poniedziałek, 3 grudnia 2012

Thirty-ninth Dream

Music: L. - Euphoria

W ośrodku było wielkie zamieszanie, mnóstwo jeźdźców, porozstawiane przyczepy, tłumy ludzi, goście z aparatami.
- Wkopał mnie - spojrzałam na Marthę, która była równie zszokowana co ja. Ruszyłyśmy w kierunku stajni, przepychając się między zdenerwowanymi trenerami. Doszłam do boksu Moonshine'a.
- Pewnie jest na mnie wkurwiony. - stwierdziłam.
- Głupoty opowiadasz! Pewnie umiera z tęsknoty. - Odetchnęłam głęboko i odsunęłam drzwi. Stał za nimi dostojny, kary ogier, spokojnie skubiący siano. Koń na mój widok zarżał przenikliwie i wtulił swój wielki pysk w moją klatkę. Ucałowałam go w grzywę i uścisnęłam mocno.
- Tęskniłam.. - wymruczałam. Spojrzałam na Marthę, która cicho chlipała. Zdziwiona uniosłam jedną brew w górę.
- No bo to takie wzruszające.. - dodała. Zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciółkę. Po chwili ciszy, oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy - Idę po sprzęt, Ty już go szoruj. - spojrzałyśmy na czarnego, który wręcz lśnił i na którego grzywie widniały staranne koreczki.
- Chyba pracownicy Bill'a już mnie wyręczyli - zaśmiałam się i poklepałam ogiera po szyi. 
- Może zadzwoń do niego? - to był dobry pomysł. Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer. Po kilku sygnałach doszedł mnie donośny głos mężczyzny.
- SOHPIE? - w tle słychać było głośne krzyki.
- Tak, tak. Bill, jestem u Moonshine'a.
- ZARAZ BĘDĘ. - powiedział i rozłączył się. Czekałyśmy cierpliwie, aż przed nami ukazała się postać masywnego mężczyzny z siwymi włosami i szczerym uśmiechem na twarzy. Przytuliłam go na powitanie.
- Słuchaj, Sophie. Wczoraj krótko rozmawiałem, bo akurat wypakowywaliśmy jednego konia. Moonshine pod Twoją nieobecność był w stałym treningu, tylko że bez jeźdźca. No bo jak Ciebie nie ma obok, to nie daje nikomu się dosiąść. Pracował ciężko na lonży i w korytarzu, więc jest w dobrej formie. Tutaj jest Twój sprzęt, Jason przygotował już wszystko. Chyba Twoje zamówienie przyszło - wskazał na nowe, skórzane siodło, ogłowie z meksykanem, pad, futerkową podkładkę i drobniejsze rzeczy.
- Ale bosko! - ucieszyłam się.
- Sama go osiodłasz, czy może zawołać kogoś do pomocy?
- Jest wystarczająco dużo roboty, nie zawracamy głowy. Same to zrobimy - posłałam mu ciepły uśmiech. 
- Okey. To jak będziecie gotowi, idź na rozprężalnię, ale tę za parkurem. Taka vip'owska - puścił mi oczko i opuścił stajnię.
Wzięłyśmy się do roboty. Starannie dobierałyśmy sprzęt. Moonshine prezentował się znakomicie. Przybiłam piątkę z przyjaciółką i poszłam do przebieralni się ubrać. Chłopcy powinni być za jakieś 15 minut.
Spojrzałam w lustro. Opięte, białe bryczesy razem z czarnymi sztylpami i błękitną koszulą prezentowały się świetnie. Nagle obok mnie pojawiła się Martha i poczochrała moje włosy.
- Trzeba coś z tym zrobić. - powiedziała i wyciągnęła z torby szczotkę. Po pięciu minutach miałam na głowie starannie zrobionego dobieranego. Ucałowałam przyjaciółkę w policzek i wróciłyśmy do konia.
- Weź ten plecak, tam jest woda i żarcie - powiedziałam, wskazując na torbę. Na buty nałożyłam jeszcze zaokrąglone ostrogi i wyprowadziłam Moonshine'a z boksu. Prezentowaliśmy się niezwykle dostojnie, przez ludzie odrywali się od swoich zajęć i mierzyli nas przenikliwie. Zaśmiałam się wraz z przyjaciółką i ruszyłyśmy w kierunku rozprężalni.
Było tam zaledwie sześć koni, a miejsca było naprawdę dużo. Marta przyklapnęła na ławce i popijała wodę. Poklepałam mojego słodziaka po pyszczku i dopięłam popręg.
- Moonshine.. Dziś nasz wielki dzień. Najlepsze jest to, że wiem tyle, co Ty. - zaśmiałam się nerwowo. Taka prawda. Nie miałam pojęcia, w jakiej klasie wystąpimy, jako którzy występujemy... nic. Kompletnie. Wsadziłam nogę w strzemię i odbiłam się od ziemi. Wylądowałam miękko w nowym siodle i ruszyłam spokojnym stępem. Podjechałam do Marthy, która zażerała kanapki.
- A o mnie to nie pomyślałaś?! - spytałam oburzona.
- Tobie nie wolno. - powiedziała beznamiętnie, biorąc kolejny gryz.
- Bo co?
- Bo będziesz gruba i Kary nie będzie mógł przebiec nawet przez drągi, a co dopiero skoczyć - zaśmiała się, a po chwili zadławiła ziarnistym okruszkiem. Przewróciłam oczami i pozbierałam lekko wodze. Koń posłusznie zszedł z głową w dół. Przyłożyłam łydkę i ruszyliśmy miękkim kłusem. Siodło było trochę twarde, ale to tylko dlatego, że nowe. W każdym razie było znakomicie wykonane, w końcu Kiffer'a. Usiadłam i na przemian przykładałam łydki, patrząc, jak ogier powoli podstawia zad i zbiera się.
- Ale on zajebiście wygląda! - krzyknęła Martha, na co uśmiechnęłam się pod nosem. I pomyśleć, że mogłam go stracić...
Lekko bawiłam się wodzami, równocześnie dokładając łydkę. Robiłam różne przejścia, zmiany kierunku, wolty i koła. Nagle coś przerwało moje skupienie. Zatrzymałam konia i spojrzałam w kierunku hałasu. Westchnęłam głośno zrezygnowana i podjechałam do całej bandy, która się tam zwaliła.
- Sophiee! - wrzasnął Louis, podbiegając do mnie i przytulając, przy tym o mały włos nie ściągając mnie z siodła. Po nim był Harry, potem Liam, następnie Niall. Nagle zrobiło się pusto i zdałam sobie sprawę, że zaraz zaryję twarzą o ziemię. A potem poczułam, jak coś silnego mnie unosi i znienacka całuje.
- Cześć skarbie. - wymruczał Zayn. Pogłaskałam go po policzku i z powrotem wróciłam w siodło.
- Ale ten koń jest boski! Serio! Taki wieeeelki... - powiedział Louis, na co reszta się zaśmiała. Przewróciłam oczami i pozbierałam wodzę.
- Ej, a jak się patataja na koniach? - spytał Harry, na co reszta spojrzała na niego z politowaniem. Olałam jego pytanie i wróciłam do pracy. Ruszyłam kłusem ćwiczebnym i zaczęłam najeżdżać na drągi. Black'y pokonywał je starannie, nie dało się słyszeć żadnego puknięcia. Poklepałam go i kilkukrotnie powtórzyłam ćwiczenie. Kiedy uświadomiłam sobie, że już czas, na za kręcie przeszłam w galop. Ogier postawił uszy i wyciągnął szyję, znacznie przyspieszając. Odchyliłam się do tyłu próbując go zatrzymać, jednak ten oddał dwa porządne bryki, wysadzając mnie z siodła. Usłyszałam głośny krzyk Zayn'a, jednak po chwili zapanowałam nad sytuacją i mocno szarpnęłam konia za pysk, przez co ten wbił się w ziemię ostro hamując.
- Co Ty robisz?! - spytałam donośnie. Moonshine przestępował z nogi na nogę, był strasznie podjarany. Porządnie przyłożyłam łydkę, na co ponownie próbował wyrwać do przodu, jednak trzymałam go mocno na wodzy. Ruszyliśmy galopem ze stępa. Zrobiłam półsiad i pozwoliłam mu dodać. Zrobiliśmy dwa okrążenia szybszym galopem, co dało upust nadmiernej energii ogiera.
Upatrzyłam sobie stacjonatę, na oko metrową. Powoli zaczęłam jechać w jej stronę, na prostej usiadłam głęboko w siodło i wyliczałam foule do przeszkody. Kary wybił się w odpowiednim momencie i gładko przefrunęliśmy nad drążkiem. Jeszcze kilka razy powtórzyliśmy tę czynność, a potem, żeby zbytnio go nie przemęczać, przeszłam do stępa i poklepałam go lekko.
- So, mogę wsiąść na stępa? - spytała przyjaciółka. Przytaknęłam ochoczo i zwinnym ruchem zeskoczyłam z konia, który od razu wtulił się swoim wielkim łbem. Podałam brunetce wodze, a sama usiadłam obok chłopaków, lekko zmęczona.
- To było coś! - powiedział Harry, ukazując swoje słodkie dołeczki.
- No wiadomo, w końcu to moja dziewczyna! - powiedział Zayn, biorąc mnie dumnie na kolana i całując namiętnie.
- Ehm.. Sophie... Bo media się dowiedziały i tutaj będą - powiedział lekko zmieszany Liam. - nie byłam tym faktem zachwycona, że wszyscy będą mnie oglądać. Lekko zmartwiona zmusiłam się na blady uśmiech.
- No...eh. No nic. - powiedziałam, jednak niezbyt przekonująco. W oddali zauważyłam zmierzającą ku nam postać.
- Sophie, wsiadaj! Teraz Ty! - krzyknął Bill, a ja zdezorientowana wyplątałam się z objęć Mulata.
- I mówisz mi to dopiero teraz?! - podniosłam lekko głos. Facet zmieszał się.
- No.. przepraszam. Bo listy startowe nam się pomyliły.-  Przewróciłam oczami i dostrzegłam truchtającą w naszą stronę Marthę. Zsiadła z konia i przekazała mi wodze. Poczułam skurcz w żołądku.
- A Wy udajcie się do specjalnego sektoru - wskazał na moich przyjaciół, instruując ich, jak mają tam trafić. Wszyscy zrobiliśmy grupowego tulasa, a reszta życzyła mi powodzenia.
- Bill! Ale ja nawet nie znam trasy! - powiedziałam spanikowana.
- Spokojnie, tu masz mapkę. - podał mi do ręki zwinięty papier. Chwyciłam konia i zaczęłam ciągnąć go w stronę parkuru, obok nas szedł Bill.
- Jesteś ze stajennego Team'u, co raczej logiczne. - dokładnie przyglądałam się kolejności przeszkód, czując na ramieniu ciepły oddech Moonshine'a.
- Na pewno dacie sobie radę. - powiedział Bill.
- Taaak... Tylko czemu to wszystko tak szybko... - powiedziałam zmartwiona.
Stanęliśmy przed bramą główną bramą, gdzie stało mnóstwo wolontariuszy i trenerów.
- Proszę, szykuję się Sophie...- okropny ból ścisnął moją głowę, straciłam na chwilę orientację. Syknęłam głośno i oparłam się o Bill'a.
- Sophie?! Sophie?! Wszystko gra? - spytał zmartwiony.
- Tak tak. - nagle ból minął. Mężczyzna podsadził mnie na konia. Zebrałam w wodze i przeżegnałam się w duchu. Pozbierałam Karego i kłusem wjechaliśmy na parkur. Wiwatująca publiczność, mnóstwo aparatów, kamer.. Zapewne połowa przyjechała ze względu na chłopców. Odetchnęłam głęboko. Przeszkody były dość wysokie. W coś Ty mnie wpakował, Bill?! - pomyślałam. Podjechałam do sędziów i ukłoniłam się. Mój stres udzielał się także Moonshine'owi. Nie powinniśmy wrzucać go na tak głęboką wodę. Podstawił się i ruszyliśmy galopem. Prześledziłam jeszcze raz w myślach cały parkur. Chyba pamiętam. Ciężko było nam się skoncentrować. Wszystko dookoła nas rozpraszało. Ruszyłam na pierwszą przeszkodę, stacjonatę ponad metrową. Przytrzymałam karego, a po chwili oddałam mu wodzę, w momencie, kiedy wzbiliśmy się nad przeszkodą. Dotknęliśmy ziemi. Odetchnęłam z ulgą. Pierwsza przeszkoda zaliczona. Zbliżaliśmy się do drugiej, był nią spory okser. Przyspieszyłam, chcąc mieć lepszy czas. Wykręciłam na przeszkodę i zrobiłam półsiad, wtulając się w czarną szyję zwierzęcia. Druga przeszkoda za nami. Tak było również z trzema następnymi. Przy każdym udanym skoku publiczność głośno wiwatowała. Jechaliśmy na potrójny szereg, który znajdował się tuż przy ogrodzeniu. Moonshine wybił się na pierwszą przeszkodę. Jedno foule i już szybowaliśmy nad następną. Usłyszałam uderzenie kopyt o ziemię. W ułamku sekundy spojrzałam w bok i ujrzałam grupę paparazzich. Nagle oślepił mnie blask flesh'y. Zdezorientowana szarpnęłam za wodzę. Moonshin'e w tej chwili był równie przerażony, co ja. W popłochu wybił się dwa metry przed zabudowanym okserem. Poczułam szarpnięcie, głuchy odgłos łamanego drewna. Nogi konia zaczęły się składać. Wyleciałam z siodła uderzając z wielką siłą o żwir. Przed oczami przeleciał mi zad karego. Nastała ciemność. 

                                                

***
Buuu... Sophie złaaa :D

1 komentarz: