czwartek, 1 listopada 2012

Twenty-ninth Dream

Music: Coldplay- Yellow

- Boże jaka ja głupia! - jak mogłam być taką kretynką, żeby wcześniej na to nie wpaść?! 
Czy moja inteligencja sięga zera, a może mój mózg się zapowietrzył? - Co za kretynka! - rzuciłam się w kierunku schodów. Wleciałam do pokoju Liama, nie zważając na krzyki chłopaków, weszłam na stronę linii lotniczych.

* Oczami Liama*

Nie mieliśmy zielonego pojęcia, co się wydarzyło. Sophie miała jakiś przebłysk i najwidoczniej nie była skora się nim z nami podzielić. Choć krzyczałem za nią, ta potraktowała mnie jak powietrze. Nieźle zirytowany, podobnie jak moi przyjaciele, stałem nad laptopem i bacznie obserwowałem postępowania blondynki. Z największym skupieniem przebierała zgrabnymi palcami po klawiaturze, delikatnie przygryzając język. Kiedy w końcu nastała cisza, dziewczyna oparła się na krześle i westchnęła głośno. Mój wzrok przeniósł się z uroczej Polki na monitor.
- Wenecja?! - Zayn i miasto na wodzie?! To największy absurd, o jakim słyszałem! Jak ktoś, kto panicznie boi się wody, mógłby przebywać w takim miejscu?
- Tak. Jestem pewna, że tam jest. - na jej twarzy było widać zdenerwowanie..
- Wenecja?! - powtórzyłem. Nie wiem po co, ale nie mogłem w to uwierzyć.
- Tak, Wenecja do cholery Liam! - nigdy nie zrozumiem kobiet. Spojrzałem na Harrego, który podobnie jak ja nic z tego nie kumał. Jedynie Louis stał z lekko zmarszczonym czołem, myśląc nad czymś intensywnie.
- Sophie.. wybacz, ale to trochę...
- Nieprawda. - ku naszemu zdziwieniu Louis zabrał głos. - To ma sens, nawet duży. - spojrzeliśmy na niego jak na kretyna. Sophie natomiast uśmiechnęła się pod nosem. Louis, największy debil, jakiego znam... on w ogóle potrafi myśleć?! - Zobaczcie. To miejsce jest w pewnym sensie sprawdzianem jego odwagi i wytrwałości... Na pewno jest mu tam ciężko... A... to może głupie.. ale gdybym był na jego miejscu, to idealną alternatywą dla mnie byłby skok do wody. No bo wiecie... On zapewne przeżywa teraz okropne katusze.. Z tęsknoty za Sophie, i takie tam...
- Wow... Skarbie. Może jednak masz większy mózg od Kevina. - dodał Harry, czym rozbawił naszą trójkę. Jedynie Sophie siedziała zamyślona.
- Mam mało czasu. - dodała po chwili.
- Nie martw się, zdążymy ze wszystkim. - uśmiechnąłem się pocieszająco, jednak dopiero po chwili zrozumiałem sens jej słów - czy Ty... Ty powiedziałaś "mam"? - chyba nie myśli, że ja zostawimy... W życiu jej nie puszczę samej! Za bardzo ją kocham, że popełnić takie głupstwo. Jest moją cudowną siostrzyczką, której za nic nie dałbym skrzywdzić. Reakcja chłopców była podobna, wywnioskowałem to po ich minach.
- Chyba nie myślisz...że - dodał powoli Hazza. Jednak ona wstała, uciszając tym samym Loczka.
- Chłopcy.. - nerwowo bawiła się palcami, a jej wzrok śledził podłogę - Kocham Was. - odetchnęła głośno. - Ale to ja muszę tam pojechać. To sprawa  między mną a Zaynem.. Muszę sobie poradzić sama.
- Ale... Sophie... - zacząłem. Nie miałem zielonego pojęcia, co powiedzieć. Bałem się o nią. Ba! Byłem wręcz przerażony myślą, że mogę ją stracić.. Tę kruchą osóbkę, która tyle już wycierpiała z naszego powodu. Biję się z myślami, że Zayn już nie wróci... To wszystko staję się dla mnie za trudne. Jednak.. wiem, że nikomu nie zaufałbym tak, jak jej. Jest krejzolką, ale jeśli przyjdzie co do czego, daje z siebie wszystko. Powierzyłbym jej własne życie. Muszę dać jej szansę...
- Liam... zaufaj mi. - wejrzała mi głęboko w oczy tymi morskimi tęczówkami. Brakowało mi w nich tego figlarnego błysku, który towarzyszył im przed całym tym nieszczęściem.
Spojrzałem na chłopaków, którzy mieli mieszane miny.
- Sophie... Tylko obiecaj, że będziesz o siebie dbać, bo jak coś Ci się stanie.. - skąd te łzy? U twardego Daddy Direction? Teraz powoli spływały po moich policzkach. W momencie, kiedy stajesz w tak trudnej sytuacji.. I zdajesz sobie sprawę, że  możesz stracić bliską osobę.. Serce płata figle, a mózg gubi się we własnych myślach.
Poczułem ciepło jej ciała, kiedy tylko zarzuciła ręce na moją szyję. Wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia.
- Obiecuję, Daddy - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek. Podobnie uczyniła z Larrym.
- Kiedy jest ten lot?
- Za pięć godzin. - tak szybko?! Zostało nam tylko... 5 godzin?!
- Nie mamy czasu do stracenia - uśmiechnąłem się blado, choć zapewne wyglądało to bardziej jak grymas, ni jeżeli próba podniesienia na duchu.

Pojechaliśmy wszyscy razem do mieszkania Sophie, gdzie w ciągu 3 godzin uwinęliśmy się z jej bagażami. Potem poczęstowała nas słodyczami i kazała rozgościć się w salonie. Tak też zrobiliśmy. Instynkt podpowiadał nam, że w tym momencie powinniśmy zostawić ją samą.

*Oczami Sophie*


Przed chwilą załatwiłam sobie urlop. Bill rozumiał całą sytuację, dlatego przelał mi wypłatę na konto bankowe. Teraz bez problemu mogłam zapłacić za bilet i przytulny Motel, który znajdował się w centrum Wenecji. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam dłuższy prysznic i rozpromieniłam moją smutną twarz delikatnym makijażem. Ubrana usiadłam na miękkim łóżku. Przed oczami ukazała mi się przeprowadzka do Londynu. To niezwykłe szczęście, beztroskie chwile u boku przyjaciółki. Mimowolnie poczułam uśmiech na twarzy. W końcu chwyciłam telefon i wykręciłam jej numer. Po pięciu sygnałach odebrała.
- Vas Happenin!?! - krzyknęła. Wyczułam w jej głosie radość, co wywołało łzy szczęścia w moich oczach. Brakowało mi jej. Od ponad czterech lat byłyśmy uzależnione od siebie jak dwie kokainy. Teraz, kiedy nie ma jej obok, czuję pustkę. Jedynie jej głos delikatnie łata tę dziurę. - Zooosieeek! Ziemia do Ciebie!
- Vas Happenin... - dodałam ciszej, a na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Przetarłam dłonią kapiącą łzę. - Jak się bawicie?
- Jest C.U.D.O.W.N.I.E. ! Jestem w nim dosłownie zakochana do szaleństwa! Jest opiekuńczy, dowcipny, pomysłowy... świetny w łóżku! - zaśmiałam się głośno. Pierwszy raz od tak dawna.. - Ale.. przepraszam, nie powinnam o tym teraz mówić.
- Przeciwnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - uśmiechałam się do słuchawki, wyobrażając sobie, że przyjaciółka jest teraz obok mnie.
- Opowiadaj, co nowego.
- To dobre, czy to złe?
- Najpierw dobre!
- Wiem, gdzie jest Zayn. - usłyszałam krzyk zdumienia w słuchawce.
- Boże święty.. Nie gadaj! Czemu do niego nie jedziesz?! Co i jak i bla blaaa! Gadaj noo!
- Spokojnie. Jadę. Za godzinę mam lot.
- Dokąd?
- Do Wenecjii.
- Zayn&Wenecja? - wyczułam zdziwienie w jej głosie.
- Dokładnie. Ta część zagadki rozwiązana. - opowiedziałam jej całą moją teorię na ten temat.
- A ta zła wiadomość?
- To to... że.. nie jestem pewna, czy zdążę. - nastała cisza między nami.
- Słuchaj, Sophie. Bóg nie bez powodu zesłał nam ich na drogę. Nasze losy splotły się i tworzyły idealną połączenie.. To była.. próba. Dla nas wszystkich. Nie odbierze Ci go tak po prostu. Ale szykuj się na walkę. - zdziwiły mnie jej słowa.. Tak nieprawdopodobne, a jednocześnie tak zbliżone do rzeczywistości.
- Będę walczyć.
- Kocham Cię, nie zapominaj o tym. Kiedy tylko ten koszmar się skończy, będziemy musiały nadrobić stracone czasy.
- Jasne.
- Ehm.. Sophie, właśnie wychodzę z Niallem do restauracji.
- Ooo.. Ale się z niego romantyk zrobił.
- No a co! Upiekłam sobie ziemniaka, co nie? - zaczęłyśmy się śmiać jak opętane, po chwili do pokoju wszedł Liam i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Trzymaj się skarbie i korzystaj z tego czasu na maxa.
- Daję słowo. - rozłączyłam się i jeszcze chwilę patrzyłam na ekran telefonu. Liam usiadł obok i zagarnął mnie do siebie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. 

- Wierzę w Ciebie, Sophie... - spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się ciepło. Dostrzegłam w nich mnóstwo empatii i troski. Mówił to prosto z serca.
Poszliśmy do salonu, gdzie siedzieli chłopcy.
- Ehm.. To masz jakiś plan? - spytał marchewkoholik.
- Nie. - wzruszyłam ramionami. - Nigdy żaden plan nie wypala. Wolę kierować się sercem.. Ono zaprowadzi mnie do niego.
- Gdybyś tylko potrzebowała pomocy.. Dzwoń. Albo przylecimy. Co zechcesz, o pani. - Hazza w śmieszny sposób ukłonił się przede mną.
- Sophie, zjedź coś. Lekarze mówili, żę koniecznie musisz przytyć. Schudłaś ponad 8 kg.. To przerażająco dużo, jak na Ciebie. - wedle życzenia Liama, zjadłam smaczną zapiekankę.
Czas leciał niewyobrażalnie. Już po chwili znajdowaliśmy się na lotnisku, stojąc twarzą do siebie ze łzami w oczach. Przytuliłam czule każdego z nich.
- Proszę Was.. Dbajcie o siebie. Odwiedzajcie też Moonshine'a, żeby nie czuł się samotny. Dam sobie radę, już niedługo wszystko wróci do normy... Mam taką nadzieję. 





*** 
Świetnie! Co wy na to?            27 komentarzy = NN!!!

27 komentarzy:

  1. Genialny. :D . Mam nadzieję, że odnajdzie Zayna w tej Wenecji. I, że będzie Happy End. No, bo przecież musi być, nie.? xd .

    Pozdraawiam.!

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział ;* czekam z niecierpliwieniem na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. dawaj następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zapomniałam. jak chcesz to odwiedź mojego bloga http://darkness-clouds.blogspot.com/ dopiero powstał ale komenty mile widziane ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. wiecej, wiecej i jeszcze raz wieecej!!

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  7. super! dawaj nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. super notka!
    czekam nn!

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebi_sty! ;D
    dawaj nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  10. megaa-booski! ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. nic dodac, nic ujac :]

    OdpowiedzUsuń
  12. :d zajebisty trzymaj tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  13. fajny rozdzial
    z niecierpliwoscia czekam na nastepny i mam nadzieję, ze bedzie tak samo dlugi co ten!

    OdpowiedzUsuń
  14. oby odnalazła Zayn'a w następnym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. zajebisty !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Pisz następny :D

    OdpowiedzUsuń
  17. kurde kiedy ona go odnajdzie nie mogę się doczekać !!

    OdpowiedzUsuń