piątek, 18 stycznia 2013

Forty-eighth Dream

Music: WŁĄCZ KONIECZNIE

* Oczami Sophie *
Wywijałam w rytmie muzyki razem z moim chłopakiem. Czułam jego dłonie na swoich biodrach. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, jakim cudem jestem taką szczęściarą. Znalazłam miłość swojego życia w tak młodym wieku.. Niewielu się to udaje. Teraz wpatrzona w jego czekoladowe tęczówki, szeroki, beztroski uśmiech, byłam pewna, że to ten jedyny. Przybliżyłam twarz do jego ucha.
- Kocham Cię Zayn. - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie, z ogromnym uczuciem pocałował. Świat wokół nie istniał. Był tylko on i jego dotyk. Jego ciepło, jego pieszczota, jego silne, umięśnione ramiona oplatające moją talię. Drżałam pod wpływem jego ciała. Odsunęłam się, żeby móc ponownie zatonąć w jego magicznych oczach. Coś było nie tak. Uśmiech na jego twarzy w pewnym momencie zbladł. Kropelka potu pociekła po jego czole. Wzrok stał się nieobecny, jakby przysłonięty jasną tkaniną.
- Zayn? - spytałam. Chłopak nie odezwał się, tylko spojrzał na mnie zmartwiony. - Skarbie, źle się czujesz?
- Ja.. ja muszę usiąść - powiedział, chwytając się za skronie. Wzięłam go awaryjnie pod ramię i zaczęłam ciągnąć w kierunku kanapy.
W jednej sekundzie jego ciało stało się bezwładne. Czułam, jak upadam pod jego ciężarem.
- Zayn?! ZAYN?! - spanikowana wzięłam go na kolana. Chłopak był nieprzytomny. Gorączkowo klepałam go po policzku. Przecież nie pił zbyt wiele, więc jak to możliwe?!
- STOP! STOP! - darłam się jak pętana. Dzięki bogu ktoś wysłuchał moich modłów i muzyka ucichła. Łzy ciekły mi po policzkach. Z daleka doszły mnie jedynie krzyki ludzi. Patrzyłam na jego nieprzytomną twarz. Podbiegł do mnie Liam, który z przerażeniem w oczach patrzył na mnie przepraszająco. Bez zastanowienia zrobiłam kilka sztucznych oddechów.
- To na nic, Sophie.. - złość, która gromadziła się wewnątrz mnie, miała lada moment wybuchnąć.
- WEZWAŁ KTOŚ TO POGOTOWIE?! - ryknęłam głośno.
Najgorsza jest ta bezradność, kiedy patrzysz na cierpienie najbliższej Ci osoby.
Wszystko działo się tak szybko. Przyjechali sanitariusze i wyciągnęli go z moich ramion. Kuśtykałam z nogą w gipsie obok noszy, trzymając go za rękę. Nie interesowały mnie komendy ratowników. Wiedziałam, że nie mogę go zostawić. Wpakowali go do karetki, gdzie zabronili mi wejść. Miałam ochotę przywalić lekarzowi, jednak w porę stanowcze dłonie Styles'a powstrzymały mnie od tego. Chłopak wziął mnie na ręce i wsadził do samochodu. Wtulona w jego włosy łkałam bezradnie. Liam usiadł obok  i objął mnie pocieszająco ramieniem. Louis wsadził kluczyki do stacyjki i ruszyliśmy z piskiem opon. Alkohol i potworny stres spowodował, że straciłam orientację. Myślami byłam jedynie przy Zayn'ie. Znalazłam się w szpitalu, Liam niósł mnie w kierunku schodów. Porozmawiał chwilę z lekarzem, jednak byłam w zbyt wielkim szoku, żeby słuchać. Znów chwycił mnie za biodra i zaczął ciągnąć w kierunku sali, na której leżał Malik.
Był podłączony do aparatury. Wyglądał przerażająco blado. Chwyciłam jego dłoń i.. nie potrafiłam powstrzymać łez. Serce krwawiło, a niewiedza doprowadzała mnie do furii.

- Zayn..? Skarbie? - łzy ciekły po policzkach. Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Przyglądałam się jego smutnej twarzy. To było jak wbicie noża w serce. Daddy delikatnie posadził mnie na łóżku. Pogładziłam policzek mulata, przejechałam dłoniom po jego skórze. Wszystko rozrywało mnie od środka. Rzuciłam się i wtuliłam w jego koszulkę. Była przesiąknięta moimi łzami. Czułam zapach jego perfum, odrobinę fajek. To musiał być zły sen. Potrząsnęłam nim jeszcze raz z nadzieją, że może ujrzę jego figlarne spojrzenie, a do moich uszu dotrze jego niski, zachrypnięty głos, który oznajmi, że to wszystko było jedynie żartem.
- Witam państwa - powiedział lekarz po sześćdziesiątce. Kiwnęliśmy głowami. Westchnął głośno, poprawiając okulary, które co chwilę zjeżdżały mu z nosa. - Proszę powiadomić jego najbliższą rodzinę. Powinni tutaj przyjechać. - bez zastanowienia sięgnęłam po telefon. Mama Zayn'a była bardzo miłą kobietą. Świetnie się dogadywałyśmy, podobnie jak z jej mężem i dziećmi.
Moje ręce drżały. Usiadłam na pobliskim fotelu, ledwo utrzymując równowagę.. Gorączkowo wybrałam numer w telefonie ukochanego. Pierwszy sygnał, drugi..
- Hej synku - usłyszałam melodyjny głos w słuchawce. Przełknęłam ślinę, próbując zatamować łzy - Halo? - wzięłam się w garść, patrząc na pokrzepiające uśmiechy przyjaciół.
- Dobry.. dobry wieczór.
- O, cześć Sophie! - zdawałam sobie sprawę, że jej głos za chwilę stanie się bliski płaczu. - Co się stało, że tak późno dzwonisz? - nie wiedziałam, jak dobrać zdania. Język zastygł mi w buzi.
- Czy jest pani teraz w domu? - mój roztrzęsiony głos rozległ się po drugiej stronie. Zapewne byłam na głośniku.
- Tak, jesteśmy tu wszyscy. Jesteś na głośnomówiącym. - usłyszałam wołania sióstr Zayn'a i głos jego taty.
- Proszę przyjechać do Londynu. - powiedziałam spokojniej.
- Ale jak to?! Co się stało?! - głucha cisza w słuchawce jeszcze bardziej mnie przeraziła.
- Zayn jest w szpitalu, powinni państwo przyjechać. Zemdlał, nie wiadomo z jakich przyczyn. Lekarz chce porozmawiać z jego rodziną.
- Boże święty.. Będziemy najszybciej, jak tylko się da. Bądź pod telefonem skarbie.
- Do zobaczenia. - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i ponownie dałam upust emocjom. Widziałam przepełnioną bólem twarz Payn'a. Bez namysłu rzuciłam się w jego ramiona i rozpłakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam być silna w takich okolicznościach. Nie wiedziałam, co mu dolega, a lekarz nie chciał nam nic powiedzieć.
Czas oczekiwania na jakiekolwiek informacje dłużył nam się niemiłosiernie. Martha razem z Niall'em mieli zamknąć imprezę. Siedziałam wtulona w Harrego i Liam'a już od prawie 3 godzin. Od czasu do czasu któryś z nich poszedł do automatu kupić picie lub coś do przekąszenia. Nie miałam ochoty jeść czegokolwiek. Było mi sucho w gardle, a ogromne nerwobóle wyciskały z moich oczu dodatkowe łzy. Chłopcy snuli teorie na temat powodu tego wypadku, niestety wszystkie z nich szybko obalałam. Nieustannie obserwowałam nieprzytomnego Zayn'a. Ani drgnął przez cały ten czas. Ledwo zauważalny, nierównomierny oddech, odsuwał czarne myśli na bok. Już wtedy zaczęłam tęsknić za jego spojrzeniem, uśmiechem i dotykiem. W pamięci odtwarzałam nasze najcudowniejsze pocałunki, wspólne noce, wszystkie te chwile, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Poczułam, jak ktoś ściska moją rękę. Odwróciłam się i napotkałam przed sobą twarz Liam'a.
- Kocie, będzie dobrze, zobaczysz. - szepnął, nie odrywając wzroku od moich oczu, w których na nowo gromadziły się łzy. Usłyszeliśmy odgłos naciskanej klamki. W drzwiach stanęła Martha z Niall'em. Od razu podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Czułam, jak głaszcze mnie energicznie po głowie. Taka bliskość wywołałą u mnie napływ emocji, co spowodowało cichy atak histerii.
- Spokojnie, już dobrze, jestem tutaj. - szeptała. Wtuliłam się w nią lekko. Za drzwiami mignęła mi sylwetka doktora. Zerwałam się z siedzenia i ruszyłam w kierunku lekarza. Emocje wzięły górę. Szarpnęłam go za ramię, na co zdziwiony odwrócił się w moją stronę.
- To jakiś żart?! Mógłby pan nas wreszcie oświecić, co dolega mojemu chłopakowi?! - podniosłam głos, a ten dupek miał czelność patrzeć na mnie ze stoickim spokojem.
- Proszę się uspokoić, nie mogę udzielać takich informacji osobom z poza rodziny. - miał już zamiar się odwrócić, jednak go przytrzymałam.
- Jakby się pan czuł?! - spytałam, patrząc na niego intensywnie. - Jakby się pan czuł, gdyby osoba najważniejsza w pańskim życiu leżała nieprzytomna pod aparaturom, a wszyscy dookoła by milczeli?! - po wyrazie jego twarzy odczytałam, że się zmieszał. - JAK BY SIĘ PAN CZUŁ!! - wrzasnęłam i w tym samym momencie poczułam szarpnięcie za ramiona.
- Sophie, wystarczy. - doszedł mnie głos Harrego. Wyszarpałam się z jego objęć i znów stanęłam twarzą w twarz z popieprzonym doktorkiem.
- Niech mi pan kurwa powie prawdę, bo zaraz tu eksploduję! - Styles znów chwycił mnie, jednak tym razem dwa razy mocniej.
- Przestań, Phie. Uspokój się! - głos loczka był bardziej stanowczy.
- Co do pani pytania, zasady zabraniają dzielenia się danymi z osobami niespokrewnionymi. To byłoby wykroczenie z mojej strony.
- A chuj Ci w dupę i Twoim zasadom, ty zasrana piguło!
- SOPHIE! - Harry spiorunował mnie wzrokiem. - Przepraszam za nią, nie jest sobą.

- Sophie, Harry! - doszedł nas wysoki, kobiecy głos.
- Tricia.. - powiedziałam. Tuż za mamą Zayn'a pojawił się jego tata i rodzeństwo. Wszyscy wpadli nam w ramiona.
- Panie doktorze, co się dzieje?!
- Zapraszam do biura, tam wszystko państwu wyjaśnię. - spiorunowałam go wzrokiem, co jedynie skomentował grymasem. Ruszyłam za nimi, jednak lekarz mnie powstrzymał.
- Myślę, że zasady są jasne. - powiedział lodowatym tonem, zmrużyłam oczy i posłałam mu mordercze spojrzenie.
Stałam za drzwiami, gdzie po chwili dołączyła do mnie reszta. Liam przytulił mnie do siebie, dodając tym samym odrobinę otuchy. Przyjaciółka stała wtulona w blondyna, natomiast Harry z Louisem posyłali sobie nerwowe spojrzenia. Nikomu nie było do śmiechu. Wszyscy czekali, obawiając się najgorszego.
- Gdyby.. gdyby to nie było nic poważnego, powiedziałby nam.. - wyszeptałam, zwracając tym samym uwagę przyjaciół.
- Soph.. To jest Zayn, silny chłopak. Nie możliwe, żeby coś groźnego mu dolegało. Może jakieś przesilenie czy coś. - blady uśmiech Tommlinson'a ani trochę mnie nie uspokoił. Miałam złe przeczucia.... Coś w duszy mówiło mi, że ta bajka nie skończy się happy end'em. Oby to były jedynie moje ponure myśli.
Siedzieliśmy w bolesnej ciszy już od kilkudziesięciu minut. To było dla mnie jak tortury.
Co jakiś czas słychać było dźwięk przychodzącego sms'a. Tak to każdy z nas pozostawał z własnymi myślami sam na sam. Przysypiałam na ramieniu Liam'a, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i wybiegła zza nich zapłakana Safaa.
- Safaa? - spytałam z przerażeniem. Dziewczynka wpadła mi w ramiona i rozpłakała się na dobre. - Skarbie, co się stało? - łzy zbierały mi się pod powiekami, wiedziałam.. przeczuwałam..
- Ziejn.. Siofi... o..on.. - dławiła się łzami, a jej drobne rączki zaciskały się na mojej sukience.
- Powiedz kochanie. - wszyscy w ciszy nasłuchiwali.
- Ziejn jest choly.. - zamarłam. Wyczekująco spojrzałam w jej zaczerwienione oczka.
- Na co skarbie? - szepnęłam.
- Na raka.




***
Hej laski, jestem poza krajem, ale obiecałam rozdziały, więc się z tego wywiązuję.
Jeśli chodzi o obrót sprawy... nie zabijajcie <3 :D

Do miłego śnieżnego :*

p.s. Martha, skarbie, nie denerwuj się tak bo Ci żyłka pęknie :*
Kocham Cię







1 komentarz:

  1. WTF.? ;o Tego to bym się nigdy nie spodziewała.. Już nawet pominę fakt, że się rozryczałam ale.. No nigdy bym nawet nie pomyślała, że Zayn zachoruje. Mam nadzieję, że jednak wszystko się w końcu ułoży.. Nie możesz Go uśmiercić.! ZABRANIAM CI. :) I mam nadzieję, że nasz kochany Harry nie wykorzysta sytuacji, w której obecnie znajduję się Sophie i nie będzie się do Niej przystawiał..
    Czekam na następny.

    Pozdraawiam.! ;*

    OdpowiedzUsuń