wtorek, 29 stycznia 2013

Proszę, żeby ta śmierć była krótka i bezbolesna...

Heej... niosę tym razem złe nowiny :c 
Laski, next chepter  pojawi się prawdopodobnie dopiero w piątek. 
Mam taki zapierdziel w szkole i ogólnie...no nie wyrabiam. Jestem padnięta i nie mam siły pisać. 
Przepraszam Was bardzo.... :c
Powie mi któraś ile dni do wakacji? ;___; 



Sophie ♥

sobota, 26 stycznia 2013

Fifty-first Dream

Music: 1D - Irresistible


18+
*Oczami Sophie *
Przegryzłam soczystą truskawkę,ukradkiem patrząc na Malika, który delikatnie błądził palcami pod moją koszulką. Wiedziałam doskonale, co ten bambus kombinuje. Uśmiechnęłam się delikatnie i wtulona przejechałam wargami po jego szyi, na co zadrżał lekko. Skierował swoją twarz w moją stronę i już po chwili leżał na mnie całym ciężarem.
- Spokojnie, romeo. - zaśmiałam się pod nosem. Błądziłam palcami po jego żuchwie, polikach i wargach, które chwilę potem przyssały się znienacka do moich. Liczna ilość namiętnych, długich i głębokich pocałunków wprowadzała mnie w stan euforii. Ściągnęłam z siebie koszulkę, pomagając również Zayn'owi. Zamruczał głośno i dobrał się do zapięcia od stanika. Zdziwiłam się, ponieważ tym razem bez problemu dał sobie radę.
- Skarbie, nie wolno Ci się przemęczać w obecnym stanie.. - szepnęłam smutno. Przejechał wargami po moim uchu, delikatnie przygryzając jego płatek. Czułam, jak coraz większe ciepło ogarnia moje ciało.
- Chrzanić zasady. - powiedział, wpijając się w moje usta.

* Oczami Niall'a *
Cała sprawa z tym Chad'em wyprowadziła mnie całkowicie z równowagi. Najchętniej przyłożyłbym mu w ten lalusiowaty ryj, jednak złożyłem obietnicę, której nie mogę złamać.
Chociaż... Martha wcale nie musi się o tym dowiedzieć. Krew mnie zalewa na myśl, że gościu, który dotknął mojej dziewczyny wbrew jej woli swobodnie chodzi tymi samymi ulicami, co ja.
Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Moja dziewczyna poszła się myć, to najlepsza okazja. Pobiegłem do sypialni, gdzie dzięki Bogu znalazłem jej telefon. Szybko wystukałem w kontaktach "Chad". Na szczęście nie było prócz tego żadnej minki, ale moim zdaniem powinien nazywać się "Gównojad". Wystukałem prędko sms'a. Miejmy nadzieję, że mój plan się powiedzie.
" Spotkajmy się za 10 minut w parku. Pilne. x ". Zdenerwowany stukałem palcami o krawędź stolika. Słyszałem, jak woda pod prysznicem zaczyna lecieć. Czyli miałem jeszcze trochę czasu. Po chwili usłyszałem dźwięk sms'a. Szlag by to, że głośność była nastawiona na maksa, jednak najprawdopodobniej Martha niczego nie usłyszała. Chłopak potwierdził spotkanie. Usunąłem szybko dowody zbrodni i zarzuciłem kurtkę na ramiona.
- Kochanie, lecę po coś słodkiego do sklepu! - skłamałem. Bardzo mnie to bolało, ale nie potrafiłem inaczej. Skurwiel musiał dostać w kość. Omotałem się kapturem, żeby przypadkiem żadna fanka czy dziennikarz nie rozpoznali mnie w tych ciemnościach. Chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu. Powiew chłodnego wiatru uderzył w moje rozgrzane poliki.
Szedłem pewnym krokiem, nie rozglądając się na boki. Miałem w głowie tylko jedno. Zemstę.
Po pięciu minutach dotarłem do parku, w którym świeciły się jedynie dwie lampy. Omiotłem spojrzeniem pobliskie ławki, jednak spotkał mnie zawód. Byłem tu całkowicie sam.
Usiadłem na starym, dębowym pieńku, nerwowo przebierając palcami. Mijały minuty, a ja miałem wrażenie, jakbym siedział tu całą wieczność. Lodowate powietrze przeszywało mnie na wskroś.
Wyostrzyłem wzrok i przy jednym z drzew dostrzegłem ciemną postać,  stojącą do mnie tyłem. Poderwałem się i po cichu ruszyłem w jego kierunku. Trzymał telefon w dłoniach, po chwili przykładając go do ucha.
- Halo? Martha? - doszedł mnie niski, lekko skrzekliwy głos.
- Nie, Nialler. - po czym zafundowałem mu kopniaka w plecy. Chłopak totalnie zdezorientowany, runął na ziemię. Odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach malowała się panika. Chytry uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
 - A rodzice nie nauczyli Cię, że nie wolno brać tego, co do Ciebie nie należy? - spytałem, ponownie zamachnąwszy się nogą w stronę jego żeber. Chłopak jęknął głośno, zginając się w pół. Ukucnął przy nim, chwytając niespodziewanie za jego narządy, coraz mocniej je ściskając. 
- A teraz posłuchaj, skurwysynu. Jeszcze raz ją tkniesz, jeszcze raz zbliżysz się do niej, jeszcze raz do niej zadzwonisz, a przysięgam, że osobiście wyrwę Ci jaja i nakarmię nimi dobermany mojego kumpla. - Chłopak krzyknął, kiedy prawie nie zgniotłem jego klejnotów. Splunąłem na niego, podnosząc się powoli. 
- Może to Ciebie czegoś nauczy. -powiedziawszy to, ruszyłem w stronę domu.
Z jednej strony czułem ogromną satysfakcję, a z drugiej... z drugiej czułem się podle, oszukując moją ukochaną. Obiecałem, że tego nie zrobię, a jednak.. Jednak nie dotrzymałem słowa. Nie potrafiłem...
Zaszedłem po drodze do sklepu, gdzie od niechcenia wziąłem byle jakie żelki. Po kilku minutach stałem pod drzwiami, wyciągając kluczyki z kieszeni. Wszedłem do mieszkania, ściągając prędko buty i kurtkę. Wbiegłem po schodach do mojego skarbka. Zobaczyłem ją, słodko opartą o parapet okna. Wpatrywała się w Londyńskie niebo, które było dzisiaj niezwykle gwieździste. Podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Coś było nie tak. Wyplątała się z moich objęć i spojrzała na mnie z wyrzutem. Zdezorientowany, stałem, wciąż trzymając jej ciepłą dłoń.
- Skarbie, co jest? - spytałem, a napięcie wewnątrz mnie coraz bardziej rosło. Chwilę wpatrywała się we mnie milcząc, a potem jej usta zacisnęły się w wąską kreskę.
- Ty już dobrze wiesz, o co chodzi! - wysyczała przez zęby. - Jak mogłeś, obiecałeś mi! - wręcz wykrzyczała mi te słowa prosto w twarz. Przecież to niemożliwe.. Czyżby ten skurwiel zadzwonił do niej?! Odważył się?! - Co, pewnie główkujesz, jak taka głupia ja, Twoja dziewczyna się dowiedziałam, tak?! Chociażby w ten sposób że zadzwonił do mnie Chad. Myślałam, że to Ty, dlatego bez namysłu odebrałam. A tam co?! - zamarłem. - a tam słyszę krzyki mojego chłopaka, który tłucze mojego kumpla. I co? Masz coś na swoje wytłumaczenie?! - nie odezwałem się. - Okłamałeś, mnie, Horan. Zraniłeś mnie tym samym. A prosiłam, prosiłam Cię, żebyś go nie krzywdził. - powiedziała, uderzając we mnie pięściami.
- To znaczy, że coś do niego czujesz? - spytałem po chwili. Spojrzała na mnie, a ogień buzował jej w oczach.
- Nie, to znaczy, że nie chcę, żeby ktokolwiek więcej ucierpiał. Fakt faktem, był kiedyś moim przyjacielem. Zrobił coś, co było nie na miejscu, ale nie musiałeś od razu łamać mu żeber! - zagotowało się we mnie. Przywarłem ją do ściany, stanowczo przytrzymując za nadgarstki.
- Zrobiłem to, bo nie mogłem tak po prostu darować winy komuś, przez kogo płakałaś. Bo nie mogłem  znieść myśli, że chodzi sobie bezkarnie po Londynie. Bo jestem o Ciebie chorobliwie zazdrosny, bo boję się, że Cię stracę. Dlatego serce każe mi robić wszystko, żeby tylko zatrzymać Cię przy sobie. Jestem w Tobie chorobliwie zakochany, i to nieodwołalnie. - dodałem. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, z których po chwili cała złość wyparowała. To był ten moment, którego obydwoje pragnęliśmy.
Wpiłem się łapczywie w jej wargi, gwałtownie chwytając ją w pasie. Odwdzięczyła się tym samym, błądząc dłońmi po mojej twarzy. Pieściłem zachłannie jej język, wyginając go na wszelkie możliwe sposoby. Moje ręce powędrowały na jej uda, którymi po chwili oplotła mnie w biodrach. Przeniosłem nas na łóżko, gdzie nieopanowanie runąłem na nią. pieszcząc każdy fragment jej skóry. Moje pożądanie było ogromne, a na dodatek miałem wielką potrzebę udowodnienia jej, jak ważna jest dla mnie. Szybkim ruchem zrzuciliśmy z siebie ubrania. Leżała pode mną całkiem bezwładna, dysząc nierówno. Przejechałem opuszkami palców po jej piersiach, mrucząc z rozkoszy.
- Jesteś taka piękna.. - wyszeptałem, składając pocałunki na jej brzuchu. Jej paznokcie zmysłowo drapały moje plecy, przyprawiając mnie o cudowne dreszcze. Ssałem jej sutki do momentu, aż nie stały się całkiem bordowe, moje ręce wędrowały po każdym detalu jej ciała. Z powrotem przeniosłem się na jej usta, leniwie je przygryzając. Oplotła rękoma moje ramiona, mocniej przyciskając do siebie.
- Wejdź we mnie. - wyszeptała. Zgodnie z jej życzeniem wszedłem powoli. Jęknęła cicho, wrzynając paznokcie w moją skórę. Wróciłem do jej warg, które ochoczo zacząłem całować, coraz głębiej wchodząc w nią i językiem, i przyjacielem. Nasze ruchy stały się zsynchronizowane, a euforia rozkoszy rozpierała nas od środka. Nie miałem zamiaru kończyć. Było to najwspanialsze uczucie, jakiego miałem zaszczyt doświadczać. Łączyć się w miłości razem z kobietą, z którą mam zamiar spędzić resztę życia. Naparłem na nią mocniej, przez co jej głośniejsze jęki wpędzały mnie w większe podniecenie. Nasze dłonie znajdowały się wszędzie, a języki buszowały po całym ciele. Chciałem poczuć, posmakować jej całej... Chciałem czuć, że jest tylko moja i nigdy więcej się to nie zmieni. W kulminacyjnym momencie wygięła się w łuk, wgryzając się mocno w moje wargi. Syknąłem lekko, jednak ból był niczym w porównaniu z przyjemnością. Delikatnie opuściłem jej ciało, opadając tuż obok na poduszkę. Spojrzałem na jej piękną buzię, udekorowane przez ostre rumieńce. Delikatnie przejechałem rozgrzaną dłonią po jej klatce piersiowej, próbując w ten sposób uspokoić jej rozszalały oddech. Przejechała opuszkiem po mojej powiece, posyłając mi nieśmiały uśmiech.
- Wierzę Ci, Niall. - moje serce zalała fala szczęścia. Cmoknąłem ją namiętnie w usta, a następnie opatuliłem ramieniem, przyciągając do siebie mocniej. Przez cały czas składałem delikatne pocałunki na jej szyi, a po chwili zorientowałem się, że moja kruszyna zasnęła. Zaśmiałem się pod nosem, sięgając po pościel i szczelnie nas przykrywając. Zatopiłem twarz w jej włosach i z promieniejącym od szczęścia sercem, zasnąłem przy boku mojej księżniczki.

* Oczami Sophie *
- Nie, Zayn. Nie ma "chrzanić zasady". Boję się o Ciebie..pojutrze masz bardzo trudny zabieg.. Z resztą... nie wolno wariować przed chemioterapią. - powiedziałam stanowczym głosem, napotykając jego zawiedzione spojrzenie. Zaśmiałam się i pstryknęłam go lekko w nos. - Obiecuję Ci, że jak wyzdrowiejesz, zafunduję Ci seks, jakiego jeszcze w życiu nie miałeś i o jakim nawet nie marzyłeś. - Usiadłam na nim okrakiem, wpijając się w jego usta. ten chwycił moje piersi, masując je delikatnie. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Cycuszki! - powiedział niczym dziecko, które dostało swoją wymarzoną zabawkę. Zaśmiałam z politowaniem i wróciłam do całowania mojego przystojniaka. 


***



***
Powinno to być w poprzednim 10 komentarzy, a były tylko 4 :ccc Łezka.  Ale jestem wielkoduszna i wrzuciłam, bo mi humor dopisuje :)
Kocham Was i spróbuję zmotywować do komentowania.
I ten... no! To chyba ostatni rozdział w ten weekend, chyba że...
Proszę, komentujcie noo... to takie proste, a sprawia tyle radochy! No tyle co paczka żelek noooo :*
Sophie ♥

piątek, 25 stycznia 2013

Fiftith Dream

Music: Jonathan Clay - Heart On Fire ( LOL version ) ♥

- Chcesz coś do picia, skarbie? - zadałam pytanie Zayn'owi, który właśnie gorączkowo przeszukiwał swoją szafę. Westchnęłam głośno i wzięłam do ręki niebieską bejsbolówkę, która wisiała na oparciu krzesła. - Tego szukasz? - spytałam z zadziornym uśmieszkiem, kiedy wreszcie udało mi się wyrwać go z zamyślenia.
- A, tak tak kochanie. To ta. I nie, nie chcę nic do picia. - podszedł do mnie z uśmiechem i pocałował w usta. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mogłoby mi tego brakować. Przez chwilę stałam w takiej samej pozycji, jak mnie zostawił, co spowodowało cichy chichot u mojego chłopaka. Ocknęłam się po kilku sekundach opatulona jego silnymi rękoma. Oparłam głowę na jego ramieniu i napawałam się zapachem seksownych perfum. Po chwili zastanowienia, zaczęłam jeździć palcami po jego skórze.
- O czym myślisz?
- O Tobie, o mnie, o nas... o naszej przyszłości.. - przy tym ostatnim lekko się zawahałam. Zayn był niezwykle spostrzegawczy i wyczuł drżenie w moim głosie. Westchnął cicho i poczułam jego wargi na mojej głowie.
- Kotek, wszystko będzie w najlepszym porządku. Nie przez takie rzeczy przechodziliśmy, pamiętasz? - odsunął mnie na długość swoich ramion, wpatrując się wyczekująco.
Jęknęłam cicho pod nosem. No nie wiem, kochany, co mogło być gorsze od raka..
Mimo, że lekarze twierdzą, że jest w zaawansowanym stadium, to przecież tak naprawdę wszystko zależy od pacjenta... A Zayn całym sercem wierzy, że wyzdrowieje, to dlaczego ja mam w to wątpić?
Malik od czterech dni jest już w domu. Każdą sekundę spędzam z nim, nie odstępując mojego kochasia na krok. Praktycznie non stop jestem na wyciągnięcie jego dłoni.
Pojutrze jest dzień, którego obawiam się najbardziej ze wszystkich, czyli czas operacji. Na samą myśl mój brzuch zaciska się w nieprzyjemnym bólu. Obawy i wątpliwości, które mi towarzyszą, nie ustępują ani na moment. Staram się nacieszyć czasem, który teraz mamy. Robię wszystko, aby uśmiech nie znikał z jego twarzy, jednak w momencie, kiedy wewnątrz czujesz ogromny smutek, nie jest to takie proste.
- Idziemy? - zmieniłam szybko temat. Widziałam, że wyłapał to, że nie mam ochoty rozmawiać, za co byłam mu niezwykle wdzięczna. Przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam w kierunku drzwi, chwytając Mulata za rękę.
Po kilku minutach spaceru, po oświetlonych lampami ulicach Londynu, Zayn odezwał się cicho.
- Dokąd mnie prowadzisz, Kotek? - spytał uroczym tonem, na co od razu uśmiechnęłam się pod nosem. Wtuliłam się w niego mocniej, a ten objął mnie silniej ramieniem, pomagając uporać się z gipsem.
- W miejsce, które powinno przywrócić Tobie wiele wspomnień... - powiedziałam dość cichym tonem, wpatrując się w jego błyszczące w blasku nocy oczęta.
Po kilkudziesięciu minutach przystanęłam na moment i obróciłam się przodem w jego stronę.
Uśmiechnął się pociągająco i pochylił nade mną, żeby złożyć kuszący pocałunek na moich ustach, jednak uprzedziłam go i przewiązałam mu bordową chustkę na oczy.
- Ej, to nie fair! - powiedział, co skomentowałam cichym śmiechem. Wspięłam się na palce, jadąc dłońmi po jego szyi, a następnie złożyłam delikatnego buziaka na jego malinowych wargach. Zamruczał cicho i objął mnie w pasie. Chwyciłam go za rękę i zaczęłam skakać w kierunku schodów.
Nie powiem, podróż na samą górę była dla mnie nie lada wyzwaniem, co nie umknęło uwadze Zayn'a. Po kilku minutach, zdyszana podniosłam metalową klapę. Wczołgałam się na górę, po chwili wciągając również Malik'a. Otrzepał się i posłusznie ruszył za mną. Kazałam mu usiąść na skraju murku, a sama wzięłam się za rozkładanie koca, zapalanie świeczek i wykładanie jedzenia.
Po chwili zadowolona z siebie stałam przed romantycznym obrazkiem, którym miałam zamiar umilić dzisiejszy wieczór. Dumna z mojego dzieła, całkowicie zapomniałam o czekającym na mnie lowelasie.
Podbiegłam do niego i przez krótką chwilę droczyłam się delikatnymi pocałunkami, które doprowadzały go do śmiechu. W pewnym momencie odplątałam supełek z tyłu jego głowy i ściągnęłam chustkę z jego twarzy. Chłopak stał z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc nadziwić się tym widokiem.
- Nie wierzę.. - dodał po chwili, a jego kąciki ust wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Odwrócił się w moją stronę i podniósł, obracając dookoła. Kiedy skończył, chwyciłam jego twarz w dłonie i wpiłam się w jego wargi, starając się przelać w ten sposób najszczersze uczucia, jakimi go darzę. Był to jeden z naszych najromantyczniejszych pocałunków do tej pory.
- Nie mogę uwierzyć, że zabrałaś mnie właśnie tutaj - powiedział zdziwiony. Zapewne zarumieniłam się ostro, bo przejechał delikatnie kciukiem po moim policzku.
- Tutaj wyznałeś mi, że mnie kochasz... - powiedziałam lekko zawstydzona.
- To była jedna z najpiękniejszych nocy spędzonych w moim życiu.
- Naprawdę? - uśmiechnął się szeroko - A jakie były pozostałe? - spytałam z ciekawością w głosie.
- Wszystkie z Tobą w roli głównej. - powiedziawszy to, przyciągnął  mnie do siebie i pogłębił nas w namiętnym pocałunku. Jego język pieścił zachłannie moje podniebienie, doprowadzając nas do wielkiej rozkoszy. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk, który spowodował, że kąciki ust Mulata podniosły się w górę. Na zakończenie delikatnie przejechał koniuszkiem języka po moich wargach, a następnie wziął na ręce i zaniósł w kierunku kocyka.
Siedzieliśmy rozmawiając, karmiąc się nawzajem soczystymi truskawkami i popijając wykwintnego szampana. Nie miałam ochoty odrywać wzroku od jego oczu. Widziałam w nich wszystkie uczucia, którymi mnie darzył. Działał na mnie kojąco, a wręcz odurzająco. Uzależniona od jego spojrzenia, niczym zahipnotyzowana tonęłam w brunatnych tęczówkach.

* Oczami Marthy * 


Nialler trzymał mnie w mocnym uścisku, ani przez chwilę nie mając zamiaru wypuścić.
- Żarłokuuu, spadaj! - powiedziałam, śmiejąc się pod nosem. Ten zamiast spełnić moją komendę, zaczął jeździć wargami po mojej szyi, delikatnie pieszcząc każdy centymetr mojej skóry. - Ja przez Ciebie zwariuję... - westchnęłam głośno i obróciłam się w jego stronę, żeby móc pocałować go w usta. Ten cwaniak jednak przytrzymał mnie stanowczo i zagłębił się, namiętnie ssąc mój język. Jego dłonie wędrowały pod moją koszulką, rysując niewidoczne kreski na plecach.
Odsunęłam się na kilka centymetrów, zagłębiając w jego błękitnym spojrzeniu.
- Idę do sklepu, idziesz ze mną? - spytałam milutko.
- Nie, ja tutaj będę grzał miejsce dla Ciebie. - poklepał się po nogach, jednak zdecydowanie wyglądało to dwuznacznie. Przewróciłam oczami i zaczęłam męczyć się przy zakładaniu Convers'ów, które jak na złość nie wchodziły. Po chwili blondas znalazł się tuż przy mnie i gestem godnym księcia z bajki posadził mnie na stołku, po czym wsadził na moją nogę granatowego trampka.
- Ach, mój królewiczu! - teatralnie wzniosłam oczy ku górze, ostentacyjnie machając rzęsami.
- W takich momentach księżniczka całuje swojego księcia.
- Chyba ropuchę - pożałowałam tych słów szybko, gdyż chwilę potem tarzałam się na kolanach Horan'a torturowana atakiem łaskotek. Po kilkudziesięciu buziakach, wreszcie udało mi się wstać z podłogi.
- Jesteś niemożliwy... - wzniosłam błagalnie wzrok, po czym sięgnęłam po torebkę.
- Wróć szybko, proszę... - jęknął głośno, przy okazji opadając na kanapę razem z paczką żelek.
- Weź, idź, pobaw się z Louis'em, Harry'm, albo znajdź jakiegoś innego nygusa. - zaśmiałam się, zamykając za sobą drzwi.
Ruszyłam oświetloną uliczką.
Zbliżał się październik, przez co wieczorami robiło się na prawdę zimno. Naciągnęłam na zmarznięte dłonie rękawy bluzy mojego chłopaka i spokojnym krokiem zmierzałam w kierunku marketu. Od czasu do czasu przejeżdżał obok jakiś samochód, który nie zwracał na mnie jakiejkolwiek uwagi. Mój wewnętrzny monolog musiał naruszyć siły nieczyste, ponieważ po chwili tuż obok zatrzymał się czarny Mercedes. Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam żywszym krokiem. Usłyszałam za sobą trzask i dźwięk zamykanych drzwi, jednak nie miałam zamiaru się odwracać. Moim oczom ukazał się sklep, w którym pragnęłam się już znajdować.
Poczułam ręce na ramionach. Wrzasnęłam głośno, jednak męska dłoń uniemożliwiła mi dalszy atak paniki.
- Uspokój się, Martha! To przecież ja! - znałam ten głos doskonale. Odwróciłam się twarzą w stronę jego właściciela i ujrzałam szelmowski uśmieszek Chad'a. Chyba nie spodziewał się tego, że oberwie ode mnie z łokcia.
- Debil z Ciebie! Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! - spytałam podniesionym głosem. Uniósł dłonie w geście obronnym i spojrzał na mnie przepraszająco. Westchnęłam głośno i pociągnęłam go w kierunku sklepu. - Co tu właściwie robisz? - spytałam po chwili ciszy.
- Przejeżdżałem obok i zobaczyłem śliczną brunetkę, która wręcz trzęsła się z zimna. - po tych słowach okrył mnie skórzaną kurtką, za co byłam mu niezwykle wdzięczna. - Przykro mi z powodu Zayn'a... - powiedział, a w jego głosie można było wyczuć nutkę żalu.
- Nie jest teraz łatwo, uwierz.. Moja przyjaciółka przechodzi bardzo ciężki okres. Pojutrze będzie miał robioną chemię. - chłopak gwizdnął i schował dłonie do kieszeni. - Ale damy radę, jestem tego pewna. - zdziwiłam się, że mój głos był na tyle przekonujący. Wszystkich nas bardzo dotknęła ta sprawa, jednak staliśmy się spokojniejsi po otrzymaniu informacji na temat możliwych skutków operacji.
Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na twarz blondyna. - Boję się cholernie, Chad... Boję się, bo wiem, co za jaja działy się w przeszłości... Los nie jest pewny, nie wiemy, co się wydarzy... A ja mam różne obawy. - powiedziałam na wydechu, wyczekując jego odpowiedzi. Nagle jego twarz zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do mojej. Zdębiała czekałam na to, co zaraz ma się wydarzyć. Ciepłe wargi musnęły moje, delikatnie rozchylając jej językiem. Przez chwilę nie miałam pojęcia, co się dzieje. Dopiero po pewnym momencie oprzytomniałam. Odskoczyłam od blondyna jak oparzona, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
- Co Ty odwalasz?! - wrzasnęłam, zaciskając dłonie w pięści. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Przecież Ci się podobało... - szepnął, znów się do mnie zbliżając, jednak tym razem odsunęłam się w porę.
- Nie waż się mnie dotknąć. - wszystko we mnie buzowało. - Kocham Niall'a i nic tego nie zmieni. Najlepiej się odwal. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w kierunku domu.
- Martha, zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos chłopaka. Przystanęłam na moment, patrząc na niego wyczekująco.
- Oddaj mi kurtkę. - moje wkurwienie osiągnęło level hard. Zdjęłam z siebie jego skórzaną szmatę i cisnęłam nią w pobliską kałużę. Doszła mnie jeszcze wiązanka przekleństw ze strony chłopaka.
Po chwili biegłam jak opętana w kierunku domu, a łzy spływały mi po policzkach. Myślałam, że jest moim przyjacielem, na którego mogę liczyć w każdym momencie mojego życia. A tym czasem okazał się zwykłym chujem. Przez moją nieuwagę potknęłam się o krawężnik, z impetem upadając na ziemię. Syknęłam głośno na widok pękniętych jeansów upaćkanych we krwi. Podniosłam się z ziemi i pokuśtykałam w kierunku domu chłopaków.
Drzwi otworzył mi zdziwiony Louis, którego nawet nie raczyłam obdarować spojrzeniem. Weszłam do kuchni w poszukiwaniu jakiejś apteczki, ale powodzenia, że jakąkolwiek tutaj znajdę.
- Oj, gdyby kózka nie skakała... 

- To by Ci teraz przyjebała, Tommo. - warknęłam na chłopaka, po czym kontynuowałam przekopywanie półek.
- Boże święty, co Ci się stało skarbie?! - do kuchni wleciał Nialler, który rzucił się w kierunku moich kolan.
- Niall, tu u góry bardziej boli. - westchnęłam, wskazując na swoją głowę. Chłopak podniósł się i pogładził mnie po policzku.
- Co się stało skarbie? - spytał troskliwie, przez co miałam ochotę ponownie się rozpłakać.
- Poszłam do sklepu, i nagle puff! - "PUFF" Louis zaczął przedrzeźniać mnie, biorąc do ręki chochlę i udając Harrego Potter'a.
- Lou? - mój chłopak skierował pytanie do przyjaciela.
- Taak? - spytał marchewkowicz.
- Wypierdalaj. - szatyn nic nie powiedział, tylko opuścił kuchnię. - I co się stało dalej? - znów przeniósł na mnie swój troskliwy wzrok, delikatnie masując moje biodra.
- I pojawił się Chad. - jego twarz momentalnie zbladła. - Nie wiem, Niall... nie wiedziałam, że będzie do tego zdolny.. - powiedziałam, ledwo powstrzymując nagromadzone w oczach łzy.
- Ale do czego? - wyczułam zdenerwowanie w jego głosie. Westchnęłam cicho i przeczesałam dłoniom włosy.
- Pocałował mnie... A potem wydarłam się na niego i pobiegłam do domu, potykając się po drodze. - nie mogłam patrzeć na wyraz jego twarzy, dlatego szybko wtuliłam się w jego bluzę. Zamknął mnie w silnym uścisku. Czułam, jak cały buzuje z nerwów. - Niall, proszę, zostaw go w spokoju. Już nie będę się z nim spotykać, ale obiecaj mi proszę, że nic mu nie zrobisz.
- Obiecuję. - powiedział to, o dziwo dość szybko, co mnie od razu zaniepokoiło.
- I obiecaj, że nie naślesz nikogo na niego. - po moich słowach przeklął pod nosem. 

- Obiecuję.. ale jeżeli jeszcze raz.. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Nie będzie następnego razu. - powiedziałam stanowczo, głaszcząc dłońmi jego włosy
.
 

* * *
Dobra, 50, który totalnie mi nie wyszedł... wybaczcie :c Wynagrodzę to, obiecuję! <3
Laski, pisać w komentarzach, czy chcecie w następnym rozdziale coś pikantnego ; )
A do porządnej "sceny" potrzebne 10 komentów. Zaniedbujecie to ostatnio, a mi się przykro robi :c :c :C


niedziela, 20 stycznia 2013

Forty-ninth Dream

Music: 1D - Moments


Słowa ośmiolatki echem odbijały się w mojej głowie. Cały mózg zalała brutalna fala bolesnej rozpaczy, z której krew ciekła gęstymi strumieniami. Bezwładność ogarnęła rozpadłe na kawałki ciało, które straciło rachubę życia. Cienkie dłonie, na których widniały pulsujące żyły, drżały bez opamiętania. Czaszkę rozpychały metalowe kolce, coraz głębiej wbijające się w kości. Krzyk rozdarcia wydobywający się z mojego gardła, zdawał się być niewystarczający do wyładowania obłędu, który ogarnął moją psychikę. Powietrze docierające do płuc było niczym toksyczna dawka parujących łez, które gromadziły się w pomieszczeniu. Oczy zatopione w słonym oceanie, piekły przy każdym mrugnięciu. Euforia ogarniająca każdą cząstkę mnie, próbowała nie dopuścić do realiów niedawno uzyskanej informacji.
Jednak to nie był sen.
To był istny koszmar.
- Siostro, proszę podać jej podwójną dawkę uspakajającą.
Ślina płynąca kącikami ust, powoli ściekała na wyblakłe, szpitalne panele. Dłonie nieustannie trzymające mnie w pasie, stanowczo nie pozwalały mi wpaść w kałużę gorzkich wymiocin.
- Zabierzcie ją do sali obok.
Organizm nie stawiał najmniejszego oporu. Odizolował się od całego chaosu panującego poza cienką barierą. Był sam na sam, analizując od początku do końca, od litery do litery, aż do pierwszego zaczerpnięcia powietrza.
Zayn.
Promyk nadziei, który rozbudził światło wewnątrz mojej duszy, miał niebawem zgasnąć już na zawsze. Kropla ciepła, która rozgrzała moje serce, miała niebawem ostygnąć. Iskierka, która dodała błysku moim oczom, miała niebawem zniknąć. Obudził we mnie nie znane mi wcześniej uczucia. Sprawił, że moje serce zaczęło bić. I tylko on posiada do niego jeden jedyny, niemożliwy do dorobienia klucz.

Ocknęłam się przykryta białą, matową pościelą. Rozejrzałam się dookoła. Na krześle tuż obok siedział Harry. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie, że jego myślą są daleko po za jego ciałem. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, a w kącikach jego oczu nagromadziły się łzy.
- Sophie... - jego zachrypnięty głos zadrżał. - Tak.. tak mi przykro...
- Co.. co powiedział? - roztrzęsiony skrzek wydobył się z mojego gardła.
- Powiedział, że to nowotwór złośliwy w zaawansowanym stadium. Za tydzień Zayn będzie miał chemioterapię. - gorzka gula, którą próbowałam przełknąć, wycisnęła kolejne łzy na moje policzki.
- Jakim cudem..? - wyszeptałam.
- Chodził z guzem.. dosyć długo.. zaczął się przenosić na inne narządy..
- Pierdolone papierosy.
- Też się do tego przyczyniły.. Ale tylko przyczyniły. To czynniki zewnętrzne tak wpłynęły... To.. to los tak wpłynął. - gdyby tylko płacz łagodził mój ból...
- Gdzie on jest? - wychrypiałam.
- Śpi... jest już po rozmowie z lekarzem i rodzicami. Wie o swojej chorobie - przełknęłam głośno ślinę. Na pewno nie śpi. Nie byłby wstanie zasnąć po tym, gdyby otrzymał taką informację. Jeszcze na dodatek nie było mnie przy nim.. nie było mnie wtedy, kiedy mnie potrzebował...
- Zaprowadź mnie. - powiedziałam, powoli wstając z łóżka i poprawiając bandaż, który podwinął się na gipsie.
- Nie wiem, czy... - zgromiłam go wzrokiem. Jednak kiedy zobaczyłam jego zielone tęczówki, które z taką troską wpatrywały się we mnie, coś we mnie pękło.
Przyciągnęłam go do siebie za kark i wtuliłam się w jego ciepłą bluzę. Czułam jego łzy, beztrosko spływające po mojej szyi. Sama nie potrafiłam powstrzymać własnych.
- Harry.. ja nie chcę go stracić.. Nie potrafię.. On nie może odejść.. Za bardzo go kocham.. jest dla mnie wszystkim.. Bez niego nic już nie będzie miało sensu...On jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało.. Żadne słowa nie potrafią tego wyrazić.. żadne... kocham go całą sobą- chłopak odsunął się ode mnie, po czym odgarnął blond kosmyk z mojej twarzy.
- Sophie.. Spotkanie kogoś, kogo pokocha się ze wzajemnością, jest wspaniałym uczuciem. Ale spotkanie bratniej duszy, którą jest dla ciebie Zayn, jest chyba jeszcze czymś wspanialszym. Bratnia dusza to ktoś, kto rozumie cię lepiej niż ktokolwiek inny, kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny.
 - Po co mi to mówisz? - spytałam, pociągając nosem.
- Ponieważ on będzie przy tobie zawsze, bez względu na wszystko. Podobno nic nie trwa wiecznie, ale ja mocno wierzę w to, że czasami miłość trwa nawet wtedy, kiedy ukochana osoba odejdzie. - kiedy dotarł do mnie sens jego słów, wybuchłam głośnym szlochem. Przygarnął mnie do siebie i zamknął w pokrzepiającym uścisku.
Przez kilka minut w ciszy przelewaliśmy ciepło, nawzajem próbując podnieść się na duchu.
- Gdzie reszta? - spytałam po długiej ciszy.
- Zabrali Malików do nas. Wszyscy są roztrzęsieni, chcieli zostać z Tobą, ale kazałem im jechać. - kiwnęłam potakująco głową.
- Zabierz mnie do niego. Muszę... muszę do niego iść. - szatyn patrzył na mnie chwilę uważnie, a po chwili westchnął cicho i chwycił mnie za biodra, pomagając wstać.
Szliśmy szerokim korytarzem, o ścianach koloru mięty. Co chwilę mijałam współczujące twarze lekarzy i pielęgniarek, co jeszcze bardziej mnie dobiło.
Chłopak uchylił delikatnie drzwi. Niepewnie pokuśtykałam do środka, a za mną wślizgnął się loczek. Odwróciłam się w jego stronę i z zakłopotania przygryzłam wargę.
- Harry.. przepraszam, ale...
- Okey, nie ma sprawy, już wychodzę. - posłał mi blady uśmiech i zniknął za framugą.
Weszłam wgłąb sali, gdzie zatrzymałam się przy białym krzesełku tuż przy łóżku ukochanego. Usiadłam powoli i z rozpaczą przypatrywałam się jego twarzy. Wyciągnęłam do przodu dłoń, która po chwili splotła się z jego długimi palcami. Gładziłam go po skórze, która ku mojej pociesze wciąż pachniała jego perfumami.
Uścisk na mojej ręce się zacisnął. Wachlarz jego długich, czarnych rzęs powoli się podniósł, ukazując brązowe tęczówki.
- Kochanie... - jego chrypkowaty głos doszedł do moich uszu. Nie mogłam się dłużej powstrzymać, chociaż toczyłam wewnętrzną walkę z moimi uczuciami. Runęłam wtulając się w jego tors, nieustannie zanosząc się szlochem. - Cii.. skarbie. proszę, nie płacz, wszystko będzie dobrze. - odpowiedziałam mocniejszym ściśnięciem jego żeber. Jegło dłoń błądziła po moich drżących plecach.
- Chcesz mnie zostawić.. - szepnęłam.
- Skarbie, proszę.. - jego głos się załamał. - Wybacz mi.. wybacz, nie wiedziałem.. myślałem, że to bzdura. - zdębiała odsunęłam się od niego na parę centymetrów i z niedowierzaniem przyglądałam się jego oczom.
- Coś Ty powiedział?! Czy.. czy Ty chcesz mi powiedzieć, że wiedziałeś?! Że wiedziałeś, że jesteś chory?! - spytałam z przerażeniem.
- Nie.. nie skarbie. Nie wiedziałem tego, bo to zignorowałem. Ale miałem różne objawy, typowe dla.. dla raka. - przy ostatnim wyrazie jego głos zadrżał.
- Jak mogłeś Zayn?! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Tylko nie wciskaj mi, że nie chciałeś mnie martwić.. Obiecałeś, że nigdy mnie nie okłamiesz.. że będziesz mówił mi o wszystkim.. że..że mnie już nigdy więcej nie opuścisz! - mój szloch przemienił się w histerię.
- Kochanie, nie uspokój się, proszę.. W przyszłym tygodni mam operację. Po niej wszystko będzie jak dawniej. - uśmiechnął się do mnie blado, a przez ten mały gest moje serce zalała fala nadziei. Może faktycznie są szanse.. Może on wyzdrowieje.. Lekarze zrobią wszystko. Muszą... nie mają wyboru.
Odgarnęłam włosy z twarzy i przetarłam łzy. Lustrowałam go wzrokiem w poszukiwaniu jakiś niepokojących oznak jego choroby.
- Schudłeś strasznie. - westchnął głośno i przyciągnął mnie do siebie, całując w głowę.
- Pocałuj mnie, proszę. - powiedział, muskając wargami moje czoło. Podniosłam się wyżej i delikatnie dotknęłam jego warg własnymi. Przyciągnął mnie do siebie i wsunął język do środka. Pieścił i ssał moje podniebienie, coraz bardziej zagłębiając się we mnie. Oplótł mój kark dłońmi, przyciskając mnie do swojej piersi.
- Bałem się.. - wyszeptał po chwili ciszy.
- Czego? - wymruczałam,  kreśląc kółka na jego szyi.
- Tego, że jak się dowiesz o mojej chorobie, to mnie zostawisz.
- Jak mogłeś tak myśleć.. - powiedziałam gorzkim tonem.
- Właśnie też tego nie rozumiem.. - mruknął, składając buziaka na moim nosie.
- Wyjdziemy z tego razem, Zayn.
- Nie wątpię w to, Sophie...


                              

***
Zbliżamy się do 50 : ) 
Sophie

piątek, 18 stycznia 2013

Forty-eighth Dream

Music: WŁĄCZ KONIECZNIE

* Oczami Sophie *
Wywijałam w rytmie muzyki razem z moim chłopakiem. Czułam jego dłonie na swoich biodrach. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, jakim cudem jestem taką szczęściarą. Znalazłam miłość swojego życia w tak młodym wieku.. Niewielu się to udaje. Teraz wpatrzona w jego czekoladowe tęczówki, szeroki, beztroski uśmiech, byłam pewna, że to ten jedyny. Przybliżyłam twarz do jego ucha.
- Kocham Cię Zayn. - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie, z ogromnym uczuciem pocałował. Świat wokół nie istniał. Był tylko on i jego dotyk. Jego ciepło, jego pieszczota, jego silne, umięśnione ramiona oplatające moją talię. Drżałam pod wpływem jego ciała. Odsunęłam się, żeby móc ponownie zatonąć w jego magicznych oczach. Coś było nie tak. Uśmiech na jego twarzy w pewnym momencie zbladł. Kropelka potu pociekła po jego czole. Wzrok stał się nieobecny, jakby przysłonięty jasną tkaniną.
- Zayn? - spytałam. Chłopak nie odezwał się, tylko spojrzał na mnie zmartwiony. - Skarbie, źle się czujesz?
- Ja.. ja muszę usiąść - powiedział, chwytając się za skronie. Wzięłam go awaryjnie pod ramię i zaczęłam ciągnąć w kierunku kanapy.
W jednej sekundzie jego ciało stało się bezwładne. Czułam, jak upadam pod jego ciężarem.
- Zayn?! ZAYN?! - spanikowana wzięłam go na kolana. Chłopak był nieprzytomny. Gorączkowo klepałam go po policzku. Przecież nie pił zbyt wiele, więc jak to możliwe?!
- STOP! STOP! - darłam się jak pętana. Dzięki bogu ktoś wysłuchał moich modłów i muzyka ucichła. Łzy ciekły mi po policzkach. Z daleka doszły mnie jedynie krzyki ludzi. Patrzyłam na jego nieprzytomną twarz. Podbiegł do mnie Liam, który z przerażeniem w oczach patrzył na mnie przepraszająco. Bez zastanowienia zrobiłam kilka sztucznych oddechów.
- To na nic, Sophie.. - złość, która gromadziła się wewnątrz mnie, miała lada moment wybuchnąć.
- WEZWAŁ KTOŚ TO POGOTOWIE?! - ryknęłam głośno.
Najgorsza jest ta bezradność, kiedy patrzysz na cierpienie najbliższej Ci osoby.
Wszystko działo się tak szybko. Przyjechali sanitariusze i wyciągnęli go z moich ramion. Kuśtykałam z nogą w gipsie obok noszy, trzymając go za rękę. Nie interesowały mnie komendy ratowników. Wiedziałam, że nie mogę go zostawić. Wpakowali go do karetki, gdzie zabronili mi wejść. Miałam ochotę przywalić lekarzowi, jednak w porę stanowcze dłonie Styles'a powstrzymały mnie od tego. Chłopak wziął mnie na ręce i wsadził do samochodu. Wtulona w jego włosy łkałam bezradnie. Liam usiadł obok  i objął mnie pocieszająco ramieniem. Louis wsadził kluczyki do stacyjki i ruszyliśmy z piskiem opon. Alkohol i potworny stres spowodował, że straciłam orientację. Myślami byłam jedynie przy Zayn'ie. Znalazłam się w szpitalu, Liam niósł mnie w kierunku schodów. Porozmawiał chwilę z lekarzem, jednak byłam w zbyt wielkim szoku, żeby słuchać. Znów chwycił mnie za biodra i zaczął ciągnąć w kierunku sali, na której leżał Malik.
Był podłączony do aparatury. Wyglądał przerażająco blado. Chwyciłam jego dłoń i.. nie potrafiłam powstrzymać łez. Serce krwawiło, a niewiedza doprowadzała mnie do furii.

- Zayn..? Skarbie? - łzy ciekły po policzkach. Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Przyglądałam się jego smutnej twarzy. To było jak wbicie noża w serce. Daddy delikatnie posadził mnie na łóżku. Pogładziłam policzek mulata, przejechałam dłoniom po jego skórze. Wszystko rozrywało mnie od środka. Rzuciłam się i wtuliłam w jego koszulkę. Była przesiąknięta moimi łzami. Czułam zapach jego perfum, odrobinę fajek. To musiał być zły sen. Potrząsnęłam nim jeszcze raz z nadzieją, że może ujrzę jego figlarne spojrzenie, a do moich uszu dotrze jego niski, zachrypnięty głos, który oznajmi, że to wszystko było jedynie żartem.
- Witam państwa - powiedział lekarz po sześćdziesiątce. Kiwnęliśmy głowami. Westchnął głośno, poprawiając okulary, które co chwilę zjeżdżały mu z nosa. - Proszę powiadomić jego najbliższą rodzinę. Powinni tutaj przyjechać. - bez zastanowienia sięgnęłam po telefon. Mama Zayn'a była bardzo miłą kobietą. Świetnie się dogadywałyśmy, podobnie jak z jej mężem i dziećmi.
Moje ręce drżały. Usiadłam na pobliskim fotelu, ledwo utrzymując równowagę.. Gorączkowo wybrałam numer w telefonie ukochanego. Pierwszy sygnał, drugi..
- Hej synku - usłyszałam melodyjny głos w słuchawce. Przełknęłam ślinę, próbując zatamować łzy - Halo? - wzięłam się w garść, patrząc na pokrzepiające uśmiechy przyjaciół.
- Dobry.. dobry wieczór.
- O, cześć Sophie! - zdawałam sobie sprawę, że jej głos za chwilę stanie się bliski płaczu. - Co się stało, że tak późno dzwonisz? - nie wiedziałam, jak dobrać zdania. Język zastygł mi w buzi.
- Czy jest pani teraz w domu? - mój roztrzęsiony głos rozległ się po drugiej stronie. Zapewne byłam na głośniku.
- Tak, jesteśmy tu wszyscy. Jesteś na głośnomówiącym. - usłyszałam wołania sióstr Zayn'a i głos jego taty.
- Proszę przyjechać do Londynu. - powiedziałam spokojniej.
- Ale jak to?! Co się stało?! - głucha cisza w słuchawce jeszcze bardziej mnie przeraziła.
- Zayn jest w szpitalu, powinni państwo przyjechać. Zemdlał, nie wiadomo z jakich przyczyn. Lekarz chce porozmawiać z jego rodziną.
- Boże święty.. Będziemy najszybciej, jak tylko się da. Bądź pod telefonem skarbie.
- Do zobaczenia. - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i ponownie dałam upust emocjom. Widziałam przepełnioną bólem twarz Payn'a. Bez namysłu rzuciłam się w jego ramiona i rozpłakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam być silna w takich okolicznościach. Nie wiedziałam, co mu dolega, a lekarz nie chciał nam nic powiedzieć.
Czas oczekiwania na jakiekolwiek informacje dłużył nam się niemiłosiernie. Martha razem z Niall'em mieli zamknąć imprezę. Siedziałam wtulona w Harrego i Liam'a już od prawie 3 godzin. Od czasu do czasu któryś z nich poszedł do automatu kupić picie lub coś do przekąszenia. Nie miałam ochoty jeść czegokolwiek. Było mi sucho w gardle, a ogromne nerwobóle wyciskały z moich oczu dodatkowe łzy. Chłopcy snuli teorie na temat powodu tego wypadku, niestety wszystkie z nich szybko obalałam. Nieustannie obserwowałam nieprzytomnego Zayn'a. Ani drgnął przez cały ten czas. Ledwo zauważalny, nierównomierny oddech, odsuwał czarne myśli na bok. Już wtedy zaczęłam tęsknić za jego spojrzeniem, uśmiechem i dotykiem. W pamięci odtwarzałam nasze najcudowniejsze pocałunki, wspólne noce, wszystkie te chwile, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Poczułam, jak ktoś ściska moją rękę. Odwróciłam się i napotkałam przed sobą twarz Liam'a.
- Kocie, będzie dobrze, zobaczysz. - szepnął, nie odrywając wzroku od moich oczu, w których na nowo gromadziły się łzy. Usłyszeliśmy odgłos naciskanej klamki. W drzwiach stanęła Martha z Niall'em. Od razu podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Czułam, jak głaszcze mnie energicznie po głowie. Taka bliskość wywołałą u mnie napływ emocji, co spowodowało cichy atak histerii.
- Spokojnie, już dobrze, jestem tutaj. - szeptała. Wtuliłam się w nią lekko. Za drzwiami mignęła mi sylwetka doktora. Zerwałam się z siedzenia i ruszyłam w kierunku lekarza. Emocje wzięły górę. Szarpnęłam go za ramię, na co zdziwiony odwrócił się w moją stronę.
- To jakiś żart?! Mógłby pan nas wreszcie oświecić, co dolega mojemu chłopakowi?! - podniosłam głos, a ten dupek miał czelność patrzeć na mnie ze stoickim spokojem.
- Proszę się uspokoić, nie mogę udzielać takich informacji osobom z poza rodziny. - miał już zamiar się odwrócić, jednak go przytrzymałam.
- Jakby się pan czuł?! - spytałam, patrząc na niego intensywnie. - Jakby się pan czuł, gdyby osoba najważniejsza w pańskim życiu leżała nieprzytomna pod aparaturom, a wszyscy dookoła by milczeli?! - po wyrazie jego twarzy odczytałam, że się zmieszał. - JAK BY SIĘ PAN CZUŁ!! - wrzasnęłam i w tym samym momencie poczułam szarpnięcie za ramiona.
- Sophie, wystarczy. - doszedł mnie głos Harrego. Wyszarpałam się z jego objęć i znów stanęłam twarzą w twarz z popieprzonym doktorkiem.
- Niech mi pan kurwa powie prawdę, bo zaraz tu eksploduję! - Styles znów chwycił mnie, jednak tym razem dwa razy mocniej.
- Przestań, Phie. Uspokój się! - głos loczka był bardziej stanowczy.
- Co do pani pytania, zasady zabraniają dzielenia się danymi z osobami niespokrewnionymi. To byłoby wykroczenie z mojej strony.
- A chuj Ci w dupę i Twoim zasadom, ty zasrana piguło!
- SOPHIE! - Harry spiorunował mnie wzrokiem. - Przepraszam za nią, nie jest sobą.

- Sophie, Harry! - doszedł nas wysoki, kobiecy głos.
- Tricia.. - powiedziałam. Tuż za mamą Zayn'a pojawił się jego tata i rodzeństwo. Wszyscy wpadli nam w ramiona.
- Panie doktorze, co się dzieje?!
- Zapraszam do biura, tam wszystko państwu wyjaśnię. - spiorunowałam go wzrokiem, co jedynie skomentował grymasem. Ruszyłam za nimi, jednak lekarz mnie powstrzymał.
- Myślę, że zasady są jasne. - powiedział lodowatym tonem, zmrużyłam oczy i posłałam mu mordercze spojrzenie.
Stałam za drzwiami, gdzie po chwili dołączyła do mnie reszta. Liam przytulił mnie do siebie, dodając tym samym odrobinę otuchy. Przyjaciółka stała wtulona w blondyna, natomiast Harry z Louisem posyłali sobie nerwowe spojrzenia. Nikomu nie było do śmiechu. Wszyscy czekali, obawiając się najgorszego.
- Gdyby.. gdyby to nie było nic poważnego, powiedziałby nam.. - wyszeptałam, zwracając tym samym uwagę przyjaciół.
- Soph.. To jest Zayn, silny chłopak. Nie możliwe, żeby coś groźnego mu dolegało. Może jakieś przesilenie czy coś. - blady uśmiech Tommlinson'a ani trochę mnie nie uspokoił. Miałam złe przeczucia.... Coś w duszy mówiło mi, że ta bajka nie skończy się happy end'em. Oby to były jedynie moje ponure myśli.
Siedzieliśmy w bolesnej ciszy już od kilkudziesięciu minut. To było dla mnie jak tortury.
Co jakiś czas słychać było dźwięk przychodzącego sms'a. Tak to każdy z nas pozostawał z własnymi myślami sam na sam. Przysypiałam na ramieniu Liam'a, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i wybiegła zza nich zapłakana Safaa.
- Safaa? - spytałam z przerażeniem. Dziewczynka wpadła mi w ramiona i rozpłakała się na dobre. - Skarbie, co się stało? - łzy zbierały mi się pod powiekami, wiedziałam.. przeczuwałam..
- Ziejn.. Siofi... o..on.. - dławiła się łzami, a jej drobne rączki zaciskały się na mojej sukience.
- Powiedz kochanie. - wszyscy w ciszy nasłuchiwali.
- Ziejn jest choly.. - zamarłam. Wyczekująco spojrzałam w jej zaczerwienione oczka.
- Na co skarbie? - szepnęłam.
- Na raka.




***
Hej laski, jestem poza krajem, ale obiecałam rozdziały, więc się z tego wywiązuję.
Jeśli chodzi o obrót sprawy... nie zabijajcie <3 :D

Do miłego śnieżnego :*

p.s. Martha, skarbie, nie denerwuj się tak bo Ci żyłka pęknie :*
Kocham Cię







poniedziałek, 14 stycznia 2013

Forty-seventh Dream

Music: Ross Copperman - Holding on and letting go

*Oczami Marthy*

Na szczęście wyciągnęłam ją na te parszywe zakupy. Te pięć odpicowanych gnojków będzie mnie po stopach całować. No fakt, wynikły z tego także pewne dobre rezultaty. chociażby szykująca się dziś wieczorem domówka.
 Łaziłyśmy po sklepach w poszukiwaniu ciekawych kreacji. Było mi głupio oszukiwać Sophie.. Jednak robiłam to dla jej dobra. Sama siebie okłamuję! Przecież wkręcam jej kity, żeby jej nie zranić i nie rozedrzeć emocjonalnie jeszcze bardziej. Ale to i tak nadejdzie, bo ten żelowaty bambus i kudłaty szczeniak nie kryją niechęci do siebie. Mam nadzieję, że po powrocie nie zastaniemy dwóch głów nadzianych na bale z ogórkami zamiast oczu. Wyrwałam się z zamysłu, podczas gdy przyjaciółka miała sobie sukienkę w stylu galaxy, Spojrzała na mnie nieśmiało. Wyglądała prześlicznie.
- Albo ją kupisz, albo przyszyję Ci ją do tyłka. - zgromiła mnie spojrzeniem, jednak posłusznie wróciła z powrotem to przebieralni. Rozejrzałam się dokoła, kiedy nagle mój wzrok zatrzymał się na wysokim blondynie.
- Chad! - krzyknęłam, zwracając przez to na siebie uwagę większości klientów.
- Martha, tęskniłem! - już po chwili znalazł się przy mnie mocno ściskając. Jak zwykle pachniał zabójczo Calvin'em Klein'em.
- Co tutaj robisz? - spytał z uśmiechem.
- A właśnie jestem z Sophie i wybieramy sukienki na dzisiejszą domówkę.
- O, świetnie! - powiedział z nutką rozczarowania w głosie. To był impuls.
- Może przyjdziesz? - jego oczy zabłysły lekko, a jego twarz wykrzywiła się w szerokim uśmiechu.
- Z miłą chęcią. - powiedział. - To o której i gdzie? - podałam mu dokładny adres i godzinę.
- Chodź, pomogę Ci znaleźć sukienkę. - powiedział, ciągnąc mnie za rękę w kierunku wyjścia. Zawahałam się.
- A co z Sophie? - przygryzłam lekko wargę.
- Oj daj spokój, chyba się na Ciebie nie obrazi? - uniósł jedną brew i z szelmowskim uśmieszkiem badał mnie wzrokiem.
- Pewnie nie. - wmawiałam sobie. Weszliśmy do kolejnego sklepu, gdzie od niechcenia przesuwałam wieszaki. Spojrzałam na twarz Chad'a. Był lekko zamyślony a jego wzrok skierowany był prosto na mnie.
- Co się tak patrzysz? - spytałam.
- Jak tam Twój chłopak? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zdziwiła mnie bardzo jego treść, jednak nie pozwoliłam po sobie tego poznać.
- No wiesz.. Ma się dobrze, jesteśmy razem.. I ogólnie tak jakoś.. - nie wiem czemu, nie potrafiłam powiedzieć przy nim jak bardzo się z Niall'em kochamy.
- To dobrze. - powiedział, a wyraz jego twarzy ani na moment się nie zmienił. - O, ta jest śliczna! - powiedział, podając mi do rąk piękną sukienkę.  Natychmiast ją przymierzyłam, pasowała jak ulał.
Zza zasłony doszedł mnie głos blondyna.
- Ejj.. pokaż się, też chcę nacieszyć oko. - mimowolnie na mojej twarzy wystąpiły rumieńce.
- Zobaczysz wieczorem. - poszliśmy do kasy, gdzie obsłużyła nas miła ekspedientka. To kiecki dorzuciłam jeszcze buty i drobny naszyjnik. Chad zabrał mnie do kawiarni, gdzie wypiliśmy po dużej Latte. Było już grubo po szóstej, a impreza miała się zacząć o ósmej. Chad odwiózł mnie pod sam dom. Ucałowałam go w policzek grożąc, że jak się nie zjawi, to może liczyć na to, że obudzi się bez włosów. Skomentował to jedynie głośnym śmiechem.Wyjęłam kluczyki i weszłam do mieszkania. W salonie paliło się światło. Jak się okazało, siedziała tam moja przyjaciółka, robiąc sobie kreski nad górną powieką.
- Heej.. - mruknęłam niepewnie. Wystawiła rękę, uciszając mnie tym samym.
- Nic nie mów. - wyczułam jad w jej głosie. Oj niedobrze,wkurzyłam tygryska.
W ciszy poszłam wziąć prysznic i umyć włosy. Stanęłam przed lustrem, nie wiedząc, jak wziąć się za makijaż. Wyszłam z toalety i nerwowo łaziłam po pokoju. W drzwiach nonszalancko stała Sophie z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ta wywróciła oczami i podeszła do mnie, chwytając za rękę. Pociągnęła mnie w kierunku salonu i siłą wepchnęła na kanapę. Wolałam się nie odzywać. Lepiej nie zadzierać z nią, kiedy pohamowuje gniew. Ta wzięła podkład i zaczęła tworzyć na mojej twarzy cuda. Następnie podłączyła lokówkę. Szczęściarze same z siebie się włosy kręciły, dlatego nie potrzebowała takich bajerów. Kiedy chciałam z ciekawości dotknąć loczków, ta bezczelnie trąciła mnie w palec tym rozgrzanym dziadostwem, na co warknęłam głośno. W pół do ósmej byłyśmy gotowe. Przyznam, że wyglądałyśmy powalająco w naszych nowych sukienkach i przepięknych makijażach. Chwyciłam kopertówkę i wyszłam razem z blondynką z mieszkania. Pojechałyśmy jej alfą, bo i tak planowałyśmy zostać u chłopców na noc.
Po około 15 minutach znajdowałyśmy się pod domem 1D. Sophie zaparkowała tuż obok Range Rover'a Harrego, po czym z godnością księżniczek kroczyłyśmy w kierunku drzwi.
Otworzył nam jakiś obcy facet z wielkim bananem na twarzy.
- No witam szanowną Katie i Mia'e. Zapraszamy, zapraszamy. - spojrzałyśmy po sobie i już chciałam się odezwać, kiedy Sophie zasłoniła mi usta dłoniom.
- Daj spokój. Pewnie jak był mały, to matka robiła mu inhalację z czystego zielska - parsknęłam śmiechem, a następnie ściągnęłam płaszcz. Obok mnie teleportował się nagle Louis, który ku mojemu przerażeniu, wziął mnie na ręce i zaczął biegać po opustoszałym salonie.
- Znalazła się, znalazła! A nie mówiłem, HORAN?! - zaczął się drzeć jak opętany, przez co przyłożyłam mu plaskaczem w czoło. Po chwili ktoś wyszarpał mnie z objęć Marchewkowicza i mocno przytulił. Trudno się oczywiście domyślić, kim był ten uroczy młodzieniec. Bez problemu odnalazłam jego usta i złączyłam nas w soczystym pocałunku.
- Witaj skarbie - wymruczał mi do ucha, przez co zalała mnie fala ciepła. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Było już paru gości, jednak zapewne tłumy zwalą się za około 15 minut. Podreptałam w kierunku kuchni razem z blond kartoflem, który uczepił się moich bioder.
- Nialler, odczep się kotku. - powiedziałam nonszalancko. Ten w ramach buntu przykleił się jeszcze bardziej. Jęknęłam cicho.
- Harryyy! Harold! Gustaw! - loczek spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Słucham Cię moja droga - podszedł i obrzucił nas krótkim spojrzeniem.
- Raaatuuuuj... - zawyłam. Chłopak zniknął na chwilę w spiżarni, po czym wyszedł ze słoikiem nutelli i wielką łychą.
- Kici kici kiiiciii... Horanek, paczaj, co pan maaa.. - machał mu łyżką przed nosem. Wiedziałam, że wstrzemięźliwość Nialler'a nie potrwa długo, jednak ku mojemu zdziwieniu odezwał się głosem męczennika.
- Przykro mi, pokręcony szopie, ale ja mam tu coś znacznie słodszego od nutelli. - w całym domu nastała cisza. Wszyscy z niedowierzaniem przyglądali się żarłokowi z otwartymi buziami.
- Czy... czy ja się właśnie przesłyszałem? Czy Horan wyrzekł się żarcia?! - spytał ze zdumieniem Liam. Do kuchni wleciała Sophie, a jej dłoń mocno ściskał Zayn. Blondynka na widok naszych twarzy ryknęła głośnym śmiechem, potykając się o nogi swojego kochasia i lądując tyłkiem na podłodze. Głośny brecht wszystkich zgromadzonych rozniósł się po domu.
- Choć skarbie, przejdziemy się. - mruknął mi do ucha irlandczyk, po czym opuściliśmy dom. Szłam wtulona w jego bok, czując na plecach jego gładkie palce.
- Tęskniłem.. - mruknął, prawie niesłyszalnie.
Nasze życie ostatnio było niezwykle pokręcone... Było więcej złych, niżeli dobrych momentów. Nic nie idzie po naszej myśli, nie potrafimy zapanować nad losem. Każda następna minuta jest jedną nie wiadomą, która może przynieść nieoczekiwane sprawy. Dlatego powinniśmy cieszyć się każdą momentem, każdym ciepłem i spojrzeniem. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Już nie raz przekonałam się o tym na własnej skórze.
- Ja też.. Mam nadzieję, że ten koszmar się skończy. - powiedziałam na wydechu. Poczułam, jak przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej. Ciepło i uczucie, które od niego emanowało, opatulało mnie tarczą bezpieczeństwa. Jego bliskość była jak balsam na moje zmęczone serce.
- I jak było na zakupach? - zatkało mnie. Zapewne mój chłopak nie będzie zadowolony, jak powiem mu, że byłam z Chad'em. A z jednej strony... ten oto człek ma się zjawić na imprezie. Chyba należałoby przygotować na to żarłoka.
- No.. kupiłyśmy sobie sukienki - powiedziałam, wskazując na moją kieckę, a potem spojrzałam głęboko w jego ucieszone oczy. - No a ptm sptklam.. e z adem... - powiedziałam przez zęby.
- Co zrobiłaś? - uniósł jedną brew w górę.
- spotam...se...z... hadm.. - powiedziałam już trochę głośniej. Widząc znak zapytania malujący się na jego twarzy, westchnęłam głośno i przystanęłam. - Spotkałam się z Chad'em. - jego twarz momentalnie się napięła. Ścisnął wargi w prostą kreskę. Ups.. Zły Horanek... To nic dobrego nie zwiastuje. - Niall.. - zaczęłam, laserowana spojrzeniem. - my jesteśmy tylko kumplami, zrozum to wreszcie.. - powiedziałam z niezadowoleniem. Chłopak westchnął głośno.
- Eh.. przepraszam kocie... Po prostu jestem zazdrosny o Ciebie, zrozum - cmoknął mnie w usta.
- No i zaprosiłam go na imprezę. - widać było, że tego się nie spodziewał. - Proszę, bądź miły...

- Masz zapewniony monitoring przez całą potańcówkę. - zaśmiałam się tylko i wspięłam na palce, żeby mieć lepszy wgląd na jego usta.
Szliśmy w kierunku domu, kiedy do naszych uszu zaczęła docierać muzyka.
- Woho, impreza trwa, a nas na niej nie ma? - spytał z wyrzutem Niall.
- Chodźmy! - krzyknęłam, po czym pociągnęłam go za rękę i porwałam do domu 1D.
W środku panował gwar, światła były zgaszone, jedynie migała dyskotekowa lampa. Mają znajomości to i mają sprzęt. W korytarzu Horan pociągnął mnie znienacka i przywarł do ściany. Dłonią przejechał po moim zarumienionym policzku, a jego usta błądziły w okolicy mojej szyi.
- Może zerwiemy się troszkę wcześniej z imprezy..? - spytał, zafascynowany składaniem pocałunków na mojej skórze.
- Mo..może.. - wyjąkałam. Podciągnął mnie za uda, żebym mogła opleść go nogami. Wtedy napotkał moje usta i złączył nas w niepohamowanym od żądzy pocałunku. Łapczywie ssał mój język, nie pozwalając choć na chwilę wyplątać się z jego uścisku. Horan był starszy... i silniejszy.. Ta myśl mnie dodatkowo podnieciła.
- Ale... - powiedziałam między pocałunkami. - potem. - wysapałam, odrywając się od niego. Przez jego twarz przeszedł cień rozczarowania, jednak po chwili pojawił się na niej cwany uśmieszek.
- Trzymam za słowo... bo jak nie, to przestanę być taki grzeczny. - zaśmiałam się cicho i ostatni raz cmoknęłam go w usta.
Weszliśmy do środka, gdzie aż roiło się od ludzi. Wzrokiem lustrowałam każdego, próbując doszukać się znajomych twarzy. Nagle poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i dostrzegłam uśmiechniętego Chad'a. Odsunęłam się od Horan'a i przytuliłam gościa. Mój chłopak chrząknął głośno, próbując przekrzyczeć muzykę. 

- Cześć Chad. - odezwał się. Uścisnęli sobie dłonie. Byłam z mojego blondaska naprawdę dumna.
- Przyszedłem z kolegami, nie obrazisz się? - skierował to pytanie raczej do mnie.
- Nie, nie! To bardzo dobrze! - uśmiechnęłam się i pociągnęłam mojego chłopaka w stronę kuchni, gdzie mieściła się cała fabryka drinków. Na stołku siedziała Sophie. Podeszłam do niej i mocno przytuliłam.
- Już się nie gniewasz? - spytałam najsłodszym głosikiem, na jaki było mnie stać. Ta z lekkim uśmieszkiem przewróciła oczami. W mieszkaniu nie była zbyt szczęśliwa, kiedy jej powiedziałam, dla kogo ją olałam. Przyjrzałam jej się bardziej i wtedy dostrzegłam jej mocne rumieńce na twarzy.
- Jesteś czerwona jak burak! - ona zrobiła zaskoczoną minę, a po chwili zrobiła się wręcz bordowa.
- Byłaś z Malikiem! - prawie że krzyknęłam. Ta uciekła wzrokiem i zaczęła nerwowo bawić się kosmykiem włosów. - Uuu... Phie.. nie wiedziałam, że Ty taka.. - wtedy oberwałam od niej w łeb i na tym skończyło się moje doprowadzanie jej do szału. Szedł w naszym kierunku Ziall z tacką pełną drinków. Zayn objął Sophie i ucałował w szyję. Spłonęła kolejnym rumieńcem.
- Nie wiem Malik, coś Ty jej zrobił, ale jest już czerwona do granic możliwości. - wszyscy ryknęliśmy śmiechem, a Sophie chciała się zapaść pod ziemię.
- Niall, nie chcę nic mówić, ale masz na ustach czerwoną szminkę. Czy to przypadek? - odgryzła się.
Po chwili zjawiła się reszta naszej paczki. Widziałam, że między Zayn'em a Harry'm była cholernie napięta atmosfera. Postanowiłam wyciągnąć wszystkich na parkiet. Szaleliśmy w rytmie LMFAO.
Kręciłam piruety, raz co raz wpadając w objęcia innego partnera. Szumiało mi w głowie, ale czułam się zajebiście. Wreszcie wpadłam w ramiona mojego ukochanego księcia. Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać. Zatopiłam się w jego ciepłych, mięciutkich wargach, leniwie błądząc językiem po jego podniebieniu. Jego dłoń zawędrowała pod moją koszulkę, a druga dotykała policzka. Przywarłam do niego jeszcze mocniej, zważając na to, że jestem pijana. Blondyn nie pozostał dłużny. Robiło się coraz goręcej. Powoli zaczęłam ciągnąć go w kierunku schodów. Oderwał się na chwilę i posłał mi łobuzerski uśmiech. Podniósł mnie i zaczął nieść, nieprzerwanie pieszcząc.
- STOP! STOP! - usłyszałam zrozpaczony krzyk Sophie. Muzyka ucichła. Na środku parkietu klęczała moje przyjaciółka z nieprzytomnym Zayn'em na kolanach. 




***
Przepraszam.. Przepraszam.. Przepraszam! Wiem, że mnie zabijecie za tak długą nieobecność i całkowicie się Wam nie dziwię :c 
Wybaczyyycie? :*
Dzięki Laski. 

Btw. to właśnie się skapnęłam, że napisałam już 47 rozdziałów O.o Masakra, co nie? :D

Pozdrrawiam ♥

środa, 9 stycznia 2013

LASENCJEEE ♥

Chciałam zakomunikować, iż aż eż ze względu na to, że w weekend zaczynają się już ferie (gkajgkajehgkjerkjaksjhrkj ♥♥♥ ) tooo.. wtedy.. i dopiero wtedy, pojawią się cheptery :D 
Przez ferie będę za granicą wylegiwać się na kanapie, jedynie wieczorami odwiedzać kluby... a tak to będę miała czas na chepterowanie! :D
I ogólnie w szkole to nękają nas jak cholera -,- jutro mam 3 sprawdziany ( bo poprawki -,- ) 
Chamstwooo?! -,-

Dobra, buźka! Lecę się uczyć pieeeePSZonej matmy ^^

niedziela, 6 stycznia 2013

Forty-sixth Dream

Music: 1D - Rock Me

Z góry przepraszam, że taki krótki :c

* Oczami Sophie * - Przepraszam... - wyszeptałam do przyjaciółki. Ta spojrzała na mnie ze zdziwieniem i koniuszkiem rękawa wytarła słony łzy spływające po jej policzkach.
- Sophie... Ty mnie nie przepraszaj... Po prostu.. Brakuje mi Ciebie. - szepnęła. Przytuliłam ją mocno do siebie, przyciskając twarz do jej milutkiego sweterka. Po chwili ciszy podniosłam wzrok i pierwszy raz od czasu wypadku.. uśmiechnęłam się. Odwzajemniła to, a po chwili niewinne uniesienie kącików ust zamieniło się w szeroki uśmiech.
- Tęskniłam.. - wyszeptałam.
- Ja też. - spojrzałam jej głęboko w oczy. - Soph.. Nie zostawiaj nas więcej.
Chwilę po tym zadzwonił mój telefon. Od razu odebrałam.

* Oczami Liam'a. *
Była już godzina 11 rano. Zayn'a nie ma od kilkunastu godzin. Zdenerwowany zwołałem pozostałą trójkę. Ich wyraz twarzy był nerwowy. Niall stukał palcem o kant blatu, Louis nerwowo miętolił rękaw bluzy, a Harry udawał, że nic go to nie interesuje. Oparłem się o zlew i podrapałem się po skroni.
- Słuchajcie, Zayn'a wciąż nie ma. - spojrzeli na mnie z miną typu " no co Ty kurwa nie powiesz ".
- Trzeba zawiadomić Paul'a. - powiedział Lou. Tak też zrobiliśmy. Rozwścieczony ochroniarz po 15 minutach zjawił się w naszym domu.
- To jak? Skoro nie odbiera, to pora zawiadomić policję. - powiedział Harry.
- Loczek ma rację. Nie ma co zwlekać. - powiedział Niall. - To celebryta, każdy ma na takiego chrapkę.
- Ja proponuję najpierw obdzwonić naszych znajomych, może zatrzymał się u któregoś z nich. - powiedziałem po chwili namysłu.
- To dobry pomysł - podsumował Paul. Przeglądaliśmy kontakty, dzwoniąc do wszystkich możliwych osób. Po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach. Moim oczom ukazała się Sophie razem z Marthą. Tej pierwszej zejście po schodach sprawiało wiele trudu. Odstawiłem kawę i podbiegłem do niej. Na mój widok posłała mi ciepły uśmiech, a jej lazurowe oczy lekko zabłysły. Przywitałem ją cichym "Hej", po czym wziąłem delikatnie na ręce i wbrew jej protestom zaniosłem do samej kuchni. Chłopcy przywitali blondynkę sztucznym uśmiechem udając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Obiecaliśmy, że nie dowie się o wczorajszym występku ani o tym, że Zayn zniknął. Nie możemy jej na to narażać.. No i przez to.. wdepnęliśmy w niezłe gówno.
- Co tak wszyscy siedzicie z nosami w komórkach? - spytała melodyjnym głosem. Spojrzeliśmy po sobie gorączkowo myśląc nad odpowiedzią.
- Chcemy kupić ubranka dla naszego... psa. - wypalił Louis, na co reszta strzeliła facepalm'a.
- Ale my nie mamy psa. - dodała ze zdziwioną miną.
- No fakt. - nastała niezręczna cisza.
- Kocham, jak coś robicie za moimi plecami. - podeszła do Harrego i wyrwała mu Iphone z ręki.
Odskakując w bok, żeby ten jej przypadkiem nie dorwał, zaczęła przewijać palcem ekran.
- Po co dzwoniłeś w przeciągu... pół godziny do 46 osób? - spytała.
- Eee boo... - zaczął Harry.
- Bo robimy imprezkę!- krzyknąłem, na co wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani.
- Fajnie. - wzruszyła ramionami i oddała loczkowi jego własność. Kiedy odwróciła się do nas tyłem, żeby nalać soku, wszyscy gorączkowo zaczęliśmy porozumiewać się na migi. Martha najbardziej z nas machała rękami, jednak nikt nie mógł jej zrozumieć. Po chwili zrobiła się czerwona z nerwów i wyrwała mi telefon z ręki. Gorączkowo stukała coś na klawiaturze, a po chwili szybko oddała mi urządzenie. Przeczytałem, a na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
- Powiedź..to.. na głos! - wysyczała.
- No gdzie są te bułki?! - powiedziałem donośnie, a po chwili wszyscy spojrzeli na mnie z miną typu "WTF" prócz Sophie.
- Zayn dzwonił do mnie jakieś 5 minut temu. Powiedział, że zaraz wróci - usiadła naprzeciwko mnie popijając zimny sok. Niall zakrztusił się śliną. Wszyscy szybko włożyliśmy telefony do kieszeni.
- A tak właściwie... To co Ty tu robisz Paul? - spytała przyjaźnie. Mężczyzna zachłysnął się kawą, a po chwili odpowiedział.
- Ja.. Przyjechałem skosić trawnik. - powiedział z uśmiechem. Spojrzeliśmy na niego z politowaniem. Wszyscy na bezdechu oczekiwali odpowiedzi Sophie.
- Paul... przyznaj się, że się po prostu za nami stęskniłeś - powiedziała uśmiechając się szeroko. Odetchnęliśmy z ulgą. Ochroniarz nie zdążył odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego zamka. Po chwili naszym oczom ukazał się Zayn. Miał nieswoje ciuchy, jednodniowy zarost, a jego grzywka opadała swobodnie na czoło. Zmierzył nas wzrokiem i od razu podbiegł do blondynki. Ta chciała go cmoknąć delikatnie w policzek, jednak on zachłannie wpił się w jej wargi. Kątem oka spostrzegłem, że Harry napiął wszystkie mięśnie, a żyłka nad jego okiem zaczęła niebezpiecznie pulsować. Kopnąłem go lekko w kostkę na co lekko się ogarnął.
- Przyniosłem bułki, kawę i pączki. - powiedział z uśmiechem Mulat, po czym odłożył produkty na blat. Musimy wygonić jakoś Sophie z domu... czeka nas ostra rozmowa z panem Bad Boy'em.  Nagle Marta poderwała się z miejsca.
- Sophie, nie ma czasu do stracenia! Musimy kupić sobie sukienki na dzisiejszą imprezę. - posłałem jej wdzięczny uśmiech, na co tylko puściła mi oczko. Ta to potrafi czytać ludziom w myślach. Phie zbytnio nie ogarnęła o co chodzi, a brunetka już ciągnęła ją w kierunku przedsionka. Po chwili usłyszeliśmy głośne "paaa!" i trzaśnięcie drzwiami. Nasz wzrok powędrował na Malik'a, który nonszalancko popijał kawę.
- Ty jebnięty bambusie! - poderwałem się z krzesła i ruszyłem w jego kierunku, jednak w porę złapał mnie Paul uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.
- To co zrobiłeś Zayn.. Było totalnym przegięciem. - powiedział donośnie ochroniarz.
- Na temat pana Styles'a to już nic nie powiesz? - zaskoczył go buntowniczym tonem.
- Styles to inna sprawa. Teraz mówimy na temat Twojej wieczornej ucieczki. - Malik poderwał się z miejsca i podparł rękoma o stół.
- Kurwa, ja mam 19 lat! Nie potrzebuję niańki!
- Kurwa, po pierwsze kurwa nie przeklinaj, a po drugie takie życie sobie wybrałeś, to teraz cierp ciało jakżeś chciało!
- Gdzie byłeś? - spytałem trochę spokojniej. - chłopak schował twarz w dłoniach, po chwili jednak usiadł na krześle i zaczął bawić się kubkiem kawy. 

- Byłem w pub'ie. Trochę wypiłem, potem na szczęście zauważył mnie kumpel. Opowiedziałem mu o całej sytuacji. Przygarnął mnie na noc do siebie. Koniec bajki. - zapadła głucha cisza, którą postanowiłem przerwać.
- Dobra, jedną kwestię mamy wyjaśnioną. Teraz kolejna. - powiedziałem, wpatrując się w niego intensywnie. - Sophie o niczym nie wie. - przytaknął głową. - mam nadzieję chłopcy - spojrzałem tu na dwóch rodzynków - że będziecie w miarę mili względem siebie. - Zayn na widok Loczka zacisnął zęby. - Zayn... - powiedziałem karcąco. Przewrócił oczami i wlepił wzrok w paczkę papierosów.
- Dobra, nie chcecie po dobroci, to nie. - powiedział Paul. - albo będziecie dobrymi aktorami, albo dziewczyny nie jadą z nami w trasę. Koniec, kropka. 



***
Wybaczcie laski, że tak długo...
Nie wypaliło pisanie na wyjeździe, więc piszę na bieżąco. Nie wiem jak będzie w tym tygodniu.. Ale ferie już w przyszłym tygodniu, wtedy możecie liczyć na rozdziały :))