poniedziałek, 23 lipca 2012

Sixth Dream



Music: Lemonade Mouth - Breakthrough


Coś zaczęło wyć tuż przy moim uchu. Zerwałam się jak szalona i przywaliłam pięścią w cholerny budzik. Usiadłam na łóżku i niechętnie przetarłam oczy. Była ósma, a dziś czekał nas wyjątkowo pracowity dzień. Zerknęłam do pokoju Marty, nadal słodko spała. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam długą kąpiel i umyłam włosy. Dzisiaj musiałam wyglądać ciekawie, dlatego użyłam odżywki wspomagającej kręcenie, wysuszyłam starannie włosy i miałam piękne, złociste loki. Cerę miałam bladą z delikatnymi rumieńcami, użyłam mascary, podkreśliłam usta pomadką i założyłam nowo nabyte ciuchy. Zadowolona ze swojego wyglądu, udałam się do kuchni, gdzie według internetowego przepisu przyrządziłam amerykańskie naleśniki z syropem klonowym. Kiedy kładłam pyszności na talerzu, ujrzałam w drzwiach roześmianą mordkę mojej przyjaciółki.
- Kocham, jak gotujesz. Darmowa wyżerka - po czym dorwała talerz z naleśnikami.
- Tiaa.. nie wiedziałam, że prowadzę fundację charytatywną. - uśmiechnęłam się szeroko, na co Marta zmroziła mnie wzrokiem.
- No to jak, najpierw szukamy pracy, a potem.. idziemy do kina na horror? - mówiła w międzyczasie przeżuwając.
- Horror zawsze spoko.
- Dobra, to ja idę się ubrać, a Ty plebsie czekaj pod drzwiami.
- Jasne menelu. - po jakiś dwudziestu minutach wyszłyśmy z mieszkania. Najpierw postanowiłyśmy iść do spożywczaka, gdzie szukają jedynie jednej osoby. Potem udałyśmy się do księgarni, sklepu z ciuchami, baru, Mc'Donalda, KFC, biura nieruchomości, biura nianiek, sklepu muzycznego.. Wszystko na nic. Podłamane zmierzałyśmy w kierunku samochodu, kiedy nagle moje oczy przykuł bar po drugiej stronie. Było to sławetne "Nandos". Pociągnęłam Martę za rękę, ta nie protestowała. Podeszłam do szyby, gdzie dosłownie przed chwilą kelnerka wywiesiła karteczkę z napisem: " Poszukujemy dwóch kelnerów". To jakiś żart? Od kiedy to w Nandosie są miejsca pracy? Spojrzałam na Martę znacząco.. Nie wierzyłyśmy w swoje szczęście. Czym prędzej wparowałyśmy do środka i poprosiłyśmy menadżera o rozmowę. Podszedł do nas wysoki mężczyzna przy kości, z miłym wyrazem twarzy. Dogadaliśmy się w sprawie pracy, okazało się, że przed chwilą dwóch pracowników zostało zwolnionych, i "kto pierwszy ten lepszy". Zadowolone podpisałyśmy dokumenty i od jutra miałyśmy zaczynać. Szczęśliwe jak nigdy zmierzałyśmy w kierunku samochodu, cały czas rozmawiając o nowej pracy. Dojechałyśmy do mieszkania, gdzie lekko się odświeżyłam, po czym weszłam na twarzy, a to, co zobaczyłam, wywołało wielki uśmiech na moich ustach. Na stole stały dwa słoiki od majonezu, w których tak naprawdę znajdował się waniliowy budyń. Już od dawna planowałyśmy robić sobie jaja z ludzi. Marta siedziała ze zmarszczonym czołem przy laptopie.
- Co jest? - spytałam.
- Eh no nic.. te najfajniesze sale są zapchane po brzegi, została nam taka mniejsza , a seans zaczyna się dopiero o 21.30. I jest tylko 7 miejsc zajętych.
- No dobra, rezerwuj.
- Na pewno?
- Na pewno. Będzie fajnie, zobaczysz. - podeszłam do niej i ucałowałam w policzek. Miałyśmy jeszcze dwie godziny do wyjścia, postanowiłyśmy się przez ten czas zdrzemnąć. Jednak nie dane było mi odpocząć, ponieważ mój sen przerwał dzwonek do drzwi. 
- Martaa... otwórz.- głupek udawał, że śpi. Zczołgałam się z łóżka i podreptałam w kierunku drzwi. Kto niby miałby tu przychodzić? Otworzyłam drzwi na oścież, aż kopara mi opadła. Stał tam Francesco z jakiś wyjątkowo przystojnym blondynem.
- Francesco?! - nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo chłopak zdążył mnie wziąć na ręce i mocno przytulić.
- Też miło Cię widzieć, nawet nie wiesz, jak się stęskniłem - po chwili miałam znów grunt pod nogami.
- Co Ty tu robisz?! Miałeś być dopiero w przyszłym tygodniu...
- Niby tak, ale ciotka postanowiła wyjechać, a my już nie chcieliśmy jej zawadzać. - mruknęłam ciche "aha", a po chwili coś sobie uświadomiłam.
- A skąd Ty znasz mój adres? - chłopak zaśmiał się głośno - aa.. niech zgadnę. Moi rodzice? - kiwnął twierdząco głową. Przypomniało mi się, że dalej stoją przed drzwiami, i nadal nie mam zielonego pojęcia, kim jest ten blondyn. Wpuściłam ich do środka i zaprosiłam do salonu.
- Może przedstawisz mi swojego kolegę?
- Ach.. no tak. Przepraszam. Sophie, Chad. Chad, Sophie - uścisnęliśmy się przyjaźnie. - A gdzie Twoja współlokatorka?
- Odsypia. Dzisiaj miałyśmy naprawdę ciężki dzień.. - opowiedziałam im w skrócie, co się dzisiaj wydarzyło. - A zaraz wybieramy się do kina.
- Na "Szubienicę?". Ten taki horror?
- Dokładnie - odpowiedziałam zdziwiona. Chłopcy spojrzeli na siebie i wybuchli głośnym śmiechem.
- Na którą?


- 21.30. - wybuchli jeszcze gorszym rechotem, a w drzwiach usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Czupryna Marty wyglądała jakby przeszło przez nią Tri-State. Kiedy zauważyła chłopców, wytrzeszczyła oczy i zarumieniła się.
- Chłopcy, to jest właśnie Martha - i tak się zaczęła godzinna pogaducha. Okazało się, że chłopcy idą na ten sam film i przyszli, żeby nas na niego zabrać. Kiedy usłyszeli o naszych żartach związanych z majonezem, przewrócili tylko oczami i powiedzieli, że jesteśmy najsłodszymi wariatkami jakie kiedykolwiek widzieli. Do kina pojechaliśmy samochodem Francesco, szpaner z niego niezły. Znaleźliśmy się w ogromnym centrum handlowym, gdzie przed seansem poszliśmy do KFC po dwa kubełki. Wszystko przemyciliśmy w mojej torbie, najgorzej było podczas sprawdzania biletów, kiedy to wszystko zaczęło parować, a zapach skrzydełek unosił się w powietrzu. Jednak dzięki maślanym oczkom, które zrobił Francesco do pracownicy, udało nam się przemknąć. Zajęliśmy nasze miejsca. Ja usiadłam z prawej strony Marty, obok mnie Franci, a z drugiej strony Chad. Zaczął się seans. Chłopcy co chwilę straszyli nas, wtedy my wybuchałyśmy śmiechem. Po pewnym czasie zauważyłyśmy, że do sali weszło pięć osób. Było niestety zbyt ciemno, żebyśmy mogli dostrzec ich twarze. Usiedli dwa rzędy niżej, pod nami. Spojrzałam na Martę znaczącą, a ta wygrzebała z torby dwa słoiki po majonezie. W momencie, kiedy nastała cisza, było słychać pyknięcie odkręcanych słoików, co wywołało rechoty naszym przyjaciół, i looknięcie piątki osób. Albo mi się zdawało, albo również usłyszałam stłumiony śmiech dochodzący stamtąd. Co chwila Franci zabierał mi słoik i wyżerał mój pyszny pudding waniliowy, na co ja uderzałam go po głowie i zabierałam z powrotem moją własność. W pewnym momencie nastała kolejna cisza.. wszyscy czekaliśmy w napięciu na moment, kiedy się coś wydarzy, jednak normalnie pojawiła się twarz bohatera, na co wszyscy odetchnęli z ulgą. Spojrzeliśmy na siebie uspakajająco i po chwili na ekran wpadł zmutowany trup. Chłopcy aż podskoczyli w fotelach, a my oczywiście, zamiast zacząć piszczeć, wpadłyśmy w niepohamowany śmiech, który rozbrzmiewał teraz po całej sali. Chwyciłam się za brzuch, myśląc, że zaraz się uduszę.. wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że łyżeczka Marty poszybowała hen w górę i tyle ją widziałyśmy. Spojrzałyśmy po sobie i tłumiąc śmiech próbowałyśmy dostrzec metalowego sztućca. Po chwili ekran rozbłysł i ujrzałyśmy błyśnięcie na brązowej czuprynie jednego z nieznajomych. Chad też to zauważył, i zaczął kłaść się ze śmiechu. Po chwili wszyscy leżeliśmy pod fotelami wydając z siebie nienormalne dźwięki, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Po chwili na sali rozległ się wrzask.
- Zdejmij to ze mnie! Zdejmij to do cholery. - i nieziemskie śmiechy, przez które nie dałam rady wytrzymać i też zaczęłam ryczeć. Wszyscy na sali brechtali w najlepsze prócz jednego, który wyraźnie był spanikowany i miał łzy w oczach.
- Niech mi to ktoś wyciągnie, zaplątało się! - i jeszcze większy łach. Postanowiłam pomóc biedakowi, wyglądał na naprawdę przerażonego. Przeskoczyłam nad Marthą i potknęłam się o coś wielkiego. Była to prawdopodobnie głowa Francesco. Zbiegłam po schodach i ponownie pokonałam "tor przeszkód" składający się z czterech ciał. Podeszłam do chłopaka tłumiąc śmiech.
- Nie panikuj, już Ci to wyciągam - przestał się szarpać chwycił mnie za ramiona i poddał się próbie wyzwolenia łyżeczki z jego włosów. Po chwili udało mi się. Ba, usunęłam nawet część budyniu. Chłopak spojrzał na mnie z wdzięcznością. Po chwili coś we mnie zaskoczyło. O fuck. O god. O lamo. To był Liam Payn.. ten Liam. Nie dałam po sobie nic poznać, uśmiechnęłam się lekko i zgadałam nieśmiało.
- Przepraszam najmocniej, moja przyjaciółka ma... niekontrolowane ruchy.- Spojrzałam na górę na puste fotele.
- Ważne, że mnie uratowałaś. Nie wiem, jak Ci dziękować. - w tym momencie wydobył się ryk z ekranu, chwyciłam chłopaka za rękę, a ten ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu przytulił mnie. Trochę zmieszana oderwałam się od niego i udawałam, że nic się nie wydarzyło.
- Ej, towarzystwo, koniec przedstawienia! - krzyknęłam. Po chwili wszyscy stali już na nogach, z załzawionymi od śmiechu oczami. Wróciłam na swoje miejsce. Nawet nie zdążyłam dobrze tyłka posadzić, a już światło się zapaliło. Burdel był nie do opisania. Najgorsze, że wszędzie ściekał budyń, a na fotelach leżały kości po skrzydełkach. Spojrzałam z przerażeniem w oczach na przyjaciół.
- Zmywamy się. - po chwili już staliśmy przy drzwiach, rzuciłam ostatnie spojrzenie na chłopaków... prawdopodobnie widzę ich pierwszy i ostatni raz. Wszyscy patrzyli na mnie z zaciekawieniem, jednak w tym momencie poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za rękę.
- Więcej. Nie. Idę. Z. Wami. Na. Żaden. Pieprzony. Horror. - powiedziałam idąc wzdłuż ulicy. - Martuś, zdajesz sobie sprawę, w kogo wycelowałaś łyżeczką z "majonezem"? - spojrzała na mnie ze zdziwioną miną. Westchnęłam głośno i machnęłam na nią ręką. Pomyślałam sobie, że powiem jej to na spokojnie w domu, bo jeszcze mi tutaj na zawał padnie albo wskoczy pod samochód z poczucia winy. Franci i Chad odprowadzili nas do domu. Byłam padnięta, dlatego walnęłam się prosto na łóżko, nie powiedziałam nawet "dobranoc" ani "pocałuj mnie w dupę". Odpłynęłam...






***
So.. what? :D


Sophie

2 komentarze:

  1. Hahahaha... Nie moge wyrobić ze śmiechu :D
    Biedy Liam xD <3
    Czekam na więceeej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahahahahahaha niezłe to jest
    nie mogę wyrobić ze śmiechu hahaha
    pisz następne!! dobre to jest!!

    OdpowiedzUsuń