! Kiedy prawie nie zagłodziła się na śmierć?! Kiedy chciała wielokrotnie zabić się z tęsknoty za nim?! Nigdy bym jej tak nie zranił, jak on ją! - krzyknął. - Byłbym dla niej lepszy. - powiedział. Napiąłem wszystkie mięśnie. Jak on śmie?! Jak on śmie wygadywać takie rzeczy?! Co za skurwiel jebany.
- Harry, czy Ty nie rozumiesz, co ja do Ciebie mówię?! ONI.SĄ.SZCZĘŚLIWI. Nie niszcz tego, to Twoi przyjaciele. Znajdziesz jeszcze wymarzoną dziewczynę, obiecuję Ci to. - stałem nieruchomo, przysłuchując się  ich rozmowie. Cały dygotałem z nerwów, miałem ochotę tam wparować, ale jeszcze nie dowiedziałem się wszystkiego.
- Ale ja chcę jej. - ledwo go zrozumiałem, ryczał jak dziecko.
- Ale jej nie dostaniesz! - warknęła dziewczyna - Zachowujesz się jak rozpieszczony gówniarz! Jak możesz w ogóle takie rzeczy mówić!
- Całowałem się z nią - o Ty chuju. - To znaczy.. ona chyba tego nie pamięta... Ja.. ja przyszedłem do niej w nocy do szpitala.. Wcześniej wypsikałem się perfumami Zayn'a.. Chciałem.. chciałem poczuć się jak on.. Poczuć jej bliskość... Jej dotyk.. - W tym momencie nawet silne ramiona Tommo nie dały mi rady. Wyszarpnął mu kartę i z całej siły pchnąłem drzwi. Wleciałem do pokoju, widząc przerażoną twarz Harrego. Rzuciłem się na niego, okładając go pięściami. Krzyki Marthy, Louis'a, który starał się nas rozdzielić..
- Ty chuju! Ty gnoju zasrany! Jak śmiałeś! Jak śmiałeś ruszyć Sophie?! JAAK!? - nienawidziłem go. Nienawidziłem go całym sercem. Bałem się, że ktoś będzie chciał mi ją zabrać.. Ale nie najlepszy przyjaciel!
- Zayn, to nie tak! - darł się małolat. - Poczułem, jak kilka par rąk odciąga mnie od loczka. Trząsłem się, miałem ochotę przywalić mu i tak w już zmasakrowaną gębę.
- Zayn, uspokój się. - mówił powoli Liam.
- Nienawidzę Cię, Styles. Ty skurwielu! - plunąłem na niego, po czym wyszarpałem się chłopakom z uścisków i wybiegłem z hotelu.
Szedłem wąskimi, oświetlonymi uliczkami. Bardzo ładne miasto, jednak byłem tak rozwścieczony, że nie potrafiłem tego docenić. Wszedłem do pierwszego lepszego baru.
- Whisky. - powiedziałem krótko. Barman podsunął mi pod nos kieliszek, który wypiłem jednym haustem.
- Więcej. - wysapałem. Nie wiem ile dolewek dostałem, w każdym razie zrobiło się niezwykle miło w gronie tych wszystkich ładniutkich panienek, które mnie otaczały. A później? Później odleciałem na różowym smoku do krainy łysych goblinów.

*Oczami Liam'a*


Znaliśmy już całą historię. Nikt nie ukrywał wkurzenia na Hazzę. Chociaż z jednej strony było mi go żal.. Chłopak się zakochał, nie ma na to wpływu.. Chociaż jego postępowanie było idiotyczne i nic go nie usprawiedliwia.
- Trzeba znaleźć Malik'a. - powiedziała Martha.
- Pewnie leży schlany w jakimś rowie. - zgromiliśmy loczka wzrokiem. - No co?! To przecież cały on! Nieodpowiedzialny, samolubny alko..
- DOSYĆ! - krzyknąłem. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. - Mam już dość Twojego zachowania, Harry. Jeśli chcesz, żeby traktowano Ciebie jak dorosłego, musisz zacząć zachowywać się jak osoba godna szacunku, a nie pyskaty małolat. - Styles poderwał się z fotela i ruszył w kierunku drzwi. - Dokładnie o to mi chodzi. - chłopak zatrzymał się - Uciekasz od odpowiedzialności. - Przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiał.
- Pieprzcie się wszyscy! Będę robił, co mi się żywnie podoba! Będę do niej zarywał, ile tylko wlezie!
- To będziesz obrywał po mordzie. - skomentował Louis, na co wszyscy się zaśmiali.
- Dziękuję! Dziękuję za takich przyjaciół! - wrzasnął, po czym trzasnął drzwiami. Nastała głucha cisza. W końcu otrząsnąłem się jako pierwszy.
- Nie mówmy o tym Sophie.. Lepiej, żeby nie wiedziała. A teraz wstawać. Trzeba znaleźć Malik'a.. 

* Oczami Sophie *

Nie do wiary, że przespałam prawie 22 godziny.. Widocznie sen był mi bardzo potrzebny. Po chwili dopiero zorientowałam się, że jestem w hotelu. Odwróciłam głowę, jednak miejsce obok mnie było puste. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i rozczesałam włosy. Wyglądałam.. eh. bez życia.
Wzięłam rzeczy do ubrania i wyszłam z toalety. Nie wiedziałam, gdzie Zayn się podziewa.. Tęskniłam za nim. Wyjęłam z pokrowca moją ukochaną gitarę. Rozsiadłam się na łóżku i zaczęłam grać. Brakowało mi tego. Cicho nuciłam pod nosem tekst mojej piosenki, którą ułożyłam kiedyś w ciężkim i smutnym okresie czasu. O popatrz, jaki przypadek.
Niepokoiło mnie to, że tak długo chłopak się nie zjawia. Odłożyłam instrument i wyszłam z apartamentu, gdzie od razu wpadłam na Marthę. Miała zmieszaną minę.
- Chodź. - powiedziała i pociągnęła mnie do pokoju. Usiadłyśmy na łóżku, przyjaciółka nadal trzymała mnie za rękę. Po długiej ciszy i wpatrywaniu się sobie wzajemnie w oczy, odezwała się. - Gdzie moja Sophie? - popłakała się. Tak po prostu. Słone łzy zaczęły okalać jej nieskazitelne policzki. - Proszę Cię.. wróć do  mnie. Tęsknię.. Tęsknię za moją przyjaciółką. Wszystko się sypie.. I jeszcze na dodatek tracę Ciebie. Jesteś mi potrzebna..błagam. - nie wiedziałam, co powiedzieć. Przytuliłam ją mocno i kołysałam delikatnie w ramionach.
- Co się dzieje? - spytałam cicho.
- Co się dzieje?! Wszystko! Wszystko się dzieje! Ty popadasz w depresję, wszyscy dookoła też, mi brakuje siostry z ADHD.. Błagam! Sophie.. Straciłaś Moonshine'a, rozumiem. Był Twoim przyjacielem. Ale proszę.. Weź się w garść! Zrób to dla nas.. Dla mnie.. dla chłopców.. Dla Zayn'a...
Zastanowiły mnie jej słowa... Właśnie! Przecież ranię bliskie mi osoby.. Ból serca nie przemija po stracie Karego, ale to nie znaczy, że mam przy tym krzywdzić pozostałe osoby, które kocham. Muszę spróbować.. Chociaż dla nich.. Ubrać na pewien czas maskę. Tak. Muszę się wziąć w garść. Koniec tego. Trzeba zacząć działać w imię miłości...







***
Kocham Was dziewczyny, wesołych świąt życzę :* Wszystkie jesteście cudowne i wyjątkowe, nie zapominajcie o tym.. I nie zważajcie na to, co mówią inni.. uwierzcie mi, można przez to wiele stracić...
Sophie

sobota, 22 grudnia 2012

Forty-fourth Dream


*Oczami Liam'a*

Byliśmy w drodze do Hiszpanii. Tam ma zacząć się nasza trasa. Dwa tygodnie temu Sophie wyszła ze szpitala. Jej stan fizyczny polepszył się, noga się zrasta. Niestety strata Moonshin'e odbiła się strasznie na jej psychice. Rzuciła pracę, zbyt wielki ból sprawiało jej przebywanie w tej stadninie. Bill był załamany, błagał ją, żeby nie podejmowała tak pochopnie decyzji. Zmieniła się diametralnie. Jest cicha, apatyczna i bardzo łatwo doprowadzić ją do łez. Zayn jest podłamany. Nie wie, co zrobić, żeby uśmiech na nowo zagościł na jej twarzy. Patrząc na nią nie widzę tej pełnej szczęścia, uśmiechniętej od ucha do ucha ślicznotki, która wniosła tyle barw do rodzinki Directioner. Jej zamglone, opuchnięte od płaczu oczy, grymas na twarzy, blada cera i rozpuszczone w nieładzie włosy sprawiają, że na sam jej widok robi się człowiekowi żal. Próbowaliśmy wielu sposobów, jednak jak na razie nic nie poskutkowało. Jej nastrój udziela się większości, wliczając w to nawet Paul'a. Musi być w końcu jakiś sposób, żeby rany się zagoiły..
- Jesteśmy. - wyrwał mnie z zamyśleń głos naszego opiekuna. - idźcie do hotelu, wasze bagaże zaraz będą na miejscu. - uśmiechnął się blado do lusterka i wysiadł z Tourbus'a.
Wyleźliśmy na zewnątrz, gdzie uderzył nas gorący strumień barcelońskiego powietrza. Po chwili jednak cudowne wrażenie minęło, w momencie, kiedy zbliżyło się do mnie paru dziennikarzy i fanki. Dookoła nas podleciało kilku ochroniarzy, którzy skutecznie zaczęli odpychać napalone dziewczyny. Posłałem kilka sztucznych uśmiechów w stronę kamer, a następnie przywitałem się z hiszpankami, które zaczęły piszczeć jak opętane. Skierowaliśmy się do hotelu, skąd miałem odebrać nasze karty. Podszedłem do recepcji i przywitałem się ze starszą panią.
- Proszę bardzo, pańskie apartamenty są na samej górze. - kątem oka spostrzegłem, jak Sophie zrzedła mina. Malik wyjaśnił nam, dlaczego tak bardzo jego ukochana boi się wind. Jej historia potwornie nami wstrząsnęła. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Ja mogę się przyznać bez bicia, że moja łyżeczkowa fobia jest w 100% ustawiona przez wytwórnię. Muszę robić z siebie kretyna, żeby zafascynować fanów. Debilizm, podobnie jak wiele innych pomysłów menadżerów. Wjechaliśmy windą na górę, oczywiście bez Zaphie. Oni musieli odbyć długą drogę schodami. W środku panowała cisza.Każdy był pogrążony we własnych myślach.
- Błagam Was... Nie mam siły tak dłużej! - powiedziała Martha. Spojrzeliśmy na nią ze zrozumieniem. - Trzeba coś wymyślić! Nie mogę patrzeć, jak się zachowujemy.. Nie mogę patrzeć na Sophie! Czy wy widzicie, jaka ona jest załamana?! Straciła przyjaciela, już drugiego. Jest bardzo wrażliwa, zawsze była. Wszystko brała do siebie, wiele razy płakała z błahych obelg. Znam ją jak nikt inny. Bardziej nawet, niż ona sama. Ona się wykończy. I my też. Trzeba coś wymyślić. Wieczorem spotykamy się u mnie. Trzeba ją położyć wcześniej spać, co raczej nie będzie problemem. - Niall opiekuńczo objął ją ramieniem i ucałował w głowę. Wtuliła się w niego, a po jej zarumienionym policzku pociekła słona łza.
- Chcę dawną Sophie.. - szepnął Harry.

* Oczami Zayn'a *
Byłem bezradny. Nie wiedziałem, co robić. Na moich oczach z mojej ukochanej wypływało całe szczęście. Marzyłem, żeby było jak wcześniej. Nasze pierwsze, beztroskie spotkania. Wszystko było takie.. takie proste. Moment, kiedy wyznałem jej miłość na dachu wieżowca... nasza pierwsza, wspólna noc. W ogóle moment, kiedy pierwszy raz ją ujrzałem. Już wtedy wiedziałem, że to będzie ta jedyna. Coś we mnie wtedy drgnęło, coś, co kazało mi iść za nią aż na koniec świata. Zrobię dla niej wszystko. Istnieję dla niej. Jest dla mnie wszystkim... Po prostu.. she's my world.
- Zayn, ja się położę. - wyrwała mnie z zamyślenia, wychodząc z łazienki w bluzce ze spongebob'em i czarnych, koronkowych stringach. Jej długie, falowane blond włosy opadały na plecy, podczas gdy rozścielała łóżko. - Idź do reszty, proszę. - wskoczyłem na pościel obok niej i zacząłem gładzić jej policzek. Już chciałem protestować, jednak skarciła mnie wzrokiem. Westchnąłem cicho i pocałowałem ją w usta. Otoczyła ręką mój kark i przyciągnęła mnie do siebie. Dawno nie czułem smaku jej warg.. Znów zalała mnie fala euforii, byłem niezwykle szczęśliwy, mając ją znów w ramionach. Niestety po chwili odepchnęła mnie lekko, patrząc tymi swoimi cholernymi paczadełkami prosto w moje.
- A teraz idź już sobie. - powiedziała. Zahipnotyzowany jej tęczówkami opuściłem pokój. Zauważyłem Marthę, która szła właśnie w moim kierunku.
- Zayn, właśnie miałam po Ciebie iść. Musimy pogadać. - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. Weszliśmy do jej apartamentu, gdzie siedziała cała reszta. Dziewczyna usiadła na kolanach Niall'a, ja natomiast rozwaliłem się na wolnym fotelu.
- To jak? Jakiś plan? - spytała.
- Może.. jakieś zakupy?
- Przecież było ich multum, nie chciała chodzić.
- Koncert ulubionego wokalisty? - Martha spojrzała na Louis'a z miną typu " Are you fackin' kiddin' me? "
- Tia.. koncert swojego ulubionego wokalisty to ona ma każdego wieczora w łazience pod prysznicem. - powiedział Liam, czym rozbawił towarzystwo.
* Oczami Marthy *

Żaden z pomysłów, który wymieniliśmy, nie był wystarczająco dobry. Zaczęłam sięgać pamięcią głęboko, przypominając sobie wszystkie nasze szczere rozmowy.
- Może powinniśmy poszukać w jej najskrytszych marzeniach? - spytał Harry, na co wszystko spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem.
- Co się tak gapicie?! Na Malik'a paczadła skierować! - powiedziałam stanowczo.
Wiedziałam już. Wiedziałam, co jest jej największym i najskrytszym marzeniem.
- Ale.. właśnie... Ja nie wiem Martha.. Ona zawsze mówi, że nic nie chce. - powiedział cicho.
- Czy Ty na serio jesteś taki głupi czy tylko udajesz?! - powiedziałam załamana. Spojrzał na mnie zmieszany, na co westchnęłam. - Właśnie. Ona ma wszystko, czego pragnie..
- No to co?! - spytał zniecierpliwiony Mulat.
- TY kretynie! Ty jesteś dla niej wszystkim. Wszystkim! - powiedziałam głośno. Nastała chwila ciszy. Widać w głowie Zayn'a włączyło się krótkie "lading...lading.."
- Tak... tak! Masz rację! Boże.. tak długo się zbierałem! To jest również moim największym marzeniem! Tak! - powiedział uradowany. Reszta patrzyła na nas z totalnym zdezorientowaniem. Wytłumaczyliśmy im wszystko dokładnie. Byli zachwyceni tym, co ma się wydarzyć w najbliższej przyszłości.
- To w Paryżu.
- Tak, w Paryżu. - posłałam Malikowi ciepły uśmiech. Wszyscy byliśmy niezwykle podekscytowani, a zły humor w magiczny sposób przeminął.
- To będzie coś boskiego! - skomentował mój żarłok, na co ucałowałam go w policzek.
- Dobra, dobra. A teraz chłopcy, pora spać. Jutro macie koncert, nie możecie wyglądać jak ostatnie zombiaki.
- I wywiad, i podpisywanie płyt i spotkanie z fanami i rozmowę w radiu. - zaczął wyliczać na palcach nasz Daddy.
- Dobra, cicho. Dacie radę! - powiedziałam szczęśliwa. Wygoniłam ich z pokoju, zostałam tylko z blondynem.. i Harrym?
- Możemy pogadać? - spytał, przygryzając ze zdenerwowania wargę.
- Ee.. pewnie. - powiedziałam, wskazując ręką kanapę.
- U mnie, wolę na osobności.. - powiedział lekko przybity. Niall kiwnął głową i posłał nam ciepły uśmiech. Skierowałam się do pokoju Hazzy. Otworzył kartą drzwi. Jak się okazało, Louis poszedł razem z Zayn'em do recepcji, zamówić na rano budzenie.
Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, podciągając kolana pod brodę.
- Gadaj, co Cię gryzie. - powiedziałam zachęcająco. Harry siedział na przeciwko i nerwowo bawił się palcami.
- Zayn.. on kocha Sophie? - walnął.
- Oczywiście! Nie widzisz tego? - spytałam ze zdziwieniem.
- A.. a ona jego? - spytał trochę ciszej.
- Nie martw się, są w sobie zakochani bez pamięci, obydwoje! Przewiduję im wspólny nagrobek - zaśmiałam się, jednak po chwili mina mi zrzedła. Po policzku Harold'a zaczęły spływać łzy. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia i podleciałam do niego.
- Boże... Harry... - nie wiedziałam, co powiedzieć. Czekałam, aż on się odezwie i powie mi, że to jakiś żart.
- Martha.. ja.. ja nie wiem, kiedy się to stało.. Na początku traktowałem ją tylko jak ładną przyjaciółkę.. A potem.. Potem coś we mnie wstąpiło. Obserwowałem jej każdy ruch, wsłuchiwałem się w każde słowo.. Nie wiem kiedy, zakochałem się w niej. Śnię o niej nocą, marzę o jej dotyku.. Kiedy widzę ją z Zayn'em.. robi mi się cholernie źle. Nie pokazuję tego, bo jak wiesz, jestem świetnym aktorem, ale po prostu.. gotuje się we mnie! - chłopak mówił podniesionym głosem. Nie mógł zapanować nad emocjami.
- Harry.. Ja.. ja nie wiem co powiedzieć.. Ale przecież.. Chyba nie rozbijesz jej związku z Zayn'em? - spytał, w duszy modląc się, aby powiedział "nie". Jednak ten spojrzał na mnie pusto. - Harry, nie możesz! - powiedziałam wkurzona. - Rozumiem, że ona Ci się podoba, ale ona kocha Zayn'a, są razem i są szczęśliwi! Nie widzisz tego?!
- Jakoś nie - burknął pod nosem.
- To nie jego wina, są takie okoliczności, a nie inne. Przypomnij sobie, jacy byli przed tym wypadkiem.
- Kiedy?! Kiedy on ją zostawił?! Kiedy prawie nie zagłodziła się na śmierć, kiedy chciała się wielokrotnie zabić z tęsknoty za nim?! Nigdy bym jej tak nie zranił, jak on ją! - krzyknął. - Byłbym dla niej lepszy.. - powiedział.
- Harry, czy Ty nie rozumiesz, co ja do Ciebie mówię?! ONI. SĄ. SZCZĘŚLIWI. Nie niszcz tego. To Twoi przyjaciele. Znajdziesz jeszcze wymarzoną dziewczynę. Obiecuję Ci to.
- Ale ja chcę jej. - powiedział zapłakany.
- Ale jej nie dostaniesz! - warknęłam. - Zachowujesz się jak rozpieszczony gówniarz! Jak możesz w ogóle takie rzeczy mówić!
- Całowałem się z nią. - zamarłam. - To znaczy, ona chyba tego nie pamięta... Ja.. ja przyszedłem do niej w nocy do szpitala. Wcześniej wypsikałem się perfumami Zayn'a. Chciałem.. Chciałem poczuć się jak on. Poczuć jej bliskość.. Jej dotyk... - jego wypowiedź przerwał głośny huk drzwi. Do pokoju wleciał rozwścieczony Zayn..




*** 
Postaram się jeszcze jutro coś napisać. Wiecie, taki prezent świąteczny od Sophie :*

I ya! 

niedziela, 16 grudnia 2012

Forty-third Dream

Music: 1D - Over Again

* Oczami Sophie *

- Ja. Chcę. Do. DOMU! - powtarzałam co chwilę nad uchem mulata, którego cała ta sytuacja niebywale bawiła.
- Skarbie, poczekaj chwilę, Harry właśnie załatwia wypis. - mruknęłam pod nosem i wlepiłam twarz w bejsbolówkę Zayn'a, wyjąc w nią gniewnie. Doszedł mnie jego melodyjny śmiech i już po chwili poczułam ciepłą dłoń na moich włosach i stanowczo obejmującą mnie w pasie rękę.
- Żaayn.. Duże szę. - mruknęłam, chociaż tak właściwie to brak powietrza mi nie przeszkadzał, bo przy tak cudownym zapachu jego perfum mogłabym nawet zemdleć. Chłopak odciągnął mnie na długość ramion i patrzył mi w oczy figlarnym wzrokiem.
- Co Ty kombinujesz? - uniosłam jedną brew w górę, i podejrzliwie mierzyłam go od stóp do głów.
- A czemu tak uważasz? - zamruczał cicho, a jego świeży oddech oplótł moją twarz.
- Bo gapisz się jak chochlik. - zrobił zdziwioną minę, a po chwili wybuchł głośnym śmiechem. Wzruszyłam ramionami i schrupałam parę paluszków, które o dziwo zostawił nam Horan.
- Kocham Cię - powiedział, wciąż nie mogąc się opanować. Pogładził mój policzek i po chwili zaczął zbliżać się do mojej twarzy. Przymknęłam oczy wiedząc, że za chwilę poczuję jego miękkie, ciepłe wargi, przepełnione miłością i pożądaniem..
- EKHEM. - uchyliłam oczy, zbytnio się tym nie przejmując. W progu zauważyliśmy Loczka, który stał z teczką dokumentów w dłoni.
- Masz wyczucie - burknął Malik, na co Loczek posłał mu szeroki uśmiech.
- Phie, skarbie, zbieraj się! Mam w ręce Twój wypis! - powiedział chłopak ucieszyłam się i wyskoczyłam z objęć Malika. Kuźwa. Ale ze mnie kretynka.
- Sophie, głuptasie, ile razy mam Ci przypominać, że masz nogę w gipsie?! - powiedział lekko zdenerwowanym głosem mulat, po tym, jak podniósł mnie z ziemi.
- Wkurza mnie to wapno na girze. - powiedziałam niezadowolona, co wywołało śmiech u dwójki chłopaków.
- Dobra, zbieramy się! - orzekł Malik i wziął mnie na ręcę.
- Debilu, puszczaj! - wrzeszczałam jak opętana. Ten pokręcił głową z dezaprobatą i delikatnie postawił mnie na ziemię.
- Kochanie, jak Ty niby chcesz chodzić? - spytał z troską.
- Tak na jednej nodze, a Ty służysz za podpórkę. - powiedziałam, delikatnie biorąc go pod ramię. Złapał mnie stanowczo w pasie tak, że praktycznie lewitowałam.
- Jesteś uparty. - zaśmiał się i wyprowadził mnie z sali. Po mojej lewej stronie szedł Harry, który również chronił mnie przed upadkiem.
- Wiecie co, Zayn, poleć po kule, a ja sprowadzę Phie na dół, okey? - spytał z uśmiechem. Zayn przyjrzał mu się z zazdrością. Kopnęłam go lekko w kostkę, na co jęknął.
- Dobra, dobra. Tylko powoli. - zmierzył loczka bacznym wzrokiem i poszedł w kierunku pokoju pielęgniarek.
Szliśmy korytarzem, Harry mocno mnie podtrzymywał. Był jakiś nieswoi.. Nie odezwał się ani słowem aż do momentu, kiedy znaleźliśmy się przy klatce schodowej. Znajdowaliśmy się na 3 piętrze, co nie było zbyt pocieszającą informacją, no ale z fobią się nie wygra.
- Hola hola, a Ty gdzie? - spytał z uśmieszkiem. Moja mina zapewne była bezcenna w momencie, kiedy zaczął nieść mnie w kierunku windy.
- Harry, zwariowałeś?! - zawołałam. Na początku zdawało mi się, że robi sobie jaja, ale nie. Drzwi otworzyły się przed nami, a chłopak stanowczo wniósł mnie do środka.
- Daj spokój, Sophie. Wyolbrzymiasz, tak jak Liam łyżeczki. - po tym nic już do mnie nie docierało. Zamarłam, moje ciało zesztywniało, serce zaczęło głośniej bić, a oddech znacznie przyspieszył. Spanikowana chwyciłam się poręczy i zaczęłam jąkać się. Po chwili drzwi się zamknęły, a ja znalazłam się w jeżdżącej pułapce. Wspomnienia wróciły, uderzyły ze zdwojoną siłą. Nie panowałam nad sobą. Wbrew protestom Harrego osunęłam się na ziemię i poczłapałam w kąt, wpadając w głośną histerię. Kiedy zobaczyłam jego ręce zbliżające się w moim kierunku pisnęłam głośno i odsunęłam się od niego jak najmocniej. Marzyłam tylko o tym, żeby móc przytulić się do Zayn'a, poczuć jego ciepło, poczuć się bezpieczną. Rozległ się charakterystyczny dźwięk i drzwi się rozsunęły.
Poderwałam się, uciekając ramionom Harrego i ile sił w nogach pokuśtykałam w kierunku wyjścia. Wybiegłam na zewnątrz, ciągnąc za sobą złamaną nogę. Doszedł mnie zimny powiew wiatru, na co wzdrygnęłam się lekko. Przeszłam przez ulicę i trafiłam do małego parku, gdzie usiadłam na jednej z ławek. Podkuliłam nogi pod brodę i dałam łzą spływać po policzkach. Próbowałam się uspokoić.. To wszystko jest bardziej złożone, niż może się wydawać.. Powinnam od razu powiedzieć im całą prawdę z tą przeklętą schizą, a nie robić z siebie totalną idiotkę.

* Oczami Zayn'a *
Podziękowałem lekarzowi i szedłem w kierunku windy razem z parą kul dla Sophie. Zjechałem na parter i omiotłem spojrzeniem recepcję. Nagle ktoś rzucił się na mnie od tyłu.
- Boże, Harry! Ogarnij się! - krzyknąłem na chłopaka. Po chwili przyjrzałem się jego twarzy.. na której malowała się... rozpacz?
- Zaynn.. - wydukał drżącym głosem. Wypuściłem kule z rąk.
- Gdzie jest Sophie?
- Bo.. Bo ja.. ja myślałem, że ona tak żartuje.. No bo jak można bać się wind! No i.. wsadziłem ją do niej na siłę... i.. i ona wpadła w histerię, nie pozwoliła mi do siebie podejść, a.. - przerwałem mu, totalnie wkurwiony.
- Czy Cię posrało człowieku?! CZY CIĘ KURWA GRZMI!? - wrzasnąłem, na co ten oburzył się.
- Wysłuchaj mnie, a nie traktujesz jak zasranego małolata! - wrzasnął. - Chodzi o to, że wybiegła z windy.
- Nie mogłem jej zatrzymać, bo drzwi windy się zamknęły i pojechałem na górę. Wróciłem, ale jej już nie było.. - powiedział wypuszczając jedną łzę. Chwyciłem się za głowę i zacząłem gorączkowo myśleć. Ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych.
- Zadzwonię do niej.

- Przecież ja mam jej telefon - odpowiedziałem.
- Stary, tam jest park, chodźmy! - nie mieliśmy nic do stracenia, więc gorączkowo ruszyliśmy w kierunku pasów. Zaczęliśmy rozglądać się w poszukiwaniu jakiejś postaci. W końcu na jednej z ławek dostrzegłem skuloną postać. Rzuciłem się biegiem w jej stronę, podobnie jak Harold. Zatrzymałem się przed blondynką, którą okazała się Sophie.
- Skarbie... - wyszeptałem, biorąc ją w ramiona.
Mój cud, największy skarb, wielka miłość... cierpiała. Jak mogłem do tego dopuścić?! Przy moim boku nigdy, ale to przenigdy nie powinno nic się dziać. Wtuliła się we mnie, łapczywie chwytając moją bejsbolówkę i zatapiając w niej dłonie.
- Przepraszam... przepraszam Sophie.. - wyszeptał Harry. Niebieskooka odsunęła się ode mnie i posłała blady uśmiech Harremu.
- To.. to nie Twoja wina.. Bo.. bo... - przerwała, by znów wtulić się w moją szyję. Poczułem jej słone łzy na skórze, które można porównać z wbiciem mi noża w brzuch. Nie mogłem znieść, kiedy ona cierpiała.. Byłem jej stróżem, nie ważne co, moim obowiązkiem było ją chronić.
- Zayn, zaprowadźmy ją do samochodu. - zgodziłem się z nim i delikatnie wziąłem ją na ręce. Tym razem nie protestowała.. Potrzebowała mojego dotyku, tak samo jak ja jej..

*40 minut później *

Wniosłem ją do naszej sypialni, gdzie powoli odłożyłem ją na łóżko. Wyplątałem się z jej objęć i delikatnie musnąłem różane wargi.
- Nie.. nie zostawiaj.. - wyszeptała. Położyłem się obok i wtuliłem w jej kruche ciało...
Po kilku minutach zasnąłem.

Obudziłem się w podobnej pozycji, tylko że twarz Sophie była skierowana w moją stronę. Nie spała. Malowało się na niej zakłopotanie, a warga, którą przygryzała, oznaczała, że się denerwuje. Pogładziłem delikatnie jej polik wierzchem dłoni.
- Kochanie, spójrz na mnie. - niechętnie uniosła wzrok, a ja dostrzegłem jej duże, lazurowe tęczówki. Wiedziałem, że chce mi coś ważnego powiedzieć, ale jest to dla niej okropnie trudne.
- Miałam dwanaście lat. - westchnęła. - wracałam od koleżanki, która mieszkała w mało ciekawej dzielnicy. Wyszłam z jej mieszkania i skierowałam się do windy. Wcisnęłam guzik z parterem, jednak po chwili winda się zatrzymała i wsiadł do niej mężczyzna na oko czterdziesto-letni. Zjeżdżaliśmy w dół. Czułam na sobie jego wzrok. Kątem oka widziałam, że jest potężnej postury, średnio zadbany z blizną pod okiem. Zaczęłam nerwowo bawić się wisiorkiem. Wtedy zaczęło migać światło, a po chwili winda stanęła, a w środku zrobiło się całkiem ciemno. Nic nie widziałam, powoli cała sytuacja mnie przerosła i zaczęłam płakać cicho. Wtedy on się zaśmiał. Był to zimny, przeszywający ciało śmiech. Poczułam jego rękę na ramieniu. Zaczął szarpać mnie za bluzkę, ściągając ją po chwili. Próbowałam się wyrwać, jednak był ode mnie silniejszy. Przewrócił mnie na ziemię.. Zaczął zdejmować mi spodnie, w między czasie brutalnie całując moje ciało obrzydliwymi wargami. Zaczęłam krzyczeć, błagać o pomoc. Jego obślizgłe łapy wędrowały po moim młodym ciele.. Czułam, jak rozpina gorączkowo rozporek. - mówiła coraz ciszej, a łzy częściej spływały po jej policzkach. Jej głos drżał. Nie wiedziałem, co myśleć... - wtedy winda ruszyła i z hukiem opadła na dół. Drzwi się otworzyły, jednak mężczyzna nie przestawał... Wtedy wbiłam mu wisiorek w oko. Zaczął głośno krzyczeć i kląć, próbując mnie złapać.. Jednak ja już wtedy byłam poza budynkiem. Bez koszulki, z podartymi spodniami, w samym staniku i siniakami na ciele... - wtuliła się we mnie. W mojej głowie nastała pustka. Nie mogłem.. Nie pojmowałem tego, co przed chwilą powiedziała..
- Zayn... Nie opuszczaj mnie. - wychlipiała, mocniej ściskając moją koszulkę.
- Nigdy.. ale to przenigdy.. nie pozwolę Cię skrzywdzić. - powstrzymałem słone łzy. Muszę być dla niej silny. Dla mojego waniliowego anioła. 




***
Następny rozdział niestety dopiero w przerwie świątecznej, wybaczcie.. Ale muszę ponaciągać oceny -,-



czwartek, 13 grudnia 2012

Hej laski :*

Przepraszam, ale troszkę musicie poczekać na nowy chepter..
Teraz mam kupę roboty, więc nie dam rady nic napisac..
Ale w ten weekend na pewno to zrobię, dobrze? 
No.
Też Was Kocham, papapa ♥

A tu macie takie coś:


niedziela, 9 grudnia 2012

Forty-second Dream

Music: 1D - I Would

* Następnego dnia, oczami Sophie *

Otworzyłam oczy. Byłam wyjątkowo rześka, co mnie odrobinę zdziwiło. Podparłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Nowoczesna sala, zapewne znajdowałam się w prywatnej klinice. Odetchnęłam i zwlokłam się z łóżka. Jednak nie skończyło się to dla mnie najlepiej. Kompletnie zapomniałam o mojej złamanej nodze. Stanęłam na niej, a po chwili wylądowałam twarzą na zimnej posadzce, zwalając różne urządzenia podczas próby złapania równowagi. Zawyłam głośno. Ból był nieznośny, a łzy same cisnęły mi się na oczy. Nie mogłam się podnieść, w każdym razie nie miałam siły. Każdy oddech utrudniały mi poobijane żebra. Rozejrzałam się dookoła. Przy łóżku zauważyłam czerwony przycisk. Na filmach zazwyczaj wzywano się w ten sposób pielęgniarkę. Gorączkowo zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym w to rzucić. Obok leżał papeć. Wycelowałam w guzik, jednak klapek okazał się za słaby. 
- Szlag by to. - warknęłam pod nosem. No nic. Nie było aż tak niewygodnie, idzie się przyzwyczaić. Próbowałam przekręcić zagipsowaną nogę, jednak nic z tego. W dość niekomfortowej sytuacji zmrużyłam oczy, myślami będąc przy Moonshinie i Zayn'ie. 
***
- So... So... - " So c-come on, you got it wrong." - zaczęłam sobie nucić w myślach. Usłyszałam ponownie. Nie, coś nie ten rytm. Uchyliłam lekko powieki i przerażona odskoczyłam, uderzając się tym samym chorą nogą o framugę łóżka. Zawyłam głośno i schowałam twarz w dłoniach.
- Boże, skarbie, nic Ci nie jest?! Co Ty tu robisz?! Czemu leżysz?! O co chodzi?! - przerażony głos Zayn'a docierał do moich uszu.
- Szoruję podłogę zębami - powiedziałam z sarkazmem. - A tak na serio to jakieś.. trochę temu podjęłam próbę wstania, ale niestety nie wyszło mi to na dobre. - chłopak podniósł mnie z ziemi. Dopiero teraz dostrzegłam jego nieziemską twarz. Zawsze na jej widok przechodził mnie dreszczyk emocji. No co ja poradzę.. instynkt to instynkt. Widzisz takiego boga, to nie ma bata, żebyś Ci libido nie skoczyło.
- Zabraniam Ci się ruszać gdziekolwiek. Jak się czujesz? - spytał, po tym jak posadził mnie na łóżku. Uczepiłam się jego szyi, nie mając ochoty go puścić. Odpowiedział mi śmiechem i przytulił mnie do siebie. Napawałam się zapachem jego pięknych perfum.
- Świetnie, szczególnie po Twojej nocnej wizycie - wymruczałam, przybliżając się do jego warg. Jednak ku mojemu zdziwieniu chłopak odsunął się ode mnie.
- Co jest? - spytałam zachrypniętym głosem. Przez chwilę patrzył na mnie intensywnie, bacznie obserwując każdy fragment mojej twarzy.
- Po jakiej nocnej wizycie? - spytał po chwili.
- No przecież wczoraj u mnie byłeś. Całowałeś mnie, Zayn, nie żartuj sobie - powiedziałam lekko poddenerwowana. Chłopak podniósł się gwałtownie.
- Nie było mnie w nocy, byłem w domu razem z Marthą, chłopcy pojechali na zakupy. - zamarłam. Przeczesałam ręką włosy, tępo gapiąc się na białą kołdrę.
- Byłam przekonana... w sali było totalnie ciemno, wyrwałeś mnie namiętnym pocałunkiem ze snu, szepnąłeś na koniec "dobranoc", potem zasnęłam.. - widziałam, jak wszystkie mięśnie na jego cielę się napinają. Jego usta tworzyły wąską linię, a oczy były lekko przymrużone.
- Zayn... - zaczęłam powoli. Jednak w tym momencie chłopak kopnął z całej siły w szafkę . Rozległ się głośny huk.
- Nikt. Nie ma prawa. Ciebie. Dotykać. NIKT! - krzyknął, po czym strącił ręką wazon z kwiatami. Szkło pękło na drobne kawałeczki.
- Uspokój się, dobrze?! - krzyknęłam. Chłopak spojrzał na mnie, po chwili podszedł i złapał mnie za podbródek. Spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione troską.. a jednocześnie tryskały złem. Pogładziłam go po policzku, na co lekko się uspokoił.
- Ciii.. cicho skarbie - powiedziałam. Chwyciłam go za kark i pociągnęłam w swoją stronę tak, że wylądował na moim łóżku. Delikatnie uczepiłam się jego warg, pogłębiając pocałunek. Ten po chwili zachłannie wpił się w moje usta z ogromną namiętnością. Przygniótł mnie ciałem i chwycił za nadgarstki. Poddałam się mu całkowicie. Z trudem łapałam oddech, gdyż Malik nie potrafił przestać. W końcu lekko odepchnęłam go od siebie, dysząc przeraźliwie.
- Z..zayn... - wyszeptałam. Widziałam w jego oczach podniecenie i gniew. Dotknęłam jego żuchwy. Po chwili te uczucia zaczęły uchodzić, a na ich miejsce wstąpiła troska i smutek.
- Kochanie.. Choćby nie wiem co.. Ja nigdy nie pokocham nikogo tak mocno, jak Ciebie - powiedziałam roztrzęsionym głosem. - Ja.. ja jestem Twoja. Tylko Twoja. - dotknął dłonią mojego policzka, delikatnie go głaszcząc. W jego oczach nazbierały się łzy, które po chwili spływały po oliwkowej cerze.
- Boję się, że Ciebie stracę... - powiedział - Ja.. Ja Cię tak kocham, że... że to przekracza wszelkie dozwolone granice. - powiedział łamiącym się głosem. Wtuliłam się w niego. Mocno zamknął mnie w objęciach, delikatnie kołysząc.
- Kocham Cię. - wyszeptałam.
- Kocham Cię. - wyszeptał.



 * Oczami Zayn'a *

- Kocham Cię - szepnąłem. "Ale niech tylko znajdę tego sukinsyna, to tułów będzie miał na południu a nogi na wschodzie" - dodałem w myślach, delikatnie całując blondynkę w czubek głowy.

* Oczami Niall'a* 


Obudziłem się z wielkim burczeniem brzucha...  Przewróciłem się na drugi bok i miałem zamiar rozwalić się na całe wyro, jednak moja ręka uderzyła w coś... miękkiego. 
-Ssss... - usłyszałem syknięcie i natychmiastowo otworzyłem oczy.  
-Jejku... przepraszam. Zapomniałem, że tu jesteś.... - zacząłem gadać jak najęty i chciałem pocałować dziewczynę, ale ta odsunęła mnie od siebie z niezadowolonym wyrazem twarzy. 
-Fajnie, jak ci się przypomnę to daj znać. - wstała z impetem odsuwając kołdrę i szybkim ruchem zabierając swoje ciuchy z krzesła weszła do łazienki trzaskając drzwiami. 
-Brawo Horan... - mruknąłem i przetarłem twarz ręką. 
Leżałem na łóżku myśląc jakby przeprosić Marthę jednak nic nie przychodziło mi do głowy.  Zaburczało mi w brzuchu i równo z dźwiękiem wydobytym z otchłani mojego żołądka rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Z łazienki wyszła wyszykowana już brunetka i spojrzała na mnie ukradkiem chowając swoją komórkę do kieszeni granatowych rurek. 
-Jedziecie dzisiaj do Soph? - zapytała siadając na końcu łóżka 
-Yhm... chyba tak. Zayn już pewnie u niej siedzi. - odpowiedziałem wstając i podsunąłem się do niej. 
-Zgadamy się jeszcze.- rzuciła na odchodne i chciała wstać, ale skutecznie jej to uniemożliwiłem. Przeciągnąłem ją na łóżko tak, że leżała z głową na moich udach. Spojrzała w moje oczy i po chwili wybuchła śmiechem. Niekiedy nie rozumiałem tych jej nagłych niepochamowań przed śmiechem, albo różnych odpałów które przyznajmy, często wykonywała przed nami z Sophie. 
Chciałem już coś powiedzieć, ale zaburczało mi w brzuchu co wywołało jeszcze głośniejszy śmiech Marthy. Pochyliłem się tylko w odpowiedzi i pocałowałem jej delikatne usta na co dalej się śmiała. 
-Nie chcę być zjedzona, przez tego tasiemca co go hodujesz w brzuchu. - zaśmiała się i wstała ciągnąc mnie za sobą. 
-Czemu nikt mnie nie rozumie?! - uniosłem ręce teatralnie w górę na co objęła mnie w pasie ręką i lekko do siebie przytuliła. 
Zeszliśmy w śmiechu na dół i napotkaliśmy w kuchni Hazzę buszującego w lodówce. 
-Spadaj młody, tatuś musi się zająć swoją córeczką. - powiedziałem słodkim głosikiem i odsunąłem go od białej lodówki. 
-Ciekawy ja jestem jak będziesz swoje dziecko nazywać, skoro uważasz lodówkę za córkę.- zaśmiał się loczek gdy wyciągałem z niej po kolei różne artykuły spożywcze. 
Wzruszyłem tylko ramionami i uśmiechnąłem się lekko do Marthy, która smarowała już pierwszą kromkę chleba masłem. 




poniedziałek, 3 grudnia 2012

Forty-first Dream

Music: One Direction

- To jakiś żart, prawda? - spytałam z nutką nadziei, niestety reakcja moich przyjaciół była równoznaczna z tym, że nie robią sobie ze mnie jaj. 
Zsunęłam się na dół po ścianie. Nie wiedziałam co myśleć. Nie docierało do mnie, że mój ukochany przyjaciel odszedł. Odszedł i nigdy więcej go już nie zobaczę. Nigdy więcej nie zobaczę, jak galopuje po łące. Nigdy więcej nie przeczeszę ręką jego bujnej grzywy. Nigdy więcej nie dostrzegę tego buntowniczego wyrazu, a zarazem głębokiego zaufania ukrytego w granatowych ślepiach. Nigdy więcej go nie przytulę. Nigdy więcej nie zobaczę, jak wita się z Zayn'em cichym rżeniem... Nigdy więcej. 
Łzy ciekły mi po policzkach. Oderwałam się od świata, nie dochodziły do mnie żadne głosy przyjaciół. Nie miałam pojęcia, co się dzieje wokół mnie. Straciłam ukochanego konia, z którym przeżyłam tyle wzlotów i upadków, tyle magicznych chwil, które przepełniały moje serce radością.. Jednak one już nie powrócą, jedynie w mojej wyobraźni. Ktoś mnie przytulił mocno. Nie odwzajemniłam tego. Byłam zbyt otępiała, żeby zrobić jakikolwiek ruch. Mój oddech zaczął przyspieszać. Wpadłam w histerię, kompletnie nad tym nie panując. Czułam, jak moje serce dudni jak oszalałe. Zaczęłam się trząść, zrobiło mi się zimno. Przestałam panować nad oddechem, nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Zaczęło mi się potwornie kręcić w głowie, zrobiło mi się niedobrze. Podparłam się na rękach i zaczęłam dyszeć. Głuche krzyki ledwo docierały do moich uszu. Nie mogłam nabrać powietrza do płuc. Opadłam na ziemię, a ostatnim obrazem, jaki uchwyciłam, były czekoladowe tęczówki przepełnione strachem....

* Oczami Marthy *
Patrzyłam na wszystko z przerażeniem. Sophie zaczęła głęboko oddychać, patrząc otępiale przed siebie. Co za kretyni. Nie powinniśmy jej tego teraz mówić... No ale jak?! Sama się domyśliła, że coś ukrywamy. Musieliśmy powiedzieć prawdę.
- Niall, wezwij lekarza! - powiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu. Chłopak puścił moją rękę i wybiegł z sali. Zayn przerażony nie wiedział, co ma robić. Klęczał przed nią próbując ją uspokoić.
Ukucnęłam obok nich i bezradnie wpatrywałam się w przyjaciółkę, która nie mogła złapać powietrza. Jej powieki powoli się przymykały, a oddech stawał się coraz płytszy.
Do sali wleciał lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami. Rzucił okiem na Sophie, po czym spojrzał na nas wściekły.
- Szybko, trzeba ją przewieźć na intensywną terapię. To poważne objawy wstrząśnienia mózgu, co wy żeście zrobili ?! - krzyknął lekarz. Po chwili w sali pojawili się sanitariusze, którzy podnieśli przyjaciółkę z ziemi. Widzieliśmy tylko, jak wpakowywali ją do windy.
- Nie! - krzyknął Zayn, na co sanitariusze spojrzeli na niego pośpiesznie. - Ona się boi wind, dostanie ataku paniki! - powiedział na wydechu. 
- Ona jest nieprzytomna. - powiedział jeden z nich.
- Nn..nieprzytomna?- spytał drżącym głosem Mulat. Przytuliłam go do siebie i kołysałam przez dłuższą chwilę w ramionach. Po chwili odsunęłam go na długość ramion.
- Zayn.. - zaczęłam - Musimy być silni, rozumiesz?! Wyjdzie z tego, to nie jest jakaś tam zwykła dziewczyna! To jest Sophie! Ona nigdy się nie podda, za bardzo nas kocha, a w szczególności Ciebie. Straciła Moonshine'a, co było dla niej okropnym ciosem, bo kiedyś już straciła jednego konia, którego miała od najmłodszych lat. Będzie ciężko, ale ona sobie poradzi, tylko Ty musisz zacząć ją wspierać a nie wypłakiwać mi się w sweter! - powiedziałam żywiej. - Ona na nas liczy. Na przyjaciół i na miłość swojego życia. - zakończyłam. Mulat spojrzał mi przenikliwie w oczy. Po chwili dostrzegłam w nich zaufanie. Uwierzył w moje słowa. Sama też muszę spróbować..
- Proszę wracać do domu, nic tu teraz po Was. Przywieźcie jej jutro rano rzeczy, jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, jutro będzie mogła wracać do domu. - powiedział doktor, posyłając nam blady uśmiech.
- Ale co z nią?! - Malik warknął rozdrażniony.
- Przytomność wróciła. Odzyskaliśmy ją. - powiedział z zadowolony lekarz.
- Dzięki bogu.. . - Strasznie się bałam o przyjaciółkę. Kocham ją jak siostrę, nie wyobrażam sobie życia bez niej.. Tak samo jak i bez Niall'a.
Wszystko się ułoży... musi się ułożyć.
- Chciałem tylko spytać, czy wiecie, co mogło spowodować ten atak? Bo to nie możliwe, żeby stało się to bez przyczyny. - powiedział doktor.
- Przekazaliśmy jej pewną przykrą informację... - zaczął smutno Zayn. - O tym, że nasz przyjaciel zginął. - powiedział sucho, próbując powstrzymać łzy.
- Wszystko jasne. Bardzo mi przykro.. - pożegnał się z nami i odszedł. Nagle zza zakrętu wyłonili się Louis, Liam, Harry i Niall. Podbiegłam do nich i mocno przytuliłam, jednak w ramionach blondyna zostałam najdłużej. Głaskał mnie po głowie i starał się uspokoić.
Muszę wziąć się w garść.
- Wracamy chłopaki - posłałam każdemu blady uśmiech i pociągnęłam Horan'a za rękę.
- Ja chcę zostać! - powiedział buntowniczo Malikowy.
- Jawaad, do domu, ale to już! - wrzasnęłam.  Chłopak niechętnie ruszył za nami. 

* Oczami Sophie *
Uchyliłam lekko powieki. W sali było ciemno, nie mogłam dostrzec żadnych konturów.
- Znowu. - mruknęłam niezadowolona i wtuliłam policzek w poduszkę. Leżałam tak chwilę  analizując jeszcze raz wszystko, co powiedzieli mi przyjaciele. Słona łza powolnie spływała po nosie. Nie miałam na nic siły.. wyłączyłam mózg i stałam się neutralna. Nie chciałam o tym twarzy. Nie chciałam myśleć o Moonshinie. Chciałam zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. "Masz Zayn'a, kretynko. Jest dla Ciebie całym światem, nie zapominaj o tym" - skarciłam się w myślach. Jednak czuję ból. Kuje, o tu. Tu pod piersią. Strata przyjaciela.. Strata kogoś, na kim mi zależało... Kogoś, kto pokładał we mnie nadzieję.. Why?
Zamknęłam oczy. I tak nic nie widziałam, więc nie robiło to większej różnicy. Przewracałam się z boku na bok. Wspomnienia nękały mnie, nie pozwalając w spokoju zasnąć. Chciałabym się przytulić... Do Zayn'a. Poczuć zapach jego perfum, posmakować jego ust, dotknąć jego lekkiego zarostu.
Poczułam ciepłe wargi na moich ustach. W półśnie odwzajemniłam pocałunek mojego Księcia. Brakowało mi bliskości.. Potrzebowałam jej teraz bardziej, niż czegokolwiek.
Łapczywie i emocjonalnie błądziłam językiem po jego podniebieniu. Poczułam zapach nieziemskich perfum. Po długiej chwili, opadłam zdyszana na poduszkę. Mój stan zdrowia niestety nie był wzorowy. Przejechałam opuszkiem palca po jego żuchwie, która o dziwo była ogolona. Przez ten cały czas, nie otworzyłam nawet oczu. Kolejne łzy ściekały po moich policzkach, chłopak poczuł je i delikatnie wytarł wierzchem dłoni.

- Dobranoc. - szepnął smutno, ostatni raz muskając moje wargi. Potem odpłynęłam.

* Oczami Zayn'a *
- Gdzie Wy wszyscy leziecie?! - spytałem poddenerwowany.
- Trzeba zrobić zakupy, geniuszu. Dziewczyny będą u nas mieszkać przez najbliższy czas - uśmiechnął się Liam.
- No chyba nie! - powiedziała oburzona Martha.
- Wybacz kotku, czy tego chcesz, czy nie, to i tak nie zależy od Ciebie. - powiedział Horan, całując ją uroczo. Machnąłem na nich ręką i ruszyłem po schodach na górę. Wszedłem do łazienki, w której zastałem Harold'a. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ten wyszczerzył się i wyleciał z toalety. Wzruszyłem ramionami i zamknąłem drzwi. Wziąłem relaksujący prysznic i umyłem twarz tonikiem. Przetarłem włosy i nałożyłem dół od dresów. Zszedłem do kuchni, gdzie zastałem Marthę.
- Wreszcie, cała szarańcza poleciała na łowy - zaśmiała się nerwowo.
- Nie lubię udawać, że wszystko jest super. - powiedziałem ze smutkiem.
- Ja też. - burknęła. - Ale tylko nadzieja trzyma nas przy życiu... - powiedziała.
- Jak sobie pomyślę, że mógłbym... Mógłbym ją znowu stracić... tylko, że na zawsze... to..to.. - powiedziałem łamiącym się głosem.
- Zayn, nie histeryzuj! - skarciła mnie - Ma tylko nogę w gipsie i jest lekko poobijana, a nie śmiertelnie chora. Jesteś przewrażliwiony.
- Wiem. Bo za bardzo ją kocham, żeby się nie przejmować.
- Ale musisz znać granice. - westchnąłem głośno i nalałem sobie soku do szklanki. - Mi też nie jest łatwo.. Zayn, przyjaźnię się z nią od wielu lat, zajmuje honorowe miejsce w moim sercu. Ja też nie wyobrażam sobie życia bez niej. Kocham ją jak siostrę. - powiedziała i objęła mnie ramieniem.
- Ona Ciebie też, uwierz. - spojrzała na mnie pytająco. - W każdej naszej rozmowie jest zawarty Twój wątek. Wszystkie jej najwspanialsze wspomnienia wiążą się z Tobą. Kiedy opowiada wasze historie, to zawsze dostaje napadu śmiechu. Twoje imię wypowiada z wielkim uczuciem. Ona Ciebie kocha, Martha. - zauważyłem łzę szczęścia na policzku brunetki. Delikatnie ją otarłem i przytuliłem do siebie dziewczynę.
- A gdybyś Ty wiedział, co ona o Tobie opowiada. - zaśmiała się cicho. Uniosłem jedną brew do góry, wpatrując się w nią intensywnie.
- Zayn to..., Zayn tamto.., A wiesz, że Zayn... - zachichotała - Każda rozmowa sprowadza się do Ciebie. Ona nie potrafi przestać o Tobie myśleć. Gdybyś Ty wiedział, jak się rumieni, kiedy tylko coś wspomnę na Twój temat. I przygryza wargę zakłopotana, kiedy coś mi opowiada. - zaśmiałem się pod nosem. - Zayn, nie znajdziesz drugiej takiej dziewczyny, która powierzy Ci całe swoje serce. - powiedziała już bardziej poważnym tonem. - Dbaj o nią, kochaj z całej siły i nigdy, ale to przenigdy, nie pozwól jej odejść. - wstała z krzesła i poczochrała moje włosy, po czym skierowała się do schodów.
- Już nigdy.. - powtórzyłem cicho..



***
Trampek, nie płacz mi tam, bo jeszcze bd musiała odszkodowanie za Twojego zalanego laptopa płacić :* 

Laski, dzięki za miłe komentarze, kocham Was wszystkie :*
Jesteście zajebiste. 
A tak btw. To co sądzicie o tej akcji z PANEM X?! Mnie ta cała przepowiednia nie martwi tak bardzo.. pewnie głupota. Sam fakt, jakie brudy na ich temat wyszły.. trochę szokujące rzeczy O.o 

:*

Fortieth Dream

Music: E. - My Immortal

* Oczami Zayn'a *
Zajęliśmy swoje miejsca i zniecierpliwieni czekaliśmy na występ Sophie. Co chwilę Louis opowiadał jakieś suchary, które choć kipiące głupotą powodowały u nas napady śmiechu. Niall przytulał poddenerwowaną Marthę. Zapewne jak ja, podobnie stresowała się przejazdem blondynki. To trochę idiotyczne, że dowiaduje się o prestiżowych zawodach dzień wcześniej i bez jakiegokolwiek przygotowania startuje w nich. Wyobrażam sobie, co ona teraz musi czuć... Moja biedulka. Podziwiam ją cholernie za to, co robi. Ale w tym samym stopniu boję się, że może jej się stać krzywda. Oglądaliśmy przejazdy uczestników w pierwszej klasie. Ku naszemu zdziwieniu nie wyczytano jej nazwiska. Zacząłem się denerwować. Przecież Bill zdaje sobie sprawę, że to pierwsze zawody Moonshin'e, a wrzuca go na tak głęboką wodę?
Zrobili krótką przerwę, podczas której podnieśli poprzeczki i o połowę. Ambitna wysokość. Nagle zacząłem obrywać fleszem po twarzy. Moi przyjaciele skrzywili się i wszyscy założyliśmy okulary przeciwsłoneczne. Natrętni paparazzi nie odpuszczali. Cała chmara pojawiła się przy ogrodzeniu parkuru, wyczekując występu mojej perełki niczym lwy mięsa. Wzdrygnąłem się na samą myśl.
Po chwili ujrzałem ją przy ogrodzeniu. Stała wraz z Billem i Karym. Wyczytali głośno jej imię. Po chwili okropnie zabolała mnie głowa. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Te cholerne flesze - powiedziałem puszczając im blady uśmiech.
- Boże, to ona! - powiedział donośnym głosem Harry, siedząc jak na szpilkach. Zdziwiła mnie ciut jego reakcja, jednak olałem go i wróciłem do oglądania Sophie. Zgrabnie wsiadła na konia i wjechała na parkur. Rozległy się gromkie brawa, a dziennikarze dostali kociokwiku. Kamera zrobiła zbliżenie na twarz Sophie. Była blada i przestraszona. Nerwowo przygryzała wargę, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na przeszkody.
- Ale ją wkopał - skomentowała Martha, nerwowo bawiąc się palcami. Westchnąłem głośno.
Ukłoniła się przed jury i ruszyła galopem. Jej smukła sylwetka idealnie wkomponowała się w ruchy konia. Tworzyli zgraną parę. Kierowała się na pierwszą przeszkodę. Moonshine przyspieszył, by po chwili gładko przelecieć nad drągiem. Zaczęliśmy bić brawo. Kolejne przeszkody pokonywała z niezwykłą precyzją, wiele ją to kosztowało. Gdyby nie była taka doświadczona, Kary zapewne przestraszyłby się już na samym początku. Zbliżała się do zakrętu, w który wjechała dość szybkim tempem.
- Moonshine strasznie rwie - powiedział poddenerwowana Martha. Wszyscy w skupieniu przyglądaliśmy się dalszym poczynaniom. Komentator co chwilę prawił superlatywy na temat jej stylu jazdy. Zbliżała się do trzech przeszkód ustawionych w jednym rzędzie. Były jeszcze wyższe od pozostałych. Koń zadarł głowę i dynamicznie odbił się od ziemi. W pewnym momencie cała chmara reporterów rzuciła się w ich stronę. Przerażony obserwowałem całe wydarzenie. W rozpędzonego karego wycelowało mnóstwo fleszy, oślepiając go tym samym. Sophie wypadła z siodła, próbując przytrzymać przerażonego ogiera. Ten wybił się w popłochu i wleciał całym ciałem w mosiężną przeszkodę, łamiąc ją na części. Sophie wyleciała przed niego, lądując tuż pod kopytami. Koń stracił równowagę, w ostatniej chwili próbując jeszcze wesprzeć się na nogach. Przewrócił się przewalając nad sobą zad, ciągnąc pod sobą blondynkę. Wyhamował uderzając o płot, który posypał się na kawałki. Nastała głucha cisza. Bylem sparaliżowany. Nie mogłem się ruszyć. Po chwili ogier gorączkowo zaczął się szarpać, próbując stanąć na nogach. Poderwał się, odsłaniając tym samym nieprzytomną Sophie, jednak z powrotem runął na ziemię, machając gorączkowo nogami. Ludzie zaczęli się zbiegać. Wpadłem w amok. Zerwałem się z miejsca i ruszyłem pędem nie zważając na krzyki przyjaciół w stronę mojej dziewczyny. Upadłem tuż przy niej na kolana i desperacką zacząłem ściągać jej kask z głowy. Wziąłem ją na kolana i zacząłem kołysać w ramionach. Łzy ciekły mi po policzkach. Dlaczego to się stało!? Co ona takiego zrobiła?! Poczułem silne ramiona odciągające mnie od niej. Odepchnąłem nieznajomego jeszcze mocniej wtulając się w jej złociste włosy. Podeszło do mnie kilku sanitariuszy, którzy siłą mnie od niej zabrali. Widziałem, jak  pakują ją do karetki. Wszyscy ruszyliśmy w kierunku samochodu, zostali jedynie Martha z Niall'em, żeby pomóc przy Moonshinie.
- Długo jeszcze!?! - warknąłem na Louis'a, który wyjątkowo wlókł się samochodem.
- Uspokój się, Zayn. - powiedział zbulwersowany Harry. Od pewnego czasu jakoś dziwnie się zachowywał w stosunku do mnie.. Jakby czuł do mnie niechęć, obrzydzenie...
- Czy Ty masz jakiś problem?! - wrzasnąłem na lokowatego. Ten zmroził mnie wzrokiem.
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie. - warknął. Zacisnąłem mocno pięści, żeby mu nie przywalić. Gotowało się we mnie, a wszystko niemiłosiernie się dłużyło.
- Spokój! - krzyknął Liam, patrząc na nas karcącym wzrokiem. - W ten sposób jej nie pomożecie. - spojrzał znacząco na Harry'ego, który uciekł wzrokiem za szybę.
Atmosfera była bardzo napięta. W końcu po około godzinie dotarliśmy do szpitala. Wybiegłem z samochodu i ruszyłem w kierunku wejścia. Podleciałem do recepcjonistki. Pokierowała mnie na drugie piętro. Z przyzwyczajenia ruszyłem schodami. Pchnąłem drzwi i znalazłem się na dziale operacyjnym. Zamarłem.
- Zayn?! - usłyszałem głosy przyjaciół. Odwróciłem się do nich i spojrzałem, myślami będąc przy mojej ukochanej. Usiedliśmy na krześle czekając na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Liam co chwilę wychodził i najęcie gadał przez telefon. 

- Paul złożył skargę na dziennikarzy. - powiedział poważnym tonem. - Musimy przygotować się na to, że jutro wszystkie brukowce będą huczeć od dzisiejszego wypadku - powiedział zmartwiony. - boże.. dlaczego ona - westchnął załamany. Harry siedział na krześle tępo gapiąc się na trampki. Jego zachowanie było dla mnie jedną wielką zagadką. 
Siedzieliśmy w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. W końcu przed nami pojawił się młody mężczyzna w białym fartuchu.
- Witam panów - powiedział. - Panowie od panny Sophie? - spytał. Kiwnęliśmy twierdząco głowami. -  Wszystko jest dobrze, jej stan jest stabilny. Mieliśmy małe problemy, bo obudziła się w trakcie operacji, przez co zapewne odczuła ogromny ból, jednak podaliśmy jej podwójną dawkę usypiającą. Powinna obudzić się wieczorem.
- Powinna?! - spytałem zbulwersowany, na co dostałem kopniaka w kostkę od Lou. - Jaka operacja, powie pan, co się jej stało?
- Doznała złamania otwartego kości piszczelowej, musieliśmy ją nastawić. Oprócz tego stłuczone żebra i zwichnięty nadgarstek. Doznała też prawdopodobnie wstrząśnienia mózgu. - zalała mnie fala gorąca. Mój skarb.. moja mała, ukochana istota... - Możemy ją zobaczyć? - spytał Liam.
- Tak, ale nie za długo. - pokierował nas w stronę sali. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem leżącą na łóżku postać. Nachyliłem się nad nią i musnąłem jej miękkie usta. Oddychała cichutko. Jej włosy swobodnie leżały na poduszce, wachlarz rzęs dotykał bladych policzków.
- Moja śpiąca królewna.. - szepnąłem całując jej policzek. Usłyszałem dzwonek telefonu. Szybko nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- No hej - usłyszałem głos Niall'a w słuchawce.
- Hej... - westchnąłem cicho.
- I jak? - opowiedziałem mu dokładnie to samo, co lekarz nam przekazał.
- Um.. Wiesz, to i tak dobrze. Mogło się to skończyć o wiele, wiele gorzej..
- Co z Moonshine'm? - spytałem zachrypniętym głosem. Nastała głucha cisza. - Co z Moonshine'm pytam. - powiedziałem zbulwersowany.
- On.. No.. Boże, Zayn... Tak mi przykro.. - powiedział łamiącym się głosem Niall.
- Halo? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki głos Marthy. - Zayn.. Kary złamał nogę.. Trzeba było.. - przerwała, aby wziąć głęboki oddech - Trzeba było go uśpić. - powiedziała szeptem.
Schowałem twarz w dłoniach i poczułem słone łzy na wargach.
- Zayn?! - usłyszałem głos Liam'a.
- Zayn stary, co jest?! - Louis zaczął mnie szturchać w ramię. Spojrzałem pusto przed siebie, zatrzymując wzrok na Sophie.
- Musimy wyjść z sali. - powiedziałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Usiadłem na krześle, a obok mnie moi przyjaciele.
- Powiesz nam wreszcie o co chodzi? 

- Uśpili Moonshine'a. - chłopcy spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. - Jak.. jak ona na to zareaguje?! Wyobrażacie sobie, jak będzie cierpieć?! Jak ją to zrani?! Przecież ten koń był dla niej niezwykle ważny.. Był jej przyjacielem.. Uratowała mu życie, dała mu nadzieję.. To ona zrobiła z niego tak wspaniałego rumaka.. Poświęciła mu mnóstwo czasu, cierpliwości i miłości.. - Liam przytulił mnie mocno, a ja zacząłem płakać jak dziecko. Nie potrafiłem poukładać myśli.. Czyżby znów los chciał nam uprzykrzyć życie?
- Wracajmy do domu, przyjedziemy tutaj wieczorem. - powiedział Louis. Niechętnie ruszyłem za chłopakami.

*Oczami Sophie*
- No dalej, podejdź do mnie! - wołałam w kierunku Karego ogiera stojącego przede mną. Spojrzał na mnie niepewnie i zrobił dwa kroki w tył. - Moonshine, co Ty wyprawiasz?! - spytałam bliska płaczu. Jednak ten się odwrócił i pogalopował przed siebie.
Otworzyłam oczy podrywając się do pozycji leżącej. Pożałowałam tej decyzji, gdyż poczułam ból w żebrach. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Nagle wszystko wróciło. Zawody, błysk fleszy, wypadek, ciemność. Spojrzałam zakłopotana na swoją nogę. Niepewnie podniosłam się podtrzymując oparcia łóżka. Chwyciłam kule, które leżały niedaleko białej komody. Spojrzałam w lustro. Moje włosy opadały na ramiona. Oczy miałam lekko podkrążone, a cerę bladą jak nigdy przedtem. Wyszłam na korytarz, kierując się w stronę gabinetu pielęgniarek.
- Dobry wieczór.. - powiedziałam niepewnie. Jedna z nich podeszła do mnie z uśmiechem.
- O, dobry dobry! Jak cudownie, że się panienka obudziła. Zaraz podamy Ci wszystkie leki.
- A co mi dokładnie dolega?
- Złamanie kości piszczelowej, obite żebra i zwichnięty nadgarstek. Po południu przechodziłaś operację, bo złamanie było otwarte. Wszystko poszło pomyślnie.
- Fajnie. - posłałam jej blady uśmiech. - czy mogłabym skorzystać z telefonu? - spytałam grzecznie.
- Ależ oczywiście. - powiedziała wskazując ręką, żebym usiadła. Było to dla mnie odrobinę trudne, jednak po chwili się udało. Pielęgniarka podała mi komórkę i od razu wykręciłam tak dobrze mi znany numer.
- Słucham. - doszedł mnie smutny, zachrypnięty głos.
- Cześć skarbie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Sophie?! Zaraz będę! - krzyknął i rozłączył się. Wzruszyłam ramionami. Podziękowałam pielęgniarce i udałam się z powrotem do pokoju, gdzie czekałam na Zayn'a. Po około 15- stu minutach wpadł z całą chmarą dzikusów. Każdy z nich wyściskał mnie porządnie. Harry mówił, że mnie nie puści, na co Zayn spiorunował go wzrokiem, po czym d
elikatnie nachylił się nade mną i z wielką czułością pocałował. Rozmawialiśmy chwilę, opowiadali mi o jakiś mało interesujących rzeczach, a kiedy poruszałam temat zawodów, odpowiadali mi wymijająco. Czułam, że coś jest nie tak.
- Co jest? - spytałam podejrzliwie.
- A co ma być? - powiedział poddenerwowany Niall. Spojrzałam na Marthę, która uciekła ode mnie wzrokiem. - Zaayn.. mów! - powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie podłamanym wzrokiem. Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy. Byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam, jakiej odpowiedzi mam się spodziewać.  

- Sophie... bo.. chodzi o.. - przerwał, przygryzając nerwowo wargę i i odwracając ode mnie wzrok.- o Moonshine'a. - powiedział na wydechu. Zamarłam. Spięłam się i wyczekiwałam dalszej części jego wypowiedzi. Chociaż tak właściwie bałam się poznać prawdę. Serce zacząło dudnić mi jak oszalałe, wstrzymałam oddech.
- Sophie, on odszedł. - powiedziała łamiącym się głosem Martha. 







***
Niestety, tak musiało być.. :c
40 rozdział ^^, liczę na więcej komentarzy :D

Thirty-ninth Dream

Music: L. - Euphoria

W ośrodku było wielkie zamieszanie, mnóstwo jeźdźców, porozstawiane przyczepy, tłumy ludzi, goście z aparatami.
- Wkopał mnie - spojrzałam na Marthę, która była równie zszokowana co ja. Ruszyłyśmy w kierunku stajni, przepychając się między zdenerwowanymi trenerami. Doszłam do boksu Moonshine'a.
- Pewnie jest na mnie wkurwiony. - stwierdziłam.
- Głupoty opowiadasz! Pewnie umiera z tęsknoty. - Odetchnęłam głęboko i odsunęłam drzwi. Stał za nimi dostojny, kary ogier, spokojnie skubiący siano. Koń na mój widok zarżał przenikliwie i wtulił swój wielki pysk w moją klatkę. Ucałowałam go w grzywę i uścisnęłam mocno.
- Tęskniłam.. - wymruczałam. Spojrzałam na Marthę, która cicho chlipała. Zdziwiona uniosłam jedną brew w górę.
- No bo to takie wzruszające.. - dodała. Zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciółkę. Po chwili ciszy, oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy - Idę po sprzęt, Ty już go szoruj. - spojrzałyśmy na czarnego, który wręcz lśnił i na którego grzywie widniały staranne koreczki.
- Chyba pracownicy Bill'a już mnie wyręczyli - zaśmiałam się i poklepałam ogiera po szyi. 
- Może zadzwoń do niego? - to był dobry pomysł. Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer. Po kilku sygnałach doszedł mnie donośny głos mężczyzny.
- SOHPIE? - w tle słychać było głośne krzyki.
- Tak, tak. Bill, jestem u Moonshine'a.
- ZARAZ BĘDĘ. - powiedział i rozłączył się. Czekałyśmy cierpliwie, aż przed nami ukazała się postać masywnego mężczyzny z siwymi włosami i szczerym uśmiechem na twarzy. Przytuliłam go na powitanie.
- Słuchaj, Sophie. Wczoraj krótko rozmawiałem, bo akurat wypakowywaliśmy jednego konia. Moonshine pod Twoją nieobecność był w stałym treningu, tylko że bez jeźdźca. No bo jak Ciebie nie ma obok, to nie daje nikomu się dosiąść. Pracował ciężko na lonży i w korytarzu, więc jest w dobrej formie. Tutaj jest Twój sprzęt, Jason przygotował już wszystko. Chyba Twoje zamówienie przyszło - wskazał na nowe, skórzane siodło, ogłowie z meksykanem, pad, futerkową podkładkę i drobniejsze rzeczy.
- Ale bosko! - ucieszyłam się.
- Sama go osiodłasz, czy może zawołać kogoś do pomocy?
- Jest wystarczająco dużo roboty, nie zawracamy głowy. Same to zrobimy - posłałam mu ciepły uśmiech. 
- Okey. To jak będziecie gotowi, idź na rozprężalnię, ale tę za parkurem. Taka vip'owska - puścił mi oczko i opuścił stajnię.
Wzięłyśmy się do roboty. Starannie dobierałyśmy sprzęt. Moonshine prezentował się znakomicie. Przybiłam piątkę z przyjaciółką i poszłam do przebieralni się ubrać. Chłopcy powinni być za jakieś 15 minut.
Spojrzałam w lustro. Opięte, białe bryczesy razem z czarnymi sztylpami i błękitną koszulą prezentowały się świetnie. Nagle obok mnie pojawiła się Martha i poczochrała moje włosy.
- Trzeba coś z tym zrobić. - powiedziała i wyciągnęła z torby szczotkę. Po pięciu minutach miałam na głowie starannie zrobionego dobieranego. Ucałowałam przyjaciółkę w policzek i wróciłyśmy do konia.
- Weź ten plecak, tam jest woda i żarcie - powiedziałam, wskazując na torbę. Na buty nałożyłam jeszcze zaokrąglone ostrogi i wyprowadziłam Moonshine'a z boksu. Prezentowaliśmy się niezwykle dostojnie, przez ludzie odrywali się od swoich zajęć i mierzyli nas przenikliwie. Zaśmiałam się wraz z przyjaciółką i ruszyłyśmy w kierunku rozprężalni.
Było tam zaledwie sześć koni, a miejsca było naprawdę dużo. Marta przyklapnęła na ławce i popijała wodę. Poklepałam mojego słodziaka po pyszczku i dopięłam popręg.
- Moonshine.. Dziś nasz wielki dzień. Najlepsze jest to, że wiem tyle, co Ty. - zaśmiałam się nerwowo. Taka prawda. Nie miałam pojęcia, w jakiej klasie wystąpimy, jako którzy występujemy... nic. Kompletnie. Wsadziłam nogę w strzemię i odbiłam się od ziemi. Wylądowałam miękko w nowym siodle i ruszyłam spokojnym stępem. Podjechałam do Marthy, która zażerała kanapki.
- A o mnie to nie pomyślałaś?! - spytałam oburzona.
- Tobie nie wolno. - powiedziała beznamiętnie, biorąc kolejny gryz.
- Bo co?
- Bo będziesz gruba i Kary nie będzie mógł przebiec nawet przez drągi, a co dopiero skoczyć - zaśmiała się, a po chwili zadławiła ziarnistym okruszkiem. Przewróciłam oczami i pozbierałam lekko wodze. Koń posłusznie zszedł z głową w dół. Przyłożyłam łydkę i ruszyliśmy miękkim kłusem. Siodło było trochę twarde, ale to tylko dlatego, że nowe. W każdym razie było znakomicie wykonane, w końcu Kiffer'a. Usiadłam i na przemian przykładałam łydki, patrząc, jak ogier powoli podstawia zad i zbiera się.
- Ale on zajebiście wygląda! - krzyknęła Martha, na co uśmiechnęłam się pod nosem. I pomyśleć, że mogłam go stracić...
Lekko bawiłam się wodzami, równocześnie dokładając łydkę. Robiłam różne przejścia, zmiany kierunku, wolty i koła. Nagle coś przerwało moje skupienie. Zatrzymałam konia i spojrzałam w kierunku hałasu. Westchnęłam głośno zrezygnowana i podjechałam do całej bandy, która się tam zwaliła.
- Sophiee! - wrzasnął Louis, podbiegając do mnie i przytulając, przy tym o mały włos nie ściągając mnie z siodła. Po nim był Harry, potem Liam, następnie Niall. Nagle zrobiło się pusto i zdałam sobie sprawę, że zaraz zaryję twarzą o ziemię. A potem poczułam, jak coś silnego mnie unosi i znienacka całuje.
- Cześć skarbie. - wymruczał Zayn. Pogłaskałam go po policzku i z powrotem wróciłam w siodło.
- Ale ten koń jest boski! Serio! Taki wieeeelki... - powiedział Louis, na co reszta się zaśmiała. Przewróciłam oczami i pozbierałam wodzę.
- Ej, a jak się patataja na koniach? - spytał Harry, na co reszta spojrzała na niego z politowaniem. Olałam jego pytanie i wróciłam do pracy. Ruszyłam kłusem ćwiczebnym i zaczęłam najeżdżać na drągi. Black'y pokonywał je starannie, nie dało się słyszeć żadnego puknięcia. Poklepałam go i kilkukrotnie powtórzyłam ćwiczenie. Kiedy uświadomiłam sobie, że już czas, na za kręcie przeszłam w galop. Ogier postawił uszy i wyciągnął szyję, znacznie przyspieszając. Odchyliłam się do tyłu próbując go zatrzymać, jednak ten oddał dwa porządne bryki, wysadzając mnie z siodła. Usłyszałam głośny krzyk Zayn'a, jednak po chwili zapanowałam nad sytuacją i mocno szarpnęłam konia za pysk, przez co ten wbił się w ziemię ostro hamując.
- Co Ty robisz?! - spytałam donośnie. Moonshine przestępował z nogi na nogę, był strasznie podjarany. Porządnie przyłożyłam łydkę, na co ponownie próbował wyrwać do przodu, jednak trzymałam go mocno na wodzy. Ruszyliśmy galopem ze stępa. Zrobiłam półsiad i pozwoliłam mu dodać. Zrobiliśmy dwa okrążenia szybszym galopem, co dało upust nadmiernej energii ogiera.
Upatrzyłam sobie stacjonatę, na oko metrową. Powoli zaczęłam jechać w jej stronę, na prostej usiadłam głęboko w siodło i wyliczałam foule do przeszkody. Kary wybił się w odpowiednim momencie i gładko przefrunęliśmy nad drążkiem. Jeszcze kilka razy powtórzyliśmy tę czynność, a potem, żeby zbytnio go nie przemęczać, przeszłam do stępa i poklepałam go lekko.
- So, mogę wsiąść na stępa? - spytała przyjaciółka. Przytaknęłam ochoczo i zwinnym ruchem zeskoczyłam z konia, który od razu wtulił się swoim wielkim łbem. Podałam brunetce wodze, a sama usiadłam obok chłopaków, lekko zmęczona.
- To było coś! - powiedział Harry, ukazując swoje słodkie dołeczki.
- No wiadomo, w końcu to moja dziewczyna! - powiedział Zayn, biorąc mnie dumnie na kolana i całując namiętnie.
- Ehm.. Sophie... Bo media się dowiedziały i tutaj będą - powiedział lekko zmieszany Liam. - nie byłam tym faktem zachwycona, że wszyscy będą mnie oglądać. Lekko zmartwiona zmusiłam się na blady uśmiech.
- No...eh. No nic. - powiedziałam, jednak niezbyt przekonująco. W oddali zauważyłam zmierzającą ku nam postać.
- Sophie, wsiadaj! Teraz Ty! - krzyknął Bill, a ja zdezorientowana wyplątałam się z objęć Mulata.
- I mówisz mi to dopiero teraz?! - podniosłam lekko głos. Facet zmieszał się.
- No.. przepraszam. Bo listy startowe nam się pomyliły.-  Przewróciłam oczami i dostrzegłam truchtającą w naszą stronę Marthę. Zsiadła z konia i przekazała mi wodze. Poczułam skurcz w żołądku.
- A Wy udajcie się do specjalnego sektoru - wskazał na moich przyjaciół, instruując ich, jak mają tam trafić. Wszyscy zrobiliśmy grupowego tulasa, a reszta życzyła mi powodzenia.
- Bill! Ale ja nawet nie znam trasy! - powiedziałam spanikowana.
- Spokojnie, tu masz mapkę. - podał mi do ręki zwinięty papier. Chwyciłam konia i zaczęłam ciągnąć go w stronę parkuru, obok nas szedł Bill.
- Jesteś ze stajennego Team'u, co raczej logiczne. - dokładnie przyglądałam się kolejności przeszkód, czując na ramieniu ciepły oddech Moonshine'a.
- Na pewno dacie sobie radę. - powiedział Bill.
- Taaak... Tylko czemu to wszystko tak szybko... - powiedziałam zmartwiona.
Stanęliśmy przed bramą główną bramą, gdzie stało mnóstwo wolontariuszy i trenerów.
- Proszę, szykuję się Sophie...- okropny ból ścisnął moją głowę, straciłam na chwilę orientację. Syknęłam głośno i oparłam się o Bill'a.
- Sophie?! Sophie?! Wszystko gra? - spytał zmartwiony.
- Tak tak. - nagle ból minął. Mężczyzna podsadził mnie na konia. Zebrałam w wodze i przeżegnałam się w duchu. Pozbierałam Karego i kłusem wjechaliśmy na parkur. Wiwatująca publiczność, mnóstwo aparatów, kamer.. Zapewne połowa przyjechała ze względu na chłopców. Odetchnęłam głęboko. Przeszkody były dość wysokie. W coś Ty mnie wpakował, Bill?! - pomyślałam. Podjechałam do sędziów i ukłoniłam się. Mój stres udzielał się także Moonshine'owi. Nie powinniśmy wrzucać go na tak głęboką wodę. Podstawił się i ruszyliśmy galopem. Prześledziłam jeszcze raz w myślach cały parkur. Chyba pamiętam. Ciężko było nam się skoncentrować. Wszystko dookoła nas rozpraszało. Ruszyłam na pierwszą przeszkodę, stacjonatę ponad metrową. Przytrzymałam karego, a po chwili oddałam mu wodzę, w momencie, kiedy wzbiliśmy się nad przeszkodą. Dotknęliśmy ziemi. Odetchnęłam z ulgą. Pierwsza przeszkoda zaliczona. Zbliżaliśmy się do drugiej, był nią spory okser. Przyspieszyłam, chcąc mieć lepszy czas. Wykręciłam na przeszkodę i zrobiłam półsiad, wtulając się w czarną szyję zwierzęcia. Druga przeszkoda za nami. Tak było również z trzema następnymi. Przy każdym udanym skoku publiczność głośno wiwatowała. Jechaliśmy na potrójny szereg, który znajdował się tuż przy ogrodzeniu. Moonshine wybił się na pierwszą przeszkodę. Jedno foule i już szybowaliśmy nad następną. Usłyszałam uderzenie kopyt o ziemię. W ułamku sekundy spojrzałam w bok i ujrzałam grupę paparazzich. Nagle oślepił mnie blask flesh'y. Zdezorientowana szarpnęłam za wodzę. Moonshin'e w tej chwili był równie przerażony, co ja. W popłochu wybił się dwa metry przed zabudowanym okserem. Poczułam szarpnięcie, głuchy odgłos łamanego drewna. Nogi konia zaczęły się składać. Wyleciałam z siodła uderzając z wielką siłą o żwir. Przed oczami przeleciał mi zad karego. Nastała ciemność. 

                                                

***
Buuu... Sophie złaaa :D