wtorek, 26 lutego 2013

Fifty-secound Dream

 Music: A.L. - Slipped Away

Boże, dlaczego mnie tak karzesz?! Czym ja zawiniłam, co takiego zrobiłam? Dlaczego mnie ranisz... Dlaczego chcesz mi go zabrać? Przecież ja go kocham.. Całym moim malutkim, bijącym serduszkiem.. Jest czymś, co wypełniło pustkę po przykrych przeżyciach z dzieciństwa... Moją perspektywą na drodze miłości i szczęścia, która bez niego nie istnieje...
Nasze plany o wspólnej rodzinie, o dzieciach, które będziemy wspólnie wychowywać... O pięknym domku na wsi z widokiem na wielkie pola i lasy.. Chcesz nam to wszystko zabrać? Chcesz odebrać szczęście, w które i tak cały czas rzucałeś piorunami i wystawiałeś na horrendalne próby? Tyle ciosów nam zadałeś, a wszystkim stawiliśmy czoła, dlaczego taka jest Twoja wola? Przenajświętszy Boże, nie odbieraj mi go.. Nie odbieraj mi Zayn'a.
Życie. To jedna wielka niewiadoma. Jedna wielka oś przedziwnych momentów i niezapomnianych chwil. Droga wyłożona kolczastym drutem i rozgrzanym węglem, ścieżka niepewności, nadziei i marzeń. Jedna wielka niewiadoma, mająca swoje dobre i złe strony. Podobno nieszczęście zrówna się z ilością szczęścia. Podobno dobre przezwycięży złe. Podobno miłość wygrywa z niemożliwym.
To jednak nie jest prawdą. Prawdą jest to, że na każdym kroku człowiek jest wystawiany na bolesne próby, obelgi, zwątpienia, nienawiść, krytykę, krzywdę. To jest prawdziwe życie. Szary, złudny świat, szukający najmniejszej dziury w tarczy nadziei, aby móc się przedrzeć i doszczętnie zniszczyć to, co najlepszego pozostało. By odebrać ostatnią iskierkę nadziei, ostatni oddech, ostatnie spojrzenie.
Teraz patrząc na zapłakane twarze przyjaciół, zdaję sobie sprawę, że nie mieliśmy szans z tym wygrać. Nie potrafiliśmy stawić czoła losowi, chociaż tak bardzo tego pragnęliśmy. I chociaż wieczna miłość w obiecanej przyszłości, która w jednym momencie się rozpadła... zostało nam jedno. Wspomnienia. Wspomnienia najpiękniejsze, które zapadły głęboko w skrzynię świadomości, zamknięte na cztery spusty, niemożliwe do skradzenia. Wspomnienia obarczone prawdziwymi zdarzeniami, bez odrobiny uronień. Czyste fakty, wręcz nieprawdopodobne. Komu by nie opowiedzieć, nikt by nie uwierzył. A chociaż dla nas tak bardzo codzienne. Ból sprawia świadomość tego, że nie doceniało się tych krótkich, jakże pięknych chwil. Nie doceniało się ich wyrazu, ich uczucia i czystej miłości płynącej prosto z serca. Nie doceniało się krótkich spojrzeń, nieśmiałych uśmiechów, pocałunków niesionych euforią pożądania czy chociażby uczciwych objęć. Te krótkie momenty, krótkie zdarzenia, przebijające się przez mgłę tworzą, historię naszego życia, którą uświadamiamy sobie dopiero pod koniec. Dopiero w momencie, kiedy wiadome jest, że już się nie powtórzą. Dopiero wtedy człowiek tęskni za tym, co było. A złość spowodowana tak odległym od rzeczywistości obrazem sprawia, że popada się w rozpaczliwą paranoję. Kiedy patrząc na zmizerniałą twarz chłopaka, któremu zdecydowałam się kilka miesięcy temu powierzyć całe moje życie, za którym byłam gotowa wskoczyć w ogień, który znaczył dla mnie więcej, niż wszystko.. To rozbija mnie na kawałki, tak drobne, że aż niemożliwe do zebrania. I choć nie wiem jak bardzo będę sobie obiecywała, że będę silna aż do samego końca, to za każdym razem, patrząc w jego oczy, które już dawno się poddały, nie potrafię. A świadomość, że już niedługo jego policzek tak przyjemnie ciepły, zamieni w lodowaty siniec.. 


***

Minęło 10 dni. Zdarzają mi się urywki w pamięci, przewidzenia. Nie wiem, co się dzieje. Budzę się w śnie, wychodząc ze snu. Po chwili widzę ciemną postać odwróconą do mnie przodem. Jedynie oczy zdradzają jego tożsamość. Ciemne, niczym gorzka czekolada przeszywają mnie na wskroś. To spojrzenie przepełnione bólem, skruchą.
Spojrzenie, które mówi: "Żegnaj".
- Sophie, Sophie obudź się. - niewyraźny szum dobiegł moich uszu. - Cii, to tylko zły sen. - ujrzałam twarz przyjaciółki, która z zatroskaną miną, pod którą krył się niesłychany ból patrzyła na mnie uspokajająco.
- Nie, Martha. To nie jest sen. To brutalna rzeczywistość. - odpowiedziała mi jedynie ciszą. 



Jak co dzień pojechaliśmy do Zayn'a. Jak co dzień wychodziłam z sali, żeby móc skulić nogi w kącie i rozpłakać się na dobre. Nie chciałam przed nim tego okazywać, wiedziałam jak cierpi. Z dnia na dzień mizerniał i przybierał bledszy odcień. Włosy wypadały mu pęczkami, a brwi i rzęsy robiły się coraz bardziej skąpe. Zaczerwienione oczy i spierzchnięte usta w lekkim grymasie. Zmienił się nie do poznania w ciągu zaledwie kilku dni. Jego skóra stawała się przezroczysta, ukazując grube żyły. Większość czasu przesypiał. Rozmowy z nim trwały maksymalnie dwadzieścia minut, a i tak siedziałam z nim do późnego popołudnia. Nie chciałam go zostawić. Nie chciałam, żeby przechodził przez to sam. Żeby jego ostatnie spojrzenie napotkało na swojej drodze pustkę, zamiast osobę bliską jego sercu. Jego chłodne dłonie trzymały mnie w słabym uścisku. Nie czuć było od niego ani papierosów, ani zapachu perfum. Jego skóra przesiąknięta była zapachem leków i szpitala.
Zamglone, przymknięte oczy, skupione w jednym miejscu. Nieruchome ciało od pasa w dół. Nie miał siły nawet wstawać. Wszystko sprawiało mu olbrzymi ból. Momentami odmawiał jedzenia.
Moje serce wykrwawiało się z sekundy na sekundę, nie dawałam rady karmić go łyżeczką, widząc, że już nie ma siły przełykać. Dzielnie walczyłam ze łzami, które kumulowały się pod moimi powiekami.
Ciche szepty Zayn'a, podtrzymywały mnie na duchu. 

Cały świat już wiedział. Tłumy fanów z transparentami zbierały się pod szpitalem, tworzono akcje mające na celu niesienie wsparcia Zayn'owi. Płaczące dziewczyny, robiące szum w internecie, przygnębieni reporterzy, załamani bliscy, tłumy nucące piosenki zespołu, pogrążone w smutku, jednak w żadnym stopniu nieporównywalnym do mojego.
- Kochanie... - wyszeptał chłopak. Spojrzałam na niego czule, gładząc delikatną dłoń. - Pamiętasz, jak mówiłem, że będę Cię zawsze kochał? - spytał.
- Tak Zayn, pamiętam. - powiedziałam, tłumiąc łzy. Chłopak wziął świszczący oddech. - Obiecaj mi, że nigdy o tym nie zapomnisz. - podniósł wzrok i utkwił zamglone, blado brązowe spojrzenie w moich oczach.
- Obiecuję.. - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Zayn posłał mi zmęczony uśmiech i przymknął powieki. Doszedł mnie jego miarowy, płytki oddech. - Dobranoc skarbie. - cmoknęłam delikatnie jego czoło, kładąc głowę przy jego torsie.

Szłam ulicą pogrążona w bolesnych myślach. Nie chciałam wracać do domu, gdzie musiałabym zmierzyć się ze spojrzeniami jego rodziny, przyjaciół.. Chciałam być sama. Choć to tak okrutne. Skierowałam się na Tower Bridge. Ruch na moście był niewielki. Wspięłam się na balustradę, ostrożnie stawiając trampki na metalowej rampie. Spojrzałam przed siebie, błądząc wzrokiem za nurtem Tamizy. Zimny wiatr okalał moją skórę, rozwiewając włosy. To takie proste, zakończyć wszystkie cierpienia. Wystarczy jeden krok w przód, a wszystko mija. Cała rozpacz, cały smutek... Ulatnia się. Tak niewiele trzeba... Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi tego zrobić. Chociażby nie wiem co, nie mogę zostawić moich przyjaciół samych. Chociaż Zayn zabierze ze sobą połowę mojej duszy i nic już nie będzie takie samo... Musimy pomóc sobie nawzajem wyjść z tego i na nowo stanąć na nogach. Chociaż to brzmi tak nieprawdopodobnie, a jednak...
- Ej, złaź stamtąd! Nie rób tego! - doszedł mnie głos mężczyzny. Odwróciłam się powoli i zeskoczyłam z balustrady.
- Spokojnie, - przetarłam łzy rękawem bluzy - Tylko rozmyślałam. - Facet z niedowierzaniem kiwnął głową i wsiadł z powrotem do samochodu.
Wróciłam do domu, gdzie jak się spodziewałam zastałam umarłą atmosferę.
- Martwiliśmy się. - usłyszałam głos przyjaciółki, która po chwili rzuciła mi się w ramiona. - Nic mi nie jest. - powiedziałam beznamiętnie, kierując się w stronę pokoju Malik'a.
Przejechałam palcem po albumie, który przeglądałam każdej nocy. Były w nich chronologicznie ułożone wszystkie zdjęcia z naszego wspólnego życia. Zdjęcia z kina, z koncertu, a nawet zdjęcie, kiedy leżałam na środku jezdni w kałuży rozbitych jajek, śmiejąc się w najlepsze. Nasze wspólne wakacje, trasa koncertowa, wypady na imprezy, spacery, sposoby spędzanie wolnego czasu.. Wszystko uwiecznione na fotografiach. Jedyne, co pozostanie na zawsze. Wspomnienia.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Fanki obstawiły nasz dom, twitter huczy, w każdych wiadomościach Zayn na pierwszym miejscu.. Twoi rodzice dzwonili. - ta ostatnia informacja bardzo mi nie zdziwiła.
Nie chciałam z nimi rozmawiać... już od kilku miesięcy.
- Zadzwoń do nich, proszę. - powiedziała, siadając po turecku na moim łóżku. Chwyciłam niepewnie telefon do rąk i wykręciłam numer do taty. Po paru sygnałach odebrał. Zapadła niezręczna cisza. Wzięłam głęboki oddech i odezwałam się pierwsza.
- Cześć tato.
- Sophie? - jego głos był tak niedowierzający, że aż znów zachciało mi się płakać. Jak mogłam go tak zaniedbać?! Mojego największego przyjaciela, człowieka, który dał mi życie, robił dla mnie wszystko, żebym była szczęśliwa...
- Wybacz mi, tato. - rozpłakałam się, upadając na kolana. - Wybacz mi. Wybacz mi, że tak Ciebie potraktowałam. Jestem okropną córką. Tak Ci się odpłaciłam za wszystko, Boże.. Tato wybacz mi. Kocham Cię nad życie i nie chcę Ciebie stracić, błagam...
- Ciii, córeczko. Sophie, każdy z nas popełnia błędy. Jeden trochę większe, drugi trochę mniejsze. Najważniejsze jest, żeby w pewnym momencie zrozumieć, co się źle robiło i spróbować to naprawić, tak jak Ty teraz, dzwoniąc do mnie. Jesteś moją jedyną córką, kocham Cię nad życie. Tęsknię za Tobą każdego dnia, myślę o Tobie cały czas.. Nie mogłem ścierpieć, że tak łatwo o mnie zapomniałaś..
- Nigdy tato, przenigdy.. - dławiłam się łzami, ledwo wypowiadając słowa.
- Wybaczam Ci skarbie. Wybaczam Ci, bo ja też popełniałem błędy, za które Ty musiałaś słono płacić. Dziękuję, że dałaś mi tę lekcję. Dzięki temu dotarło do mnie, co robiłem nie tak.
- Kocham Cię tato.
- Kocham Cię skarbie - jego głos załamał się. - Jest mi potwornie przykro po tym, czego się dowiedziałem.. Ty i Zayn jesteście dla siebie stworzeni. - z mojego gardła wydobył się jęk rozpaczy. - Wiedziałem o większości rzeczy, a to dlatego, że rozmawiałem z Twoją przyjaciółką. Opowiadała mi co i jak i za każdym razem powtarzała, że nadejdzie ten moment, kiedy w końcu zadzwonisz. I miała rację. 

- Jak to? - Zdziwiłam się. - Byłeś.. byłeś przez ten cały czas w kontakcie z Marthą? - spojrzałam z niedowierzaniem na przyjaciółkę, ta kiwnęła lekko głową.
- Tak skarbie, cały czas. - nastała cisza w słuchawce. - Kochanie,pamiętaj, że miłość nigdy, ale to przenigdy nie umiera. Jesteś jeszcze młoda.. Zayn na pewno nie chciałby, żebyś do końca była sama. - Nie chciałam tego słuchać.
- Tato przestań, błagam. - powiedziałam smutno. - Moje serce należy tylko do niego.. I on zabierze je ze sobą.. - przełknęłam ślinę - do nieba.
Po kilku minutach rozłączyłam się, czując dziwną ulgę na sercu. Spojrzałam na przyjaciółkę, po czym usiadłam obok niej na łóżku. Spojrzała mi prosto w oczy, chwytając mnie za ręce.
- Pamiętasz, jak byłyśmy w mniejsze i wydurniałyśmy się na deptaku latając za chodzącą maskotką? Albo jak pojechałyśmy końmi do lasu, a potem uciekałyśmy przed krowami? Albo jak wyplułaś Colę nosem, lub stoczyłyśmy bitwę na kości od kurczaka w kinie? - uśmiechnęłam się lekko na te wspomnienia. - Będę z Tobą, od zawsze, na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj. Razem będziemy kiedyś babciami łażącymi o kulach i narzekającymi na ból pleców, a przy tym będziemy wspominać chwile z życia. Stare, spróchniałe, o sztucznych szczękach.
Nie opuszczę Cię nigdy. Bóg dał mi Ciebie kilka lat temu po to, żebym już nigdy nie była sama. Dlatego nigdy Cię nie zostawię. Kocham Cię - po tych słowach przytuliła mnie mocno. - A tutaj. - przyłożyła rękę do mojego serca. - Tutaj będzie on. Zawsze przy Tobie. Będzie nad Tobą cały czas czuwał, doglądał, i darzył miłością zza światów.
Pozostanie na zawsze Twój. 




***
Wstawiłam jednak dzisiaj, ot tak ♥
Wow. Dawno nic nie pisałam, przepraszam.
Ważna informacja. Chociażby nie wiem co laski, nie przestawajcie odwiedzać bloga, ok? Jak zakończę, to wtedy napiszę oficjalną przemowę z podziękowaniem, ale to spokojnie.
Bądźcie ze mną Directioners, dla Was to wszystko robię :*


Sophie


7 komentarzy:

  1. Błagam, nie zabijaj go. Niech się stanie jakiś cholerny cud, tylko nie odbieraj Zayn'a Sophie... Proszę. Bo załamie się wspólnie z nią. Już teraz pęka mi serce, kiedy czytam jak bardzo źle jest z nią. Oszczędź go, proszę. Każdy zasługuje na 2 szansę, zwłaszcza Zayn.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko go nie uśmiercaj musi być szczęśliwe zakończenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezusie.. ;o Nie mogłam nic przeczytać, ponieważ w połowie rozdziału tak mi leciały łzy, że nic nie widziałam. ;c Pamiętasz jak ostatnio pisałaś, że tak tego nie zostawisz.? Trzymam Cię za słowo.! Mam nadzieję, że coś wykombinujesz.. A jeśli nie. No to cóż. Będziemy musiały się z tym pogodzić. W końcu to Twoje opowiadanie i Ty decydujesz o tym co się będzie działo. c: Cieszę się też, że Sophie postanowiła zadzwonić do Taty. I mam nadzieję, że On też pomoże się jej pozbierać. A to jak opisałaś Zayn'a podczas choroby. Jego wygląd.. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Po prostu. Nie mogłam.. Nie potrafię. ;c
    Czekam na następny rozdział.! :c

    Pozdraawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sznurówka, jeśli ja coś obiecam, to zawsze dotrzymuję słowa :*

      Usuń
  4. aż się popłakałam...boże nie wierze, że on odejdzie, on nie może odejść!! ale rozumiem, że już zadecydowałaś ...mimo wszystko chciałabym, żebyś dalej ciągnęła tego bloga :))

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku nie zabijaj go ;c i kończ bloga bo się zabije xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurwa mać rycze od 20 min jak pojebana i nie mogę przestac a jak na chwile przestałam czytac i przy okazji przestałam ryczeć to jak zaczełam to oczywiście rozmowa Sophie z jej Tatą DRAMAT !!!!!!
    czytam tego bloga i całe czasy rycze no nie.. nie kiedy się śmiałam nie powiem że nie...
    Prosze cię nie uśmiercaj do !!!!!!!
    pozdronienia / marchewkowy potwór

    OdpowiedzUsuń