poniedziałek, 3 grudnia 2012

Fortieth Dream

Music: E. - My Immortal

* Oczami Zayn'a *
Zajęliśmy swoje miejsca i zniecierpliwieni czekaliśmy na występ Sophie. Co chwilę Louis opowiadał jakieś suchary, które choć kipiące głupotą powodowały u nas napady śmiechu. Niall przytulał poddenerwowaną Marthę. Zapewne jak ja, podobnie stresowała się przejazdem blondynki. To trochę idiotyczne, że dowiaduje się o prestiżowych zawodach dzień wcześniej i bez jakiegokolwiek przygotowania startuje w nich. Wyobrażam sobie, co ona teraz musi czuć... Moja biedulka. Podziwiam ją cholernie za to, co robi. Ale w tym samym stopniu boję się, że może jej się stać krzywda. Oglądaliśmy przejazdy uczestników w pierwszej klasie. Ku naszemu zdziwieniu nie wyczytano jej nazwiska. Zacząłem się denerwować. Przecież Bill zdaje sobie sprawę, że to pierwsze zawody Moonshin'e, a wrzuca go na tak głęboką wodę?
Zrobili krótką przerwę, podczas której podnieśli poprzeczki i o połowę. Ambitna wysokość. Nagle zacząłem obrywać fleszem po twarzy. Moi przyjaciele skrzywili się i wszyscy założyliśmy okulary przeciwsłoneczne. Natrętni paparazzi nie odpuszczali. Cała chmara pojawiła się przy ogrodzeniu parkuru, wyczekując występu mojej perełki niczym lwy mięsa. Wzdrygnąłem się na samą myśl.
Po chwili ujrzałem ją przy ogrodzeniu. Stała wraz z Billem i Karym. Wyczytali głośno jej imię. Po chwili okropnie zabolała mnie głowa. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Te cholerne flesze - powiedziałem puszczając im blady uśmiech.
- Boże, to ona! - powiedział donośnym głosem Harry, siedząc jak na szpilkach. Zdziwiła mnie ciut jego reakcja, jednak olałem go i wróciłem do oglądania Sophie. Zgrabnie wsiadła na konia i wjechała na parkur. Rozległy się gromkie brawa, a dziennikarze dostali kociokwiku. Kamera zrobiła zbliżenie na twarz Sophie. Była blada i przestraszona. Nerwowo przygryzała wargę, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na przeszkody.
- Ale ją wkopał - skomentowała Martha, nerwowo bawiąc się palcami. Westchnąłem głośno.
Ukłoniła się przed jury i ruszyła galopem. Jej smukła sylwetka idealnie wkomponowała się w ruchy konia. Tworzyli zgraną parę. Kierowała się na pierwszą przeszkodę. Moonshine przyspieszył, by po chwili gładko przelecieć nad drągiem. Zaczęliśmy bić brawo. Kolejne przeszkody pokonywała z niezwykłą precyzją, wiele ją to kosztowało. Gdyby nie była taka doświadczona, Kary zapewne przestraszyłby się już na samym początku. Zbliżała się do zakrętu, w który wjechała dość szybkim tempem.
- Moonshine strasznie rwie - powiedział poddenerwowana Martha. Wszyscy w skupieniu przyglądaliśmy się dalszym poczynaniom. Komentator co chwilę prawił superlatywy na temat jej stylu jazdy. Zbliżała się do trzech przeszkód ustawionych w jednym rzędzie. Były jeszcze wyższe od pozostałych. Koń zadarł głowę i dynamicznie odbił się od ziemi. W pewnym momencie cała chmara reporterów rzuciła się w ich stronę. Przerażony obserwowałem całe wydarzenie. W rozpędzonego karego wycelowało mnóstwo fleszy, oślepiając go tym samym. Sophie wypadła z siodła, próbując przytrzymać przerażonego ogiera. Ten wybił się w popłochu i wleciał całym ciałem w mosiężną przeszkodę, łamiąc ją na części. Sophie wyleciała przed niego, lądując tuż pod kopytami. Koń stracił równowagę, w ostatniej chwili próbując jeszcze wesprzeć się na nogach. Przewrócił się przewalając nad sobą zad, ciągnąc pod sobą blondynkę. Wyhamował uderzając o płot, który posypał się na kawałki. Nastała głucha cisza. Bylem sparaliżowany. Nie mogłem się ruszyć. Po chwili ogier gorączkowo zaczął się szarpać, próbując stanąć na nogach. Poderwał się, odsłaniając tym samym nieprzytomną Sophie, jednak z powrotem runął na ziemię, machając gorączkowo nogami. Ludzie zaczęli się zbiegać. Wpadłem w amok. Zerwałem się z miejsca i ruszyłem pędem nie zważając na krzyki przyjaciół w stronę mojej dziewczyny. Upadłem tuż przy niej na kolana i desperacką zacząłem ściągać jej kask z głowy. Wziąłem ją na kolana i zacząłem kołysać w ramionach. Łzy ciekły mi po policzkach. Dlaczego to się stało!? Co ona takiego zrobiła?! Poczułem silne ramiona odciągające mnie od niej. Odepchnąłem nieznajomego jeszcze mocniej wtulając się w jej złociste włosy. Podeszło do mnie kilku sanitariuszy, którzy siłą mnie od niej zabrali. Widziałem, jak  pakują ją do karetki. Wszyscy ruszyliśmy w kierunku samochodu, zostali jedynie Martha z Niall'em, żeby pomóc przy Moonshinie.
- Długo jeszcze!?! - warknąłem na Louis'a, który wyjątkowo wlókł się samochodem.
- Uspokój się, Zayn. - powiedział zbulwersowany Harry. Od pewnego czasu jakoś dziwnie się zachowywał w stosunku do mnie.. Jakby czuł do mnie niechęć, obrzydzenie...
- Czy Ty masz jakiś problem?! - wrzasnąłem na lokowatego. Ten zmroził mnie wzrokiem.
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie. - warknął. Zacisnąłem mocno pięści, żeby mu nie przywalić. Gotowało się we mnie, a wszystko niemiłosiernie się dłużyło.
- Spokój! - krzyknął Liam, patrząc na nas karcącym wzrokiem. - W ten sposób jej nie pomożecie. - spojrzał znacząco na Harry'ego, który uciekł wzrokiem za szybę.
Atmosfera była bardzo napięta. W końcu po około godzinie dotarliśmy do szpitala. Wybiegłem z samochodu i ruszyłem w kierunku wejścia. Podleciałem do recepcjonistki. Pokierowała mnie na drugie piętro. Z przyzwyczajenia ruszyłem schodami. Pchnąłem drzwi i znalazłem się na dziale operacyjnym. Zamarłem.
- Zayn?! - usłyszałem głosy przyjaciół. Odwróciłem się do nich i spojrzałem, myślami będąc przy mojej ukochanej. Usiedliśmy na krześle czekając na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Liam co chwilę wychodził i najęcie gadał przez telefon. 

- Paul złożył skargę na dziennikarzy. - powiedział poważnym tonem. - Musimy przygotować się na to, że jutro wszystkie brukowce będą huczeć od dzisiejszego wypadku - powiedział zmartwiony. - boże.. dlaczego ona - westchnął załamany. Harry siedział na krześle tępo gapiąc się na trampki. Jego zachowanie było dla mnie jedną wielką zagadką. 
Siedzieliśmy w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. W końcu przed nami pojawił się młody mężczyzna w białym fartuchu.
- Witam panów - powiedział. - Panowie od panny Sophie? - spytał. Kiwnęliśmy twierdząco głowami. -  Wszystko jest dobrze, jej stan jest stabilny. Mieliśmy małe problemy, bo obudziła się w trakcie operacji, przez co zapewne odczuła ogromny ból, jednak podaliśmy jej podwójną dawkę usypiającą. Powinna obudzić się wieczorem.
- Powinna?! - spytałem zbulwersowany, na co dostałem kopniaka w kostkę od Lou. - Jaka operacja, powie pan, co się jej stało?
- Doznała złamania otwartego kości piszczelowej, musieliśmy ją nastawić. Oprócz tego stłuczone żebra i zwichnięty nadgarstek. Doznała też prawdopodobnie wstrząśnienia mózgu. - zalała mnie fala gorąca. Mój skarb.. moja mała, ukochana istota... - Możemy ją zobaczyć? - spytał Liam.
- Tak, ale nie za długo. - pokierował nas w stronę sali. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem leżącą na łóżku postać. Nachyliłem się nad nią i musnąłem jej miękkie usta. Oddychała cichutko. Jej włosy swobodnie leżały na poduszce, wachlarz rzęs dotykał bladych policzków.
- Moja śpiąca królewna.. - szepnąłem całując jej policzek. Usłyszałem dzwonek telefonu. Szybko nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- No hej - usłyszałem głos Niall'a w słuchawce.
- Hej... - westchnąłem cicho.
- I jak? - opowiedziałem mu dokładnie to samo, co lekarz nam przekazał.
- Um.. Wiesz, to i tak dobrze. Mogło się to skończyć o wiele, wiele gorzej..
- Co z Moonshine'm? - spytałem zachrypniętym głosem. Nastała głucha cisza. - Co z Moonshine'm pytam. - powiedziałem zbulwersowany.
- On.. No.. Boże, Zayn... Tak mi przykro.. - powiedział łamiącym się głosem Niall.
- Halo? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki głos Marthy. - Zayn.. Kary złamał nogę.. Trzeba było.. - przerwała, aby wziąć głęboki oddech - Trzeba było go uśpić. - powiedziała szeptem.
Schowałem twarz w dłoniach i poczułem słone łzy na wargach.
- Zayn?! - usłyszałem głos Liam'a.
- Zayn stary, co jest?! - Louis zaczął mnie szturchać w ramię. Spojrzałem pusto przed siebie, zatrzymując wzrok na Sophie.
- Musimy wyjść z sali. - powiedziałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Usiadłem na krześle, a obok mnie moi przyjaciele.
- Powiesz nam wreszcie o co chodzi? 

- Uśpili Moonshine'a. - chłopcy spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. - Jak.. jak ona na to zareaguje?! Wyobrażacie sobie, jak będzie cierpieć?! Jak ją to zrani?! Przecież ten koń był dla niej niezwykle ważny.. Był jej przyjacielem.. Uratowała mu życie, dała mu nadzieję.. To ona zrobiła z niego tak wspaniałego rumaka.. Poświęciła mu mnóstwo czasu, cierpliwości i miłości.. - Liam przytulił mnie mocno, a ja zacząłem płakać jak dziecko. Nie potrafiłem poukładać myśli.. Czyżby znów los chciał nam uprzykrzyć życie?
- Wracajmy do domu, przyjedziemy tutaj wieczorem. - powiedział Louis. Niechętnie ruszyłem za chłopakami.

*Oczami Sophie*
- No dalej, podejdź do mnie! - wołałam w kierunku Karego ogiera stojącego przede mną. Spojrzał na mnie niepewnie i zrobił dwa kroki w tył. - Moonshine, co Ty wyprawiasz?! - spytałam bliska płaczu. Jednak ten się odwrócił i pogalopował przed siebie.
Otworzyłam oczy podrywając się do pozycji leżącej. Pożałowałam tej decyzji, gdyż poczułam ból w żebrach. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Nagle wszystko wróciło. Zawody, błysk fleszy, wypadek, ciemność. Spojrzałam zakłopotana na swoją nogę. Niepewnie podniosłam się podtrzymując oparcia łóżka. Chwyciłam kule, które leżały niedaleko białej komody. Spojrzałam w lustro. Moje włosy opadały na ramiona. Oczy miałam lekko podkrążone, a cerę bladą jak nigdy przedtem. Wyszłam na korytarz, kierując się w stronę gabinetu pielęgniarek.
- Dobry wieczór.. - powiedziałam niepewnie. Jedna z nich podeszła do mnie z uśmiechem.
- O, dobry dobry! Jak cudownie, że się panienka obudziła. Zaraz podamy Ci wszystkie leki.
- A co mi dokładnie dolega?
- Złamanie kości piszczelowej, obite żebra i zwichnięty nadgarstek. Po południu przechodziłaś operację, bo złamanie było otwarte. Wszystko poszło pomyślnie.
- Fajnie. - posłałam jej blady uśmiech. - czy mogłabym skorzystać z telefonu? - spytałam grzecznie.
- Ależ oczywiście. - powiedziała wskazując ręką, żebym usiadła. Było to dla mnie odrobinę trudne, jednak po chwili się udało. Pielęgniarka podała mi komórkę i od razu wykręciłam tak dobrze mi znany numer.
- Słucham. - doszedł mnie smutny, zachrypnięty głos.
- Cześć skarbie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Sophie?! Zaraz będę! - krzyknął i rozłączył się. Wzruszyłam ramionami. Podziękowałam pielęgniarce i udałam się z powrotem do pokoju, gdzie czekałam na Zayn'a. Po około 15- stu minutach wpadł z całą chmarą dzikusów. Każdy z nich wyściskał mnie porządnie. Harry mówił, że mnie nie puści, na co Zayn spiorunował go wzrokiem, po czym d
elikatnie nachylił się nade mną i z wielką czułością pocałował. Rozmawialiśmy chwilę, opowiadali mi o jakiś mało interesujących rzeczach, a kiedy poruszałam temat zawodów, odpowiadali mi wymijająco. Czułam, że coś jest nie tak.
- Co jest? - spytałam podejrzliwie.
- A co ma być? - powiedział poddenerwowany Niall. Spojrzałam na Marthę, która uciekła ode mnie wzrokiem. - Zaayn.. mów! - powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie podłamanym wzrokiem. Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy. Byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam, jakiej odpowiedzi mam się spodziewać.  

- Sophie... bo.. chodzi o.. - przerwał, przygryzając nerwowo wargę i i odwracając ode mnie wzrok.- o Moonshine'a. - powiedział na wydechu. Zamarłam. Spięłam się i wyczekiwałam dalszej części jego wypowiedzi. Chociaż tak właściwie bałam się poznać prawdę. Serce zacząło dudnić mi jak oszalałe, wstrzymałam oddech.
- Sophie, on odszedł. - powiedziała łamiącym się głosem Martha. 







***
Niestety, tak musiało być.. :c
40 rozdział ^^, liczę na więcej komentarzy :D

1 komentarz:

  1. Jezuu. Ja Cię kiedyś uduszę. :c . Jak mogłaś.?! No ja się pytam jak.?! Znowu ryczę.. ;c . Biedna Sophie.. Mam nadzieję, że się nie załamie po stracie ukochanego Konia..
    Czekam na następny.!

    Pozdraawiam.

    OdpowiedzUsuń