niedziela, 28 października 2012

Twenty-eight Dream

Music: AL. - When you're gone

Zimny, betonowy dach wieżowca. Oparta o murek się przyglądałam się chłopakom, którzy cicho o czymś dyskutowali.
Jestem na dobrej drodze... Może jeszcze jest cień szansy, żeby odzyskać ukochanego?
- Sophie... Czy ty masz jakikolwiek pomysł, gdzie on się może znajdować? - ujrzałam zmartwioną twarz Harrego.
Właśnie. On może być wszędzie. Poszukiwania mogą trwać... latami. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam jego numer. Usłyszałam w słuchawce głos kobiety " Nie ma takiego numeru". Zrezygnowana wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni.
- Ślicznotko, ty krwawisz. - Liam chwycił mój bark, na co zawyłam cicho. Zapomniałam całkowicie o tym wypadku samochodowym. Spojrzałam na bluzkę, która była ciemnobrązowa. Zrezygnowana podniosłam wzrok w kierunku przyjaciół.
- To nic. Teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Louis, zaalarmuj wszelkie policje. Musimy go odnaleźć. Harry daj informacje do gazet, przeprowadź wywiady. Liam... chodź ze mną. Musimy sprawdzić jego rzeczy. Nie wiesz, czy jest takie miejsce, gdzie zawsze chciał pojechać?
- Do Polski.
- Dlaczego?
- Powiedział, że chciałby poznać rodzinę swojej przyszłej żony. - uśmiechnęłam się pod nosem... Kocham go. Zrobię wszystko, żeby go odnaleźć.

Przeszukiwaliśmy wszystkie szafki. Do naszych uszu docierały apele o pomoc, kierowane z radia i telewizji. Natknęłam się na stary album Mulata. Były tam jego zdjęcia z dzieciństwa. Był przesłodki. Fotka z X-Factora, pierwsze spotkanie chłopaków. Po ich minach widać, że na początku za sobą nie przepadali.
Ze środka wypadła złożona kartka papieru. Powoli ją rozwinęłam. Widniał na niej portret kruchej dziewczyny o blond włosach, rozpromienionej twarzy i słodkich dołeczkach. Jej oczy były duże i lśniące, a policzki lekko przyciemnione.
To byłam ja... Za dawnych czasów. Wesoła, pełna życia...szczęśliwa.

Odbyłam parę poważnych rozmów telefonicznych. Marta, kiedy tylko się dowiedziała, chciała wracać, jednak stanowczo jej tego zakazałam.
Pojechałam do Moonshine'a. Szczęśliwy, że wreszcie mnie zobaczył, był niezwykle posłuszny na treningu. Robił wielkie postępy. Jeszcze trochę i zaczniemy skakać.
Wszyscy czekaliśmy na jakikolwiek telefon.. znak. Cisza. Pogrążeni w swoich myślach czekali z niecierpliwością na sygnał. Zrezygnowana poszłam się wykąpać.
Położyłam się na łóżku, a moje mokre włosy opadły na miękką poduszkę. Dzisiaj spałam u chłopaków, woleli mnie nie zostawiać samej po dzisiejszym incydencie.. Prawie nie zginęłam.  Przykryłam się kołdrą i wpatrywałam w rysunek wykonany przez Zayna.
Łza pociekła po moim policzku. Jednak tym razem nie rozpaczy.. To była łza nadziei.. Nadziei na to, że wszystko będzie tak jak dawniej. Chociaż trudno w to uwierzyć.. Tyle przeszliśmy.. wszyscy. W tak krótkim czasie niezwykle się do siebie zbliżyliśmy. Jesteśmy cudowną paczką przyjaciół. Kiedy wydawało mi się to jedynie marzeniem. Teraz przyjaźnię się z Harrym, Liamem, Niallem, Louisem i Zaynem.. I mam Marthę. Ale ją mam od zawsze i na zawsze. Miejmy nadzieję, że chłopaków również. 


- Od zawsze, na zawsze - powiedział wkładając mi truskawkę w czekoladzie do ust.
- Doprawdy? - uśmiechnęłam się cwaniacko i podzieliłam z nim pysznym owocem. Zatonęliśmy w słodkim pocałunku.
- Przy Tobie jak w raju.. - objął mnie i położył na sobie. Palcami gładziłam zieloną trawę.
- Przy mnie, czyli w Londynie - uśmiechnął się szeroko.
- Wszędzie by było pięknie. - uśmiechnęłam się szczęśliwa, jego słowa niezwykle mnie wzruszyły
- Chociaż nie. - zrobiłam zdziwioną minę - Bałbym się miejsca, gdzie jest mnóstwo wody. Bałbym się, że jeden krok spowoduje, że wpadnę do niej i się utopię. I nie daj boże wciągnął bym Cię za sobą, i co wtedy? Oj nie.. Musiałbym mieć nierówno pod sufitem. Ale byłoby to najlepszym miejscem, gdzie chciałbym się zabić.  - zaśmiał się - A teraz truskaweczko moja, mogę Cię skosztować? - poruszył znacząco brwiami, co wywołało u mnie śmiech. Usiadłam na nim okrakiem, zaczepiając ręce na jego bejsbolówce. Nasze usta splotły się, a języki tańczyły dzikie tango. Jego dotyk sprawiał, że czułam się najcudowniejszą dziewczyną na świecie.

Podniosłam się gwałtownie. Dochodziło mnie głośne wołanie Liama. Wybiegłam z pokoju. Musiałam z nim koniecznie porozmawiać. Kiedy wleciałam, zobaczyłam przerażenie na jego twarzy. Wskazał ręką na telewizor. Tylko nie to.. To nie może być prawdą.

" Z naszych najświeższych źródeł wynika, że dziś koło godziny 7 p.m. sławny Brytyjski Model, Francisco Lachowski popełnił samobójstwo. Przyczyną są nam niestety nie znane. Chłopak zakupił broń, po czym strzelił sobie w głowę. Znaleziono go nieopodal największego centrum handlowego w Londynie. Agencja modeli podobnie jak fani pogrążeni są w żałobie. Straciliśmy jednego z przystojniejszych i urokliwych mężczyzn świata." - dalej nie słuchałam. Oparłam się o kanapę, ponieważ nie mogłam utrzymać równowagi. Zabiłam go.. On przeze mnie nie żyje. Tylko i wyłącznie.
- Sophie, to nie Twoja wina - Liam wziął mnie w ramiona. - jestem morderczynią. Wszystko przeze mnie. Zniszczyłam mu życie. Ba! Odebrałam je... Co teraz musi przeżywać jego rodzina.. Przyjaciele...
- To jego wybór. Nie miałaś na to wpływu.. Błagam.. - Zaniósł mnie do łóżka. Wpadłam w totalną histerię, zaczęłam wyżywać się na niewinnym Liamie, ciągnąc go za koszulę i okładając pięściami. Losie... Losie.... zabierz mnie stąd. Nie traktuj mnie jak rozrywki. Chociaż z całego mojego życia powstałaby niezła historia... Odpuść. Choć odrobinę... Nie niszcz wszystkiego, co mam... Nie odbieraj tego, co jeszcze zostało... 


Minął tydzień. Pogrzeb Francisco odbył się trzy dni po jego śmierci. Zamieniłam parę słów z jego rodziną.. Trudno było spojrzeć im w oczy. Policja nie trafiła na trop Malika, co mnie jeszcze bardziej dołowało. Siedzieliśmy pusto przed telewizorem. Hazza zajadał paluszki, Louis grał na telefonie, Liam przyglądał mi się bacznie. Ta cisza była dla nas wszystkich męcząca.
- Dłużej tak nie zniosę - wszystkie trzy pary oczu powędrowały w moją stronę. - Czy Was ta cisza nie męczy?! Nie mogę wytrzymać, kiedy Was takich widzę. Brakuje nas.. Paru... Ale to nie znaczy, ze musimy się załamywać. Musimy być dzielni i trzymać się razem. To jedyny sposób, żeby to przetrzymać. W końcu musi być dobrze. Musimy dać.. - rozpłakałam się. Sama nie wierzyłam w swoje słowa.. Próbowałam być silna, próbowałam podnieść ich odrobinę na duchu... Liam objął mnie ramieniem. Kochałam go jak brata... Wtuliłam się mocno i położyłam głowę na jego ramieniu.
- " Są wakacje, a ty siedzisz w domu? Czas gdzieś się ruszyć! Oferty last minute trwają! Co powiesz, na cudowną wycieczkę do Włoch? Może spotkasz tam wielką miłość? Gorąca Hiszpania tylko czeka, aby wystukać rytm flamenco. A może miasto na wodzie? Co powiesz na mokrą Wenecję? Jest.. - podniosłam się. Moje usta otworzyły się zszokowane.
- Pieprzone reklamy! - Louis wyłączył telewizor i wrócił do poprzedniej czynności.
- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? - chłopcy podbiegli do mnie. Na ich twarzach malował się ogromny znak zapytania.

- Wiem, gdzie jest Zayn. 



***

25 komentarzy = NN ;)

Twenty-seventh Dream


20 komentarzy - następny rozdział 
KOMENTUUUJCIEEE!

Odsunęłam się od niego gwałtownie.
- Czyś Ty oszalał ?! – nie mogłam powstrzymać złości. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Odepchnęłam go i podniosłam się z kanapy, jednak nadaremno. Po chwili leżałam przygnieciona ciężarem Francisco, który wpił się w moje usta zadając mi brutalne pocałunki, wpychając do gardła swój język. Zaczęłam się wyrywać, jednak brunet nie dawał za wygraną. Włożył rękę pod mój sweter, wbijając palce w mój brzuch, schodząc coraz niżej. Napierał na mnie z taką siłą, że zaczęłam płakać. Wsunął rękę do moich spodni. Zaczęłam kopać nogami na wszelkie strony. Drugą ręką chwycił mój podbródek i ścisnął z całej siły. Nie mogłam złapać oddechu, po chwili poczułam, jak wsunął dłoń do moich majtek i zaczął jeździć palcem po strefie intymnej. Przerażona nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Łzy leciały ciurkiem, a chłopak wpadł w przerażający rytm nie wiedząc, jaką krzywdę mi czyni. Ostatnią drogą ucieczki było wykorzystanie mojego talentu aktorskiego. Ku zdziwieniu chłopaka zaczęłam napierać na niego ustami, unosząc go lekko w górę. Puścił mój podbródek i zaczął gładzić moje piersi. Łzy przerażenia cisnęły mi się na oczy, jednak nie mogłam dać tego po sobie poznać. I wreszcie usiadłam okrakiem na chłopaku, który niezwykle zachłannie pieścił moje usta. Kiedy tylko chwyciłam jego ręce, nad którymi w tym momencie miałam władzę, zasadziłam mu w twarz sierpowego. Co tchu wybiegłam z kamienicy. Z przerażeniem stwierdziłam, że model goni mnie szaleńczym pędem. Przebiegając przez ulicę nie zauważyłam pędzącego samochodu, który nie zdążył wyhamować. Uderzył we mnie powalając mnie na ziemię. Na chwilę straciłam orientację, a do moich nozdrzy docierał zapach świeżej krwi. Zobaczyłam nieopodal sylwetkę bruneta. Adrenalina dała mi siłę. Wytężyłam ciało i niesfornie zaczęłam biec w kierunku wieżowca. We Francisco musiało coś wstąpić, to nie ten przyjazny, uśmiechnięty przystojniak, którego uważałam za przyjaciela.  Teraz zachowywał się jak bestia ścigająca swoją ofiarę. Jest naćpany.
Brakło mi tchu, mroczki pojawiały się przed oczami, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Teraz albo nigdy. Biegłam na szczyt olbrzymiego drapacza chmur, opadająca z sił. Potykając się o stopnie, kaleczyłam delikatną skórę dłoni.
- Tu Cie mam. – przede mną pojawiła się sylwetka Francisco. No tak.. winda, której panicznie się bałam. Zapominając o strachu, spojrzałam w jego źrenice. Zszokowana cofnęłam się o dwa kroki. Wcale nie był naćpany.
- Jesteś świrem! – wrzasnęłam przerażona, opierając się o ścianę. Chłopak powolnym tempem zmierzał w moim kierunku z szatańskim uśmiechem na twarzy.
- Tak, jestem. Zakochany w Tobie do szaleństwa. Zaprzątasz każdą moją myśl.. Twoje zmysłowe ciało podnieca mnie nawet odziane. Twoje wargi wołają do mnie. Twoje oczy hipnotyzują i sprawiają, że staję się Twoim poddanym Twojego serca. – podszedł bliżej i ukląkł przede mną.  – Kiedy widziałem Cię z NIM…. Kiedy widziałem, jak Cię dotyka.. pieści… trzyma za rękę. Jakimi obdarowujesz go uśmiechami… Jaka panuje między wami chemia.. Dlaczego to nie mogłem być ja?! Dlaczego to nie ja jestem na miejscu sławetnego Zayna Malika, pustego czarnucha, który bawi się kobietami!? – patrzyłam na niego zszokowana… - Ja oddałbym Ci się cały.. Oddałbym za Ciebie życie! Kochałbym Cię całym sercem… Zrobiłbym dla Ciebie wszystko- patrząc na jego zdesperowaną twarz, przebiegł mnie zimny dreszcz. Zagadka rozwiązana. Nie mogłam.. Nie potrafiłam w to uwierzyć.
- To Twoja wina. To Ty nas rozdzieliłeś, to przez Ciebie nie ma go tu ze mną! – szarpałam jego koszulę, a moje policzki ponownie stały się mokre.. Odebrał mi moją miłość… Przez niego tyle przecierpiałam.. To on sprawił, że zwątpiłam w miłość Zayna do mnie. Jak ja mogłam?!
Chłopak uronił łzę.
– Proszę Cię… Pokochaj mnie. – błagał, a jego ręka spoczęła na moim policzku.
- Nie Francisco. Moje serce należy do Zayna, a jego do mnie. Nic i nikt tego nie zmieni. – nie spodziewałam się takiej reakcji. Chłopak walnął w szybę rozbijając ją na kawałki, a po jego dłoni spływała struga krwi. Wyraz jego twarzy zmienił się momentalnie. Teraz wyglądał jak tropiciel, który właśnie znalazł swoją ofiarę i nie ma zamiaru odpuścić. Ścisnął moje ramiona.
- Musisz. Być. Moja. – wysyczał tuż nad moim uchem.
Najlepsza obrona? W jaja. Tak też zrobiłam. Francisco zgiął się w pół, puszczając mnie przy tym. Wbiegłam na dach. Podmuch wiatru rozwiał moje włosy. Zatrzymałam się dopiero przy krawędzi. Spojrzałam w dół. Ogromna przepaść, na której końcu czyhały rozpędzone konie mechaniczne.
A może skończę ze sobą? Moje życie bez Zayna nie ma sensu.. Ja bez niego nie istnieje. Jestem nikim. Duchem nieszczęścia. Zranioną, wiotką duszą.
- STÓJ! – krzyk bruneta wyrwał mnie z transu. Wspięłam się na murek i powoli odwróciłam.
- Skoczę. Przez Ciebie. Zniszczyłeś mi życie. Odebrałeś jego sens. – chłopak upadł pięć metrów przede mną. – Zabrałeś mi człowieka, którego kocham. Całym sercem. Całą sobą.
Wiesz może, jakie to jest uczucie, kiedy stoisz na krańcu i od śmierci dzieli Cię zaledwie jeden krok? Kiedy szukasz za i przeciw. A w momencie kiedy w końcu uświadamiasz sobie, że należałoby zrobić ten krok? Zaznać ukojenia? Szczęścia? Dojrzeć barw? Kiedy uświadamiasz sobie, że bez jednej istoty wszystko jest bez sensu? Kiedy pragniesz pozbyć się tego ciążącego na Twoim rozdartym sercu bólu?
To nie pieniądze… Nie prezenty ani rzeczy materialne. To przyjaciele, to rodzina, to miłość… Których teraz ranię. Martwię… Niszczę…
Dopiero, kiedy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jaką to ma naprawdę wartość i jak bardzo nam tego brakuje…
Żegnajcie.


Bolało. Jednak lot wydawał się zbyt krótki jak na 250 metrów.. To było jedynie uderzenie. I dotyk silnego ramienia. Odwróciłam się powoli. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie…
Twarz Liama. Jego przerażenie w oczach. Mówił coś.. szeptał. Jednak mój szok był zbyt wielki, żeby mój mózg mógł odebrać jakiekolwiek dźwięki. Za nami leżał rozhisteryzowany Francisco.
Chyba krzyczał. Szarpał się za włosy i kołysał z góry na dół. W oddali spostrzegłam zarys dwóch postaci. Tak.. jeden miał loki.. drugi zaś koszulkę w paski.. Tak.. Harry.. i Louis.. Przezywają ich Larrym.. Tak mi Martha mówiła… A ona jest z Niallem. W Paryżu.. Bawią się i pielęgnują swoją miłość.. Mają siebie.. samo szczęście.


Przestało szumieć. Przerażony oddech powoli się uspokajał.
- Sophie.. – ciepłe objęcia Liama… Zapach jego cudownych perfum.. Dłonie gładzące mnie po plecach.
Niepewnie wstałam. Świat zawirował.
- Francisco.
- Odejdę.. – moje oczy zapewne rozszerzyły się. - Więcej nigdy mnie nie zobaczysz… Nie zadzwonię.. Nie napiszę… Nigdy. Zapomnisz o mnie. O moim wyznaniu. Będziesz szczęśliwa.. Z Zaynem. – patrzył na mnie z miną męczennika.
- Obiecaj.
- I promise.

Nie wiem, dlaczego to uczyniłam.. Może przekonałam się na własnej skórze, co to znaczy cierpieć?
Ukucnęłam i przytuliłam go. Trwaliśmy tak chwile. Czułam jego łzy na szyi.
- Teraz mi powiedz, dlaczego Zayn wyjechał? – spojrzałam mu prosto w oczy.

-  Wtedy.. przed Twoimi urodzinami.. Znowu go śledziłem. Tylko Tym razem zaciągnąłem go w pewne miejsce. Powiedziałem.. że.. że jeżeli nie zostawi Ciebie w spokoju.. To ujawnię światu parę prawd.
Wyśmiał mnie. Wtedy zacząłem wprowadzań mój plan w życie. Powiedziałem mu, że jego ojciec dowie się o tym, że jego matka zdradziła go z moim tatą… Wtedy jego rodzina się rozpadnie. Oprócz tego powiem policji o tym, że jego ojciec był mafiozą, przez co wsadzą go za kratki. Pokazałem mu nawet podrobione umowy… . Chciałem, żeby uwierzył. Jego matkę również w to wmieszałem. To by było równoznaczne z tym, że jego siostry trafiłyby do domu dziecka. On się zaczął bronić, że przepisał by je na siebie. Nie po tym, jak zobaczył idealnie sfałszowane dowody, które jego również wpędziłyby za kratki za handel narkotykami.  Wrobiłem go. Kazałem mu wyjechać. Ale wcześniej miał złamać Ci serce. Żebyś go znienawidziła.. Żebym miał u Ciebie szanse.
- Jak mogłeś…. – spojrzał na mnie przepraszająco. Chłopcy stali równie zszokowani jak ja.
- Jeszcze dzisiaj wyjadę. Nie będę się mieszał w Twoje życie. Chociaż na zawsze pozostaniesz w moim sercu.. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Obiecuję. – przybliżył się i pocałował mnie w usta. Nie protestowałam. Było to czułe cmoknięcie. Wstał i odwrócił się ostatni raz w moją stronę.
- Kocham Cię Sophie. Wybacz mi.. – zniknął za drzwiami.

Trwaliśmy w ciszy. Cała nasza czwórka. Zagadka już prawie rozwiązana… Brakuje tylko kilku elementów układanki… Najważniejszej istoty.. Kwintesencji całej historii…

- Muszę go odnaleźć.




***
Podoba się? :)

niedziela, 21 października 2012

Twenty-sixth Dream


15 KOMENTARZY - NASTĘPNY CHEPTER

Muszę przynajmniej spróbować wziąć się w garść. Nie mogę być ciągle takim wrakiem człowieka.. Ale mam wrażenie, jakby całe powietrze zostało wypompowane z mojego życia. Niechętnie podniosłam się z łóżka i naciągnęłam na nogi szare bryczesy, a do tego luźną bluzę. Włosy związałam w roztrzepanego koczka. Poszłam do kuchni skąd wzięłam butelkę wody, która po chwili wylądowała w sportowej torbie wraz z jabłkiem i telefonem. Od niechcenia odblokowałam ekran. Jak zwykle mnóstwo połączeń nieodebranych. Wyszłam z mieszkania. Moja alfa cichutko odpaliła. Wyjechałam z głównej drogi. Stukałam lekko w kierownicę. Ruszyłam  odważniej, przekraczając dozwoloną prędkość. Poczułam narastającą adrenalinę. Kiedy pojazdy migały mi przed oczami, a ryk silnika był coraz głośniejszy, po chwili zaczęłam gwałtownie hamować. W momencie, kiedy zatrzymałam się z piskiem opon, zaczęłam analizować wszystko. Przed chwilą miałam wrażenie, jakby ktoś do mnie mówił. Ba. Czułam nawet oddech na szyi. Postać nakazała mi zwolnić. Co ja bredzę… Mam jakieś omamy.
Ponownie ruszyłam, co spowodowało, że kierowcy przestali trąbić jak opętani.  Po chwili byłam już w ośrodku. Bill przywitał mnie serdecznie i wypominał brak uśmiechu na twarzy.
Niestety… pewna część mnie zniknęła. Zniknęła razem z Zaynem. Zabrał ze sobą to, co było we mnie najlepsze. W moim ciele pozostały najgorsze cechy, a całe szczęście wyparowało.
Zaczęłam od treningu młodego, gniadego skoczka. Był wyjątkowo delikatny w pysku, tylko miał problem z wymierzaniem odległości do przeszkody. Następnym urwisem był jabłkowity ogier, którego przygotowałam do ujeżdżenia. Niedługo miały odbyć się zawody, w których powinien wystartować, a nadal bywa nieposłuszny.
Po godzinnym treningu odprowadziłam go do boksu. Następnie wróciłam do siodlarni i sięgnęłam po zużyty sprzęt karego. Mam nadzieję, że zakupy niedługo dojdą. Podeszłam pod boks ogiera. Na mój widok zarżał donośnie i zaczął ze zniecierpliwienia stukać kopytem o ziemię. Pielęgnując go, opowiadałam o moich problemach. Chodź nie potrafił mówić, sama jego obecność mi pomagała.
Opuściłam strzemię i dopięłam popręg. Odbiłam się mocno od ziemi i lekko usiadłam w siodle. Ruszyłam ścieżką prowadzącą do lasu. Stępowaliśmy pogrążeni w błogiej ciszy, którą przerywał jedynie śpiew ptaków i głuchy stukot kopyt Moonshine’a.
Wjechaliśmy na brzozową ścieżkę. Szliśmy długim tunelem, pod liściastym dachem.
To tędy wędrowałam wraz z Zaynem. To tu śpiewał dla mnie piosenkę, w której mówił, jak bardzo mnie kocha.. Tu spojrzał mi głęboko w oczy.. i tutaj ostatni raz złożył namiętny pocałunek na moich, wtedy jeszcze, uśmiechniętych wargach.
Skróciłam wodze i przyłożyłam łydki do boków konia. Posłusznie ruszył kłusem. Po dłuższym czasie wreszcie wyjechaliśmy na polną drogę, gdzie mogłam spokojnie zagalopować. Podniosłam się i popędziłam karego do galopu. Nie spodziewałam się tego, choć to był nasz pierwszy, wspólny galop. Wyrwał do przodu dzikim tempem. Skuliłam się bardziej i pozwoliłam mu rozprostować nogi.
Gnaliśmy zabójczym tempem. W moich oczach pojawiały się łzy, spowodowane huczącym wiatrem. Czułam, jak całego jego ciało pracuje. Słyszałam każdy oddech, widziałam każdy mięsień.
Ryzyko czyni to wyjątkowym.
- Dobry konik – wyszeptałam. Oplotłam rękoma szyję zwierzęcia i wtuliłam twarz w jego bujną grzywę.



*Oczami Marhy*
Nie mogłam w to uwierzyć.
Stałam na szczycie wierzy Eiffla przy zachodzie słońca, wtulona w miłość mojego życia.
- Lepszego prezentu nie mogłam sobie wymarzyć..
- Dla mnie ta chwila mogłaby trwać wiecznie – powiedział blondyn, muskając delikatnie moje wargi. Przejechałam po nich koniuszkiem języka, czując słodki smak żelek.
- Mówiłam Ci już, że mam na Ciebie ochotę? – spytałam wpatrzona w jego pełne żądzy oczy.
- Tak pięknie jeszcze nigdy.. – poczym chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Chwyciłam jego twarz w dłonie. Chłopak próbował mnie pocałować, ale przez chwilę droczyłam się z nim leciutko. W końcu chwycił moje ręce i w momencie, kiedy byłam obezwładniona, wpił się zachłannie w moje wargi. Właśnie dzisiaj. Tej nocy w Paryżu. Chciałam dopełnić nasze uczucie.
- Jedziemy do hotelu, Kocie. – mruknął seksownie i wziął mnie na ręce.
Kiedy tylko wsiedliśmy do windy, chłopak podniósł mnie i pocałował. Oplotłam go nogami. Wsadził ręce pod moją koszulkę, ja natomiast jeździłam dłonią po jego plecach. Nie zaprzestając czynności, wyciągnął kartę i otworzył drzwi od pokoju. Ze względu na to, że był to apartament, musieliśmy pokonać salon, zanim wylądowaliśmy w sypialni. Położył mnie na łóżku i podniósł się, żeby zdjąć buty. Jednak nie miałam tyle cierpliwości. Pociągnęłam go za koszulę, co spowodowało, że wylądował na mnie całym ciężarem. Dosłownie rozbierał mnie wzrokiem.
- Nialllu James’ie Horanie. To z Tobą chcę to zrobić, ponieważ… kocham Cię. – po tych słowach zepchnęłam go z siebie i usiadłam na nim okrakiem. Zaczął składać na moich ustach łapczywe pocałunki, po chwili nasze ubrania leżały rozrzucone po całym pokoju. Niall pieścił wargami każdą partię mojego ciała. Cicho jęczałam z rozkoszy, kiedy kreślił językiem kółka na moich sutkach i kiedy figlował w moich intymnych okolicach. Wreszcie przyciągnęłam go z powrotem na górę i przyssałam się do jego ust. Po chwili chłopak oderwał się, odsunął troszkę i powolnym ruchem wszedł we mnie. Jęknęłam, tylko tym razem znacznie głośniej. Wbiłam paznokcie w jego plecy, on natomiast całował moje piersi. Jego ruchy stawały się coraz szybsze i brutalniejsze. Moje ciało mimowolnie zaczęło wyginać się w łuk. Nasze przyspieszone oddechy, połączone ze skrzypieniem łóżka, wzbudzały we mnie jeszcze większe podniecenie. Jego ciało tak idealne.. Niezwykła rozkosz ogarniająca mnie, pomagała zapomnieć o bólu związanym z rozdziewiczeniem. Zawyłam głośno, oczywiście z niewyobrażalnej przyjemności po tym, jak doszedł. Niall opadł obok mnie na poduszkę, cały zdyszany. Błądziłam palcem najpierw po jego klatce piersiowej, a potem zjeżdżałam coraz niżej i zatrzymałam się na jego członku. Spojrzał na mnie z figlarnym uśmiechem. Ja natomiast cmoknęłam go w usta i wtuliłam się w jego rozgrzany tors.


*Oczami Sophie*
Wróciłam do domu padnięta. Cisnęłam torbę w kąt i od razu poleciałam do łazienki wziąć prysznic. Pachnąca nałożyłam dresy i bokserkę. Włosy swobodnie opadały mi na ramiona. 
Zawroty głowy powróciły. Oprócz tego widziałam mroczki przed oczami, a mój żołądek potwornie się skurczył. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Ból był nie do zniesienia. Waliłam pięściami o łóżko. Gdyby on tu był… karmilibyśmy się nawzajem czekoladowym budyniem, oglądali jakiś horror wtuleni w siebie, przerywając straszne sceny uroczymi pocałunkami.
Dzwonek. Wstałam i powoli się wyprostowałam. Ból był okropny, nie pozwalał mi racjonalnie myśleć. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi. Stał za nimi Liam, na którego twarzy malowała się ulga.
- Sophie! Nawet nie wiesz, jak się denerwowałem! – powiedział, poczym odwrócił się tyłem i zaczął ściągać buty.. – cieszę się, że byłaś dzisiaj w pracy – chwyciłam się za brzuch – wszystko z czasem się ułoży, zobaczysz. – upadłam na kolana. – Sooophie, czy ty mnie słyszysz? Boże, jak ja wiążę te buty. – Zaczęłam się krztusić. Wypluwałam białą maź. – SOPHIE?! – usłyszałam wrzask Liama. Nie mogłam nabrać powietrza w płuca, a żołądek rozsadzał moje wnętrzności. Niemy krzyk szatyna.. jedyne, co teraz słyszałam, to pulsujący ból w mojej głowie. Czułam, jak chłopak bierze mnie na ręce i wynosi z mieszkania. Potem to jedynie przypuszczenia…

- I co z nią? – dochodził mnie cichy głos Louisa.
- Dostała skurczu jelit. Nie jadła od bardzo długiego czasu, a z powodu stresu organizm wywołał odruch wymiotny i tak to się z kumulowało, że zaczęła krztusić się kwasem i nie mogła nabrać powietrza do płuc.
- O kurwa… - skomentował Harry.
- Wszyscy wiemy, czyja to wina. – powiedział niezadowolony Louis.
- Lou, zamknij się. Przede wszystkim teraz musimy się nią lepiej opiekować. Przynajmniej raz dziennie któreś z nas musi ją odwiedzać i sprawdzać, czy się nie zaniedbuje. Musimy udowodnić jej, że znaczy dla nas bardzo wiele – powiedział Liam, zamyślając się po chwili.
- Ale ja to doskonale wiem… - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nareszcie! – podlecieli i przytulili mnie mocno.

Po około trzech godzinach byliśmy w moim mieszkaniu. Chłopcom udało się załatwić, żebym wyszła wcześniej ze szpitala. Teraz jedynie próbowałam ich przekonać do tego, że czuję się świetnie i mogą mnie spokojnie zostawić samą. Po dłuższej chwili mi się udało i przyjaciele opuścili moje mieszkanie. Ogarnęłam trochę bałagan, który zrobiłam, a potem zrobiłam sobie gorącą czekoladę i zjadłam ryż z kurczakiem przyszykowany przez Harrego. Co pewien czas otrzymywałam sms’y od chłopaków, czy wszystko okey. Lekko podirytowana odpisywałam na nie bez entuzjazmu.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam krótkie „proszę” i ukazała mi się sylwetka wysokiego bruneta.
- Sophie..
- Cześć Francisco. – podszedł do mnie i mnie przytulił. Usiadł obok na kanapie i przyglądał mi się uważnie.
- Sophie.. zmieniłaś się.
- Wiem.
- Ale jak To?
- Każdy mi to powtarza. Każdy mówi, że wyglądam jak zombie, jak jakiś zdechlak. Tak, zdaję sobie z tego sprawę, ale to nic nie zmieni.  To tak, jakby tobie amputowano nogi. Nie potrafisz już zrobić kroku na przód. Potrzebujesz wiele czasu, zanim rana się zagoi.. Zanim znajdzie się wsparcie i odpowiednia proteza.. Potem czeka Cię jeszcze długa rehabilitacja, przyzwyczajanie się od nowa do otoczenia, nauka chodzenia od podstaw. A i tak na zawsze pozostaniesz już inny. Bo straciłeś coś bez odwrotnie. – łza kapnęła mi na rękę. Chłopak objął mnie ramieniem i spojrzał mi głęboko w oczy.
- W takim razie pomogę Ci stanąć na nogi – to powiedziawszy złożył pocałunek na moich ustach. 





***
Ostrrrroo ♥ 

niedziela, 14 października 2012

Twenty-sixth Dream

13 komentarzy = NN

* Oczami Sophie*
Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie. Widziałam, że Liam mi się przygląda. Powiedziałam ciche cześć do wszystkich, a następnie odwróciłam się i poszłam w kierunku samochodu. Chyba nie zauważyli, że odeszłam. Odpaliłam silnik i wyjechałam z parkinku. Musiałam wymyśleć jakiś plan na swoje życie. Nie mogę być pogrążona w ciągłym smutku. Wykańcza mnie to wszystko. Ostatnim posiłkiem, jaki jadłam, był kurczak od Liama. Chciałabym coś zjeść, ale nic mi nie przechodzi przez gardło. Jeszcze te mdłości. Może nie byłam dla Zayna idealna? Może za gruba? Czas zacząć chodzić na siłownię.
Nie wiem nawet jakim cudem moja podświadomość doprowadziła mnie do stajni. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.. Jednak Moonshine był istotą, która w niezwykły sposób przypominała mi o miłości do  Zayna. Musiałam zakończyć pewne sprawy.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wysiadłam z samochodu. Weszłam przez wielką bramę, i ujrzałam Billa.
- Sophie?! – Spojrzał z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się blado i ruszyłam w jego kierunku. Przytulił mnie mocno, poczym odsunął na długość swoich ramion. – Co się dzieje skarbie?! Wyglądasz…. Mizernie – zmierzył mnie, poczym spojrzał wzrokiem pełnym żalu. Westchnęłam głośno, a do moich oczu napłynęły łzy. Szef bez słowa zaprowadził mnie do biura.
- Wiem.. że nie znamy się długo, ale jeżeli ciąży Ci coś na sercu, to możesz mi się wygadać – powiedział, sącząc kawę z kubka. Spojrzałam na niego badawczo. Oznaki starości już dawno pojawiły się na jego twarzy, rzadkie, siwe włosy dodawały mu uroku staruszka. Nie chciałam z nim rozmawiać na ten temat, nie chciałam rozdrapywać jeszcze bardziej tej rany. – Chodzi o tego chłopca? – skąd.. czyżby intuicja mu podpowiedziała? Nie ważne. Kiwnęłam lekko głową.
- Bill.. ja.. chcę zrezygnować z pracy tutaj. Zbyt dużo wspomnień.. – spojrzałam na niego ze smutkiem. Filiżanka z jego dłoni wysmyknęła się na podłogę, rozlewając brązową ciesz na kafelki.
- Proszę.. Sophie.. Nie rób mi tego! Moje konie wcześniej nie odnosiły takich sukcesów, a to wszystko dzięki Tobie.. Znakomicie je trenujesz, potrafisz do nich dotrzeć jak nikt inny. Błagam. Nie porzucaj nas – spojrzał na mnie błagalnie. – przy naszym najbliższym spotkaniu chciałem zaproponować Ci podniesienie płacy. Teraz będziesz zarabiała naprawdę dużo, będziesz mogła zrezygnować z pracy w restauracji. Jesteś już rozpoznawalną trenerką, a nasza stajnia z ósmego miejsca wskoczyła na drugie. Jeszcze trochę, i będziemy najlepszą stajnią w Anglii… Ale bez Ciebie to się nie uda.
- Bill.. ja.. mi jest teraz strasznie ciężko, jestem rozdarta uczuciowo. W Nandosie pojawiam się wyjątkowo rzadko.. Nie zdziwię się, jeśli kiedy tam przyjdę, to dadzą mi kwitek i podziękują za współpracę…
- Dlatego musisz mieć robotę. Zrobię wszystko, żebyś została.. Pomyśl o tym, że przynajmniej nie będziesz musiała martwić się o pieniądze, a Twoja praca będzie polegała na rozwijaniu pasji. Czy nie można lepiej trafić? – czarował mnie jak tylko mógł. Z jednej strony… ma rację. To będą łatwo zarobione pieniądze, a przecież kocham jeździectwo, więc to dla mnie sama przyjemność. Postanowiłam spróbować.
- Dobrze Bill. Tak zrobimy. – powiedziałam z uśmiechem.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – powiedział faktycznie uradowany. Wymusiłam uśmiech.
- Już pod koniec następnego tygodnia dostaniesz 1000 funtów – zakrztusiłam się. To, że zarabiałam 500 miesięcznie, było dużo.. a teraz mam zarabiać dwukrotnie tyle? Los się do mnie uśmiechnął.
- Umowa stoi. Stwórz mi na jutro rozpiskę koni, którymi mam się zajmować i które trenować, co, jak i w jakich godzinach.
- Chciałbym Cię jeszcze o coś poprosić… - zachęciłam go machnięciem głowy. – Chodzi o to, żebyś jeździła na zawody na tych trudniejszych osobnikach.
- Dobra, nie ma sprawy. Będę jutro. Teraz jadę do Nandosa zrezygnować z roboty.
- Do zobaczenia jutro. Prześlę Ci rozkład na maila dziś wieczorem.
- Jeszcze jedna kwestia, chodzi o Moonshine.
- Na koszt stajni – zrobiłam szerokie oczy – to nie problem, nie musisz za niego płacić. Z resztą pan Malik – przerwał, kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy. – przepraszam.. Tzn.. on dofinansował trochę nasz ośrodek, więc nie ma sprawy – kiwnęłam głową i opuściłam biuro. Poszłam w kierunku wybiegów. Stanęłam przy ogrodzeniu i wyglądałam sylwetki czarnego ogiera. Przeszłam przez ogrodzenie i zaczęłam kroczyć po mokrej trawie. Kiedy zobaczyłam go iskającego się z jakimś gniadoszem przez płot, uśmiechnęłam się ze wzruszenia.
- Blacky.. – zawołałam cicho. Kary oderwał się od kolegi, a kiedy mnie ujrzał, zarżał przenikliwie i zaczął biec w moją stronę. Ledwie się przede mną zatrzymał, i poczułam jego ciepły oddech na twarzy. Zaczęłam gładzić jego aksamitny pysk. Tak bardzo się za nim stęskniłam.
- Jutro pojedziemy do lasu. Teraz muszę uciekać – ucałowałam go w grzywę i oddaliłam się w kierunku samochodu.
Po niecałych czterdziestu minutach byłam pod Nandosem. Ruszyłam w kierunku biura, gdzie zastałam mojego pracodawcę.
- Dzień dobry – przywitałam się grzecznie.
- Oh, Sophie. Miło, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością – zaśmiał się nerwowo. – Jak ty wyglądasz?! – dziękuję wszystkim za te cudowne pytania.
- Przyszłam porozmawiać w sprawie pracy..
- Ja też chciałbym Ci coś powiedzieć. Ze względu na to, że niestety bardzo rzadko Cię tu widuję i oczywiście nie wnikam, czym jest to spowodowane, muszę Ci podziękować. Przykro mi.
- Nic nie szkodzi, właśnie po to przyszłam. Chciałam zrezygnować – spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- W takim razie – podsunął mi kartkę pod nos – Musisz to podpisać – po zapoznaniu się z treścią dokumentu, złożyłam w rogu kartki swój podpis.
- Dziękuję za współpracę.
- Ja również, dowidzenia. – powiedziałam i wyszłam. Po czułam na twarzy ciepły, letni wietrzyk. Czułam się w pewnym sensie wolna. Przynajmniej poukładałam sobie parę spraw. Musiałam wziąć się w garść, nie dopuszczać żadnych myśli o nim, żeby ponownie się nie załamać. Muszę być silna. Dla przyjaciół.
Wróciłam do domu. Dopiero teraz spostrzegłam, jaki tu syf. Postanowiłam wziąć się do roboty. Opróżniłam zmywarkę, poprzecierałam blaty i ogólnie ogarnęłam kuchnię. Potem zajęłam się sprzątaniem w salonie, układaniem wszystkich porozwalanych rzeczy. Przetarłam meble, odkurzyłam podłogi, umyłam okna i wywietrzyłam pokoje.
Zrobiłam segregację swoich rzeczy, zmieniłam pościel, posprzątałam łazienkę. Mieszkanie wyglądało perfekcyjnie, a ja nie miałam na nic siły. Walnęłam się na łóżko. Kątem oka spostrzegłam laptopa. Otworzyć.. czy nie otworzyć… W końcu chwyciłam go i weszłam na Twittera. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Szybko weszłam na stronę plotkarską.
„ Zayn Malik miał dziewczynę, o której nam nie powiedział?”
„ Kim jest owa blondynka?”
„ Czy  ma ona coś wspólnego z wyjazdem Zayna?”
„ Czyżby nasz Bad Boy był zraniony przez prostaczkę?”
Obok znajdowało się mnóstwo naszych zdjęć… Robionych totalnie z ukrycia. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, że ktoś nas śledzi. Ale z jednej strony mógł o tym pomyśleć baran jeden.
A posty fanek na Twitterze.. takich hejtów to w życiu nie widziałam. Że co proszę?! Że to ja mu serce złamałam?! Że go wykorzystałam?! Świat stanął na głowie.. A te zdjęcia... Wspomnienia wróciły na dobre, bariera pękła. Wszystko działało z ogromną siłą, jakby trafił w moje serce meteoryt. Wpadłam w euforię. Znów. Nie panowałam nad sobą. Zerwałam się i poleciałam do łazienki. Znalazłam to, czego tak bardzo pragnęłam. Jedno pociągnięcie… Szczypie.. pojawia się ból… Jednak nic nie dorówna temu, który dominuje w mojej głowie. Przycisnęłam skalpel trochę mocniej. Czerwone smugi spływały wzdłuż mojej dłoni. Zjechałam po ścianie na ziemię. Już powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Nie czułam już bólu..jedynie dziwnego rodzaju ukojenie. A bezwładność, która mnie ogarnęła, była niezwykłą odskocznią od problemów. Zamknąć oczy, czy nie zamknąć.. Jeden baranek, druga owieczka, czwarty tygrysek.. piąta ucieczka...
Ocknęłam się. Na początku nie mogłam zorientować się, gdzie jestem. Leżałam w łazience, a lampa dręczyła moje oczy. Spojrzałam na buzującą dłoń.. Wczoraj było mi tak dobrze. To uczucie.. nie do opisania. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w szary, luźny sweter, bokserki i nadkolanówki. Przemyłam rękę wodą i sięgnęłam po apteczkę, z której wyciągnęłam bandaż. Po zrobieniu sobie opatrunku, chwyciłam mopa i zaczęłam ścierać krople krwi z podłogi. Wrzuciłam rzeczy do prania. Bez Marthy było tutaj jakoś tak pusto.. Bez chłopaków również.. Pewnie zapomnieli już o moim istnieniu. Zobaczyłam, że laptop od wczoraj stoi otwarty. Szybko zamknęłam kartę i siedziałam stukając w myszkę, przyglądając się pulpitowi… Na tapecie byłam ja z Zaynem.. Nasz pocałunek. Szybko ściągnęłam obraz księżyca z internetu i zmieniłam tło. Postanowiłam, że przydałoby się zrobić jakieś końskie zakupy. Weszłam na ulubioną stronę i zamówiłam nowe, skórzane sztylpy i sztyblety, dwie pary bryczesów, kurtkę, polary, rękawiczki. Oprócz tego kupiłam trochę rzeczy dla Moonshine’a. W ten sposób wydałam prawie wszystkie pieniądze. Muszę poprosić Billa, żeby wcześniej dał mi wypłatę. Zamknęłam laptopa i położyłam się na łóżku. Chwyciłam się za brzuch, w którym znów poczułam okropny skurcz. Ostatni posiłek? Sławetny kurczak Liama… Na myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze. Przez pewną osobę..

Ciekawe, gdzie on teraz jest? Co porabia? Może jest w zupełnie innej strefie czasowej i szaleje z jakąś tapeciarą w clubie? A może siedzi nad brzegiem jeziora i szkicuje naturę? Albo leży zalany w pokoju.. Nikt tego nie wie.. Chciałabym, żeby ktoś mnie przytulił.. Tak mocno.. Spojrzał na mnie z miłością.. ze zrozumieniem. Ucałował czule.. Oddał drobinkę ciepła. Wtuliłam się w mojego misia Bubu, którego mam od dzieciństwa.I zaczęłam szlochać.. cichutko.. Tak, żeby ten świat mnie nie usłyszał.. Żeby nie zranił mnie jeszcze bardziej.




****
Loveee!

Nienawidzę matmy! grrrrr.... -,-

Twenty-fiftht Dream



10 komentarzy = następny rozdział


Leżałam przykryta kocem na znanej mi kremowej kanapie. Poczułam charakterystyczny zapach, który zawsze panował w tym domu. Z jednej strony radowałam się będąc tu, ale z drugiej dotarło do mnie, że nie jest już tak samo. Poderwałam się, co wywołało u mnie  zawrót głowy. Na drugiej kanapie obok drzemał Larry wraz z Niallem i Martą. Usłyszałam krzątanie w kuchni, a potem idącego w kierunku spiżarni Liama. Spojrzał w kierunku salonu, a kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, zrobił wielkie oczy i podszedł szybko. Nie miałam siły się podnieść. Chłopak ukucnął przy mnie i zaczął gładzić mi rękę. Patrzyłam prosto w jego smutne oczy. W pewnym sensie uśmierzały trochę ból panujący wewnątrz mojego ciała. Chłopak przytulił mnie niespodziewanie. Przekroczył moją strefę osobistą, która utworzyła się wraz z pamiętnym wieczorem, dlatego trochę mnie to przestraszyło.
- Liam, puść mnie – wyszeptałam. Jednak chłopak nie posłuchał mnie, wręcz przytulił jeszcze mocniej. Powiem, że bardzo mi tego brakowało, ale teraz miałam naglą potrzebę i byłam zmuszona wyrwać się z jego ramion. Na jak szybko mi siły pozwalały, pobiegłam do toalety i w ostatniej chwili nachyliłam się nad muszlą.  Nie miałam wcześniej mdłości.. Żołądek miałam pusty od ponad dwóch dni..Z moich ust wydobywała się jedynie biała ciecz. Do tego po policzkach spływały słone łzy..
Był już 14 lipca. Na śmierć zapomniałam. Jutro są urodziny Marthy. Impreza raczej nie będzie dobrym pomysłem.. A mój humor odbija się na niej.
Z zamyślenia wyrwało mnie walenie do drzwi.
- Sophie, otwórz natychmiast, albo je wywarzę! – groził mi Liam. Wyczułam w jego głosie nutkę strachu. Martwił się o mnie, jak przyjaciel o przyjaciółkę. Jego też krzywdziłam… Zayna tu nie ma. Nie ma go w tym budynku. Czuję to. Dlaczego dopiero teraz sobie o tym przypomniałam? Bo mój mózg już nie nadąża za natłokiem tego wszystkiego.
- Są otwarte – wychrypiałam, oparta a muszlę.
- Boże święty. – podniósł mnie  i podstawił mnie pod umywalkę, gdzie przemyłam twarz i przepłukałam usta. Odwróciłam się i oparłam o chłopaka. Chodź ostatnio dużo spałam, czułam się wycieńczona.
- Musimy pogadać. – powiedziałam cicho. Zlustrował mnie dokładnie wzrokiem, badając każdy detal mojej twarzy i zatrzymując się na oczach.
- Pod pewnym warunkiem. – przewróciłam oczami. Czy oni wszyscy muszą bawić się w moją mamuśkę?! –Najpierw coś zjesz. – już chciałam protestować, jednak Payne spojrzał na mnie karcąco i pociągnął za rękę. Szurałam nogami po podłodze, kiedy w końcu dotarłam do kuchni. Liam podsadził mnie na taborecie, a sam zaczął nakładać na talerz jedzenie. Nie miałam ochoty nic jeść. Cała ta sytuacja była jakaś dziwna.. Ale muszę się poświęcić, żeby odpowiedział mi na parę pytań. Przyglądałam się mu intensywnie, chyba pierwszy raz tak nachalnie. Wcześniej nie zwracałam uwagi na to, że jest przystojny. Mam wrażenie, że jest trochę w cieniu pozostałych chłopców, bo jako jedyny ma głowę na karku.. Jest odpowiedzialny i rozsądny. Prawdziwy mężczyzna.
- To.. jakie masz pytania? – podstawił mi pod nos talerz z kurczakiem.

- Oddawaj mojego kurczaka, okrutna niewiasto! – gonił mnie po całym pokoju, a ja uciekałam z jego nóżką od kurczaka. Śmiałam się jak głupia, a kiedy wybiegłam na ogród, potknęłam się o zraszacz i leżałam na mokrej trawie. Gorzej było z kurczakiem, który poszybował hen daleko i wylądował w basenie.
- I jak ja mam go teraz wyciągnąć?! Nie umiem pływać! – Podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce. – No tak, ty go wyłowisz! – poczym wrzucił mnie do basenu. Wyszłam z wody z kawałkiem drobiu w ręce. Zayn patrzył na mnie triumfalnie, widać było, że ledwo powstrzymuje się, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem. Podobnie z resztą jak ja. Kochałam, jak odgrywaliśmy kabarety.
- Skocz po suszarkę i ręcznik, ja mu w tym czasie zrobię sztuczne oddychanie. – wbiegliśmy do domu i położyliśmy kurczaka na stole. Zayn przyniósł swoją suszarkę i podłączył ją do prądu. Ja w tym czasie reanimowałam kurczaka!
- Czas na elektrowstrząsy! – krzyknął Mulat i zaczął okładać go patelnią. Chwyciłam za suszarkę i próbowałam doprowadzić do odwodnienia kurczaka. Po skończonej akcji spojrzeliśmy na obiad Zayna. Panierka odpadła, udko było lekko zdeformowane a w dotyku  jak wilgotna guma.
-  Co z nim?! – spytał z przerażeniem Zayn.
- Niestety.. nie da się go uratować. – spojrzałam na niego, a on na mnie. Zaczęliśmy udawać głośny szloch i rzuciliśmy się sobie w ramiona. Po chwili jednak szloch przeszedł w głośny śmiech i obydwoje wylądowaliśmy na ziemi.
- Ty cwaniaro! Specjalnie mnie przytuliłaś! – powiedział z uśmieszkiem, wskazując na całą mokrą koszulkę. Uśmiechnęłam się szeroko, położyłam na nim i wpiłam w jego cudowne usta..

 Pojedyncze łzy ściekały po moich policzkach. Po chwili ocknęłam się i spojrzałam na zmartwionego Liama.
- Wcale mi się to nie podoba. – skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przyglądał mi się uważnie.
- Wspomnienia. – uśmiechnęłam się blado. To co zobaczyłam, całkowicie zbiło mi z tropu. Chłopak ścierał łzy z policzków.
- Sophie, to, co się porobiło… Ja nic nie rozumiem! Byliśmy cudownym zespołem, pojawiłyście się wy i wniosłyście jeszcze większe szczęście do naszego życia. Byliśmy najlepszym przykładem prawdziwej paczki przyjaciół, wszystko było takie kolorowe.. A nagle. Wszystko się zawaliło. Zayn odszedł bez słowa, nie mamy z nim żadnego kontaktu. Ty popadasz w paranoję, a ja nie mogę patrzeć na to, co się z tobą dzieje… Moje serce pęka na kawałeczki, kiedy widzę Ciebie w takim stanie. `Ciągle mam  przed oczami taką uśmiechniętą, pełną życia blondyneczkę.. Dla mnie idealną. Nikt już nie jest taki sam. Przeraża mnie to, że nie mam kogo uspokajać, że nie słyszę śmiechu chłopaków, Nialla grającego na gitarze… To wszystko mnie cholernie boli i czuję się za to odpowiedzialny.. ale nie mam zielonego pojęcia, co robić – spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Poderwałam się z miejsca i mocno do niego przytuliłam. Objął mnie mocno w talii i wsadził twarz w moje włosy. Obydwoje wylewaliśmy łzy. Czułam… ulgę. Ulżyło mi bardzo. Też z tego powodu, że jest ktoś, kto będzie potrafił mnie zrozumieć. Któremu tak samo jak mnie pęka serce.. I ktoś, dla kogo dużo znaczę. Teraz czułam siłę w sobie. Oderwałam się od chłopaka i wzięłam za posiłek. Było mi bardzo ciężko cokolwiek przełknąć, jednak blady uśmiech przyjaciela niezwykle mnie motywował. Po prawie 30 minutach męczarni wsadziłam talerz do zmywarki. " Grzeczna dziewczynka" doszedł mnie szept chłopaka. Chwyciłam szatyna za rękę i wyprowadziłam do ogrodu, gdzie usiedliśmy na bujanej ławce. Podwinęłam nogi i przekręciłam się twarzą do Liama. Muszę mu to opowiedzieć. Tylko problem w tym, że nie wiedziałam, od czego zacząć..

*Oczami Liama*
Widziałem, że szykuje się poważna rozmowa. Czekałem cierpliwie. To dla niej  bardzo ciężkie, zdawałem sobie z tego sprawę. Po chwili uniosła wzrok i spojrzała mi głęboko w oczy, co spowodowało dreszcze na moim ciele.
- Czekałam na niego, aż się pojawi.. dziwiło mnie to bardzo, że nie ma go na mojej imprezie urodzinowej.  Po pewnym czasie humor mnie opuścił, nie potrafiłam bawić się z myślą, że nie ma go obok – przełknęła głośno ślinę i zmarszczyła czoło – wyszłam na ogród i usiadłam na ławce. Tej tu. Patrzyłam na bajorko, kiedy ujrzałam jego odbicie. Odwróciłam się, ale wyraz jego twarzy mnie przeraził. Taki zimny.. zniesmaczony. Cholernie zabolało. I wtedy powiedział, żebyśmy się przeszli. Zaprowadził mnie do parku, szliśmy w całkowitej ciszy. W środku parku przystanął.. i.. i.. – nie mogło jej to przejść przez gardło. Te wspomnienia sprawiały jej olbrzymi ból. – I powiedział, że nic dla niego nie znaczyłam. Byłam jedynie zabawką, odskocznią od codzienności. Że mnie nie kocha i nigdy nie kochał.. byłam tylko taka naiwna, żeby w to wierzyć. Powiedział, że nie wolno mi dzwonić, pisać, ani go szukać. Zostawił mnie tam. Samą. – wybuchła płaczem. Wziąłem ją na kolana i próbowałem znaleźć sposób, żeby ją uspokoić. O co do tej całej sytuacji.. Nie pasowało mi to kompletnie. Byłem pewien, że Zayn ją kochał całym sercem, widać to było na każdym kroku.. Coś musi za tym stać.. albo ktoś. Muszę się dowiedzieć, bo ta istota siedząca na moich kolanach się wykończy.
- Liam, słuchaj. Musisz mi w czymś pomóc – przetarła łzy i spojrzała na mnie poważnie. Zachęciłem ją do dalszego mówienia. – Chodzi o to, że Martha ma jutro urodziny.. I nie chcę, żeby przeze mnie miała je popsute. Rozumiesz? Dlatego mam pewien pomysł..

*Oczami Marthy*
Wczorajszy dzień był beznadziejny. Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakieś denne seriale. Cały czas myślami byłam przy Sophie. Zniknęła gdzieś razem z Liamem. Nie martwiłam się o to, że coś jej zagraża. Jemu powierzyłabym własne życie. I mi i Niallowi brakowało bliskości między nami, jednak wiedzieliśmy, że w tym czasie nie wolną nam robić żadnych głupich rzeczy, szczególnie, że nasi przyjaciele cierpią.
Podniosłam się z łóżka i nachyliłam nad blondasem. Wyglądał uroczo, jak spał. Jego klatka piersiowa równomiernie się unosiła, a z ust wydobywało się ciche pochrapywanie. Pocałowałam go czule w usta. Ujrzałam uśmiech na jego twarzy.
- Kocham.. jak mnie tak budzisz kocie. – przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy serię namiętnych pocałunków. Błądził rękoma po moim ciele. Wiem, czego chciał.. z resztą ja też. Ale niestety nie mogliśmy sobie teraz na to pozwolić. Oderwałam się od chłopaka i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam kojący prysznic. Po niecałej godzinie obydwoje byliśmy gotowi. Niall cały czas pisał z kimś sms’y.
- Mam być zazdrosna? – spytałam. Chłopak oderwał się od ekranu i spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem.
- Absolutnie nie. – Po czym pocałował mnie w usta. Na dole było dziwnie pusto. Zrobiłam kanapki i obydwoje wtranżoliliśmy je w szybkim tempie.
- Cholera. Zapomniałem! – spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Wywiad! – poderwaliśmy się z miejsc. Ku mojemu zdziwieniu samochód wraz z szoferem czekał na nas przed bramą. Jakim cudem? Nie chciałam zadawać pytań, więc bez zastanowienia wsiadłam do pojazdu. Jechaliśmy w zupełnej ciszy już od ponad 30-stu minut.
- Niall.. co tak daleko? – spytałam znużona.
- No nie wiem.. tak wyszło – uśmiechnął się sztucznie. Coś mi tu śmierdzi, a jak dobrze wiemy, intuicja mnie nie zawodzi. W końcu zatrzymaliśmy się. Tylko ku mojemu zdziwieniu nie był to żaden budynek, tylko lotnisko.
- Niall?!? – spojrzałam na niego z wielkim znakiem zapytania. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco. Podążałam za nim przez olbrzymi korytarz. Nagle dostrzegłam pięć dobrze znanych mi sylwetek. Sophie, Liama, Louisa i Hazzy. Ku mojemu zdziwieniu wśród nich był też Francisco, widziałam, że Niall jest tak samo zdziwiony jego obecnością, co ja.
- No hej.. – powiedziałam zdziwiona. Wszyscy spojrzeli po sobie i równocześnie wrzasnęli „ HAPPY BIRTHDAY MARTHA!”. Louis wystrzelił konfetti w powietrze, reszta zaczęła dmuchać w papierowe trąbki. Zdziwił mnie widok uśmiechniętej przyjaciółki.. Jednak zdawałam sobie sprawę, że robi to tylko po to, żeby mnie uszczęśliwić. Biedaczka. Wszyscy podeszli do mnie i zaczęli wręczać mi paczuszki z prezentami. Byłam taka zszokowana całą tą sytuacją, że zapomniałam im dziękować. Wszystko było mniejszych rozmiarów, więc bez problemu wrzuciłam do torby.
- Teraz największa niespodzianka od nas wszystkich. – powiedziała z uśmiechem Sophie. Wyglądała bardzo marnie. Blada cera, podkrążone oczy, sine usteczka.
- Jedziecie na wakacje! – powiedział uradowany Louis. Kopara mi opadała, dosłownie. Rzuciłam im się w ramiona, a na samym końcu pocałowałam namiętnie Nialla.
- A co z wami? – spytałam.
- Państwo Horanowie powinni spędzić ze sobą trochę czasu – uśmiechnął się Louis.
- Maczałeś w tym palce? – spojrzałam podejrzliwie na Nialla, ten jednak uniósł ręce w geście obronnym.
- No już, bo się spóźnicie! – teraz to naprawdę byłam zaskoczona.
- Ale jak to?! Gdzie?! Co z bagażami.. – Sophie mi przerwała.
- Nie martw się siostra, wszystko już załatwione, a wasze bagaże już lecą do.. – przerwała. – gdzieś lecą – zarumieniła się lekko, dało się słyszeć, jak chłopcy odetchnęli z ulgą. – Odprawa, już wszystko załatwione. Tu macie podręczną torbę, kasę i dokumenty. Kocham was! – przytuliła nas mocno. Łzy szczęścia pociekły mi po policzkach..
- A na ile jedziemy? – spojrzałam z iskierkami w oczach.
- Nie pomyślcie sobie, że was nie chcemy.. czy coś.. – zaczął Harry.
- Harry! – skarciłam go.
- Na 3 tygodnie – powiedział triumfalnie Francisco. Przypominając nam tym samym o swojej obecności.
- No chyba żartujecie… - spojrzałam na nich z niedowierzaniem. Jednak to nie był żart. Ruszyliśmy w kierunku tunelu. Przystanęłam i gestem dłoni poprosiłam Liama na słówko.
- Liam.. opiekuj się nią. Ona ma maskę na twarzy, jestem tego pewna – kiwnął głową.
- Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna, nie martw się – uśmiechnął się blado i przytulił mnie.
- Kocham Was wszystkich! – pomachałam w stronę przyjaciół. Sophie uśmiechnęła się smutno. Nie chciałam jej zostawiać.. Ale będzie pod opieką przyjaciół, którzy nie dadzą jej skrzywdzić. Weszliśmy na pokład samolotu.
- Niall, gdzie my właściwie lecimy? – spytałam z ciekawością.
- Tego niestety  nie wiem. – Uśmiechnął się słodko i oparł głowę na moim ramieniu.








***
Ja nie chcę końca weekendu... Błagam no! Mam dość tych sprawdzianów i wszystkiego.. 
Niech mnie ktoś przytuli :c

czwartek, 11 października 2012

Twenty-fourth Dream

7 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ.

Czas leciał powoli, każda minuta wbijała nóż coraz głębiej w serce. Czułam na głowie łzy przyjaciółki. To wszystko stało się zbyt szybko. Nie powinnam do tego dopuścić.. jakim cudem poznałam miłość swojego życia w przeciągu.. miesiąca? Byłam głupia. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach, a ja przecież jestem w szarej rzeczywistości,  w życiu, w którym jest zastawionych multum pułapek i drutów kolczastych. Życie.. życie.. życie.. Po co dajesz człowiekowi nadzieję i szczęście, że potem i tak odbierasz je, na dodatek w tak brutalny sposób? Bawi cię cudze cierpienie? Gorzkie łzy, zakrwawione serce, uśmiercona dusza? Ból.. niewyobrażalny ból. Czy naprawdę jesteśmy tylko marionetkami w twoim wielkim przedstawieniu, które ma na celu zapewnienie tobie widowiska? Jeżeli zależało ci na tym, żeby zgasło we mnie światełko nadziei, to gratuluję. Udało ci się.

*Oczami Marthy*
Trzymałam tę biedną kruszynę w ramionach. Skrzywdził moją przyjaciółkę. Moją siostrę, bliźniaczkę mojej duszy… Złamał jej serce.. Nie mogłam w to uwierzyć. Stosunkowo niedawno odbyliśmy bardzo poważną rozmowę… Byłam przekonana, że ona jest dla niego całym światem.. To nie może być prawda, żeby tak ją potraktował… Coś tu się nie układa w logiczną całość…
*Oczami Liama*
Impreza była mega udana. Już żegnaliśmy się z ostatnimi gośćmi.. Dziwiło mnie jednak to, że nie widziałem od dłuższego czasu pewnych debili...
Błądziłem wzrokiem po mieszkaniu w poszukiwaniu Zayna, Sophie i Marthy. Zobaczyłem przy lodówce wesołego Nialla.
- Co tam, Twoja Muza już się zmyła? – spytałem z chytrym uśmieszkiem.  Chłopak zarumienił się lekko i spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Tak, wróciła do mieszkania. Powiedziała, że jest zmęczona. – blondyn wyszczerzył się ukazując swój przeźroczysty aparat, który można było zauważyć jedynie z bliska. No to jedna zagadka rozwiązana.
- Ciekawi mnie, gdzie jest Sophie z Zaynem – spojrzałem na Horana, kiedy próbowaliśmy posprzątać po imprezie. Było nas tylko dwóch, ponieważ sir Styles jak i sir Tomlinson wylądowali spici w swoich łóżkach. Usłyszeliśmy donośne huki tuż nad naszymi głowami.
- No to kolejna zagadka rozwiązana. Chyba domyślasz się, co robią nasze gołąbeczki? – Niall zaniósł się śmiechem. Sam nie mogłem się powstrzymać. Był świetnym przyjacielem. Chociaż na początku naszej kariery stosunki między nami były dość napięte, teraz już wiem, że nie zamieniłbym go na żadnego innego braciszka. Kiedy uporaliśmy się z butelkami, poprzestawialiśmy meble i załadowaliśmy zmywarkę, każdy z nas udał się do sypialni. Wziąłem szybki prysznic, wskoczyłem w bokserki i już po chwili znajdowałem się pod aksamitną pościelą. Myślałem jeszcze chwilę o moich przyjaciołach. Huki z pokoju obok już dawno ucichły.. Zrobiło się jakoś dziwnie cicho. Liam.. nie histeryzuj, jest środek nocy. Wszyscy poszli spać. Kiedy uspokoiłem moje myśli, dałem się wciągnąć do krainy snów..

*Oczami Zayna*
Szarpnąłem mocno zamek. Torba już po chwili spoczywała na moim ramieniu. Podszedłem do komody, na której stało nasze wspólne zdjęcie. Przejechałem delikatnie palcem po cienkiej szybce, na której pojawiła się mokra plama. Wziąłem głęboki oddech. Nie wolno mi dopuszczać żadnym myśli. Wystarczy wyłączyć się i stać neutralnym na wszystko, co nas otacza.. To poświęcenie, pozwalające chronić istoty najbliższe naszemu sercu…

*Oczami Sophie*
Głowa spoczywała na brzuchu ciemnowłosej. Czułam jej równomierny oddech, który działał kojąco na wewnętrzny ból. Podniosłam głowę. Przez zasłonę próbowały przedrzeć się leniwe promyki słońca. Przez uchylone okno docierał letni wietrzyk powodujący gęsią skórkę. Przeciągnęłam się delikatnie. Wtedy wszystko powróciło. Ból.. ból… zabijał mnie od środka, rozdzierał moje serce, każdą jego cząsteczkę. Docierał do głowy, próbując wywołać w niej eksplozję. Słyszałam okropny wrzask, powodujący dreszcze na moim ciele. Krzyk nie ustalał. Nasilał się z każdą chwilą, a ból stawał się coraz większy. Nie wytrzymam. Nie wytrzymam bez Ciebie. Minęło zaledwie parę godzin. Ale myśl.. że mogę Cię już nigdy więcej nie zobaczyć… Myśl.. że nie poczuję więcej Twojego dotyku.. nie usłyszę Twojego głosu.. Nie ujrzę przepełnionych ciepłem i uczuciem oczu, które dodawały mi pewności siebie i wiary w to, że życie jednak ma sens.. Mur, który zburzyłeś, został odbudowany. Tylko tym razem sięga aż do nieba. Czyżbym stała się daltonistką, czy to tylko moje serce nie dostrzega kolorów?
Wrzask, od którego pękały mi bębenki, wydobywał się z mojego gardła. Przyjaciółka siedziała spanikowana tuż obok. Jak mogę jej to robić?! Powinnam jej powiedzieć o wszystkim.. nie chcę, żeby przeze mnie cierpiała.. sama muszę się uporać z tym bólem. Jednak na ten moment nie potrafię. Nie potrafię być silna. Nie potrafię stawić czoła życiu.. Nie chcę tego.. wolę umrzeć z wycieńczenia, jeżeli do końca mojego życia, ma w moim sercu gościć ta rażąca pustka. Mijały godziny. Martha podstawiała mi pod nos jedzenie. Próbowała mnie zmusić do skonsumowania czegokolwiek. Wtedy wyżywałam się na niej zadając jej ciosy przykrymi słowami. Powiedziałam jej, że moje życie nie ma sensu.. że mam ochotę zgnić na tym łóżku.. Darłam się jak oszalała. Nie wiem, ile łez wylałam, jak bardzo krzywdziłam się wbijając sobie paznokcie w skórę, szarpiąc się za włosy, uderzając kończynami o pobliskie przedmioty. W każdym razie po pewnym czasie z bólu zarówno psychicznego jak i fizycznego, usnęłam.
Zobaczyłam ją siedzącą na kancie łóżka.  Ni potrafiłam spojrzeć przyjaciółce w oczy..  Nie chciałam ujrzeć w nich rozczarowania.. Bałam się, że mi tego nie wybaczy.
- Wybacz Sophie, ale to nie może tak wyglądać. Leżysz już tak drugi dzień. Jeśli nie chcesz po dobroci, jako Twoja przyjaciółka jestem zmuszona zrobić to siłą. – spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. Mówiłam, że nie chcę pomocy! Nie chcę nikogo.. No chyba że Malika.. Tutaj. Obok, Ramię w ramię, twarzą w twarz… Ale to się nie wydarzyło. Zamiast tego ujrzałam nad sobą twarz Liama, który głaskał moją rękę. Oderwałam się od jego oczu i nałożyłam na głowę poduszkę, znów chlipiąc.
- Sophie, nie radzę Ci. – powiedział spokojnie. Na oślep kopnęłam nogą, trafiając w szatyna, który po chwili spadł z łóżka. Kiedy miałam nadzieję, że odpuścił, poczułam ścisk na biodrach. W brutalny sposób wziął mnie na ręce blokując mi ruchy. Jak zwykle krzyczałam i próbowałam go w jakiś sposób uszkodzić, żebym tylko mogła wrócić do mojej oazy. Jednak nie miałam z nim szans. Był zbyt silny. Niósł mnie dzielnie po schodach, przez moje krzyki niektórzy sąsiedzi wyglądali za drzwi. Byłam wykończona. 
Poddałam się. Wtulona w ciepły tors Payna cichutko chlipałam z wyczerpania…



***
Hej Koty! ♥
Postaram się częściej dodawać..
przepraszam, że krótki ( znowu )
ale jutro mam sprawdzian, a specjalnie poświęciłam się i napisałam! ♥
Kocham Was drogie czytelniczki!

poniedziałek, 8 października 2012

Twenty-Three Dream

NASTĘPNY ROZDZIAŁ - 5 KOMENTARZY DO TEGO ^^ 
Z GÓRY PRZEPRASZAM, ŻE TAKI MEGA KRÓTKI. WYNAGRĄDZĘ TO W NASTĘNYM! :D

Po poduszce ściekały słone łzy… W mojej głowie huczało od natłoku myśli, a jednocześnie odczuwałam bolesną pustkę. Ciemność ogarniającą moją duszę, uśmiercała  ją z każdą minutą.. Teraz już jestem pewna, że  to nie były żarty. On naprawdę mnie nie kochał. Byłam tylko chwilowym oderwaniem się od rzeczywistości w jego bogato zdobionym życiu..

Chwycił mnie za rękę i usadowił na kolanach.. Czułam jego oddech na twarzy, który delikatnie pieścił moje zarumienione policzki..
- To na co masz ochotę? – wymruczał mi do ucha.
- To zależy.. czy będzie jadalne czy nie.
Uśmiechnął się szeroko i obdarzył mnie namiętnym buziakiem.
- W takim razie Lasagne.
Jego czekoladowe tęczówki błyszczały ze szczęścia. Pociągnął mnie w stronę kuchni i posadził na blacie, sam natomiast wziął się za wyciąganie potrzebnych składników. Patrzyłam na niego z zauroczeniem… Jest taki piękny, taki pociągający.. mój największy skarb. Kiedy zauważył, że mu się przyglądam, podszedł do mnie i maznął czubek mojego nosa koncentratem pomidorowym.
- Jesteś znacznie bardziej kusząca od tej lasagne.. – uśmiechnął się szelmowsko, obdarowując moją szyję delikatnymi całusami. Było mi tak dobrze.. Jego pieszczoty wstrzymywały bicie mojego serca. Jednak pewne pytanie nurtowało mnie od dłuższego czasu.
- Zayn, dlaczego ja? – na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Bo tylko ty zwróciłaś moją uwagę na siebie w tak oryginalny sposób – po tych słowach zaśmiał się dźwięcznie - Tylko ty sprawiasz, że uśmiech na mojej twarzy gości za każdym razem, kiedy ujrzę Twoją nieziemską twarz.. Tylko ty sprawiasz, że moje życie jest kolorowe.. Dzięki Tobie dorastam i staję się odpowiedzialnym mężczyzną.  Nigdy, ale to przenigdy… nie zamieniłbym Cię na jakąkolwiek inną. Moje serce bije tylko dla Ciebie.. Na zawsze.

Kolejny wybuch histerii. Kolejne emocje targały moim ciałem.. Kłamałeś. Wszystko, co mówiłeś, było jednym wielkim kłamstwem.. A ja Ci wierzyłam. Wierzyłam w każde Twoje słowo myśląc, że w końcu znalazłam szczęście w życiu i osobę, przy której boku zostanę aż po grób. Nigdy Cię nie okłamałam.. Wszystko, co mówiłam, płynęło prosto z mojego serca i było w stu procentach szczere… Każdy uśmiech, każe moje słowo, każdy dotyk, każdy czyn..
- Zośka? – to była Martha. Moja kochana Martha, która wspierała mnie na każdym kroku, która była przy mnie w każdym gorszym momencie mojego życia, która dawała mi nadzieję na lepsze jutro.. Ona nigdy mnie nie opuściła i nigdy tego nie uczyni. Jest przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebuję. Jest moim aniołem stróżem, który czuwa nade mną już od ponad czterech lat…

Deszcz walił o dachówki. Na dworze panowała przytłaczająca atmosfera. Owinięta kocem z kubkiem gorącego kakao w ręku siedziałam skulona na parapecie. Łzy spływały po moich policzkach. Jak oni mogą?! Jak mogą zabraniać spotykać mi się z przyjaciółką… Z moją bratnią duszą, osobą, która zna mnie jak nikt inny. Postawiłam zziębnięte stopy na kafelkach i ruszyłam w kierunku salonu, gdzie siedzieli moi rodzice. Dawno z nimi nie rozmawiałam,  raczej po szkole od razu lecę do mojego pokoju i zamykam się w nim na cały dzień. Niepewnie przystanęłam obok kanapy.
- Dlaczego.. – spytałam niepewnie. Wtedy dopiero oderwali się od telewizora. Ich mina wyglądała tak, jakbym była dzieckiem z psychiatryka.
- Słucham? – spytał tata surowym tonem. Jak zawsze. Ostatnio kompletnie go nie poznawałam.. Kiedyś był moim najlepszym przyjacielem, któremu mogłam powiedzieć praktycznie o wszystkim. Jednak to się zmieniło. Zmęczony pracą i ciągłymi kłótniami poddał się i dla świętego spokoju zaczął trzymać stronę matki. Zostałam sama. Brat miał swoje życie, nie interesowały go problemy 15-latki. Sama w tym wielkim, ponurym domu. Wredna, chamska, zamknięta w sobie.
- Dlaczego zabraniacie mi się spotykać z najlepszą przyjaciółką?! Czy wy nie rozumiecie tego, że kocham ją jak siostrę, której nie mam?! Że jesteśmy niezwykle do siebie podobne, mamy takie same pasje i marzenia?! Nie dociera do was, że mnie w ten sposób ranicie?! – nie dbałam wtedy o to, czy użyłam zbyt ostrego języka w stosunku do rodziców. Chcieli mojego dobra, a tak naprawdę czynili samo zło.
- Ponieważ to nie jest odpowiednia kandydatka na przyjaciółkę. Słyszeliśmy o niej dużo złych opinii, dlatego nie jesteśmy za tym, żebyś się z nią spotykała. Ma na Ciebie bardzo zły wpływ.
-Dużo złych opinii?! A od kogo to usłyszeliście?! Od jakiegoś biednego pijaka zarządzającego stajnią, który działa pod presją jego zastępczyni, która nienawidzi Marthy?! Zawsze mnie uczyliście, że trzeba samemu poznać człowieka a nie kierować się opinią innych! Ciągle mnie oszukujecie i obracacie kota ogonem! Ona ma na mnie zły wpływ?! Spójrzcie na siebie, zamiast osądzać niewinne istoty!– histeria. Kolejna w tym tygodniu. Kolejne łzy w tym dniu i niekończący się smutek…
- Głupoty opowiadasz. Nie interesuje nas to. Nie będziesz się z nią spotykać i tyle!
- Tu się mylicie. To jest moje życie. Wy już swoje przeżyliście. To ja będę decydować o sobie i o tym, jakich mam przyjaciół. Nie będziecie mi ich wybierać, nie macie do tego prawa. Musicie to w końcu zrozumieć, że podejmując za mnie wszelkie decyzje, nie zdobędę doświadczenia życiowego, bez którego zginę! Was nie interesują moje uczucia, liczą się dla was jedynie stopnie w szkole i to, co powiedzą znajomi. Nazywacie mnie trudnym dzieckiem?! To chyba naprawdę wam się w głowach poprzewracało!

Kolejny szloch. Natłok wspomnień w tak ciężkim dla mnie momencie osłabia znacznie mój organizm.. Teraz było mi już wszystko jedno. Poczułam ciepło bijące od przyjaciółki. Jest przy mnie, wspiera mnie, chociaż nie ma zielonego pojęcia, co się wydarzyło.. Cierpi razem ze mną,  chociaż nie wie czemu.. Obok mnie siedzi mój ciemnowłosy anioł, który od dłuższego czasu utrzymuje mnie przy życiu..
- On.. – słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Nie potrafiłam się z nimi jeszcze pogodzić. – On mnie nie kocha. Zostawił mnie. Wyjechał. Byłam jedynie zabawką, nic do mnie nie czuł.. Nic go nie obchodzę. Ja go tak bardzo kocham, ale on mnie nie chce! – zaczęłam dławić się łzami, słyszałam jedynie ciche pomrukiwania przyjaciółki, która kołysała mnie w ramionach.
- Kocham Cię skarbie – wyszeptała. Boże, dziękuję Ci za nią.
Za jej wielkie, pełne troski i miłości serce…
Dziękuję.

***
Przepraszam, że taki beznadziejny...
Pisałam go na szybko, wybaczcie mi. Następny będzie dłuższy i ciekawszy, mam taką nadzieję.. ♥
Dziękuję Wam ślicznie za komentarze do poprzedniego rozdziału.. Zrobiło mi się ciepło na serduszku :)