sobota, 22 września 2012

Fifteenth Dream



Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam przesłodki widok. Śpiące Zayniątko zwiniętę w kłębek. Uśmiechnęłam się szeroko i delikatnie pocałowałam go w usta. Lekko drgnął, dlatego spróbowałam ponownie. W końcu na jego twarzy pojawił się delikatny uśmieszek.
- Specjalnie udawałem, że śpię – wymruczał.
- Debil.- chciałam się podnieść z łóżka, jednak uniemożliwiła mi to silna ręka chłopaka.
- A Ty dokąd? – zaśmiał się i pociągnął mnie tak, że wylądowałam na jego torsie.
- Do Betlejem. – chłopak zaśmiał się poczym złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Oderwałam się i spojrzałam na niego z chochlikami w oczach.
- Idę się umyć. O fuck! Już dwunasta! Wszystko przez Ciebiee! – wybełkotałam i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Wyskoczyłam z kabiny potykając się o jej próg. Już zastanawiałam się nad tym, gdzie Martha schowała apteczkę, kiedy wylądowałam w silnych ramionach Mulata.
- O boże, uratowałeś mnie Zayn. – chłopak uśmiechnął się, a ja podeszłam do umywalki.
- Zaraz… CO TY TU ROBISZ?! – spojrzałam na niego i skrzyżowałam ręce pod klatką piersiową.
- Myję zęby – zaczął machać mi szczoteczką przed nosem. Westchnęłam głośno i poszłam w ślad za chłopakiem. Zayn próbował dobrać się do mojego ręcznika, wtedy ja cisnęłam w niego pastą do zębów i zaczęła się wojna. Lataliśmy po całym mieszkaniu. Ja w samym ręczniku a Mulat z pastą na twarzy. Jednak nie było mi dane uciekać. Poślizgnęłam się na swoich mokrych śladach i wylądowałam tyłkiem na panelach. Chyba mi biodra z zawiasów wypadły. Zayn mnie dopadł.
- I co ja mam teraz z Tobą zrobić..
- Najlepiej nic! Daj mi się ubrać! – wyczołgałam się spod jego objęć.
- No ej… dobra, jeszcze się odegram!
Po niedługim czasie siedzieliśmy już w samochodzie. Zayn chciał koniecznie prowadzić, ale skutecznie wybiłam mu to z głowy. Miałam lekki problem z dojazdem, na dodatek niezaspokojony Zayn cały czas mnie rozpraszał. Chwilę po pierwszej zaparkowaliśmy przed ogromnym Centrum Jeździeckim. Nie powiem, robiło wrażenie. 4 wielkie, nowoczesne stajnie, dwie hale, ujeżdżalnia, ogromny parkur, hektary wybiegów… Nie to co w Polsce.
- Mówiłem Ci już, że wyglądasz niewyobrażalnie pociągająco w tych bryczesach? - Mulat spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.
- Jeszcze jeden taki tekst, a wylądujesz w przyszłym tygodniu! – chłopak zaśmiał się i pocałował mnie w czubek nosa.
- Chodź, bo jakiś pan się na nas patrzy – faktycznie. Kilka metrów od samochodu stał mężczyzna po 50-tce, ubrany w ciemnozieloną kamizelkę i jeansy.
- No witam witam! Kogo wreszcie mogę poznać! Samą Sophie.. – w tym momencie ból ścisnął moją głowę tak, że obraz przed oczami zaczął mi falować.
- Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony Bill.
- Tak tak, troszkę mnie głowa boli..- skłamałam. Zayn patrzył na mnie z troską, pewnie wiedział, że coś tu nie gra. Mężczyzna całą drogę opowiadał mi o klaczy, na którą mam wsiąść. Skierowaliśmy się na ujeżdżalnię, na której znajdowało się parę osób. Spojrzał na mnie wymownie. Podeszłam do konia. Była to kasztanowata klacz, wyglądała na konia pełnej krwi angielskiej. Młody mężczyzna, który trzymał kobyłę, uśmiechnął się do mnie zalotnie. Posłałam mu sztuczny uśmiech i przejęłam od niego wodze. Przeszłam parę metrów z klaczą, która cała podjarana kłusowała w miejscu. Kątem oka spostrzegłam, że wszyscy mnie obserwują. Bill zajął się Zaynem i widać prowadził z nim jakąś dyskusję. Chłopak przypadł mu do gustu. Dobra. Trzeba się skupić na robocie. Zatrzymałam klacz w miejscu i spojrzałam jej prosto w oczy. Trąciła mnie delikatnie nosem, na co pogłaskałam ją po chrapach. Jest ufna. Z tego, co mi mówili, jest już zajeżdżona, jednak bardzo źle reaguje na wędzidło. Każde większe szarpnięcie za wodzę kończy się napadem amoku. Delikatnie założyłam jej wodzę na szyję i sprawdziłam, czy popręg jest dopięty. Klacz przyglądała się każdemu mojemu ruchowi. Nazywa się Ballerina. Sprawdziłam jeszcze, czy mam dobrze zapięty kask. Włożyłam nogę w strzemię i delikatnie odbiłam się od ziemi. Kasztanka cała zesztywniała. Uspakajałam ją głosem, starając się, żeby rozluźniła mięśnie. Wodze zostawiłam całkowicie luźne. Delikatnie przyłożyłam łydki. Ballerina ruszyła żywym stępem z wysoko podniesioną głową, którą po pewnym czasie stopniowo zaczęła rozluźniać. Ucieszyło mnie to, najważniejsze jest to, żeby klacz była zrelaksowana. Po około dwudziestu minutach stępa zdecydowałam się na kłus. Postanowiłam zebrać lekko wodze, na co klacz ponownie napięła mięśnie. Nie będzie ciekawie. Przyłożyłam łydkę z zamiarem zakłusowania. Klacz wbiła się w ziemię. Ponownie przyłożyłam łydkę. Stała w miejscu, nie chcąc się ruszyć. Skróciłam jeszcze trochę wodzę, przez co zaczęła się cofać. Użyłam delikatnie bata. Ruszyła kłusem. Zaczęłam powolutku bawić się wodzami chcąc, żeby zeszła z głową w dół. Po pewnym czasie dzięki aktywnej jeździe praktycznie na luźnej wodzy udało mi się ją pozbierać. Bill patrzył na mnie ze zdumieniem. Robiłam przejścia z kłusa do stój i zmiany kierunku. Była młoda, ale niezwykle kumata. W momencie zagalopowania nie obyło się bez paru wierzgnięć. Galop także odbył się na całkiem luźnej wodzy, starałam się dawać jej znaki przy pomocy samych łydek. Na koniec przeszłam do stępa i dokładnie ją rozstępowałam. Bill podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem, jak Ty zrobiłaś, ale to było niesamowite! Jeszcze nikomu nie pozwoliła się tak prowadzić… Niezwykłe! – Poklepałam kobyłę po szyi, poczym zeskoczyłam z jej grzbietu. Powiedziałam Billowi, ze sama się nią zajmę. On w tym czasie poleciał do biura po jakieś dokumenty, które będę musiała podpisać.
- Prowadziłam konia idąc w kierunku Zayna. Uśmiechnął się do mnie szeroko i objął mnie ramieniem.
- Powiedz mi.. dlaczego nie wiedziałem o tym, że moja miłość jest amazonką? – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz – poczym wystawiłam język i pocałowałam go w usta. Weszliśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam klacz.
- Mogę Ci pomóc? – spytał Zayn, który siedział oparty o drzwi boksu.
- Pewnie! – powiedziałam, podając mu szczotkę. Chwyciłam jego rękę i pokazałam, w jaki sposób powinien czesać. Po kilku minutach załapał i razem zaczęliśmy doprowadzać klacz do porządku. Zayn uparł się, że odniesie sprzęt na miejsce, ja w tym czasie wprowadziłam Ballerinę do boksu. Mulat pojawił się obok mnie, poczym chwycił za rękę.
- To jak, lecimy do Billa? – spojrzał na mnie swoimi brązowymi tęczówkami, na co kolana ugięły się pode mną. Nagle usłyszeliśmy wielki huk i przenikliwe rżenie dobiegające z głębi stajni. Spojrzeliśmy na siebie pytająco i ruszyliśmy w kierunku hałasu. Skręciliśmy w jakiś zaułek, gdzie znajdowały się duże, metalowe drzwi. Z za nich dochodziły głośne huki.
- Sophie.. Co to jest? – spytał mój ukochany..
- O ile się nie mylę, to izolatka.. – nagle hałas ucichł. Puściłam rękę Mulata i ruszyłam w kierunku drzwi. Stanęłam przed nimi i spojrzałam przez judasza. W środku dostrzegłam czarną plamę. Starałam się wytężyć wzrok, kiedy nagle zauważyłam wielkie, granatowe oko. Odskoczyłam do tyłu, przez co koń na nowo zaczął kopać w metalowe ściany. Bez chwili zastanowienia odsunęłam mosiężną zasuwę.
- Sophie, nie rób tego – było za późno. Otworzyłam drzwi, a przede mną stał olbrzymi, kary ogier. Spojrzał na mnie ze złością, poczym wspiął się i próbował dosięgnąć mnie swoimi kopytami. Przewróciłam się. Po chwili opuścił nogi i spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Spokojnie.. nie zrobię Ci krzywdy.. – powiedziałam lekko drżącym głosem. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Były przepełnione bólem.. strachem.. ale dostrzegłam w nich też jakby taką… nutkę nadziei. Coś we mnie pękło. W tym momencie byłam gotowa zrobić wszystko, żeby pomóc temu stworzeniu. Wyciągnęłam powoli rękę w kierunku jego pyska. Odskoczył do tyłu, jednak po chwili z powrotem się przybliżył i trącił ją delikatnie pyskiem… Uśmiechnęłam się szeroko.
- Co tu się… - usłyszałam głos Billa, jednak nadal patrzyłam karej piękności prosto w oczy.
- To niemożliwe – usłyszałam zdumiony szept mężczyzny. – Moonshine nikomu nie pozwala się do siebie zbliżać.. jest w izolatce. Chcemy go sprzedać.. na rzeź. Jest to najbardziej dzikie i niebezpieczne stworzenie, jakie widziałem.
- NIE! – krzyknęłam, tym samym strasząc wierzchowca, który wycofał się w kont boksu. – Ja się nim zajmę. Zrobię wszystko, żeby mu pomóc.. Nie skazuj go na śmierć, błagam.. – powiedziałam patrząc Billemu prosto w oczy. Mężczyzna zmieszał się, po czym westchnął głośno
- Przykro mi, Sophie.

***
Rozdział 15.. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam.. Zrozumcie mnie. Po prostu teraz mam natłok nauki.. Postaram się pisać, obiecuję :)

1 komentarz: