piątek, 28 września 2012

Twenty-second Dream


Music: I'm Ok

Wstałam niepewnie z ławki… Tysiące pytań przelatywały przez moją głowę.. I ten okropny ścisk w gardle, kiedy ujrzałam twarz ukochanego… Jeszcze przed chwilą dałabym sobie rękę uciąć, że widziałam w jego oczach ból.. teraz jest w nich lodowata pustka. Spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Zayn.. – szepnęłam.
- Przejdźmy się – powiedział oschle i ruszył przed siebie, mijając mnie po drodze. Łzy napływały mi do oczu. To, co się dzieje, nie jest realne.. To nie mój Zayn, to nie ten czuły, opiekuńczy chłopak, który skradł moje serce. Niepewnie ruszyłam za nim. Szliśmy  w ciszy. Rozrywało mnie od środka, miałam ochotę chwycić go za rękę i wrzasnąć „ Odezwij się!”, jednak przeczuwałam, że to jeszcze pogorszy sprawę… w głębi duszy nie chciałam wiedzieć, co spowodowało taki oschły wyraz twarzy u Malika. Szliśmy pustą ulicą, oświetleni światłem lamp Ani razu nie obrócił się, żeby sprawdzić, co ze mną. Po chwili znaleźliśmy się w parku, w którym nie było żywej duszy. Mój oddech drżał, podobnie jak całe ciało. Skręcało mnie z bólu, nerwy rozwalały mnie od środka. Po chwili chłopak odwrócił się do mnie przodem. Znów ten wyraz. Znów ten ból przeszywający każdą cząsteczkę mojego ciała.. Jego oczy, niegdyś przepełnione miłością, teraz były zamglone niechęcią i obrzydzeniem. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, przeszywając się wzrokiem. W końcu chłopak odezwał się.
- To wszystko nie ma znaczenia. – powiedział lodowatym tonem. Wzdrygnęłam się, a ból znów przeszył moje serce. Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Przełknęłam wielką gulę, która stanęła mi w gardle.
- Co nie ma znaczenia? – głos mi zadrżał. Próbowałam tego uniknąć, jednak emocje wzięły górę.
- Wszystko. Wszystko, co z Tobą przeżyłem. Szkoda mi czasu zmarnowanego na Ciebie, mogłem go wykorzystać w ciekawszy sposób – prychnął i spojrzał na mnie z obrzydzeniem. Zatkało mnie. Przecież… przecież tyle razem przeżyliśmy, wzlotów i upadków, tyle łez wspólnie wylaliśmy, ale dzięki naszej miłości pokonaliśmy przeszkody i przeżyliśmy również wiele szczęśliwych momentów w naszym wspólnym życiu.
- Przecież.. Mówiłeś, że mnie kochasz. – powiedziałam z bólem. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a nogi miałam jak z waty. Najchętniej upadłabym teraz i rozpłakała się na dobre... Miałam wrażenie, że na twarzy Mulata, chwilowo zagościł cień troski i miłości.. Jednak po chwili maska na powrót wróciła i ujrzałam przede mną zimnego, bezuczuciowego chłopaka.
- Nigdy Cię nie kochałem. – jego twarz przeszył grymas– Byłaś jedynie zabaweczką, tak naprawdę nic do ciebie nie czuję. Mogę mieć każdą, więc dlaczego akurat ty miałabyś nią być? Z resztą, nie ma w tobie nic nadzwyczajnego. Jesteś przeciętną laską. Nie zasługujesz na mnie w najmniejszym stopniu. Nie wiem, jak mogłem się z tobą związać. Chyba dowcip mi się wyostrzył – znów prychnął. W tym momencie moje serce pękło na milion kawałeczków, rozsypujących się dookoła.
– Ale.. Ja Cię kocham. I zawsze kochałam. Jesteś dla mnie.. – nagle chłopak podszedł do mnie i odepchnął. Upadłam z bezsilności na asfaltową ścieżkę. Spojrzał na mnie z wielką pogardą.
- Nie chcę Cię widzieć. Nie mieszaj się w moje życie. Nie dzwoń. Nie pisz. Nie interesujesz mnie ty i twoje zasrane problemy. Jak już wspomniałem, nie sięgasz mi do pięt. To byłby wstyd pokazywać się z tobą w mediach. I zapamiętaj: nigdy, ale to nigdy cię nie kochałem, byłaś tak naiwna, że nawet tego nie zauważyłaś – wysyczał. Zaniosłam się głośnym szlochem. Świat zaczął mi wirować przed oczami. Mój Zayn.. Mój Zayn mnie nie kocha.. Nie chce mnie.. Co ja zrobiłam? Dlaczego.. on.. Tyle razy mnie przekonywał, że jestem dla niego wszystkim. Że beze mnie jego serce nie potrafi bić, że jego oczy nie błyszczą nie widząc mnie.. Że.. że chce ze mną zostać na zawsze.. Rozkochał mnie w sobie, jego osoba przemykała przez każdą moją najmniejszą myśl.. Zawsze miałam jego obraz przed oczami. Tej idealnej twarzy, tych wyostrzonych kości policzkowych.. delikatnego zarostu, który pojawiał się za każdym razem, kiedy budziłam się w jego ramionach.. Nieziemskiego uśmiechu, który powodował, że moje serce wstrzymywało się na parę chwil..  I te oczy, za które oddałabym wszystkie skarby, żeby tylko móc zatapiać się w nich i rozkoszować ich czekoladową głębią… Pocałunki, którymi mnie obdarowywał i w które wkładał to niezwykłe uczucie, które jeszcze niedawno nazwałabym miłością. A jeżeli faktycznie byłam tylko zabawką w jego rękach? Przygodą, która lada chwila miała się zakończyć…?
Uchyliłam lekko oczy. Nagle wszystkie barwy tego świata odpłynęły w nieznane.. Nie było go. Odszedł. Odszedł od dziewczyny, która poświęciła by wszystko, by móc zostać przy nim do samego końca…
Weszłam do mieszkania, cała przemoczona i zmizerniała. Wpadłam w histerię. Ruszyłam prosto do sypialni, rozwalając wszystko po drodze. Runęłam na łóżko i zaniosłam się szlochem, który tak naprawdę ani trochę nie uśmierzał bólu przeszywającego każdą cząstkę mego ciała…
- Kochanie, co się stało?! – usłyszałam przerażony głos Francisco. Jeszcze głośniej zaczęłam szlochać. Chłopak podniósł mnie i wziął na kolana. Zaczęłam się wyrywać. Nie chcę widzieć nikogo, chcę tu leżeć i umierać w katuszach… Jaki błąd popełniłam?! Dlaczego, dlaczego pozwoliłam mu tak łatwo odejść, skoro byłam doskonale świadoma tego, że moje serce długo bez niego nie wytrzyma…
- Co się stało?! To przez chłopaka? – spytał. Oderwałam się od niego i zmierzyłam podejrzliwym wzrokiem.
- Skąd to wiesz? – spytałam chłodno. Zmieszał się.. wiedziałam, że w tym momencie przez jego głowę przelatują miliony myśli i zastanawia się nad kolejnym kłamstwem, którym mnie obdaruje.
- Instynkt. – dodał po chwili. Prychnęłam i rzuciłam się na powrót na poduszkę… Moją głowę rozsadzał nadmiar myśli zacięcie ze sobą walczących. Amok. Nic już nie jest piękne. Zranił mnie, zostawił bezbronną na tym brutalnym świecie... porzucił jak dziecko zużytą zabawkę, przedtem wyrywając jej serce..
Czas nie istniał. Słońce zaszło. Nastał mrok, który przedarł się przez moją skórę i zapełnił całe wnętrze, nie dając odrobinie światła przedrzeć się przez jego barierę…
- Wyjdź. – wyszeptałam.
- Słucham?
- Wyjdź. Nie chcę nikogo widzieć. Chcę zostać sama… już do końca.
- Co Ty wygadujesz Sophie?! – wzburzył się. Nie wytrzymałam. Podniosłam się i zepchnęłam bruneta z łóżka.
- Wynoś się, nie słyszałeś, co powiedziałam?! – wydarłam się mu prosto w twarz, dławiąc się własnymi łzami. Chłopak wstał bez słowa i wyszedł z pokoju.
Serce się kraje, rozum nie nadąża z myślami, skóra płonie, płuca pobierają toksyczny uczucia, oczy przestają dostrzegać świat w kolorowych barwach , słuch nie reaguje na radość. Słyszy jedynie płacz i własne cierpienie.  Często ludzie popełniają błąd..Skupiają się na dobrach materialnych, popularności, rywalizacji.. Zapominają o tej najważniejszych cząsteczkach potrzebnych do życia… o Przyjaźni i miłości. Dopiero kiedy odczują jej brak, rozumieją, ile tak naprawdę stracili….



***
Tak pięknie prosiłam o komentarze... niestety nikt nie okaże mi odrobiny serca. Przeczyta i oleje :c A dla mnie to bardzo ważne, jaką opinię mają czytelnicy.. Więc proszę, zacznijcie komentować.
Przykro mi :c

środa, 26 września 2012

Twenty-first Dream



- No wreszcie! – wrzasnął uradowany Louis. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam uśmiech na twarzy.. Dzięki Zaynowi wszystko stało się piękne… Uratował mojego przyjaciela, wyciągając mnie tym samym z głębokiego smutku… On naprawdę mnie kocha. Spojrzałam na nasze splecione dłonie… pasowały do siebie idealnie, a ciemniejszy odcień jego skóry kontrastował z moją jasną cerą. Podniosłam wzrok i zatrzymałam się na jego oczach.. Automatycznie świat zaczął wirować, a ja próbowałam dosięgnąć ich czekoladowego dna, przybliżając się do jego twarzy.. Nagle usłyszeliśmy głośne chrząknięcie i dopiero po chwili oderwaliśmy od siebie wzrok.
- Słuchajcie, lecimy wszyscy do nas! – wywrzeszczał Niall. Na jego kolanach siedziała przeszczęśliwa Marta, a obok Hazza dyskutujący na jakiś temat z Liamem.
- Wiecie co, szczerze… to ja chyba zostanę – uśmiechnęłam się lekko. Wszyscy spojrzeli na mnie z miną zbitego psa, na co cicho parsknęłam śmiechem.
- Ja oczywiście też zostaję – powiedział Zayn, na co Marta poruszyła znacząco brwiami.
- No tak, dajcie naszym gołąbeczką nacieszyć się sobą – dodał Louis z chytrym uśmieszkiem.
Zanim wyszli, opowiedziałam im w skrócie co się dzisiaj wydarzyło. Niall tak się wzruszył, że oddał swoją Nutellę Loczkowi, żeby sam mógł wytrzeć łzy. Około dziewiątej w mieszkaniu zostałam tylko ja i Mulat.
- Wreszcie sami – powiedział Zayn siadając obok mnie na kanapie, wtulając swój policzek w moją dłoń. – Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił… Moje serce bije tylko dla Ciebie, błagam.. nie zapominaj o tym nigdy. – pocałował mnie. Tak, jak jeszcze nigdy. Włożył w to mnóstwo miłości i uczuć, chcąc pokazać, jak bardzo mnie kocha. Nie wyobrażam sobie minuty bez niego. Bez jego oddechu otulającego moją twarz, bez dotyku jego ciała, bez zatapiania się w tych cudownych, brązowych oczach. – Zapomniałem.. Mam dla Ciebie coś jeszcze – podniosłam głowę i spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Zayn.. Wystarczająco mnie dzisiaj obdarowałeś. Ja nie chcę od Ciebie żadnych prezentów. Największą niespodzianką, jaką mogłam dostać od życia, byłeś ty sam.. – chłopak spojrzał na mnie z niewyobrażalnym uśmiechem, odwzajemniłam to i z powrotem oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
- Wiem o tym słońce… - chwycił mnie za podbródek i przybliżył się do mnie tak, że czułam jego oddech na twarzy. Pod wpływem  niego zaczęło mi wirować w głowie.. Marzyłam tylko o tym, żeby wpić się w jego usta.. – Ale i tak postawię na swoim – odsunął się ode mnie z cwanym uśmieszkiem, na co ja zgromiłam go wzrokiem. Chłopak zaśmiał się i chwycił moją rękę.
- Będzie odzwierciedleniem moich uczuć.. – Zayn zawiesił na moim nadgarstku srebrną bransoletkę.
- „I will always love you”…- szepnęłam. Łzy pociekły mi po policzkach. Wtuliłam się w mojego chłopaka, nie chcąc nigdy wypuszczać go z objęć. Ucałował mnie w policzek, poczym umieścił na swoich kolanach.
- To jak, robi sobie nasz ukochany pudding? – spytał z szelmowskim uśmieszkiem, na co ja cicho zachichotałam. Za każdym razem, kiedy się widzieliśmy, naszą tradycją było zjedzenie kubka budyniu czekoladowego. Bez niego dzień nie był spełniony.
- Zayn… a wiesz co? – trzymałam w rękach ciepły kubek z czekoladowym kremem, opierając się plecami o Malika.
- Nie wiem nic skarbie – oparł głowę na moim ramieniu.
- Masz sklerozę. – chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, unosząc jedną brew do góry. Wyglądał przekomicznie, dlatego nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. – My już razem śpiewaliśmy…
- Aa, dobrze, że mi przypomniałaś o swojej obietnicy.- uśmiechnął się cwaniacko.  – No faktycznie.. jak mogłem zapomnieć?! – spojrzał na mnie smutnie.
- Nie martw się kocie, nadrobimy. – poczym wstałam z kanapy i skierowałam się do sypialni, skąd wzięłam gitarę. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Tę piosenkę dedykuję specjalnie dla Ciebie… I kiedy ją usłyszysz, wiec, że moje serce zawsze będzie biło tylko dla ciebie… - poczym ułożyłam instrument na kolanach i przymknęłam delikatnie oczy..

La la
La la la la
La la
La la la

I like your smile
I like your vibe
I like your style
But that's not why I love you

And I, I like the way
You're such a star
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me?
Do you feel what I feel too?
Do you need, do you need me?
Do you need me?

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la
La la
La la la

I like the way you misbehave
When we get wasted
But that's not why I love you
And how you keep your cool
When I am complicated
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me?
Do you feel what I feel too?
Do you need, do you need me?
Do you need me?

You're so beautiful
But that's not why I love you
And I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

Yeah, ohhh, ohhh

Even though we didn't make it through
I am always here for you
Yea-a-a

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you)

La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you)

Zayn patrzył na mnie wzrokiem pełnym wzruszenia… Nie spodziewałam się, że po jego policzku może spłynąć pojedyncza łza. Odłożyłam gitarę i przybliżyłam się do chłopaka tak, że teraz nasze nosy praktycznie się stykały.
- Kocham Cię Sophie… Twój głos jest najcudowniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek pieścił moje uszy.. – pocałował mnie. Wplotłam dłonie w jego włosy, w tym samym czasie otaczając nogami jego biodra. Położył się delikatnie i zaczął pieścić mnie swoimi wargami. Nie potrafię opisać, jak rozkosznie się wtedy czułam.. Nadmiar wrażeń i uczuć wywołany ostatnim czasem miło ukołysał mnie w ramionach ukochanego…
Obudziłam się w mojej sypialni, niestety ku mojemu rozczarowaniu nie było obok mnie Mulata. Niechętnie opadłam z powrotem na poduszka, kiedy nagle do pokoju wszedł idealnie wyglądający Zayn, z tacką pełną pyszności.
- Dla mojej królewny śniadanie do łóżka – usiadł tuż obok, dając mi wielkiego buziaka.
- Już myślałam, że sobie poszedłeś.. – powiedziałam, poczym Mulat nakarmił mnie łyżeczką z budyniem.
- Nigdy nie odejdę skarbie..
- Zjedliśmy razem śniadanie przygotowane przez Malika, nie obyło się też bez bitej śmietany na nosie, która była pretekstem do kolejnych pocałunków. Później poszłam się umyć, w końcu był poniedziałek, trzeba wreszcie ruszyć swój tyłek do pracy. Zwarta i gotowa poszłam wraz z Zaynem do samochodu. Chłopak odwiózł mnie pod samą restaurację, na pożegnanie czule całując w usta.
- Widzimy się wieczorkiem… Kocham Cię, nieważne co by nam stanęło na drodze… Pamiętaj skarbie – ponownie musnął mnie ustami. Cała rozanielona wysiadłam z auta i ruszyłam na zaplecze. Ku mojemu zdziwieniu nie było Marthy, która na dodatek nie raczyła odbierać ode mnie telefonów.
Dzisiaj miałam wyjątkowo dobry humor, najmniejsza rzecz sprawiała mi radość. W tym dniu zostałam w pracy aż do szóstej, ponieważ musiałam nadrobić zaległości z ubiegłego tygodnia. Zdziwił mnie tylko fakt, że dzisiaj nie otrzymałam żadnego sms’a od Malika.. Zazwyczaj przysyłał go co godzinę..
Nie miałam zamiaru zamartwiać się na zapas, dlatego wróciłam tubą do domku, gdzie od razu wzięłam relaksującą kąpiel po męczącym dniu. Retka jak zwykle nie było, pewnie napawała się swoim farbowanym szczęściem. Po wysuszeniu włosów spojrzałam w lustro. Włosy miałam naturalnie pokręcone, cerę wyjątkowo bladą. Nałożyłam cremowy, luźny sweter, to tego krótkie spodenki i zakolanówki. Stwierdzam, że prezentowałam się wyjątkowo słodko.

Po chwili siedziałam rozwalona przed telewizorem z kubkiem kakao w ręku, oglądając jakiś nudny serial. Dochodziła już ósma, a nadal nikt nie raczył zainteresować się moją osobą, co mnie trochę dziwiło. Poszłam do kuchni i przyszykowałam sobie stos kanapek, oczywiście z nudów. Wzięłam laptopa i podgryzając sandwicze przeglądałam strony plotkarskie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na Zayna i mój temat. Na szczęście nic podobnego nie znalazłam, co mnie bardzo ucieszyło. Usłyszałam sygnał telefonu i zerwałam się z łóżka. Pech chciał, że zwaliłam talerz i kanapki wylądowały na ziemi. Szlag! Oczywiście masłem do dołu. Zrezygnowana ruszyłam w pogoń za I phonem.
- Haloo? – powiedziałam dysząc ciężko.
- Jejku, a Ty co? Do Media Marktu biegniesz? – spytała przyjaciółka ze śmiechem.
- Dowcipne. Miło, że wreszcie ktoś sobie o mnie przypomniał! – powiedziałam z wyrzutem.
- Nie marudź.. Jest problem.
- Co jest? – spytałam z lekkim strachem.
- Harold nam się rozłożył i ma wysoką gorączkę.. – no pięknie.
- Za 20 minut jestem. – powiedziałam nie czekając na odpowiedź przyjaciółki. Chwyciłam telefon i wybiegłam z mieszkania. W końcu ruszyłam moją Alfę z garażu. Autko bez problemu odpaliło. Przemierzałam centrum Londynu wspominając dzień, w którym Zayn wyznał mi miłość. Wtedy też niebo było ciemne, a miasto rozświetlały tysiące lamp. Stwierdzam, że to był najcudowniejszy dzień w moim życiu. Nim się spostrzegłam, byłam już pod bramą osiedla. Ochroniarz doskonale mnie znał, dlatego z uśmiechem zezwolił mi wjechać. Zaparkowałam przed Villą chłopaków. Przekroczyłam bramę, która o dziwo była otwarta. Stanęłam przed drzwiami i nacisnęłam dzwonek. Otworzył mi Niall, jak zwykle z uśmiechem na twarzy.  Przytuliłam go, poczym zdjęłam buty.
-  No i co z Hazzą? – spytałam, nie mogąc uporać się ze sznurówkami. Coś tu dziwnie cicho..
- No.. ee.. leży. – spojrzałam na niego dziwnie. – tzn.. zaprowadzę Cię do niego. – westchnęłam głośno i wyszłam z przedsionka, gdzie panował totalny mrok.
- Hazzaa… gdzie jesteś? – spytał Niall. Coś mi tu śmierdzi. Nagle z ciemności wyłonił się Loczek z wielkim uśmiechem na twarzy.. I wcale nie wyglądał na chorego.
- Co to za przedstawienie? – spytałam, krzyżując ręcę.
- TWOJE URODZINOWE! – rozpoznałam głos Louisa. Po tych słowach w salonie rozbłysło światło i usłyszałam wrzask tłumu.
- NIESPODZIAAAANKAAA! – stałam jak wryta. Sama zapomniałam, że dziś są moje urodziny. Popłakałam się ze szczęścia. Wszyscy po kolei podchodzili i składali mi najlepsze życzenia. Zostałam obdarowana mnóstwem prezentów. Muzyka grała na całego, stół był wypchany jedzeniem po brzegi, a wszędzie można było dostrzec stojący alkohol. No to zapowiada się impreza. Na samym końcu podeszła do mnie czwórka chłopaków, Martha, Melanie i Meg. Rozczarowałam się, nie widząc wśród nich Zayna.
- Kochanie Ty moje! – powiedział Louis i rzucił mi się w ramiona. – Stara jesteś, wiesz?-Zaśmiałam się głośno. Chłopak wręczył mi album, w którym było uwiecznione większość chwil spędzonych razem z zespołem. – Jak kiedyś nie daj boże o nas zapomnisz, przejrzyj go sobie, a banan sam pojawi Ci się na twarzy – chłopak uśmiechnął się szeroko, poczym ponownie mnie przytulił. Od Niallera, jak się później okazało, dostałam ogromny tort, na którym widniała figurka przedstawiająca mnie leżącą na przejściu w stosie zakupów i porozwalanego jedzenia.. czyli praktycznie sytuacja z przed ponad miesiąca, która zapoczątkowała naszą przyjaźń.  Od Liama dostałam PlayStation, za co byłam na niego wkurzona, że tyle na mnie wydał. Od Hazzy dostałam kolekcję filmów romantycznych, od Marthy przepiękny wisiorek składający się z dwóch części: Na jedym był napis „ Best friends”, a na drugim „4ever”. Wzięłam drugi odłamek, natomiast przyjaciółka pierwszy. Rzuciłam się jej w ramiona i ponownie rozryczałam się ze szczęścia.. Co ja bym zrobiła, gdybym jej nie poznała. Od Melanie i Meg dostałam jeden prezent, mianowicie przepiękną kreację, w którą miałam zamiar zaraz się przebrać.
Tak jak powiedziałam, też zrobiłam. Dziewczyny poleciały ze mną do łazienki. Nie wiem skąd, ale miały w zanadrzu całą kosmetyczką, przez co zostałam poddana dokładnej stylizacji. Nie żałuję, że pozwoliłam im zabawić się w makijażystki. Efekt końcowy był dosłownie… powalający. Nadal jednak nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się podział Zayn.. Łudziłam się, że jest to część niespodzianki.
Chłopcy wznieśli za mnie toast, impreza rozkręciła się na całego. Zatańczyłam z każdym z nich. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Louis nadepnął mi na nogę i wylądowaliśmy na parkiecie. Stojąc przy bufecie, kątem oka widziałam wtulonego w siebie Marialla ( połączenie Marthy&Nialla ;p ). Wtedy doznałam dziwnego ukłucia w sercu.. Potrzebowałam bliskości Malika, a jego przy mnie nie było.. zbliżała się północ, a on nadal nie zaszczycił nas swoja obecnością.
- Hej, co taka smutna? – podszedł do mnie Liam i objął ramieniem.
- Dziękuję wam za tę cudowną imprezę, naprawdę jestem przeszczęśliwa – chłopak przytulił mnie do siebie.
- Nie oszukasz mnie, Sophie. Twoje oczy to otwarta księga – wyszeptał mi na ucho. Westchnęłam głośno i wyplątałam się z jego uścisku.
- Wiesz, gdzie jest Zayn? – spytałam prosto z mostu. W głębi duszy wiedziałam, że chłopak spodziewał się takiego pytania. Jednak zdziwiła mnie jego reakcja.. Po prostu nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Właśnie tu jest problem… Nie mam zielonego pojęcia – powiedział i spojrzał na mnie smutno. Cała się spięłam. Co tu jest grane?
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się ciepło. Taa… gadka-szmatka. Martwię się cholernie, a ten bawi się w nieznaną mi zabawę i nie pojawia się na imprezie urodzinowej.
- Phie, luzik. Zayn miewa takie dni, kiedy musi pobyć sam.. Nie odbierał telefonów, ale przecież w końcu musi wrócić do domu, nie prawdaż? – spytał z uśmiechem. Nie satysfakcjonowało mnie to.
- Przepraszam Liam, muszę iść się przewietrzyć.
Wyszłam na taras, gdzie przeszedł mnie zimny dreszcz. Ruszyłam powoli ścieżką, prowadzącą przez trawnik. Zmierzałam właśnie do oczka wodnego, gdzie znajdowała się mała ławeczka. Usiadłam na niej i podkuliłam nogi. Czarne myśli nie dawały mi spokoju.. A jeśli coś mu się stało? Jeżeli ktoś go skrzywdził? Nie darowałabym sobie tego… Nie mogłabym wytrzymać z myślą, że moja druga połówka cierpi. Dlaczego się dziś nie odezwał, nie odbierał telefonów od chłopaków? Podniosłam mały kamyk z pod nóg i wrzuciłam go do bajorka. Tafla wody się poruszyła, a ja zobaczyłam w nich odbicie Zayna. Jednak uśmiech tak szybko, jak się pojawił, tak szybko również zniknął. Jego twarz była przeszyta bólem i smutkiem. Odwróciłam się do niego przodem.
- Musimy porozmawiać – uderzył mnie chłód wypowiedzianych przez niego słów…

 ***
UWAGA! Następny rozdział dodam dopiero wtedy, kiedy będzie 5 komentarzy. Nie ma tak lekko :)))
Dobranoc :*

niedziela, 23 września 2012

Twentieth Dream



Rano obudziły mnie pojedyncze pocałunki i ciężar spoczywający na moim ciele. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Zobaczyłam leżącego na sobie Zayna, który bawił się końcówkami moich włosów…
- O, witaj księżniczko. Jak miło, że wstałaś – uśmiechnął się do mnie i spojrzał wzrokiem przepełnionym czułością.
- Siema. Nie, nie wstałam. I nie mam takiego zamiaru – powiedziałam i wystawiłam mu język.
- Czyżby? – poczułam pojedyncze palce jeżdżące po moim ciele..
- No nie.. nie gilgoooocz! –powiedziałam wiercąc się i próbując zwalić z siebie tego kartofla. Po wielu namowach w postaci pieszczot łaskawie powędrowałam do łazienki, gdzie wzięłam poranny, orzeźwiający prysznic i ubrałam rzeczy przyszykowane przez przyjaciółkę. Zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy już czekali. Na śniadanie była jajecznica. Oczywiście nikt tu poza mną i Hazzą nie potrafi gotować, stąd ta dystyngowana potrafa.
- A gdzie Hazza? – spytałam z zaciekawieniem, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Szuka suszarki – powiedział Louis, który grzebał w śmietniku.
- Ehm… Louis? Wszystko gra? – chłopak wyjął głowę z kubła i spojrzał na mnie zmieszany.
- Można powiedzieć, że wczoraj się na nim odegrałem – powiedział Liam z satysfakcją w głosie.
- I kazał mi wyrzucić całe zapasy marchewek.
- I dlatego teraz drogi Smigolu szukasz ssskarbu w śmieciach? – zapytałam rozbawiona, na co reszta towarzystwa wybuchła śmiechem.
- Śmieszne, śmieszne.. bardzo śmieszne – powiedział Louis i powrócił do swojego zajęcia. Martha podbiegła i pocałowała mnie w policzek.
- O fuck! O fuck! Martha, zbieraj się! Szybko! Gdzie są moje buty – zaczęłam biegać w poszukiwaniu obuwia. – za 15 minut musimy być w pracy! No rusz się. – wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę, nawet mój drogi Zayn.
- NO COOO?! – powiedziałam z przekąsem.
- Nie chcę nic mówić, ale jest sobota. – zrobiłam pockerface, na co wszyscy ryknęli śmiechem..
- Śmieszne, śmieszne, bardzo śmieszne – dopiero po chwili zorientowałam się, że zacytowałam Louisa, który po moich słowach dumnie wypiął pierś.
- Moja krew, moja krew! – podszedł i objął mnie ramieniem.

Nagle doznałam jakiegoś dziwnego uczucia.. Coś mówiło mi, że powinnam znaleźć się właśnie w Ośrodku jeździeckim u Moonshine’a.
- Zayn.. możesz ze mną pojechać do ośrodka?
- Co się stało? – spytał z troską w głosie.
- Nic.. tylko.. mam takie dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. – spojrzałam na niego błagalnie. Bez chwili zastanowienia chwycił Bejsbolówkę wiszącą na krześle razem z kluczykami i wyszliśmy z mieszkania. Całą drogę do ośrodka milczeliśmy. Moją głowę zaprzątały czarne myśli. A jeśli coś mu się stało? A jeśli ktoś chce go skrzywdzić?
Zayn zaparkował tuż przed stajnią i pędem wysiedliśmy z samochodu. Chłopak chwycił mnie mocno za rękę, co mnie wyjątkowo podbudowało. Weszliśmy do stajni kierując się w głąb korytarza. Moje serce biło coraz bardziej. Kiedy stanęłam przed drzwiami boksu, odsunęłam metalowe drzwi.
Za nimi ujrzałam przeżuwającego siano Shine’a, który po przeżuciu trawy zarżał na mój widok i podszedł się o mnie otrzeć.
- Wszystko okey, widzisz skarbie? – Zayn objął mnie ramieniem i ucałował w nos.
- Zayn.. wiem, że to głupie, ale nadal coś mi..- nagle usłyszeliśmy głośne rozmowy dochodzące z dworu i lekkie stuknięcie oraz silnik potężnego samochodu. Po chwili znaleźli się obok nas ludzie, którzy kompletnie nas zignorowali. Podeszli do Karego i siłą założyli na niego sznurkowy kantar. Kary przerażony zaczął się szarpać i rzucać na wszystkie strony. Dostrzegłam w jego oczach strach i niewyobrażalny smutek.
- Zostawcie go, błagam! – powiedziałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Mężczyźnie nie mogąc dać sobie rady z wyprowadzeniem go, zaczęli okładać go batem, zęby wybiegł na zewnątrz. Serce mi się krajało na ten widok. Nie mogłam nic zrobić, oni nie reagowali na moją obecność. W końcu jeden odezwał się do drugiego, i rozpoznałam, że mówią w języku włoskim. Mężczyzna strzelił Shine’a po skórze tak, że ten zarżał przenikliwie. Nie wytrzymałam. Podbiegłam do mężczyzny i walnęłam go w nos, na co ten drugi wypchnął mnie z boksu tak, że uderzyłam głową o kant ściany. Nie przejmowałam się tym, że rozwaliłam sobie głowę. Musiałam ratować przyjaciela. Zayn zdruzgotany całą sytuacją pchnął faceta, który mnie przewrócił. Panował tam wielki chaos, krzyki mężczyzn razem z Zayna, do tego przerażone rżenie Moonshine’a i walenie jego kopyt o ścianę. Ogier wybiegł z boksu taranując po drodze Włocha. Ruszył galopem przez korytarz, na końcu którego była zastawiona na niego pułapka. Wleciał do przyczepy i nim się obejrzał, rampa była już zamknięta. Zaczął się rzucać na wszystkie strony próbując wydostać się z koniowodu. Mężczyźni wybiegli ze stajni, a za nimi Zayn, z nieźle wkurzoną miną. Weszli do samochodu, a razem z nimi ich asystenci. Podbiegłam do przyczepy i otworzyłam okienko, przez które zaczął wystawać pysk ogiera. Rżał przenikliwie, gładziłam go po pysku, zęby chodź trochę się uspokoił.
- Zostawcie go.. To mój przyjaciel! Nie możecie go zabrać! – Z bezsilności opadłam na ziemię i zaniosłam się głośnym szlochem. Zayn wziął mnie na kolana i zaczął kołysać. Zaczęłam dławić się łzami. Obok zobaczyłam Billa, który patrzył na mnie z ogromnym smutkiem. Zayn cały czas szeptał mi słówka, próbując mnie uspokoić. Jednak wpadłam w histerię. W momencie, kiedy przyczepa ruszyła, Zaczęłam głośno krzyczeć. Potem wtuliłam się nadal łkając, w koszulkę Zayna i z tego całego nadmiaru wrażeń… prawdopodobnie omdlałam.
Obudziłam się w swoim łóżku, a nade mną czuwał Zayn wraz z Marthą i resztą moich przyjaciół. Nie wiem jakim cudem znalazły się tam też Melanie i Mag, co mnie ucieszyło. Po chwili wszystko zaczynało wracać. Wszystkie wspomnienia uderzyły nagle z niewyobrażalną siłą. Zaczęłam szlochać. Marta przytuliła mnie do siebie, pozwalając mi się wypłakać. Spojrzałam na Zayna, który był wpatrzony w moją koszulkę nieobecnym wzrokiem.
- Zayn, wszystko gra? – spytałam cicho.
- Muszę coś załatwić. – podniósł się, poczym wkładając w to wielkie uczucie pocałował mnie i zniknął za drzwiami.
- Skarbie, muszę Ci zmienić opatrunek na głowie. – Marta przemyła mi skaleczone miejsce wodą utlenioną poczym przepasała mi głowę bandażem.
- Wiesz, że ten bandaż nie był potrzebny?
- Wiem. Słuchaj.. Ci faceci podobno dostali już za swoje – powiedziała niepewnie na mnie patrząc – za to jak potraktowali Ciebie, Zayna i… Moonshine’a. – kolejne łzy przepełnione bólem spływały po moich polikach.
- A teraz prześpij się, potrzebujesz odpoczynku. – wszyscy chłopcy razem z dziewczynami ucałowali mnie w policzek i skierowali się do salonu. Marta wychodząc jako ostatnia puściła mi oczko, co mnie troszkę rozweseliło na duchu.
Dostałam zwolnienie lekarskie na najbliższy tydzień. Przez ten okres miałam zawroty głowy i mdłości spowodowane, jak się potem okazało, wstrząśnieniem mózgu. Zayn codziennie wieczorami przychodził i spał u mnie. Jego obecność działała na mnie kojąco. Nie poruszał przy mnie tematu Moonshine’a. Przysłowie „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, jest jak najbardziej zgodne z prawdą. Martha w dzień dzień dogadzała mi, opiekowała się mną i nawet starała się gotować, jednak od tego wolałam wynajmować Harolda. Była szczęśliwa, gdyż Niallowi i Retkowi jak najbardziej się układało, tworzyli cudowną i kochającą się parę.


W następny weekend w końcu nie potrzebowałam opatrunku i udało mi się przespać ostatnią noc. Oglądając film czekałam na Zayna, który miał zjawić się lada chwila. Do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka. Zerwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Za nimi stał oczywiście miłość mojego życia. Wszedł do środka, a na jego twarzy gościł zagadkowy uśmieszek.
- Co Ty kombinujesz? – powiedziałam dając chłopakowi całusa.
- Porywam Cię. – poczym przerzucił mnie przez ramię. Na nic było walenie pięściami, krzyki czy wiercenie się na wszystkie strony. ‘Wrzucił: mnie do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Nagle na jakiejś szosie chłopak się zatrzymał i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- A teraz chciałbym, żebyś założyła tę oto opaskę na oczy – chłopak przewiązał mi chustkę dookoła drogi. Zrobiło się ciemno i zagadkowo. Poczułam smak jego słodkich ust na moich wargach. No oczywiście, pan Malik korzysta z okazji.
- Dobra, jedziemy dalej – ruszyliśmy przed siebie. Po jakiś 5 minutach Mulat zatrzymał pojazd i wysiadł na zewnątrz. Drzwi z mojej strony się otworzyły i chłopak wyciągnął mnie z samochodu prowadząc w nieznaną stronę. Poczułam pod nogami żwirowy piasek. Moje serce momentalnie przyspieszyło, kiedy poczułam zapach siana. Nagle zatrzymaliśmy się.
- Kochanie, wiesz, jak bardzo Cię kocham – wymruczał mi do ucha. Pokiwałam twierdząco głową i cmoknęłam go w policzek.
- I wiesz, że nigdy, ale to nigdy nie pozwolę, abyś cierpiała? – spytał, na co ja uśmiechnęłam się szeroko. Nagle zrobiło się jasno przed oczami. Ujrzałam przed sobą wiele ludzi, większość z nich to wolontariusze, stajenni, instruktorzy i właściciele koni. Wśród nich był również Bill.
- Ktoś czeka na Ciebie w tej przyczepie – euforia szczęścia ogarnęła całe moje ciało. Odwróciłam się przodem do Zayna i pocałowałam go namiętnie, czując na wargach moje łzy.
- Dziękuję.. – wyszeptałam. Po chwili jeden ze stajennych otworzył przyczepę i wyprowadził z niej karego ogiera, który na mój widok zarżał przenikliwie i wyszarpał się z rąk mężczyzny. Podbiegł do mnie i wtulił swój łeb w mój brzuch. Wszyscy zrobili przysłowiowe „aaawwwww”, Zayn natomiast objął mnie i mocno do siebie przytulił.
- Od teraz jest nasz.
Wszyscy się rozeszli a ja wraz z moimi dwoma facetami ruszyłam w kierunku siodlarni, skąd wzięłam sznurek do naturala. Zayn spojrzał na mnie pytająco.
- Chciałeś się nauczyć jeździć, więc jedziemy na przejażdżkę – chłopak rozpromienił się. Podeszliśmy do schodków, z których wdrapałam się na grzbiet ogiera, a w moje ślady poszedł Mulat. Usiadł wygodnie i chwycił się mnie kurczowo w pasie.
- Uśmiechnij się – zaśmiałam się ciepło. Ruszyliśmy wolnym stępem, ścieżką prowadzącą w kierunku lasu.
- Teraz możemy porozmawiać. – powiedział Zayn.
- A o czym chciałbyś porozmawiać? – spytałam ze spokojem.
- Tak mało o Tobie wiem… byłem taki samolubny i interesowałem się jedynie sobą.. wybacz mi. – zdziwiło mnie to bardzo.
- Ale Ty nie masz za co mnie przepraszać, skarbie. Po prostu mów – odwróciłam głowę i cmoknęłam go w policzek.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że grasz na pianinie, tańczyłaś balet, potrafisz śpiewać, jeździłaś na zawody jeździeckie?
- Ojojoj, spokojnie – uśmiechnęłam się. – Grę na pianinie zaczęłam w wieku.. 6 lat. Powiem Ci szczerze, że jakoś mnie do tego nie ciągnęło. Robiłam to z przymusu, dlatego, że rodzice tak zechcieli – skręciłam w dróżkę, przy której znajdował się strumyk.  – Z baletem było podobnie. Najpierw chodziłam na zwykłe zajęcia, a potem mama wysłała mnie do szkoły baletowej… Nie chciałam tego, starsze dziewczyny nękały mnie tam i chciały mojej porażki. Na szczęście tata się za mną wstawił i pobyłam tam zaledwie 2 tygodnie. Jeśli chodzi o śpiew… Hm.. bakcyla złapałam znacznie później, to była moja prawdziwa pasja…
- Coś czuję, że nadal jest – dodał wyrozumiale.
- Tak, jest. – dodałam ciszej.
- Chciałbym usłyszeć jak śpiewasz, obiecaj mi, że niedługo pośpiewamy razem – złożył pocałunek na mojej szyi. – Obiecuję. Dalej. Jeśli chodzi o zawody konne.. eh… miałam kiedyś ogromną szansę na osiągnięcie sukcesu.. awansowałam do elitarnej sekcji sportowej, która na pewno by mnie wypromowała.. wszystko było na dobrej drodze, jednak drogę do moich marzeń zniszczyła.. moja mama – dodałam ze smutkiem w głosie. - uważała, że pasja zabiera mi jedynie czas, który powinnam poświęcić na naukę. Dlatego skończyłam z jeździectwem. Teraz, niedawno, los zesłał mi Billa, który przypadkowo znalazł mój portfel i natknął się na zdjęcie, które przedstawiało mnie skaczącą na oklep. Dzięki temu znowu jeżdżę. I powiem Ci, że bardzo za tym tęskniłam – pogładziłam Moonshine’a po szyi. Nim się obejrzeliśmy, znaleźliśmy się koło stajni. Sprawnie rozsiodłałam wierzchowca i wstawiłam go do nowego boksu, obok dwóch wałachów. Jeszcze raz rzuciłam się Zaynowi w ramiona..
- Dziękuję Ci mój rycerzu – cmoknęłam go w nos.
- Jestem w Tobie zakochany bez pamięci. - Nachylił się chwytając mój podbródek i składając na wargach pocałunek.
Znaleźliśmy się pod moim domem. U góry za oknem dostrzegliśmy sylwetki Hazzy i Louisa. biegających z doniczką.
- Tam nie będę mógł się Tobą nacieszyć – chłopak oprał mnie o ścianę znajdującą się przed wejściem do kamienicy i zaczął łapczywie całować. Nie byłam mu dłużna. Również wywijałam językiem w brutalny sposób tak, że chłopak po chwili zaczął jęczeć z rozkoszy. Nagle usłyszeliśmy głośny pisk odjeżdżającego samochodu. Zaraz… czy to nie było Porshe?
- Francisco…- wyszeptałam.



***
Czyżby dwudziesty rozdziałek? :D

Nineteenth Dream


Music 1: I gotta hangover

*Oczami Zayna*

Podniosłem lekko powieki.. Kurwa. Kac morderca. Rozejrzałem się po pokoju. O ile się nie mylę, znajdowałem się w mieszkaniu Sophie. Przewróciłem się na drugi bok i zobaczyłem stojącą na szafce nocnej szklankę z aspiryną. Jednym haustem wypiłam całą jej zawartość. Po chwili wygramoliłem się z łóżka i poszedłem w kierunku łazienki, gdzie odrobinę się ogarnąłem. Zaraz… a gdzie jest Sophie?
No tak, przecież ona pracuje, a nie to co Ty, skacowany dupku. Poszedłem w kierunku kuchni gdzie czekały na mnie amerykańskie naleśniki z sosem klonowym i cukrem pudrem. Kocham ją, kocham ją, koooochamm… A obok stały cztery duże butelki z wodą. Agentka. Moją uwagę przykuła karteczka, która znajdowała się na stole w jadalni.

 "Cześć Miśku. Miło, że wstałeś. Przygotowałam Ci śniadanie. Klucze leżą na stole, za karę musisz odebrać mnie z ośrodka. Jakbyś potrzebował, to aspiryna jest w szafce nad zlewem."
                                                                                                                         Kocham Cię Debilu,
                                                                                                                                             Sophie.


 „Też Cię kocham”- pomyślałem i nastawiłem wodę na kawę. Usiadłem przy stole i zacząłem obserwować półkę z książkami.. Na ostatniej półce leżały albumy. Podszedłem i wyciągnąłem po kolei każdy z nich. Wiem, że to okropne co robię, ale ciekawość mnie zżerała. W jednym z nich zobaczyłem sceny z życia małej Sophie.. Mniej więcej od 0-7 lat. W drugim albumie było mnóstwo zdjęć z koni, z gry na pianinie.. zaraz, to ona gra na pianinie? Kolejne zdjęcia ze szkoły baletowej.. szkoła baletowa? Inne za mikrofonem w dłoni, przy nutach, podczas karaoke i nagrywania coverów… Zaraz.. Zaraz.. Sophie i śpiewanie? Patrzyłem na te zdjęcia z niedowierzaniem. Byłem tak zaabsorbowany swoją osobą, że gadałem tylko na temat zespołu, zamiast spytać ją o jej pasje? Oprócz tego widniały tam różne zdjęcia z zawodów konnych, konkursów w skokach… Dlaczego to wszystko się przerwało? Dlaczego tego nie kontynuuje? Teraz na powrót zaczęła jeździć, ale jaki był tego wszystkiego powód? Rezygnacji z marzeń? Na końcu zobaczyłem zdjęcie, na którym wyglądała podobnie jak teraz.. Gdzie przytulała się do czarnego konia. Wyciągnąłem zdjęcie i dokładnie mu się przyjrzałem. Na odwrocie widniał napis „ Na zawsze w moim sercu”. Milion pytań przewijało mi się przez myśl. Jak mogłem ją tak zaniedbać? Nie wiem o niej praktycznie nic.. Kocham ją cholernie, a tak mało interesowało mnie to, co ma do powiedzenia. Ludzie mają rację, jestem próżny. Nie zasługuję na nią. Poukładałem albumy z powrotem na półkę i skończyłem śniadanie. Wziąłem kluczki zamknąłem mieszkanie. Muszę z nią dzisiaj porozmawiać.. Konicznie. Wariuję bez niej. Bez jej dotyku, słów otulających moje serce, bez jej wzroku pełnego iskierek.. Bez jej śmiechu. Jestem w niej bezgranicznie i nieodwołalnie zakochany… A poświęcam jej tak mało czasu.

Music 2: 1D - I want

*Oczami Sophie*
Stałam na środku hipodromu wpatrując się w Shine’a, który z wielkim zaciekawieniem bawił się moim zamkiem od bluzy.
- Głupku, zostaw. – Sprawdziłam jeszcze, czy popręg jest dopięty. Postanowiłam, ze zajeżdżę go w miarę naturalnie. Nie używałam ogłowia, na jego szyi luźno wisiał gruby sznurek.
- No to zaczynamy. – Włożyłam w nogę w strzemię i odbiłam się mocno od ziemi. Ogier zareagował natychmiast. Ruszył do przodu i zaczął rzucać zadem z całej siły, wyrzucając mnie z siodła. Nie miałam nad nim w tym momencie żadnej kontroli. Brykał wspinał się, pędził na oślep. Starałam się zareagować ciałem, zatrzymać go. Chwyciłam za sznurek, próbując go opanować. Ogier wspiął się i niestety łydki przykładane przeze mnie z całej siły nie pomogły, przechylił się do tyłu i obydwoje runęliśmy na twardą ziemię.
Ocknęłam się po chwili, strasznie mnie plecy bolały. Nade mną zauważyłam bacznie obserwującego mnie Karego, który z miną zbitego psa przyglądał mi się.
- Debil z Ciebie. Jeśli nie chcesz, żeby przerobili Cię na kabanosy, radzę Ci dać się zajeździć! Chcę Ci pomóc, bo jestem Twoją przyjaciółką, ale Ty nie chcesz dać sobie pomóc. Weź się kurde facet w garść i okaż choć trochę, że jesteś dżentelmenem, i nie mieszasz damy z błotem! – wskazałam na swój tyłek, który był cały ubłocony. Darłam się na niego jak głupia, a ten patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Daję Ci ostatnią szansę! – powiedziałam, poczym otrzepałam się i wsiadłam na jego grzbiet. Ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu ta bestia nawet nie drgnęła. Ssskubany! Delikatnie stuknęłam go łydką. Przestraszony ruszył do przodu, na co poklepałam go po szyi.
- Będzie dobrze, skarbie. – Na jego pierwszej lekcji nauczył się ruszać i zatrzymywać. To i tak wyjątkowo dużo na jego pierwszy raz. Zsiadłam, a Moonshine podreptał za mną. Rozsiodłałam go i dokładnie wyczesałam. Uwielbiał być pielęgnowany, sprawiało mu to wielką frajdę. Kiedy był czysty na błysk, nałożyłam mu kantar na głowę i poszłam po parę marchewek. Mój żarłok ucieszył się i jak zwykle schrupał ochoczo. Ze względu na to, że Zayn jeszcze nie przyjechał, zabrałam Balcky’ego na trawkę. Siedziałam na murku bawiąc się końcówką uwiązu i przyglądając się zaabsorbowanemu trawą karemu. Co chwila podnosił łeb i trącał mnie pyskiem.
- Eh… Zayn.. Gdzie Ty jesteś..- mruknęłam pod nosem.
- Tutaj kochanie – podskoczyłam, co spowodowało, że spadłam do tyłu. Zayn w ostatnim momencie chwycił mnie i trzymając na wysokości swoich kostek sprzedał mi buziaka.
- Podniesiesz mnie łaskawie, czy ma mi łeb eksploduje od nadmiaru krwi w mózgu? – powiedziałam ze złością, na co chłopak zareagował śmiechem.
- Dziękuję, że mnie dzisiaj uratowałaś, piękna – podniósł mnie, poczym ucałował w głowę i objął od tyłu.
- Do usług, niedołęgo… - chłopak nachylił się nad moich uchem, a jego oddech wywołał dreszcze na moim ciele.
- Masz 5 sekund na ucieczkę… - wymruczał mi do ucha. Zerwałam się i zaczęłam ciągnąć za sobą Shine’a, który  leniwie za mną kłusował. Not tak, zaraz zginę. Wtedy poczułam ściśnięcie w biodrach i gibnięcie do tyłu. Siedziałam między nogami Zayna, a ten oplótł mnie nogami.
- I co mam zrobić? – udałam znudzoną?
- Śpisz dzisiaj u mnie. – jęknęłam cicho, na co chłopak zaśmiał się donośnie. Wstaliśmy i odprowadziliśmy Karego do boksu, który tym razem okazał się wyjątkowo żwawy. On jest w zmowie z Zaynem. Ja to wiem. Wolałabym, żeby Shine przebywał w normalnym boksie a nie w izolatce zamkniętej na cztery spusty.  Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Przytuliłam jego wielki łeb i ucałowałam w czoło. Zayn podszedł i również poklepał ogiera po głowie.
- Lubię te zwierzęca. Podoba mi się w nich ta niezależność i respekt, który budzą… - spojrzałam na niego z uśmiechem. Pierwszy facet, który podziela moją pasję. Boże, dzięki Ci.
- Taa… niezależność – burknęłam, przypominając sobie nasz dzisiejszy upadek, który mógł się skończyć bardzo źle.
- Czekaj… Czy ja o czymś nie wiem? – podniósł jedną brew do góry i skrzyżował ręce na klatce.
- No ten… mieliśmy dzisiaj.. malutki wypadek. Trochę mnie plecy bolą, ale nic więcej..
- Na pewno wszystko dobrze? – objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- Tak, jest świetnie.
- Załamałbym się, gdyby coś Ci się stało..

Muzyka 3: 1D - stole my heart

Zauważyłam charakterystyczną bramę i olbrzymią Villę z basenem.
- Ale skarbie.. ja nie mam żadnych ciuchów ani nic.. – powiedziałam ze smutkiem w głosie.
- Nie martw się, Martha o wszystko zadbała – uśmiechnął się szelmowsko i zaparkował samochód w garażu. Poszłam w kierunku drzwi, ciągnąc za rękę Mulata. Otworzył nam Louis, który miał na głowie… abażur? Nie wnikam.
- Słońce moje najukochańsze! – rzucił się na mnie i mocno przytulił, na co Zayn znacząco chrząknął. – On nie bądź już taki zazdrosny pięknisiu, bo ci lusterko pęknie – mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Ty po jego stronie?! Obrażam się – skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uniósł głowę w górę. Wspięłam się na palce, próbując go pocałować, jednak ten jak posąg stał w jednej pozycji.
- Nie to nie – wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku salonu.
- Ej, żartowałem! – Mulat objął mnie w pasie i przycisnął do ściany. – wiesz, że jak na Ciebie patrzę, ciężko mi jest się powstrzymać… tak na mnie działasz. – moje serce zaczęło głośniej bić. Od jego oddechu zaczęło szumieć mi w głowie. Cmoknęłam go w usta i chwyciłam za rękę.
- Co wy tam tak długo robiliście? – spytał Louis, siedząc dupskiem na głowie Hazzy. Ale przecież to normalne.. całkowicie normalne.
- Ty lepiej idź na pole marchewkowe i sprawdź, czy Cię tam nie ma – wystawiłam mu język, na co ten wtulił się w rękę Loczka – jedyną cześć ciała, która była na powierzchni. Reszta chłopaków rzuciła się w moją stronę. Usłyszałam kroki na schodach i ujrzałam moją przyjaciółkę w objęciach Niallera. Dzisiaj w pracy wszystko mi opowiedziała. Z wrażenia rzuciłam chochlą, która trafiła w głowę kucharza. Uśmiechnęłam się do niej znacząco, na co ta spiekła raka.
Obejrzeliśmy wspólnie jakąś komedię. Nie obyło się bez bitwy na jedzenie i zakładania bokserek na głowy. Razem z Niallem przygotowałam kolację, mianowicie zapiekanki.
- I jak tam Horan..? – spytałam z podstępnym uśmieszkiem.
- Że z Marthą? – spytał cały się czerwieniąc.
- No tak. – dałam mu kuksańca w bok.
- No.. jesteśmy razem. – teraz wyglądał jak dojrzały burak po ugotowaniu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Martha jest w Tobie zakochana do szaleństwa. – na te słowa uśmiechnął się szeroko.
- Co mogę dla niej zrobić… Tak żeby wiesz.. No ten – podrapał się po głowie.
- Hm.. Mógłbyś zabrać ją w jakieś piękne miejsce… np. na jakąś kwiecistą łąkę, albo nad jezioro. Zrobić piknik i grać dla niej na gitarze. Martha kocha grę na gitarze – Niall uśmiechnął się szeroko i przytulił do mnie.
- Jesteś wielka, dziękuję, że jesteś moją przyjaciółką. – zrobiło mi się niezwykle ciepło na sercu. Pierwszy raz mnie tak nazwał. Cieszę się, że nasze relacje się poprawiły. Wyszliśmy ze stosem zapiekanek, które w mig zaczęły znikać z talerzy. Oczywiście Harry przyniósł zgrzewkę piwa, na szczęście nie było nic mocniejszego. Po jakimś czasie Louis rzucił hasło: ”Butelka”. Wszyscy usiedliśmy w kręgu, a ze względu na to że Louis wymyślił, kręcił jako pierwszy. Wypadło na Liama.
- Kochany Tatusiu…- zaczął z szyderczym uśmiechem.
- Nawet nie próbuj – Liam zgromił go wzrokiem.
- Weź łyżeczkę do buzi! – całe towarzystwo spojrzało z przerażeniem na Boo Bear’a. Niall przyniósł łyżeczkę, a Zayn trzymał Liama.
- Na raz… dwa… trzy! – Liam zaczął się wyrywać, jednak Zayn okazał się być silniejszy i stanowczo go przytrzymał. Harry w tym czasie otworzył mu buzie, a Niall włożył mu łyżeczkę do ust. Wyglądało to zarazem komicznie, jak i przerażająco. Biedny Liam. Kiedy w końcu przestali go katować, i Niall nie wkręcał, że coś mu w nadgarstku przeskoczyło i nie może ruszyć ręką, Liam chwycił butelkę i zamaszyście nią zakręcił. Wypadło na Niall’a.
- To chyba proste. Całuj Marthę przez co najmniej 10 sekund – Blondyn z widocznym uradowaniem podszedł do niej i namiętnie pocałował. Wszyscy z zegarkiem w ręku odmierzali czas. Kiedy w końcu się oderwali, usatysfakcjonowany Niall kręcił. Wypadło na Zayna.
- No więc drogi przyjacielu… Weź ze sobą Sophie i zamknijcie się na dwie minuty w szafie – powiedział z wielkim bananem na twarzy. Mulat chwycił mnie za rękę, ja jednak nie zbyt chciałam ruszać swojej zacnej dupci, jednak bambus nie ustąpił. Wziął mnie na ręce i na chama wyniósł z pokoju. Pewne było, że wszyscy będą stać i obserwować, czy szafa się rusza. Chłopak zaniósł mnie do swojego pokoju, i położył delikatnie w szafie. Jęknęłam cicho. Wtedy on wgramolił się do środka. Po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie i dźwięk przekręcanego kluczyka. Nasze nosy praktycznie się stykały, a jedno ciało było na drogim. Zayn obrócił się tak, że leżał skulony na mnie. Nie powiem, był ciężki jak cholera. Zbliżył swoją twarz do mojej i zaczął składać na moich ustach brutalne pocałunki. Wplotłam ręce w jego włosy. Pożądałam go jak nigdy wcześniej, on zapewne także. Wierciliśmy się, przewracając z jednej strony na drugą. Błądził rękoma po moim ciele, dotykając najczulszych miejsc. Znał się na tym doskonale. Przygryzłam jego wargę i poczułam, jak się uśmiecha. Miałam już ochotę zdjąć z niego koszulkę, kiedy nagle drzwi się otworzyły i wypadliśmy na zewnątrz.
- Uhuhuuu.. nie sądziłem, że będzie aż tak ostro – Louis poruszył znacząco brwiami, na co zaniosłam się śmiechem. Zayn nadal rozbierał mnie wzrokiem, co wywoływało rumieńce na moich policzkach i niezwykłą satysfakcję u chłopaka. Byłam już wyjątkowo zmęczona po całym dniu, dlatego chwyciłam Zayna za rękę i szepnęłam mu Cicho na ucho „Dobranoc kocie” , na co on spojrzał na mnie wymownie i uśmiechnął się zawadiacko. Zeszliśmy na dół, żeby pożegnać się z całą resztą i udaliśmy się do sypialni Malika. Faktycznie, przy jego łóżku stała torba z moimi rzeczami. Chwyciłam kosmetyczkę wraz z pidżamą i poszłam do łazienki. Zayn w tym czasie korzystał z toalety Harrego.  Wskoczyłam pod pierzynę i czekałam na mojego młodego Boga. Po chwili znalazł się obok mnie w samych bokserkach.  Przygryzłam wargę, żeby nie jęknąć z zachwytu. Pewnie i tak to zauważył, bo zaśmiał się i zbliżył twarz do mojej. Pocałowałam go i wtuliłam się w jego tors.
- Zayn…
- Słuchał słońce – spojrzałam w jego oczy i zaczęłam gładzić palcem dłonią jego policzek.
- Czy to prawda, że jak byłeś mały, to babcia śpiewała Ci kołysankę „ A ram zam zam?” – spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, poczym wybuchł nieopanowanym śmiechem, o mały włos nie spadając z łóżka.
- A gdzie tak było napisane? – spytał z rozbawieniem.
- No na stronie plotkarskiej – chłopak przewrócił oczami i pocałował mnie w czoło. – A zaśpiewasz mi coś na dobranoc? – spytałam robiąc oczy ze Shreka. Chłopak przytulił się do mnie i zaczął nucić mi cichą melodię Eda Sheerana – The A Team. Momentalnie odpłynęłam…






***
Dzięwiętnastkaa :)
KOMENTOWAĆ, TERAZ TO NIE PROBLEM :DDD

sobota, 22 września 2012

Eighteenth Dream




Kolejne tygodnie wakacji mijały niewyobrażalnie szybko. W tym czasie mało imprezowaliśmy, bo menadżer dowalił chłopcom mnóstwo roboty i rzadko kiedy mieli czas wolny. Z dnia na dzień Moonshine darzył mnie coraz większym zaufaniem, powoli zaczęłam przyzwyczajać go do siodła. Najgorsze jest to, że Bill nie ma o tym zielonego pojęcia.. A może to i dobrze? Zayn poświęca mi każdą wolną minutę, przez ten czas jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Chłopcy, kiedy dowiedzieli się o tym, że jesteśmy w związku wpadli w euforię szczęścia. Wtedy urządziliśmy imprezę, która nie skończyła się ciekawie dla Harrego, który spił się w cztery dupy i Horana, który dostał zatrucia pokarmowego. No cóż. A propos Niallera i mojej przyjaciółki.. coraz częściej randkują, dzięki czemu mogę w spokoju siedzieć w domu z Zaynem. Nie mogę się doczekać, kiedy chłopcy będą mieli wolne, wtedy wyjedziemy na wspólne wakacje. Spotkałam się parę razy w tygodniu z Francisco, który ( mam wrażenie ) czuje coraz większy pociąg do mnie. Staram się jak tylko potrafię dać mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, ale chyba coś mi to nie wychodzi. Właśnie wybrałam się z Marthą do centrum handlowego, z zamiarem powiększenia swojej garderoby.  Dzięki temu, że teraz zaczęłam więcej zarabiać, mogłam sobie pozwolić na większe zakupy. Kiedy opuściłyśmy ostatni sklep, udałyśmy się w kierunku przytulnej kawiarenki. Na nasze szczęście znalazłyśmy wolny stolik, który w tempie natychmiastowym zajęłyśmy. Każda z nas zamówiła ulubioną kawę. Zaczęłyśmy obgadywać wszystkich dookoła, przez co miałyśmy niezły ubaw.
- Ehm… Siema – nad nami stała niewysoka szatynka o przemiłym wyrazie twarzy, a tuż obok niej stała dziewczyna o rudych włosach. – Mogłybyśmy się dosiąść, bo nigdzie nie ma wolnych miejsc? – spojrzałam znacząco na Martę.
- Pewnie! Siadajcie – obdarowałam je ciepłym uśmiechem.
- Jestem Melanie, a to jest Meg – powiedziała ciemnowłosa. Również się przedstawiłyśmy. Świetnie nam się rozmawiało z dziewczynami, szybko znalazłyśmy wspólny język. Były nieźle pogrzane, podobnie z resztą jak my.
- Może pójdziecie z nami do clubu? Jest 20.. może tak o 21.30. spotkałybyśmy się pod „Lookat Show”? Świetny club, spoko goście i mnóóóóstwo fajnych chłopaków – powiedziała Meg.
- Nie zapominaj, że ja już mam chłopaka – Melanie wystawiła jej język.
- Tak taaak… Liam Payne. Twój mąż – powiedziała z sarkazmem ruda, na co oberwała chusteczką w głowę.
- Lubicie One Direction? – spytała z niedowierzaniem Martha.
- Nie jesteśmy jakimiś walniętymi fankami.. – zaczęła Melanie.
- Poprawka. Ja nie jestem – powiedziała Meg.
- Ale podoba mi się właśnie Liam – zarumieniła się Melanie. Wyglądała na bardzo wrażliwą i rozsądną dziewczynę, taka jakby damska wersja Liama. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i umówiłyśmy się na 21.30. pod clubem.
- Zośśś… A gdybyśmy tak zabrały ze sobą chłopaków? – spytała Martha, kiedy siedziałyśmy już w samochodzie.
- Żeby jutro na próbie rzygali po kątach? Nie.
- Ej no.. uprzedzimy ich, dawaj. Będziesz miała okazję spotkać się ze swoim Bambuskiem..
- A Ty z Niallerem – pokazałam jej język.
- No to jaak?
- Nie.
- Przynajmniej na godzinkę?
- Nie.
- Przypilnuję ich, obiecuję!
- Nie?
- Zacięłaś się czy kurwa płyta się zarysowała?
- Nie.
- To mogę dzwonić?
- Tak.
- No proo… KOCHAM CIĘ! – Marta chwyciła za telefon i wykręciła numer.. oczywiście do Blondyna. Umówiliśmy się, że chłopcy przyjadą po nas koło 21, co znaczy, że miałyśmy niecałą godzinę na przygotowania. Ruszyłyśmy do łazienki, każda z nas wzięła szybki prysznic, zrobiła lekki makijaż. Ja miałam naturalnie pokręcone włosy, Martha natomiast wyprostowała je. Punkt 21 przyjechali chłopcy. Przywitałam wszystkich ciepłym uściskiem, natomiast Zayna zostawiłam sobie na koniec. Chłopak podniósł mnie i soczyście pocałował.
- Wyglądasz zjawiskowo – wymruczał mi do ucha.
- A ta dziewczyna, o które mówiłaś Martha… to ładna? – spytał nieśmiało Liam.
- Tak, myślę, że przypadnie Ci do gustu – sprzedała chłopakowi kuksańca w bok, na co on szeroko się uśmiechnął.
- No to jak, idziemy? – spytał Harry.
- Goo gooo everybodyyy!! – wrzasnął Louis i zatańczył jakiś.. krzywy taniec. Oczywiście chłopcy przyjechali limuzyną, bo jak to nie zwracać uwagi na siebie. Ustaliliśmy, że zrobimy nowym koleżanką małą niespodziankę, Dlatego zatrzymałyśmy limuzynę za rogiem. Wyszłyśmy pierwsze i w oddali zauważyłyśmy Melanie i Meg. Dziewczyny przytuliły nas z uśmiechem.
- No to jak, idziemy?
- Czekajcie, bo chłopcy się grzebią – dziewczyny spojrzały na nas z miną typu WTF?
- To wzięłyście jakiś chłopców…? – spytała nieśmiało Melanie.
- Nie jakiś, tylko takich największych seksiaków świata – na dźwięk głosu Liama dziewczyny momentalnie się odwróciły i… zbierały kopary z ziemi.
- E.. Hej – powiedziała niepewnie Melanie, wystawiając rękę w kierunku Liama.
- Koleżanki naszych przyjaciółek? Niech was uściskam! – Louis rzucił się w ich kierunku i ścisnął w Boo Berowym uścisku.
- Dzięki Lou – Liam zmroził go wzrokiem.
- Madame.. – chwycił rękę dziewczyny i delikatnie musnął ją wargami, na co ona spłonęła rumieńcem. Weszliśmy do klubu, gdzie trwała już ostra impreza. Najpierw skierowaliśmy się do baru, gdzie każdy wypił po kilka kolejek. Później Zayn wyciągnął mnie na parkiet, gdzie bujaliśmy się w rytm wolnej muzyki.
- Tęskniłem za Tobą – wymruczał mi – Ale jestem zmartwiony jednym..
- Co się stało? – spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem.
- Że nie chciałaś nas ze sobą wziąć.
- Ciekawe dla czego! – powiedziałam śmiejąc się cicho.
- Jesteś niedobra.. – przybliżył swoją twarz do mojej – a niedobre dziewczynki zasługują na karę..
- Nie boję się Ciebie skarbie – musnęłam wargami jego ucho. Poszliśmy do baru, gdzie wódka lała się litrami. Widziałam kątem oka, że Liam flirtuje z przeszczęśliwą Melanie, a Meg natomiast prowadzi dyskusję z Harrym. Czyżby mu się spodobała? Zaczęło mi się kręcić w głowie, chyba za dużo wypiłam. To samo mogłam powiedzieć o Mulacie, który dosłownie ledwo trzymał się na nogach. Posadziłam go na kanapie i podleciałam do Liama.
- Ehm.. Przepraszam na chwilkę – chłopak spojrzał na mnie przyjacielsko – cześć siostrzyczko.
- Hej. Słuchaj, ja zabieram Zayna, bo nie najlepiej z nim. – wskazałam palcem na chłopaka, który rozłożył się na kanapie i bełkotał sam do siebie
- Pomóc Ci? – spytał, bo wypadało.
- A w życiu, poradzę sobie sama – chłopak obdarzył mnie wdzięcznym uśmiechem.  – Przekaż tylko reszcie, żeby się nie martwili. Dobranoc. – mruknęłam i puściłam chłopakowi oczko. Wzięłam Zayna pod rękę.
- Chodź skarbie, jedziemy do domku.- wyprowadziłam go z lokalu i starałam się złapać taksówkę.
- Alee… spi..sz  ze. .mną… kkochannnnnjeee? – wybełkotał.
- Tak, śpię z Tobą. – w końcu jakiś kierowca się nad nami zlitował i odwiózł do domu.

*Oczami Marthy*
Tańczyłam z Niallem wolnego, kiedy nagle chłopak pociągnął mnie za rękę w kierunku tarasu. Usiedliśmy na małej ławeczce, która była obrośnięta bluszczem.
- Mam pewien problem, Martha..
- Zawsze możesz ze mną porozmawiać – spojrzałam mu prosto w te jego niebieskie oczy, zatapiając się w ich głębi.
- Jest pewna dziewczyna… która mi się podoba. – coś we mnie pękło – Na jej widok moje serce bije sto razy szybciej, każdy jej dotyk przyprawia mnie o dreszcze, a jej oczy… a jej oczy to miodowa głębia w której tonę za każdym razem.. Przy niej mogę być sobą, nie udaję kogo innego. Potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy, za każdym razem, kiedy się pojawi.- słuchałam tego, a moje serce z każdym jego słowem rozpadało się na więcej kawałeczków.. – nie wiem, co mam zrobić.. Kocham ją, i nie wiem, jak jej to powiedzieć. – spojrzał na mnie z miną zbitego psa. Co ja mam zrobić? Doradzić mu, żeby z nią był? Kocham go… ale jego szczęście jest dla mnie najważniejsze.. Chociaż powinnam to być ja, a nie ona. Przygryzłam policzek, żeby tylko się nie rozpłakać. – powiedz jej to wprost. Nie kryj się z uczuciami, bo może być za późno – czy ja zgłupiałam – najlepiej pocałuj ją, tak namiętnie.. żeby pokazać jej, jak bardzo ją kochasz. – odetchnęłam głęboko.
- aš tave myliu.
- Słucham? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-  Volim te.
- Niall..
- seni seviyorum.
- A możesz tak po polsku? – sama powiedziałam to w moim ojczystym języku. Co on kombinuje?
- Emm… Te Amo.
- Ogarnij się!
- I LOVE YOU – zdębiałam. Czy… Czy Niall Horan właśnie wyznał mi miłość? Chłopak przybliżył się do mnie i chwycił mnie za podbródek – Zostaniesz moją księżniczką, Martho?
- Tak – po moim policzku spłynęła łza. Po chwili musnął delikatnie moje wargi. Widząc, że nie protestuję, zrobił to ponownie, tylko tym razem pewniej. Z sekundy na sekundę robiło się to coraz bardziej zachłanne, aż niewinny pocałunek zamienił się w niewyobrażalnie namiętny.
- Kocham Cię żarłoku.
- Kocham Cię piękności.

*Oczami Sophie*
Położyłam Zayna na moim łóżku, a sama udałam się do łazienki. Szybko wzięłam zimny prysznic, umyłam włosy i zmyłam makijaż. Nałożyłam krótkie spodenki i szeroką bluzkę z Batmanem.
- Zayn, tutaj masz.. – przerwałam, kiedy zobaczyłam, że Mulat cichutko pochrapuje.
- I jak tu się na Ciebie gniewać.. – postawiłam kubek z aspiryną koło łóżka, a sama wślizgnęłam się pod kołdrę i pocałowałam Malika w policzek.
- Kocham Cię misiu…


***
Osiemnasteczka *.*

Seventeenth Dream



Otworzyłam powoli oczy. Czułam każdy centymetr mojego ciała, zapewne spałam wyjątkowo niewygodnej pozycji. Czułam, jak coś trąca moje ramię. Dopiero po chwili moja pamięć wróciła. Znajdowałam się obecnie w boksie Moonshine’a, który delikatnie trącał swoim pyskiem mój bark. Wyciągnęłam rękę i delikatnie pogładziłam go po pysku. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie protestował. Powoli stanęłam na nogi. Blacky dziwnie mi się przyglądał, cały czas muskając mnie chrapami. Wiem, że dzięki tej nocy udało mi się osiągnąć coś wielkiego. Chyba właśnie ten dziki, nieposkromiony ogier zaczyna traktować mnie jak przyjaciółkę. Wyszłam z boksu i popędziłam w kierunku siodlarni, gdzie wczoraj zostawiłam torbę. Wyjęłam z niej telefon. Ups? 47 nieodebranych połączeń i 34 sms’y. Przede wszystkim od Marthy, Zayna i chłopaków. Na zegarku była godzina szósta. Pracę zaczynam za trzy godziny, dlatego postanowiłam skorzystać z okazji, że nie ma w stajni nikogo prócz stajennego. Wróciłam do Moonshine’a, który parsknął na mój widok. Podeszłam do niego i delikatnie chwyciłam go za pysk, poczym wsunęłam na niego skórzany kantar. Ogier był lekko zdziwiony, jednak nie protestował. Przypięłam do kółka uwiąz i ruszyłam w kierunku wyjścia. Był zafascynowany wszystkim dookoła, widać, że dawno nigdzie nie wychodził. Wczoraj wyczaiłam za parkurem trawiasty hipodrom, na który postanowiłam udać się wraz z Blacky’m. Kiedy zamknęłam za nami bramę, stanęłam przed nim i pogładziłam jego aksamitny, kruczoczarny pysk. Spojrzał na mnie swoimi granatowymi oczami.. Niezwykłe. Nie wiedziałam, ze u koni może występować taki kolor tęczówek. Poklepałam go po szyi poczym odpięłam uwiąz.
- Należy Ci się. – uśmiechnęłam się i odsunęłam dwa kroki w tył. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, poczym odskoczył w bok i ruszył cwałem. Poczułam, jak łza spływa po moim policzku. Wiedziałam, jaki jest w tym momencie szczęśliwy. Biegał, brykał, wspinał się.. Usiadłam na trawie i zaczęłam bawić się trawą. Słońce rzucało leniwe promyki, samo do końca jeszcze niedobudzone. Świat powoli budził się do życia, a poranna rosa mieniła się na tle ogromnych pół. Moją głowę zajęły myśli na temat mnie i Zayna. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Zapewne teraz się o mnie martwi, ale musi zrozumieć, że czasem potrzebuję pobyć sama. Za rok mam zacząć studia aktorskie, chciałabym również iść na casting do x-factor. To są moje marzenia, które mam nadzieję, że uda mi się spełnić. Jednak największe z nich już prawdopodobnie zostało spełnione. Poznałam miłość mojego życia, osobę, dla której jestem całym światem. Podobnie jak ona dla mnie. Nie mogę się już doczekać, kiedy się zobaczymy. Najgorsze jest to, że nawet, jeśli podobno są wakacje, to ich i tak nie mamy. To nie jest tak, jak za czasów gimnazjum czy liceum, że w wakacje można było obijać się i nie myśleć o niczym. Zaczęło się prawdziwe, dorosłe życie. Każdy z nas musi pracować. Chłopcy spędzają teraz całe dnie w studio i nagrywają nową płytę. Wykorzystują każdą wolną chwilę, żeby móc się z nami spotkać. Napisałam krótkiego sms’a do każdej z nich o tej samej treści: „ Żyję, wszystko jest w porządku.. Po prostu przysnęło mi się troszkę.”. Westchnęłam głośno. Była już godzina 8.15. Nie wiem, jakim cudem tak się zasiedziałam. Podniosłam się i zobaczyłam idącego w moją stronę Moonshine’a. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Ogier podbiegł do mnie i trącił mnie pyskiem. Zapięłam uwiąz i ruszyłam z nim w kierunku stajni. Kiedy nalazł się w boksie, spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Obiecuję, że dzisiaj przyjdę i też się pobawimy – na pożegnanie dałam mu parę marchewek i pogłaskałam po pysku. Poszłam na przystanek autobusowy, który znajdował się jakieś 200 metrów od stajni. Na moje szczęście za chwilę miałam autobus. Do pracy dojechałam o 8.55. weszłam tyłem, wejściem dla personelu, poczym udałam się do łazienki. Przebrałam się, ogarnęłam lekko włosy i psiknęłam się dezodorantem.
Music: Avril Lavigne - Smile
Weszłam do kuchni, gdzie zastałam Martę, która w momencie, kiedy mnie ujrzała, podleciała do mnie i cisnęła we mnie parówką.
- MY TU OD ZMYSŁÓW ODCHODZILIŚMY, ROZUMIESZ TO?! – wrzeszczała tak, że wszyscy pracownicy spojrzeli na nas ze zdziwieniem. Wytłumaczyłam jej szybko całą sytuację, w obawie, że zamiast kolejną parówką, to oberwę tym razem patelnią. Po moich wypocina uspokoiła się lekko.
- Dobra. Wybaczam. Ale to ty będziesz się Zaynowi tłumaczyła, który szukał Cię po całym Londynie! – uśmiechnęłam się blado. Praca minęła nam dość szybko. Nie przebierając się, wróciłyśmy do domu tubą. Przegryzłam tylko coś na szybko  i poleciałam w kierunku przystanku. Mam coraz mniej czasu na to wszystko, muszę to jakoś ograniczyć. Pracę kończę o 14, to dajmy na to, że będę leciała od razu do stajni i wracała do domu o 17. Tak będzie najlepiej. Nie mam zamiaru zaniedbywać przyjaciół ani Zayna. Brakuje mi spotkań z chłopakami. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić, ale po prostu nie mam czasu, żeby się z nimi widywać. Kiedy wysiadłam niedaleko ośrodka, strzeliłam wielkiego facepalma. Po co ja jeżdżę autobusami, skoro mam nowiutką Alfę? Ale głupek ze mnie. Zadzwoniłam do Marthy i powiedziałam, że będę w domu około 17-stej. Poszłam do stajni, gdzie czekał na mnie Bill.
- No witam witam moją cud Sophie! Jak się masz? – mężczyzna objął mnie ramieniem i prowadził w kierunku biura. Okazało się, że musiałam podpisać parę papierów, żeby w końcu móc zarabiać.
- Słuchaj.. wybacz, ale na razie nie będą to jakieś wielkie zarobki. Ale obiecuję, że z czasem się to zmieni – uśmiechnął się szeroko i podsunął mi kartkę pod nos. Zachłysnęłam się kawą, którą mnie poczęstował.
- To jakiś żart? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- No wiesz.. mówiłem, że na razie nie zbyt wiele.. – zmieszał się. Jeżeli 500 funtów tygodniowo niewiele, to ja jestem zakonnicą tańczącą Gangnam Style. Po uważym przeczytaniu złożyłam podpis w dole kartki.
- No to teraz wszystko mamy załatwione. Tak w ogóle to widziałem Twoje wczorajsze treningi, i jestem pod mega ogromnym wrażeniem. – spojrzałam na niego pytającą miną.
- Kochanieńka, my tutaj mamy kamery i wszystkie treningi są nagrywane – uśmiechnął się cwaniacko. Obserwował mój dzisiejszy trening na kasztance, co chwile rzucając w moim kierunku pochwały. Faktycznie, klacz chodziła już znacznie lepiej. Wodze miałam nadal delikatnie luźne, ale nie rzucała się pod ich działaniem. Dzisiaj wsiadłam również na gniadego ogiera holsztyńskiego, na którym ćwiczyłam cross. Po moich treningach Bill oznajmił, że zwija się do domu i czy mnie nie podrzucić, jednak powiedziałam, że jeszcze troszkę zostanę. Uścisnął mnie przyjacielsko i udał się do samochodu. Chwyciłam parę marchewek i kantar wraz z lonżą, poczym udałam się w kierunku boksu Moonshine’a. Koń na mój widok cicho zarżał i bez problemu dał sobie nałożyć kantar. Tym razem udaliśmy się na lonżownik, który znajdował się przy wybiegach. Było to okrągły, ogrodzony teren.
- Dzisiaj spróbujemy trochę popracować, co Ty na to? – ogier trącił mnie przyjaźniej łbem, spuściłam go z lonży i ruchem ręki pokazałam, żeby szedł. Biegał wokół mnie, ciągle przyglądając mi się kontem oka. Przy pomocy ciała pokazywałam mu kierunek ruchu. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufał. Nakazałam mu galopować. Szczęśliwy zaczął brykać, jednak po chwili posłusznie wykonywał moje polecenie, cały czas obserwując mnie uważnie. Po pewnym czasie pozwoliłam mu przejść do stępa. Nadal szedł w kółko, trzymając się blisko ogrodzenia. Zatrzymałam go przy pomocy głosu. Skierował swój wielki, szlachetny łeb w moich kierunku i z zaciekawieniem nastawił uszu. Chwila prawdy. Odwróciłam się do niego tyłem i spuściłam głowę. Teraz okaże się, czy moje starania nie poszły na marne, czy ten czarny, nieziemsko piękny ogier obdarzył mnie zaufaniem. Po chwili usłyszałam za sobą stukot kopyt i poczułam na szyi ciepły oddech zwierzęcia. Odwróciłam się powoli i w nagrodę poczęstowałam go marchewką, którą schrupał z ochotą. Pogłaskałam go po głowie i wtuliłam się w jego szyję. Udało się. Zaufał mi, a to był fundament do dalszej pracy.
- Jesteś cudownym koniem.
- A Ty cudowną dziewczyną – wzdrygnęłam się lekko. Tak, to był ten głos.. Który wywołał przyspieszone bicie mojego serca i delikatne dreszcze na ciele. Odwróciłam się i zauważyłam Zayna szelmowsko opartego o ogrodzenia, przez które po chwili przeszedł. Pobiegłam w jego kierunku i wskoczyłam na niego, zatapiając się w jego wargach.
- Tęskniłem za Tobą – ucałował mnie w czoło i odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy.
- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo… - przytuliłam się do niego i poczułam, że Zayn się śmieje.
Music: Taylor Swift - Mine
- Twój przyjaciel jest chyba zazdrosny. – odwróciłam się i ujrzałam stojącego za mną Moonshine, który w śmieszny sposób patrzył na Zayna. Podrapałam go za uchem i wręczyłam kolejną marchewkę, na co odrobinkę się rozchmurzył. Poszłam z Zaynem i karym na hipodrom, gdzie puściłam ogiera, żeby mógł się popaść. Usiadłam z Mulatem na trawie, kładąc głowę na jego kolanach. Zaczął gładzić mnie po policzku, co wywołało na nich rumieńce.
- Obiecuję, że już niedługo będę miał więcej czasu… Wtedy gdzieś razem pojedziemy. Zabiorę Cię gdzieś, gdzie będziemy mogli spędzić czas tylko razem – nachylił się i złożył na moich ustach pocałunek. Opowiedziałam mu o zdarzeniach z ostatniego czasu. Nie poruszyłam jednak tematu Francisco. Bałam się, jak na to zareaguje. Zayn zaczął podśpiewywać mi piosenki, na co ja uśmiechnęłam się i napawałam jego głosem. Kochałam, jak śpiewa. Pokazywał w ten sposób całego siebie.
- Pozwolisz, że zapalę? – spytał. Przytaknęłam głową.
- Powiem Ci w tajemnicy, że kiedyś sama paliłam… było to za czasów, kiedy nic mi się w życiu nie udawało – spojrzał na mnie i pocałował mnie w czubek nosa. Odpalił fajkę i zaciągnął się porządnie, poczym wypuścił dym z buzi. Spojrzałam na Karego, który z każdą chwilą był coraz bliżej nas.
- Zmienił się nie do poznania… A wszystko jest Twoją zasługą – uśmiechnął się szeroko.
- Chcę mu pomóc… ale obawiam się, że Billowi już zapłacili i jest to tylko kwestią czasu, kiedy go stąd.. zabiorą – przed ostatnim słowem czułam się, jakbym połknęła wielką gulę. Naprawdę polubiłam to stworzenie. Widzę jakby odzwierciedlenie siebie z przeszłości i za wszelką cenę chcę mu pomóc, tak jak mi udzielono pomocy.
- Wszystko się ułoży skarbie. – obdarował mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, przy których normalnie się rozpływałam.
- A jak tam fanki? – poruszyłam śmiesznie brwiami, na co mulat parsknął śmiechem.
- Są wyjątkowo dokuczliwe.. Szczerze? Mam już ich po dziurki w nosie. Tzn. fajnie jest, jak prawią mi komplementy itd., ale w momencie kiedy wychodzę padnięty ze studia i rzucają się na mnie piszcząc, żebym dał im swoje autografy albo co lepsze, został ich mężem.. to mam ochotę… wysłać je na księżyc – uśmiechnęłam się szeroko. Przyszło mi do głowy nurtujące pytanie, które męczy mnie od paru dni.
- Zayn…
- Słucham skarbie – uśmiechnął się ciepło i zaczął błądzić kciukiem po mojej brodzie.
- Czy… czy my jesteśmy razem? – chłopak zaniósł się śmiechem.
- A jak myślisz? – spojrzał na mnie z chochlikami w oczach.
- No nie wiem.. bo.. nie powiedziałeś mi tego tak.. wprost – w końcu wyrzuciłam to z siebie – nagle przestał się śmiać i zrobił bardzo poważną minę. Wystraszył mnie tym odrobinę, jednak w momencie, kiedy domyśliłam się, co próbuje zrobić, sama zaniosłam się śmiechem. Zayn uklęknął przede mną, ja oczywiście od razu się podniosłam i chwyciłam go za rękę.
- Najbliższa mojemu sercu Sophie… Czy zechcesz zostać moją dziewczyną? – nie wiem dlaczego, ale tego brakowało mi do szczęścia.
- Tak! – pisnęłam wręcz i rzuciłam się chłopakowi na szyję, w wyniku czego wylądowaliśmy na trawie. Zayn obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem, nasze języki toczyły niezwykłą bitwę, a ciała darzyły się dotykiem. Chłopak oplótł mnie swoimi nogami, uniemożliwiając w ten sposób jakiekolwiek ruchy i obrócił nas tak, że teraz to ja leżałam pod nim. W przerwie między pocałunkami uśmiechnął się usatysfakcjonowany, poczym zaczął błądzić rękoma po moim ciele. Oderwał się od moich ust, i zaczął pieścić moją szyję i dekolt, pociągnęłam go do góry, dzięki czemu nasze usta ponownie się spotkały. Włożyłam ręce pod jego koszulce, wbijając palce w jego plecy. Uradowało go to i poszedł śladami za mną. Wsunął swoje ręce pod moją bluzkę gładząc mój brzuch, poczym starał uporać się z zapięciem do stanika, jednak w tym momencie z kieszeni jego spodni wydobył się dźwięk piosenki „I want”. Chłopak przeklął pod nosem i zszedł ze mnie wyciągając telefon z kieszeni.
- Kiedyś Cię zabiję – powiedział.
- Tak
- Okey..
- Dobra, niedługo będziemy – rozłączył się i spojrzał na mnie z miną smutnego szczeniaka, na co ja wybuchłam głośnym śmiechem.
- Obiecuję skarbie, że jeszcze będziesz miał okazję – poklepałam go po policzku i gwizdnęłam głośno, na co Shinemoon podniósł głowę. Podeszłam do niego i przypięłam uwiąz. Zayn podbiegł do mnie i przygryzł wargę.
- Co jest? – spytałam.
- Nauczysz mnie jeździć konno? – spojrzałam na niego z miną typu „WTF?”
- No wiesz… tą drugą odmianą tej dyscypliny też nie pogardzę – poruszył znacząco brwiami, na co ja trzepnęłam go w ramię.
- Kocham Cię, wiesz o tym – objął moją twarz dłońmi.
- Jak mogłabym zapomnieć.. – i wpiłam się ustami w jego słodkie wargi.
- Skarbie?
- Tak? - odpowiedziałam zatopiona w jego magicznych chocolateee tęczówkach.
- Na razie nie mówmy prasie o naszym związku, dobrze? - przybliżył chwycił mnie za podbródek.
- To będzie naszą słodką tajemnicą...









***
I am GOD :D 17 chepter!!!! ♥
Love me.. Love meee... ^^ 

Kocham Cię Martuuuś ♥

Sixteenth Dream



Malik odwiózł mnie do domu. Czułam dziwną pustkę. Moje myśli krążyły wokół niezwykłego wierzchowca. Siedziałam z laptopem i przeglądałam Internet. Nie wiem jakim cudem świat nie dowiedział się jeszcze o tym, że jestem z Zaynem.. Chociaż prawdę mówiąc nie powiedział mi tego tak prosto w twarz. Ale wiem, że mnie kocha. Usłyszałam trzask drzwi.
- Wróciiiłaaam!
- A Ty byłaś na wycieczce dookoła świata czy jak? – rzuciłam się na przyjaciółkę. Stęskniłam się za nią cholernie. Przez cały wieczór zdawałyśmy sobie relacji z kilku dni. Dowiedziałam się również, że coś jest na rzeczy między Martą a Niallerem. Moje serce dosłownie promienieje.. o niczym tak nie marzę, jak o szczęściu mojej przyjaciółki.
- Zakochana paaaara Sophiee i Zaaaaayn! – rzuciłam w przyjaciółkę poduszką. Tak rozpętałyśmy naszą trzecią, puchową wojnę światową.
- Kocham Cię! – powiedziałam i przytuliłam Retka.
- Teeeż Cię kocham… Tylko teraz muszę się Tobą dzielić z Zaynem.. – burknęła. Zaniosłam się śmiechem i uderzyłam ją w ramię.
- Jutro trzeba do pracy słońce. Idziemy spać?
- No.. niestety. A Ty jedziesz do stajni?
- Tak. Potem zostanę jeszcze i zajmę się Moonshinem.
- Myślisz, że uda Ci się coś zdziałać?
- Myślę, że tak.

O godzinie 8 szykowałam już śniadanie, umyta i ubrana. Marta w tym czasie modliła się nad szafą. Punkt dziewiąta byłyśmy w Nandosie. Szef cieszył się, że w końcu mnie zastał w pracy. Ucięłam sobie z nim dłuższą pogawędkę, poczym wzięłam się do roboty, Właśnie obsługiwałam kolejny stolik, jak zwykle z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co panu podać? – mina mi zrzedła, jednak po chwili przykleiłam sobie na twarz sztuczny uśmiech.
- Witam panią. Najchętniej to prosiłbym panią – Francisco wstał i przytulił mnie do siebie, na koniec cmokając w kąt ust.
- Niestety, nie mamy takiej oferty w naszym menu. Co chcesz? – uśmiechnęłam się.
- Ze względu na to, że nie odbierasz moich telefonów, postanowiłem nawiedzić Cię w pracy.
-Ah, fajnie. Słuchaj, muszę obsłużyć kolejny stolik, więc… pa – i odwróciłam się szybko z zamiarem podejścia do następnego klienta, jednak model stanowczo przytrzymał mnie za rękę.
- Unikasz mnie.
- Wcale nie… - powiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
- Nie oszukuj mnie.. Widzę przecież – rzucił gniewnie.
- Po prostu ostatnio jestem bardzo zabiegana.. mam mnóstwo pracy i ogólnie tak jakoś…
- To nawet nie możesz odezwać się do przyjaciela?
- Wybacz mi… - westchnął głośno i ponownie mnie od siebie przytulił.
- Po pracy Cię porywam.
- No nie wiem, bo..
- To nie było pytanie, to było stwierdzenie.
- Ale ja mam drugą pracę.
- Gdzie?
- W stajni.
- Sprzątasz końskie gówna? – spytał z niedowierzaniem.
- Nie. Ujeżdżam młode konie dla Twojej informacji, a teraz muszę już iść – zgromiłam go wzrokiem.
- Przepraszam, nie powinienem… Głupi jestem.
- Tak, jesteś – chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem, na co ja prychnęłam śmiechem.
- A mogę z Tobą tam pojechać?
- Jak chcesz… Ale nic ciekawego nie będę tam robiła..
- Wszystko, co jest związane z Tobą jest ciekawe – uśmiechnął się zalotnie, co kompletnie zignorowałam. Chłopak widząc moją reakcję szybko zmienił temat.
- To wiesz, ja chyba poproszę zestaw śniadaniowy.
- Dobrze. – powiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni, gdzie natknęłam się na Martę. Spojrzała na mnie pytająco, poczym gestem wskazała, żebym poszła za nią.
- Co jest grane? – opowiedziałam jej sytuację, która się przed chwilą wydarzyła. Przygryzła wargę i zaczęła gorączkowo myśleć.
- Dobra, zostań tu, ja go obsłużę.
- Dziękuję, jesteś kochana.
- A co do tego, że pojedzie z Tobą do stajni… spróbuj trzymać go na dystans.
- Postaram się.
- Wiesz, że nie dam Cię skrzywdzić? – uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem. Za to Cię kocham.
Po pracy poszłam do przebieralni i zmieniłam ciuchy na jeździeckie. Wyszłam z zatłoczonego lokalu, gdzie momentalnie poczułam zimny powiew wiatru. Tak jak się spodziewałam, ujrzałam Franciego machającego w moją stronę. Całą drogę do ośrodka gadał, ja jedynie w niektórych momentach mu przytakiwałam. Kiedy wjechaliśmy na żwirowy plac, doszła mnie charakterystyczna woń. Wysiadłam z pojazdu i razem z Francim ruszyłam w kierunku stajni. Pomachał do mnie ten sam chłopak, który wczoraj trzymał kasztankę. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Cześć Sophie. Szef prosił, żebyś wsiadła dzisiaj na dwa konie. Na Ballerinę i Loveliness. Ness to taka siwa klacz skokowa. Prosił, żebyś zrobiła jej pożądny trening skokowy. Kasztanka jest już osiodłana, jak z nią skończysz, daj znać Tommiemu, żeby przygotował siwkę. To taki blondyn, co chwilę będzie krążył koło ujeżdżalni. – posłał mi ciepły uśmiech. Weszłam do boksu, gdzie rzeczywiście stała osiodłana Ballerina. Zdjęłam jej kantar z głowy i wyprowadziłam na zewnątrz. Francisco cały czas podążał za mną narzekając, że nie powiedziałam mu o tym, że jeżdżę konno. Będąc na ujeżdżalni wsiadłam na kobyłę. Jeśli chodzi o jej reakcję na wędziło, było już odrobinę lepiej. Najważniejsze jest to, żeby przestała kojarzyć je sobie z czymś złym. Dzisiaj bez większego problemu ją pozbierałam. Pracowałyśmy przede wszystkim nad odpowiednim ustawieniem w kłusie. Po około godzinie zakończyłam trening. Wcześniej dałam znać Tommemu, żeby zaczął siodłać siwą klacz. Odprowadziłam kasztankę do boksu, gdzie zajął się nią blondyn. Zanim wsiadłam na kolejnego konia, wzięłam sobie krótką przerwę, podczas której wysłuchiwałam pochwał ze strony Franciego. Lubię spędzać czas w jego towarzystwie, jednak to nie zmienia faktu, że czuję się mało komfortowo wiedząc, że ślini się na mój widok. Upiłam łyk wody i postanowiłam wsiąść na klacz. Znajdowałam się tym razem na olbrzymim, zadbanym parkurze. Większość przeszkód miała wysoko poustawiane poprzeczki, nie licząc tych służących do rozgrzania. Jazda na tej klaczy była samą przyjemnością. Nie dość, że była świetnie ujeżdżona i niezwykle posłuszna, na dodatek miała rewelacyjny charakter. Trening skokowy przebiegł bardzo dobrze, obydwie zmęczone udałyśmy się do stajni, gdzie zajęłam się klaczą.
- Chcesz mi pomóc? – spytałam z ciepłym uśmiechem.
- Wybacz… nie lubię koni. – uśmiechnął się blado. Szkoda. Pomyślałam. Po wyczyszczeniu klaczy wpuściłam ją do boksu i odniosłam sprzęt na miejsce.
- To.. Idziemy już? – spytał z nadzieją w głosie.
- Wiesz, Franci.. Nie będę Cię dłużej zatrzymywać. Mam tu jeszcze jedną sprawę do załatwienia, która trochę potrwa. Jedź do domu – chłopak chciał już zaprzeczać, jednak położyłam palec na jego ustach.
- Nalegam. Muszę pobyć trochę sama. Dziękuję Ci, że ze mną przyjechałeś.
- To ja Ci dziękuję, że mi pozwoliłaś. Nawet nie wiesz, jak się cieszę – powiedział po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł ze stajni – Niedługo zadzwonię kochanie! – krzyknął.
- Ja Ci dam kochanie! – mruknęłam, ale chłopak już tego nie usłyszał. Słońce zbliżało się ku zachodowi, Na ośrodku stały już tylko dwa samochodu. Westchnęłam głośno i udałam się do siodlarni. Wyciągnęłam z niej skórzany kantar i lonżę, poczym udałam się w głąb stajni. Po drodze zauważyłam taczkę z marchewkami. Wzięłam kilka i wpakowałam sobie do tylnej kieszeni.
- No to zaczynamy – szepnęłam prawie niesłyszalnie. Odsunęłam ciężkie, metalowe drzwi i ujrzałam za nimi leżącego Shine’a. Ogier momentalnie zerwał się na nogi i wycofał w głąb boksu.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Chcę Ci tylko pomóc. Tak jak przyjaciel przyjacielowi. Musisz mi zaufać, Moonshine – spojrzałam na konia przyjaźnie. Prychnął, poczym kłapnął na mnie zębami. Powoli weszłam do boksu i usiadłam na sianie.
- Wiesz co, nie wiem tak naprawdę, co jest przyczyną twojego zachowania.. Ale powiem Ci, że jeszcze niedawno myślałam, że cały świat jest zły i wszystkie istoty chodzące po nim chcą mnie zniszczyć. Jednak w momencie, kiedy poznałam prawdziwych przyjaciół i miłość mojego życia, zła klątwa prysła. Mój świat nabrał barw, a serce zalała fala miłości i szczęścia. Trzeba tylko otworzyć się na innych i dać losowi robić swoje. – koń cały czas przyglądał mi się nieufnie. Nie wiem jak długo prowadziłam dziwny monolog ze sobą kierując go przy okazji do Moonshine’a. Coś mną kierowało, nie wiedziałam dokładnie co. Miałam jedynie przeczucie, że dobrze robię będąc tutaj razem z tym tajemniczym, karym ogierem…


***
Proszę proszę... Dzisiaj mnie vena naszła i to porządna! Korzystam z niej na maksa! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ. Nie trzeba wpisywać żadnych kodów, więc jest to proste dodać komentarz :) Ślicznie proooszęęę *.*