wtorek, 26 lutego 2013

Fifty-secound Dream

 Music: A.L. - Slipped Away

Boże, dlaczego mnie tak karzesz?! Czym ja zawiniłam, co takiego zrobiłam? Dlaczego mnie ranisz... Dlaczego chcesz mi go zabrać? Przecież ja go kocham.. Całym moim malutkim, bijącym serduszkiem.. Jest czymś, co wypełniło pustkę po przykrych przeżyciach z dzieciństwa... Moją perspektywą na drodze miłości i szczęścia, która bez niego nie istnieje...
Nasze plany o wspólnej rodzinie, o dzieciach, które będziemy wspólnie wychowywać... O pięknym domku na wsi z widokiem na wielkie pola i lasy.. Chcesz nam to wszystko zabrać? Chcesz odebrać szczęście, w które i tak cały czas rzucałeś piorunami i wystawiałeś na horrendalne próby? Tyle ciosów nam zadałeś, a wszystkim stawiliśmy czoła, dlaczego taka jest Twoja wola? Przenajświętszy Boże, nie odbieraj mi go.. Nie odbieraj mi Zayn'a.
Życie. To jedna wielka niewiadoma. Jedna wielka oś przedziwnych momentów i niezapomnianych chwil. Droga wyłożona kolczastym drutem i rozgrzanym węglem, ścieżka niepewności, nadziei i marzeń. Jedna wielka niewiadoma, mająca swoje dobre i złe strony. Podobno nieszczęście zrówna się z ilością szczęścia. Podobno dobre przezwycięży złe. Podobno miłość wygrywa z niemożliwym.
To jednak nie jest prawdą. Prawdą jest to, że na każdym kroku człowiek jest wystawiany na bolesne próby, obelgi, zwątpienia, nienawiść, krytykę, krzywdę. To jest prawdziwe życie. Szary, złudny świat, szukający najmniejszej dziury w tarczy nadziei, aby móc się przedrzeć i doszczętnie zniszczyć to, co najlepszego pozostało. By odebrać ostatnią iskierkę nadziei, ostatni oddech, ostatnie spojrzenie.
Teraz patrząc na zapłakane twarze przyjaciół, zdaję sobie sprawę, że nie mieliśmy szans z tym wygrać. Nie potrafiliśmy stawić czoła losowi, chociaż tak bardzo tego pragnęliśmy. I chociaż wieczna miłość w obiecanej przyszłości, która w jednym momencie się rozpadła... zostało nam jedno. Wspomnienia. Wspomnienia najpiękniejsze, które zapadły głęboko w skrzynię świadomości, zamknięte na cztery spusty, niemożliwe do skradzenia. Wspomnienia obarczone prawdziwymi zdarzeniami, bez odrobiny uronień. Czyste fakty, wręcz nieprawdopodobne. Komu by nie opowiedzieć, nikt by nie uwierzył. A chociaż dla nas tak bardzo codzienne. Ból sprawia świadomość tego, że nie doceniało się tych krótkich, jakże pięknych chwil. Nie doceniało się ich wyrazu, ich uczucia i czystej miłości płynącej prosto z serca. Nie doceniało się krótkich spojrzeń, nieśmiałych uśmiechów, pocałunków niesionych euforią pożądania czy chociażby uczciwych objęć. Te krótkie momenty, krótkie zdarzenia, przebijające się przez mgłę tworzą, historię naszego życia, którą uświadamiamy sobie dopiero pod koniec. Dopiero w momencie, kiedy wiadome jest, że już się nie powtórzą. Dopiero wtedy człowiek tęskni za tym, co było. A złość spowodowana tak odległym od rzeczywistości obrazem sprawia, że popada się w rozpaczliwą paranoję. Kiedy patrząc na zmizerniałą twarz chłopaka, któremu zdecydowałam się kilka miesięcy temu powierzyć całe moje życie, za którym byłam gotowa wskoczyć w ogień, który znaczył dla mnie więcej, niż wszystko.. To rozbija mnie na kawałki, tak drobne, że aż niemożliwe do zebrania. I choć nie wiem jak bardzo będę sobie obiecywała, że będę silna aż do samego końca, to za każdym razem, patrząc w jego oczy, które już dawno się poddały, nie potrafię. A świadomość, że już niedługo jego policzek tak przyjemnie ciepły, zamieni w lodowaty siniec.. 


***

Minęło 10 dni. Zdarzają mi się urywki w pamięci, przewidzenia. Nie wiem, co się dzieje. Budzę się w śnie, wychodząc ze snu. Po chwili widzę ciemną postać odwróconą do mnie przodem. Jedynie oczy zdradzają jego tożsamość. Ciemne, niczym gorzka czekolada przeszywają mnie na wskroś. To spojrzenie przepełnione bólem, skruchą.
Spojrzenie, które mówi: "Żegnaj".
- Sophie, Sophie obudź się. - niewyraźny szum dobiegł moich uszu. - Cii, to tylko zły sen. - ujrzałam twarz przyjaciółki, która z zatroskaną miną, pod którą krył się niesłychany ból patrzyła na mnie uspokajająco.
- Nie, Martha. To nie jest sen. To brutalna rzeczywistość. - odpowiedziała mi jedynie ciszą. 



Jak co dzień pojechaliśmy do Zayn'a. Jak co dzień wychodziłam z sali, żeby móc skulić nogi w kącie i rozpłakać się na dobre. Nie chciałam przed nim tego okazywać, wiedziałam jak cierpi. Z dnia na dzień mizerniał i przybierał bledszy odcień. Włosy wypadały mu pęczkami, a brwi i rzęsy robiły się coraz bardziej skąpe. Zaczerwienione oczy i spierzchnięte usta w lekkim grymasie. Zmienił się nie do poznania w ciągu zaledwie kilku dni. Jego skóra stawała się przezroczysta, ukazując grube żyły. Większość czasu przesypiał. Rozmowy z nim trwały maksymalnie dwadzieścia minut, a i tak siedziałam z nim do późnego popołudnia. Nie chciałam go zostawić. Nie chciałam, żeby przechodził przez to sam. Żeby jego ostatnie spojrzenie napotkało na swojej drodze pustkę, zamiast osobę bliską jego sercu. Jego chłodne dłonie trzymały mnie w słabym uścisku. Nie czuć było od niego ani papierosów, ani zapachu perfum. Jego skóra przesiąknięta była zapachem leków i szpitala.
Zamglone, przymknięte oczy, skupione w jednym miejscu. Nieruchome ciało od pasa w dół. Nie miał siły nawet wstawać. Wszystko sprawiało mu olbrzymi ból. Momentami odmawiał jedzenia.
Moje serce wykrwawiało się z sekundy na sekundę, nie dawałam rady karmić go łyżeczką, widząc, że już nie ma siły przełykać. Dzielnie walczyłam ze łzami, które kumulowały się pod moimi powiekami.
Ciche szepty Zayn'a, podtrzymywały mnie na duchu. 

Cały świat już wiedział. Tłumy fanów z transparentami zbierały się pod szpitalem, tworzono akcje mające na celu niesienie wsparcia Zayn'owi. Płaczące dziewczyny, robiące szum w internecie, przygnębieni reporterzy, załamani bliscy, tłumy nucące piosenki zespołu, pogrążone w smutku, jednak w żadnym stopniu nieporównywalnym do mojego.
- Kochanie... - wyszeptał chłopak. Spojrzałam na niego czule, gładząc delikatną dłoń. - Pamiętasz, jak mówiłem, że będę Cię zawsze kochał? - spytał.
- Tak Zayn, pamiętam. - powiedziałam, tłumiąc łzy. Chłopak wziął świszczący oddech. - Obiecaj mi, że nigdy o tym nie zapomnisz. - podniósł wzrok i utkwił zamglone, blado brązowe spojrzenie w moich oczach.
- Obiecuję.. - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Zayn posłał mi zmęczony uśmiech i przymknął powieki. Doszedł mnie jego miarowy, płytki oddech. - Dobranoc skarbie. - cmoknęłam delikatnie jego czoło, kładąc głowę przy jego torsie.

Szłam ulicą pogrążona w bolesnych myślach. Nie chciałam wracać do domu, gdzie musiałabym zmierzyć się ze spojrzeniami jego rodziny, przyjaciół.. Chciałam być sama. Choć to tak okrutne. Skierowałam się na Tower Bridge. Ruch na moście był niewielki. Wspięłam się na balustradę, ostrożnie stawiając trampki na metalowej rampie. Spojrzałam przed siebie, błądząc wzrokiem za nurtem Tamizy. Zimny wiatr okalał moją skórę, rozwiewając włosy. To takie proste, zakończyć wszystkie cierpienia. Wystarczy jeden krok w przód, a wszystko mija. Cała rozpacz, cały smutek... Ulatnia się. Tak niewiele trzeba... Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi tego zrobić. Chociażby nie wiem co, nie mogę zostawić moich przyjaciół samych. Chociaż Zayn zabierze ze sobą połowę mojej duszy i nic już nie będzie takie samo... Musimy pomóc sobie nawzajem wyjść z tego i na nowo stanąć na nogach. Chociaż to brzmi tak nieprawdopodobnie, a jednak...
- Ej, złaź stamtąd! Nie rób tego! - doszedł mnie głos mężczyzny. Odwróciłam się powoli i zeskoczyłam z balustrady.
- Spokojnie, - przetarłam łzy rękawem bluzy - Tylko rozmyślałam. - Facet z niedowierzaniem kiwnął głową i wsiadł z powrotem do samochodu.
Wróciłam do domu, gdzie jak się spodziewałam zastałam umarłą atmosferę.
- Martwiliśmy się. - usłyszałam głos przyjaciółki, która po chwili rzuciła mi się w ramiona. - Nic mi nie jest. - powiedziałam beznamiętnie, kierując się w stronę pokoju Malik'a.
Przejechałam palcem po albumie, który przeglądałam każdej nocy. Były w nich chronologicznie ułożone wszystkie zdjęcia z naszego wspólnego życia. Zdjęcia z kina, z koncertu, a nawet zdjęcie, kiedy leżałam na środku jezdni w kałuży rozbitych jajek, śmiejąc się w najlepsze. Nasze wspólne wakacje, trasa koncertowa, wypady na imprezy, spacery, sposoby spędzanie wolnego czasu.. Wszystko uwiecznione na fotografiach. Jedyne, co pozostanie na zawsze. Wspomnienia.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Fanki obstawiły nasz dom, twitter huczy, w każdych wiadomościach Zayn na pierwszym miejscu.. Twoi rodzice dzwonili. - ta ostatnia informacja bardzo mi nie zdziwiła.
Nie chciałam z nimi rozmawiać... już od kilku miesięcy.
- Zadzwoń do nich, proszę. - powiedziała, siadając po turecku na moim łóżku. Chwyciłam niepewnie telefon do rąk i wykręciłam numer do taty. Po paru sygnałach odebrał. Zapadła niezręczna cisza. Wzięłam głęboki oddech i odezwałam się pierwsza.
- Cześć tato.
- Sophie? - jego głos był tak niedowierzający, że aż znów zachciało mi się płakać. Jak mogłam go tak zaniedbać?! Mojego największego przyjaciela, człowieka, który dał mi życie, robił dla mnie wszystko, żebym była szczęśliwa...
- Wybacz mi, tato. - rozpłakałam się, upadając na kolana. - Wybacz mi. Wybacz mi, że tak Ciebie potraktowałam. Jestem okropną córką. Tak Ci się odpłaciłam za wszystko, Boże.. Tato wybacz mi. Kocham Cię nad życie i nie chcę Ciebie stracić, błagam...
- Ciii, córeczko. Sophie, każdy z nas popełnia błędy. Jeden trochę większe, drugi trochę mniejsze. Najważniejsze jest, żeby w pewnym momencie zrozumieć, co się źle robiło i spróbować to naprawić, tak jak Ty teraz, dzwoniąc do mnie. Jesteś moją jedyną córką, kocham Cię nad życie. Tęsknię za Tobą każdego dnia, myślę o Tobie cały czas.. Nie mogłem ścierpieć, że tak łatwo o mnie zapomniałaś..
- Nigdy tato, przenigdy.. - dławiłam się łzami, ledwo wypowiadając słowa.
- Wybaczam Ci skarbie. Wybaczam Ci, bo ja też popełniałem błędy, za które Ty musiałaś słono płacić. Dziękuję, że dałaś mi tę lekcję. Dzięki temu dotarło do mnie, co robiłem nie tak.
- Kocham Cię tato.
- Kocham Cię skarbie - jego głos załamał się. - Jest mi potwornie przykro po tym, czego się dowiedziałem.. Ty i Zayn jesteście dla siebie stworzeni. - z mojego gardła wydobył się jęk rozpaczy. - Wiedziałem o większości rzeczy, a to dlatego, że rozmawiałem z Twoją przyjaciółką. Opowiadała mi co i jak i za każdym razem powtarzała, że nadejdzie ten moment, kiedy w końcu zadzwonisz. I miała rację. 

- Jak to? - Zdziwiłam się. - Byłeś.. byłeś przez ten cały czas w kontakcie z Marthą? - spojrzałam z niedowierzaniem na przyjaciółkę, ta kiwnęła lekko głową.
- Tak skarbie, cały czas. - nastała cisza w słuchawce. - Kochanie,pamiętaj, że miłość nigdy, ale to przenigdy nie umiera. Jesteś jeszcze młoda.. Zayn na pewno nie chciałby, żebyś do końca była sama. - Nie chciałam tego słuchać.
- Tato przestań, błagam. - powiedziałam smutno. - Moje serce należy tylko do niego.. I on zabierze je ze sobą.. - przełknęłam ślinę - do nieba.
Po kilku minutach rozłączyłam się, czując dziwną ulgę na sercu. Spojrzałam na przyjaciółkę, po czym usiadłam obok niej na łóżku. Spojrzała mi prosto w oczy, chwytając mnie za ręce.
- Pamiętasz, jak byłyśmy w mniejsze i wydurniałyśmy się na deptaku latając za chodzącą maskotką? Albo jak pojechałyśmy końmi do lasu, a potem uciekałyśmy przed krowami? Albo jak wyplułaś Colę nosem, lub stoczyłyśmy bitwę na kości od kurczaka w kinie? - uśmiechnęłam się lekko na te wspomnienia. - Będę z Tobą, od zawsze, na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj. Razem będziemy kiedyś babciami łażącymi o kulach i narzekającymi na ból pleców, a przy tym będziemy wspominać chwile z życia. Stare, spróchniałe, o sztucznych szczękach.
Nie opuszczę Cię nigdy. Bóg dał mi Ciebie kilka lat temu po to, żebym już nigdy nie była sama. Dlatego nigdy Cię nie zostawię. Kocham Cię - po tych słowach przytuliła mnie mocno. - A tutaj. - przyłożyła rękę do mojego serca. - Tutaj będzie on. Zawsze przy Tobie. Będzie nad Tobą cały czas czuwał, doglądał, i darzył miłością zza światów.
Pozostanie na zawsze Twój. 




***
Wstawiłam jednak dzisiaj, ot tak ♥
Wow. Dawno nic nie pisałam, przepraszam.
Ważna informacja. Chociażby nie wiem co laski, nie przestawajcie odwiedzać bloga, ok? Jak zakończę, to wtedy napiszę oficjalną przemowę z podziękowaniem, ale to spokojnie.
Bądźcie ze mną Directioners, dla Was to wszystko robię :*


Sophie


Nowy chepter już jutro.

czwartek, 7 lutego 2013

Fifty-secound Dream part 2

Music: Enigma

*Oczami Sophie*
Z pomocą Liam'a uporałam się z torbami, które położyliśmy w tymczasowym pokoju Zayn'a. Na szpitalne łóżko zarzuciłam ciepły kocyk i ulubioną poduszkę mojego chłopaka. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy wyłożyłam na metalowe półki, a kosmetyki zaniosłam do łazienki.
Zayn był właśnie przygotowywany do operacji. 

Nikt prócz jego bliskich i menadżera o niej nie wiedział, nie chcieliśmy robić wielkiego szumu. Dopiero wtedy, kiedy będzie po wszystkim, sprawa wyjdzie na jaw. Jak na razie nie potrzebujemy tutaj tłumów dzikich fanek i wstrętnych dziennikarzy.
- Sophie, mamy 5 minut. - powiedział ściszonym głosem Liam, na co westchnęłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam razem z przyjacielem w kierunku schodów. Oprócz Malik'a były operowane 3 inne osoby, jednak w ich przypadku nie chodziło o tak poważny zabieg. Posłusznie weszłam za Payn'em do sali, w której znajdowała się reszta przyjaciół. Podeszłam do łóżka, na którym leżał w dość opłakanym stanie mój chłopak. Miał na głowie czepek, odgrodzone inne partie ciała i sporo kabelków. Chwycił mnie za rękę, na co zadrżałam lekko. W środku serce mi się krajało, ledwo powstrzymywałam łzy.
- Wyglądasz jak ciota. - chłopak zaśmiał się słabo, przez co zalała mnie fala ciepła. Każda cząsteczka mojego ciała próbowała powstrzymać go na duchu.
- Kocham Cię, skarbie. - powiedział, ściskając mocniej moją dłoń.
- Ja Ciebie też.. - udało mi się powstrzymać drżenie w głosie. - To jak, widzimy się cali i zdrowi za parę godzin, co nie? - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Kiwnął głową i przyciągnął mnie za kark.
- Za parę godzin. - mruknął, a następnie delikatnie musnął moje usta wargami. Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe tęczówki, które po chwili przykryła kurtyna czarnych jak heban rzęs. Drobna łza, która wydobyła się z mojego oka, kapnęła prosto na jego malinowe usta, ułożone w delikatnym uśmiechu. Puściłam jego dłoń i odsunęłam się od łóżka. Martha objęła mnie ramieniem, a następnie opuściliśmy salę, do której po chwili weszło pięciu lekarzy.
Jedna z pielęgniarek zaprowadziła nas do poczekalni, gdzie wszyscy rozwalili się na dużych, beżowych kanapach.
Podkuliłam nogi pod głowę i kołysałam się to w przód, to w tył. Rozmowy przyjaciół jakby omijały mnie szerokim łukiem. Tępo wpatrywałam się w czystą posadzkę, sięgając do kieszeni po mały różaniec. Dawno nie rozmawiałam z Bogiem, jednak miałam ogromną nadzieję, że okaże tym razem względem mnie wiele empatii. Myślami byłam przy pierwszym spotkaniu z Zayn'em, pierwszej randce, pierwszym pocałunku, pierwszym wspólnym spacerze jako para, pierwszym wyznaniu miłości. Te wszystkie chwile wydarzyły się w zaskakująco szybkim tempie. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a ich już nie było. Niestety... wszystko co dobre się kończy. Jest ciężko. Cholernie ciężko. Ale myśl, że za kilkanaście lat będziemy opowiadać naszym dzieciom historię miłości, która nigdy nie zginęła, dodawała mi wiele otuchy. Przeleciałam wzrokiem po twarzach przyjaciół. Przyjaciół, którzy byli ze mną zawsze, kiedy ich potrzebowałam. Przyjaciół, za których byłam gotowa oddać życie. Przyjaciół, przy których się zestarzeję i którzy nawet po śmierci będą mnie bawić swoimi debilnymi pomysłami. Zaśmiałam się pod nosem. Wszystkie te magiczne chwile na zawsze pozostaną w mojej pamięci. W każdych trudniejszych chwilach, będę mogła przypomnieć sobie, jakie cudowne momenty przeżyłam i jakich cudownych ludzi spotkałam na swojej drodze.
- Kocham Was. - moje słowa rozniosły się po pokoju. Rozmowy ucichły, a zdziwione spojrzenia powędrowały w moją stronę.
- Też Was wszystkich kocham. - powiedziała Martha.
- I ja.
- Ja też.
- Kocham Was moje brzydale.
- Kocham Was całym moim marchewkowym serduchem. - zaśmialiśmy się, a następnie Tommo zapoczątkował wielkiego przytulańca. Czułam się.. taka szczęśliwa mając ich. Mając takich przyjaciół.
Po krótkiej rozmowie wróciłam na swoje miejsce, gdzie ułożyłam głowę na poduszce. Nadmiar wrażeń i stres sprawił, że moje powieki stały się niezwykle ciężkie... I odpłynęłam.
*
- Coś długo to trwa. - doszedł mnie cichy pomruk Marthy.
- Masz rację.. Operacja powinna się skończyć godzinę temu. - doszedł mnie niski, męski głos, kompletnie nie pasujący do głosów moich przyjaciół. Uchyliłam lekko powieki, wciąż nasłuchując. obok Liam'a siedzieli rodzice Zayn'a, państwo Malik. Podniosłam się lekko na łokciach, czując zimny dreszcz, który przeszył moje ciało.
- Witaj Sophie. - ciepły, troskliwy głos opatulił moje uszy. Uśmiechnęłam się lekko do Patrici, a następnie na chwiejnych nogach skierowałam się w jej stronę. Przytuliłam ją i jej męża, wciskając tyłek między Niall'a a Harrego.
- Coś nie tak? - spytałam z ostrą chrypą w głosie.
- Proszę państwa, chciałbym z państwem porozmawiać. - doszedł nas niski, neutralny głos należący do lekarza. Spojrzałam na jego kamienny wyraz twarzy, który nie wróżył nic dobrego. Lekarz, co mnie bardzo zdziwiło, usiadł na kanapie na wprost nas i przetarł palcami zatoki. Nastała cisza, która wręcz bombardowała nasze serca.
- Operacja nie powiodła się. - zamarłam. - Ten nowotwór złośliwy był w zbyt zaawansowanym stanie, niż sądziliśmy. Rozprzestrzenił się na mózg, rdzeń kręgowy, oraz na płuca. Stan pacjenta w zaskakująco szybkim tempie się pogarsza... bardzo mi przykro. 

Nie miałam siły na łzy, byłam nicością. Z mojego ciała odpłynęły wszelkie emocje, mózg nie przyjmował prawdy. Wszystko wokół szumiało, jedyne wyraźny dialog, który zmiażdżył ciężarem swoich słów moje serce, odbył się między tatą Zayn'a a doktorem.
- Ile czasu?
- Nie potrafię powiedzieć.. to dzieje się zbyt szybko..
- Ile czasu? - powtórzył łamiącym się głosem pan Malik.
- Maksymalnie dwa tygodnie.




***
Dziewczyny, nigdy nie wolno tracić wiary :*
Dziękuję, że dałyście mi motywację, a co do cheptera... Nie martwcie się, nie zostawię tak tego <3 

Soophieee 

niedziela, 3 lutego 2013

Fifty-first Dream part 1

Music: B. Irreplaceable

*Oczami Zayn'a*
Poczułem na obojczyku delikatne, mrowienie. Było niezwykle przyjemne i ciepłe. Uchyliłem powieki, a nad sobą dojrzałem chmury, przez które niewinnie przedzierało się słońce.
Powodem dreszczy na mojej skórze, były drobne pocałunki pewnej przesłodkiej pani.
- Siema kocie. - mruknęła, muskając wargami mój policzek. Przyciągnąłem ja do siebie i przytuliłem mocno. - Zdajesz sobie sprawę, że złamaliśmy prawo? - zaśmiała się cicho.
- Uważasz, że spanie na dachu wieżowca jest jakimkolwiek wykroczeniem? - uniosłem brew do góry.
- Skoro myślisz, że nie.. - powiedziała, podnosząc się na łokciach.
Widok jej z samego rana przyprawiał mnie o palpitację serca. Ta jej blada cera, przymrużone oczy, bujne, rozczochrane włosy i delikatny uśmiech były najpiękniejszym obrazkiem dla moich oczu.

*Oczami Marthy*
Wyplątałam się z objęć kochasia i po cichutku podreptałam w kierunku łazienki. Oparta o umywalkę rozmyślałam nad wydarzeniami z poprzedniego dnia. Przytoczyłam wszystkie za i przeciw, a następnie mój genialny mózg stwierdził, że to słodkie ze strony Niall'a, że się tak troszczy. Co tam połamany Chad, ważne że ktoś się o mnie troszczy. Mózgu, błagam...
Przemyłam twarz wodą a następnie sięgnęłam po ubrania. Po około 15 minutach opuściłam łazienkę. Nialler wciąż słodko wstał, dlatego wymknęłam się z pokoju i poszłam do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Sięgnęłam po chleb i zrobiłam sobie kanapki. Z braku laku rozwaliłam się przed telewizorem, czekając, aż coś wreszcie się wydarzy.
Nie ogarniałam, gdzie zmyli się chłopcy. Dom był pusty, nie licząc pana Horan'a, który zjawił się łaskawie dopiero około godziny trzeciej.
- Hej skarbie! - podbiegł i przytulił mnie mocno. Na szczęście był już wykąpany. - Przepraszam, że tak długo spałem.. ale potem jeszcze musiałem zrobić tweetcam'a, bo fanki zaczęły się pluć, że ostatniego opuściłem. Ale nudziło mi się po zadawały takie same pytania, no i. - nie mogłam wytrzymać tego jego trajkotania, dlatego mało kulturalnie wepchnęłam mu kromkę do buzi.
- Zamknij się już i chodź mnie przytul. - powiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu. Chłopak zaśmiał się i położył na kanapie, biorąc mnie pod ramię. Nie zdążyłam się nim zbytnio nacieszyć, gdyż usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili ktoś zaczął się plątać po mieszkaniu. Zaintrygowani odwróciliśmy głowy, a naszym oczom ukazał się słodki obrazek Zaphie.
- No siema siema siema - powiedział mój chłopak, szczerząc się jak głupi do sera.
- Widzę, że humor Ci dopisuje. - powiedział Zayn, odkładając kluczyki na blat.
- No oczywiście kochanie, nie trudno domyślić się, dlaczego. - powiedziała Sophie, na co równo z Malikiem wybuchłam śmiechem. Niall przypominał teraz wielkiego, czerwonego buraka.
- To co robimy? - spytał Zayn.
- Gdzie jest właściwie reszta? - spytałam.
- No właśnie dowiedziałam się Martha, że u nas. - powiedziała Sophie ze skwaszoną miną. Bo chwili usłyszeliśmy głośny huk i śmiechy. Do domu wleciało 3 wariatów, którzy zatrzymali się dopiero na kanapie.
- No hej hej gołąbeczki! - powiedział uradowany Louis, trzymając na kolanach Hazzę.
- Wy na pewno nie jesteście homo? - spytała Sophie z lekko uniesioną brwią. Wszyscy wybuchli śmiechem, ona jedynie przewróciła oczami.
Postanowiliśmy razem obejrzeć jakiś film. Wypadło na "Ściganą", " Zabiłem nasze koty" i " Ziemniaki możesz zostawić".
Filmy były niezwykle ambitne, ponieważ wszyscy zasnęliśmy już w połowie drugiego.

* Oczami Sophie *
Obudziłam się w parszywie niewygodnej pozycji, leżąc na czymś twardym. Zeskoczyłam z kanapy, a po chwili doszedł mnie głośny jęk. Spojrzałam na stopy i zorientowałam się, że stoję na Harry'm. Wzruszyłam ramionami i podreptałam w kierunku pokoju Zayn'a. Była dziesiąta, mieliśmy się stawić w szpitalu na godzinę pierwszą. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl.
Wrzucałam do torby wszystkie potrzebne mulatowi rzeczy...
Kurwa, jak ta operacja nie wyjdzie... ta czarna myśl ciągle krążyła po mojej głowie



***
Laski, nie musicie nawet komentować...
porażka. Druga część tego rozdziału? nie wiem, kiedy się pojawi..
Nie wiem nawet, czy nie zawieszę bloga... kurde, beznadziejnie.
Po prostu mam ogromne poczucie winy, że ciągle Was zawodzę z pisaniem.
Muszę coś wymyślić, żeby znajdować na to czas... kurcze, tylko jak?
Cholera. Może będę na lekcjach ręcznie pisać, a potem na kompie.. to też myśl
a tymczasem WYBACZCIE.
kicz, szajs, gówno. Nic w tej części nie jest zawarte, no serio nic! Cholera, przebrnę przez tę nudną część i zaczną się konkrety...
Zawiodłam was. Zawiodłam. Boże, nie da mi ta myśl spać.
Wybaczcie. sorry..
Najgorsze jest to, że całe opowiadanie mam rozplanowane, wiem co i jak, tylko problem, że nie mam kiedy przelać tego na bloga. DAMN.
Soryy..
:c

Dziewczyny...;)

Odrobię tylko lekcję i pójdę pobiegać, a następnie napiszę rozdział. 
Przepraszam, że tak rzadko dodaję.. Ale nie wyrabiam, nie mam czasu ani siły, ani veny....Chociaż pomysł na opowiadanie mam w głowie cały czas :)
Nie gniewajcie się :c

Sophie. ♥